„Znudziła mnie rola matki, więc porzuciłam męża i syna. Wiodę życie bez zobowiązań, ale czy było warto?”

młoda kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Wiem, że wszyscy potępiają to, co zrobiłam. Dla nich wolę balować niż opiekować się własnym dzieckiem. Ale to wcale nie jest tak. Czuję, że gdybym tego nie zrobiła, już na zawsze pozostałabym umęczoną matką, która poświęciła swoje życie. A ja nie chcę być cierpiętnicą”.
/ 30.11.2024 07:15
młoda kobieta fot. Getty Images, Westend61

Doskonale widzę te potępiające spojrzenia, gdy przyjeżdżam do swojej rodzinnej wsi odwiedzić Sebastianka. Wszyscy sąsiedzi teściów patrzą na mnie niczym na jakąś zbrodniarkę. A przecież nie zrobiłam niczego złego. Chciałam tylko żyć pełnią życia i być szczęśliwa

. Żaden sąd za to by mnie nie skazał. Oni jednak wiedzą lepiej. Dla nich jestem wyrodną matką, która woli bujać się w stolicy niż grzecznie siedzieć w domku teściów, gotować obiadki, pomagać w obejściu, wspierać ciężko pracującego w gospodarstwie męża i znosić fochy jego rodziny.

Powinnam się poświęcić

Dla nich wszystkich takie życie jest normalne. Kobieta powinna zostać matką i skupić się na dzieciach. Ważne, żeby nie była leniwa, miała zadbany ogródek tuż przy drodze i w niedzielę chodziła grzecznie do kościoła. Dla mnie taka codzienność była jednak nie do zniesienia.

– Jak ci ludzie w ogóle wytrzymują takie życie? Ich jedyną rozrywką jest wyjazd do supermarketu w pobliskim miasteczku albo na targ, niedzielne wyjście do kościoła, czasami spacer. Ale tylko z dziećmi. Inaczej to już nie, bo kto to widział tak chodzić po próżnicy – przedrzeźniałam słowa miejscowych kumoszek, a moja przyjaciółka z technikum robiła wielkie oczy.

– Daj spokój, Sandra. Mówisz jakbyś trafiła na zesłanie.  Dziewczyno, jest dwudziesty pierwszy wiek i nikt już nie siedzi całymi dniami w chałupie skubiąc gęsi, drąc pierze i ubijając własnoręcznie masło ze śmietany prosto od krowy – Karolina zaczęła się śmiać, ale mnie wcale nie było do śmiechu.

– Tutaj siedzi. Może nie ubijając masło, bo większość ludzi pozbyła się już krów, a ci, którzy je mają, oddają mleko do skupów i doją elektrycznymi dojarkami. Ale poza tym niewiele się zmieniło. Chcesz rozrywki? To musisz poczekać na coroczny odpust, Sylwestra lub Andrzejki, gdy organizowane są zabawy w remizie. Poza tym jedna wielka nuda.

Karola poznałam na dyskotece

Do Karola przeprowadziłam się po szybkim ślubie. Miałam zaledwie osiemnaście lat i chodziłam do maturalnej klasy. Swojego chłopaka poznałam na dyskotece w miasteczku oddalanym stąd o około trzydzieści kilometrów. Wysoki szatyn z muskularną sylwetką i w całkiem dobrym samochodzie zrobił na mnie wrażenie.

Zaczęliśmy się spotykać. On skończył technikum rolnicze i prowadził duże gospodarstwo razem z rodzicami. Ja chodziłam do technikum ekonomicznego. Nie byłam szczególnie wybitną uczennicą, ale sobie radziłam. Wrodzony spryt i świetne kontakty z ludźmi pozwalały mi zawsze spisać pracę domową i zakręcić nauczycieli tak, że zaliczałam sprawdzian nawet wtedy, gdy się do niego nie przygotowałam.

Po szkole planowałam jechać do dużego miasta na studia. Rodzice obiecali, że dorzucą mi się do utrzymania. Chciałam posmakować słynnego studenckiego życia. Starsze koleżanki dużo opowiadały mi o imprezach w klubach studenckich, szalonych baletach w akademiku, koncertach, wyjściach do pubów, umawianiu się na randki w eleganckich kawiarniach i dobrych restauracjach.

U nas nie było zbyt dużo rozrywek. W małym miasteczku była jedna dyskoteka, która działała tylko w soboty, niewielka galeria handlowa, kilka barów o wątpliwej renomie i pizzeria, w której spotykała się cała miejscowa młodzież. Marzyło mi się coś innego. Chciałam zasmakować wielkomiejskiego życia. Bawić się, poznawać nowych ludzi, umawiać na randki z fajnymi facetami, podróżować.

Teściowie kazali nam brać ślub

Niestety marzenia sobie, a los sobie. Zaledwie po kilku miesiącach znajomości okazało się, że jestem w ciąży. Wiem, że byłam nieodpowiedzialna. Ale niech rzuci kamieniem ktoś, kto nie był młody i nie wie, jak to jest, gdy hormony w człowieku szaleją. W Karolu byłam bardzo zakochana. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało, bo teraz doskonale wiem, że w ogóle do siebie nie pasowaliśmy.

On jest o całe siedem lat starszy ode mnie i miał zupełnie inne plany na życie. Z uporem maniaka rozwijał to gospodarstwo rodziców, każdą złotówkę inwestował w nowy sprzęt rolniczy, dokupowanie gruntów, modernizację. Ale wcześniej zupełnie nie zwróciłam na to uwagi.

Gdy mój chłopak dowiedział się o ciąży, był równie przerażony jak ja. A może nawet bardziej, dlatego pobiegł do swojej matki. I to właśnie przyszła teściowa wzięła sprawy w swoje ręce. Szybko dogadała się z moimi rodzicami, że skoro wnuk w drodze, to trzeba dawać na zapowiedzi.

– Wiem, że Sandra jeszcze się uczy i to trochę za wcześnie na dorosłe życie. Ale cóż poradzić, krew nie woda, jak to się mówi. Teraz to już nie czas na lamenty. Trzeba sprawę rozwiązać, żeby ludzie niepotrzebnie nie wzięli nas na języki – przekonywała moją matkę, a ta kiwała głową.

Chyba była zadowolona, że to ktoś inny weźmie za mnie na siebie odpowiedzialność. Ja miałam jeszcze dwie młodsze siostry, mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu w bloku i nie było raczej miejsca na kolejnego członka rodziny. Ona pracowała w sklepie na zmiany i nie miała ani czasu, ani sił i chęci, żeby zabierać się za niańczenie wnuka. Propozycja przyszłej teściowej spadła jej więc jak z nieba.

Matka Karola zaproponowała, żebyśmy zamieszkali u nich.

– Mamy wolną górę, bo moja starsza córka właśnie wyprowadziła się z mężem do własnego domu. Pokój z aneksem kuchennym i łazienką na początek wystarczy dla trojga. Ja pomogę przy dziecku, a Sandra będzie mogła dokończyć szkołę. Ciąża ciążą, ale matura ważna rzecz – zakończyła swój wywód, a moja matka ochoczo przystała na jej propozycję.

Życie z mężem było do bólu nudne

Teściowie zorganizowali szybkie wesele, a potem przeprowadziłam się do nich. Zupełnie jednak nie odnalazłam się w nowej roli. Maturę udało mi się zdać jeszcze przed porodem. Odebrałam więc świadectwo i na dobre utknęłam z małym dzieckiem pod czujnym okiem teściowej. Nie będę okłamywać, że nie pasowało mi moje nowe życie.

Karol wciąż był zajęty pracą w gospodarstwie. Zaciągał właśnie duży kredyt na budowę obory i planował wziąć się za hodowlę bydła mięsnego.

– To dla nas ogromna szansa. Niedawno dokupiłem łąki. Wiesz, tam za tym lasem koło domu starego Antoniego. Teraz z samej uprawy ciężko wyżyć. Ceny pszenicy i rzepaku spadają, a nawozy i ropa cały czas drożeją. Nie wiadomo, co będzie dalej. Warto mieć też inne źródło dochodu – opowiadał mi podekscytowany wieczorami, a ja zastanawiałam się, co wcześniej widziałam w tym chłopaku.

Byłam przemęczona opieką nad niemowlakiem. Znudzona kolejnymi dniami upływającymi mi na wciąż tych samych czynnościach. Do tego cały czas czułam na sobie wzrok teściowej i praktycznie nie miałam żadnej odskoczni. Nie miałam prawa jazdy, dlatego byłam skazana na siedzenie w domu. Nie mogłam przecież zapakować dziecka w wózek i tłuc się do miasta busem.

Zresztą, moja dawna paczka powoli się rozpadała. Przyjaciółki powyjeżdżały na studia lub za granicę, miały swoje nowe życia i własne sprawy. Obserwowałam je na Facebooku i miałam niemal łzy w oczach. Dziewczyny wciąż wstawiały zdjęcia z kolejnych imprez, podróży, wyjść, fajnych miejsca. Miałam wrażenie, że tylko ja utknęłam w chłopskiej chałupie. Niczym ta Jagna przy Borynie. I to nic, że mój własny Boryna był znacznie młodszy i nawet całkiem przystojny. Czułam się równie nieszczęśliwa.

Tak minęły mi kolejne trzy lata. Czasami próbowałam namówić Karola na zostawienie Sebastiana z babcią i jakiś wypad do miasta. Ale mój mąż nie miał ochoty na takie wyjazdy.

– Daj spokój, Sandra. Cały tydzień mam robotę, wieczorami padam na pysk, a ty chcesz mnie ciągać w sobotę po dyskotekach? To już nie czas na takie życie. Przyjedzie Monika z mężem, to możemy zrobić grilla albo nawet ognisko – dla niego rodzinne spotkania były szczytem rozrywki, a ja już nie mogłam znieść takiego życia.

Miałam dość swojej codzienności

I tak ma być już zawsze? Teraz mam urodzić kolejne dziecko i już na dobre wsiąknąć w tą nudną wiejską atmosferę? Myśleć tylko o zbiorach i tych mężowskich krowach, szarpać się z kredytami, męczyć się w żniwa i wciąż siedzieć w domu? Czułam, że zmarnowałam swoją szansę.

– Młodość przecieka mi przez palce – próbowałam żalić się matce, ale ona niczego nie rozumiała.

– Dziecko, na tym właśnie polega dorosłe życie. Masz ładny dom, stabilny dochód, zdrowego synka, pracowitego męża, wsparcie teściowej. Czego ty jeszcze chcesz? Chcesz być samotną matką i szarpać się o każdą złotówkę?

U matki nie znalazłam więc żadnego wsparcia. Dopiero wizyta Karoliny dała mi nadzieję na zmianę. Przyjaciółka pracowała jako barmanka w dużym pubie w stolicy, wynajmowała mieszkanie na spółkę z drugą dziewczyną i studiowała zaocznie.

– Na uczelni mamy luz, a praca jest spoko. Pensja może nie najwyższa, ale naprawdę dużo wyciągam z napiwków. Poza tym, przez nasz pub przewijają się świetni ludzie. Niedawno poznałam Huberta, który jest prezesem w dużej firmie. Może nawet będzie z tego coś poważniejszego – opowiadała mi, a ja zaczęłam jej zazdrościć tej beztroski i kolorowego życia.

W końcu podjęłam decyzję, za którą cała rodzina mnie wyklęła. Doskonale wiedziałam jednak, że to moja ostatnia szansa na zmianę.

– Jak nie teraz, to już nigdy nie wyrwę się z tego kieratu – tłumaczyłam przyjaciółce, chociaż wiedziałam, że akurat ona mnie popiera.

Zostawiłam dziecko mężowi i wyjechałam do dużego miasta
Tak, wyjechałam do Warszawy. Syna zostawiłam pod opieką Karola i troskliwej teściowej. Doskonale wiem, że przy nich dziecku nie stanie się krzywda. Sama zaś zaczęłam nowe życie. Zaczepiłam się do pracy w tym samym pubie, co Karolina i wreszcie czuję, że moje życie nabrało rumieńców.

Czasami zastanawiam się, czy ta decyzja była dobra. Szybko jednak porzucam złe myśli. Doskonale wiem, że jestem za młoda na matkę i kochającą żonkę gotującą mężusiowi obiadki. Chcę jeszcze nieco pożyć. Teraz pracuję, spotykam się ze znajomymi, chodzę na szalone randki i jestem naprawdę szczęśliwa.

Wiem, że wszyscy potępiają to, co zrobiłam. Dla nich wolę balować niż opiekować się własnym dzieckiem. Ale to wcale nie jest tak. Na co dzień dobrze się bawię, ale przecież czasami odwiedzam Sebastiana i przywożę mu prezenty. Czuję, że gdybym tego nie zrobiła, już na zawsze pozostałabym umęczoną matką, która poświęciła swoje życie dla dziecka. A ja nie chcę być cierpiętnicą w imię tego, co ludzie powiedzą. W końcu każdy zasługuje, żeby mieć takie życie, o jakim marzył.

Sandra, 21 lat

Czytaj także:
„Plan przejęcia spadku był idealny, ale duża kasa przeszła obok. Niesmak pozostanie, bo nie wytrzymałam napięcia”
„Zdradzałem żonę, gdy spała obok mnie. Domyśliła się, bo pewnej nocy zrobiłem coś godnego naiwnego idioty”
„Już teraz wiem, ile znaczyłam dla moich dzieci. Razem z oszczędnościami życia, straciłam też rodzinę”

Redakcja poleca

REKLAMA