„Zachłanna baba po 10 latach związku rzuciła mnie dla kasiastego dewelopera. Zachciało jej się jeździć Porsche na stare lata”

Mąż nie chciał iść na pogrzeb swojego ojca fot. Adobe Stock, Soloviova Liudmyla
„Nie zastanawiałem się ani chwili. Wymknąłem się z apartamentu i chwilę później stałem pod właściwymi drzwiami. Zapukałem. Cisza. Nacisnąłem na klamkę i wszedłem. Jako dżentelmen mogę tylko powiedzieć, że Agata jest naprawdę bardzo wysportowana… Szybko zweryfikowałem swoje plany urlopowe”.
/ 11.03.2023 22:00
Mąż nie chciał iść na pogrzeb swojego ojca fot. Adobe Stock, Soloviova Liudmyla

To miał być taki sam wyjazd jak co roku od kilkunastu lat. Ci sami znajomi, ta sama stacja narciarska, ten sam termin…Na tych naszych wyjazdach narciarstwo jest najmniej ważne. Taki drobny dodatek do obżarstwa, pijaństwa i lenistwa. Był nawet moment, że miałem chęć tym razem się wykręcić. Na myśl o tym, że będę znowu będę słuchać irytującego chichotu Kryśki i tych samych dowcipów Tadeusza, robiło mi się niedobrze. Do wyjazdu zmobilizował mnie Krzysztof.

Nagadał mi od starych dziadów i wapniaków

– Wolisz spędzić urlop na kanapie? Z pilotem w ręce? To już chyba to nasze emeryckie narciarstwo jest lepsze!

Do pensjonatu dotarliśmy po 23. Niby wszyscy mówili, że są zmęczeni i idą spać, ale impreza trwała do 2 w nocy. Obudziłem się o 10 i zwlokłem się do kuchni. Najwyraźniej nikt jeszcze nie wstał. Zaparzyłem kawę i czekałem. Towarzystwo zaczęło się schodzić koło 11. Na stok dotarliśmy w południe. Zanim kupiliśmy karnety i wjechaliśmy na górę, część ekipy uznała, że już pora napić się piwa w barze.

– Nie no, ja zjadę kilka razy i do was dołączę – zdecydowałem.

Trochę jednak na tych nartach chciałem pojeździć. A i szkoda karnetu za 200 euro marnować na picie piwa. Zjechałem jedną trasą, potem drugą. Z wyciągu zobaczyłem, że na stoku po lewej trenuje jakaś grupa. Nigdy z bliska nie widziałem treningu slalomu, więc postanowiłem popatrzeć. Stanąłem trochę powyżej mety. W grupie były kobiety i mężczyźni, z daleka po sylwetkach i tym jak jeździli, oceniłem, że to studenci. Najpierw na trasę ruszyły panie. Dziewczyny zwijały się między tyczkami, aż miło było popatrzeć. Pomyślałem, że fajnie byłoby spróbować takiej jazdy. Ale to już chyba w następnym wcieleniu. Nie te lata… Z zadumy wyrwał mnie trzask. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że dziewczyna w zielonej kurtce zahaczyła o tyczkę i sunie w dół prosto na mnie. Rozpaczliwie machała rękami i nogami i wyraźnie nie mogła się zatrzymać. Rzuciłem się w jej stronę szczupakiem. Udało mi się złapać ją w pół. Dziewczyna przeklęła – po polsku! – i zaczęła się otrzepywać ze śniegu. Ruszyłem w górę, by przynieść jej zgubioną nartę. Gdy wróciłem, dziewczyna zdjęła gogle i kask, i masowała sobie szyje. Podniosła głowę i ze zdziwieniem zobaczyłem, że ta studentka to jest tak na oko niewiele młodsza ode mnie! Zatkało mnie.

– Bardzo panu dziękuję. Inaczej bym się zatrzymała na tej budce wyciągowego – powiedziała po angielsku.

– Klnie pani po polsku, więc chyba i rozmawiać możemy w tym języku – odezwałem się w końcu.

– No proszę. Jak dżentelmen, to musi być Polak – uśmiechnęła się.

Może nie była studentką, ale uśmiech miała piękny.

– Wszystko dobrze? – z góry przyjechał kolega mojej „studentki”.

Wysoki, barczysty, ale też najpewniej w wieku 50 plus

Zacząłem się śmiać. Narciarze spojrzeli na mnie zdziwieni.

– Przepraszam – zacząłem się tłumaczyć. – Ale tak na was patrzyłem z dołu i myślałem sobie, że to jakaś fajna młodzież trenuje, pewnie studencka. A tymczasem widzę, że państwo to taka trochę starsza młodzież. Naprawdę szacunek. Pięknie jeździcie.

Oboje mieli na szczęście poczucie humoru i żadne się nie obraziło.

– No jasne, studenci, z uniwersytetu III wieku – zażartował mężczyzna.

Kobieta podopinała narty i oboje zjechali na dół. Ja odnalazłem swoje towarzystwo. Po południu pojeździliśmy razem. Po kolacji wyszedłem z apartamentu po coś do auta. Na parkingu poślizgnąłem się i już prawie lądowałem na ziemi, gdy ktoś złapał mnie za łokieć.

– To pani? – wybąkałem zdziwiony.

Spod kolorowej czapki patrzyła na mnie narciarka ze slalomu.

– No ja, tak chodzę za panem i czekam na szansę na rewanż. Wreszcie się udało – zażartowała.

Okazało się, że jej ekipa mieszka w tym samym pensjonacie co my.

– Zaraz mamy zebranie w świetlicy. Najpierw będziemy oglądać nagrania z dzisiejszego treningu, a potem impreza. Wpadajcie! – zaproponowała nowa znajoma. – A! Agata jestem.

– Jerzy.

Większość mojego towarzystwa wieczorem nie miała już ochoty na wyjście. Ale wyciągnąłem na dół Krzysztofa. W świetlicy ciągle trwała analiza treningu. Zacząłem się przyglądać. Grupa składała się z kilkunastu osób w wieku tak około 40–65 lat. Choć wyjazd na igrzyska raczej nie był ich celem, z wielkim skupieniem oglądali nagrania i słuchali uwag trenera. Krzysztof się kpiąco uśmiechał i mruczał pod nosem „starzy, a głupi”, ale mnie się podobało!

Zebranie się skończyło

Uczestnicy powstawali z foteli, na stolikach pojawiły się flaszki.

– O, przyszedłeś – Agata zaczęła mi mówić na „ty”. – Fajnie. Impreza zaraz się rozkręci. Pewnie będą i tańce.

Rzeczywiście. Jakieś pół godziny później stoły i fotele odjechały pod ściany. A na środku przy muzyce z wieży zaczęły pląsać pierwsze pary.

Panie proszą panów – usłyszałem nagle głos Agaty tuż za sobą i zostałem wypchnięty na środek.

Nigdy nie byłem wielkim tancerzem, ale nie miałem wyjścia. Obejrzałem się na Krzysztofa i zobaczyłem tylko jego podniesiony w górę kciuk. Tego wieczoru już go nie zobaczyłem. Chwilę później na parkiet wyciągnęła go wysoka blondynka… Nie miałem czasu się martwić o kolegę, bo całą moją uwagę skupiła na sobie Agata. Przez kolejne trzy godziny tańczyliśmy, piliśmy i rozmawialiśmy.

– Żeby tak jeździć jak ty po tych slalomach, to pewnie trzeba trenować od dziecka? – dopytywałem.

– No, większość z nas rzeczywiście zaczęła trenować w dzieciństwie, i jakoś nie może skończyć. Ale ja zaczęłam, jak miałam 40 lat. Koleżanka wyciągnęła mnie na wyjazd z tym klubem i nagle się okazało, że to jest to! Od tamtej pory na takich zwykłych wyjazdach bez tyczek zaczęłam się nudzić. I wsiąkłam. Jeżdżę na kilka takich obozów w roku. Mówię ci, wielka frajda.

Rano obudziłem się z bólem głowy. Spojrzałem na zegarek. 7 rano. Już chciałem się odwrócić na drugi bok i iść spać, gdy zauważyłem, że mam jakiegoś SMS-a. „Przypominam, że trening zaczynamy o 9. Czekam. Agata”. Rany. Uświadomiłem sobie, że po kilku whisky obiecałem Agacie, że do nich dołączę. Głupio było się teraz wycofać. I wyjść na mięczaka. Z trudem zwlokłem się z łóżka. Łyknąłem dwa nurofeny, wypiłem kawę. Pół godziny później uznałem, że dam radę. Napisałem do znajomych kartkę, że poszedłem na narty, i że zobaczymy się później. Skoro już wstałem wcześnie, to szkoda się poddawać.

No brawo. Pierwszy krok zrobiłeś. Wstałeś – Wojtek, trener i szef klubu zarazem, huknął mnie na powitanie w plecy, aż mi dech zaparło.

Uśmiechnąłem się krzywo. Agata była subtelniejsza. Cmoknęła mnie w policzek i szeroko się uśmiechnęła. Wjechaliśmy na górę. Dopiąłem buty i już chciałem się odepchnąć i pomknąć w dół, gdy zobaczyłem, że pozostali zdejmują narty. Ustawili się w kółeczku i zaczęli rozgrzewkę. Karnie razem z innymi przez 10 minut machałem rękami, nogami, zginałem się, kucałem i podskakiwałem.

Okej, wpinamy narty i wężykiem za mną – krzyknął Wojtek.

Pomknęliśmy w dół. W połowie stoku uciekli mi już tak daleko, że się zniechęciłem. Stanąłem i próbowałem złapać oddech.

„No dobra, próbowałeś – powiedziałem sam do siebie. – Widać to nie dla ciebie”.

Powoli dojechałem na dół. Wojtek czekał na mnie przy wyciągu.

– Patrzyłem na ciebie. Dobrze panujesz nad nartami. Jeździsz starą techniką, ale poprawnie. Do jeżdżenia po slalomie na razie cię nie namawiam, ale jak chcesz, możemy razem pojeździć. Postawię slalom, podłączę pomiar czasu i za godzinkę się spotkamy. Jak ci się spodoba, to po przerwie po południu będziemy doskonalić technikę.

Zgodziłem się. Jak już się zerwałem tak rano, to szkoda się było poddać. Pojechałem na chwilę do baru. Nie, nie na piwo. Wypiłem małą czarną i dużo wody. O umówionej godzinie stawiłem się przy slalomie moich nowych znajomych.

Do startu szykowała się akurat Agata

Chciałem do niej zagadać, ale była bardzo skupiona na swoim zadaniu. Dałem spokój.

– Gotowy? To jedziemy – za moimi plecami wyrósł Wojtek.

Następne półtorej godziny próbował pokazać mi, jak w pełni wykorzystać nowoczesne narty i zacząć skręcać na krawędziach. Parę razy miałem ochotę dać sobie spokój. Ale gdy w końcu udało mi się zrobić to, czego oczekiwał Wojtek, i wyciąłem pierwszy piękny skręt – poczułem to coś. Poczułem, że narty robią to, co chcę, i zrozumiałem, że chcę nauczyć się nad nimi naprawdę panować. Po lekcji odszukałem moich znajomych. Byli tam, gdzie się spodziewałem. W barze, z kuflami w rękach.

– O, idzie nasz wyczynowiec – zawołał Tadeusz, lekko już bełkocząc.

Zastanawiałem się, czy dziś w ogóle zjechał chociaż raz, czy od razu zaczął uprawiać narciarstwo barowe. Popołudniowe zajęcia z grupą były zabawne. Banda dojrzałych pań i panów wykonywała ćwiczenia jak w przedszkolu. Jazda „krakowiakiem” (jedna ręka na biodrze, druga w górze), samolociki (ręce szeroko na bok i staramy się dotknąć raz jedną raz drugą do śniegu). Były śmiechy i żarty, ale wszyscy ćwiczenia traktowali poważnie. Na koniec Wojtek mnie pochwalił:

– Naprawdę zaczynasz łapać, o co chodzi. Tych kilka ostatnich skrętów było bardzo obiecujących.

Nagle ktoś objął mnie w pasie. Agata.

No proszę, jeszcze zrobimy z ciebie narciarza! – szepnęła mi do ucha.

Wieczorem po klubowym zebraniu zaproponowała mi spacer. Na dworze było jak w bajce. Padał lekki śnieg. Księżyc świecił tak mocno, że było jasno jak w dzień. Nagle poczułem, że Agata wsuwa swoją dłoń w moją.

– Dobra. Karty na stół. Jestem rozwódką, mam dwie dorosłe córki. I z nikim się nie spotykam.

– Stary kawaler. Mam syna i wnuka. Mieszkają w innym mieście, ale mamy dobry kontakt. Siedem miesięcy temu rzuciła mnie po 10 latach partnerka. Wyszła za dewelopera. W prezencie ślubnym dostała porsche…

– Spoko. Mnie moja stara toyota w zupełności wystarcza – uśmiechnęła się Agata, po czym wspięła się na palce i pocałowała mnie w usta.

Zaskoczyła mnie

Straciłem równowagę i razem runęliśmy prosto w zaspę świeżego śniegu. Nagle puściły nam wszelkie hamulce. Tarzaliśmy się w śniegu, sypaliśmy sobie nim w twarze, jakbyśmy mieli po 10 lat. W końcu nie miałem już siły. Położyłem się na plecach i z trudem łapiąc oddech, zawołałem:

– Poddaję się!

Agata wielkodusznie przestała mnie atakować.

Przyjdziesz jutro na trening, prawda? – zapytała po chwili.

– Jasne. Może Wojtek nawet pozwoli mi spróbować zjechać po slalomie. Bardzo bym chciał.

– To idziemy spać. Musisz mieć siły – zdecydowała Agata, zerwała się i podała mi rękę.

Na dobranoc dostałem jeszcze jednego całusa. Następnego dnia znowu zerwałem się o 7 rano. Przy wyciągu byłem pierwszy. Potem rozgrzewka, kilka zjazdów na rozruszanie i stanąłem na starcie mojego pierwszego w życiu slalomu.

– Nie śpiesz się. Na razie chodzi o to, żebyś zrozumiał, jakim trzeba jechać torem. Na ściganie przyjdzie czas – tłumaczył Wojtek.

Ruszyłem. Na górze, gdzie było stromo, walczyłem o życie. Ale na dole na płaskim kilka razy udało mi się tak zakręcić, że poczułem, jak narty siła odśrodkowa przerzuca mi ze skrętu w skręt. To było naprawdę przyjemne uczucie. Zrozumiałem, że chcę wrócić na górę i spróbować raz jeszcze… i jeszcze. Byłem bardzo rozczarowany, gdy okazało się, że pora zwijać slalom. No ale takie były reguły gry. Wieczorem zobaczyłem się na nagraniu. Wyglądałem dość pokracznie, ale trener pochwalił mnie za walkę.

– Pierwsze koty za płoty. Zobaczysz, z każdym dniem będzie lepiej.

Do końca wyjazdu każdy dzień spędzałem już na treningu. A wieczory z Agatą. Dawno nie spotkałem kobiety, z którą by mi się tak dobrze rozmawiało! Moi znajomi machnęli na mnie ręką. Prawie ich nie widywałem. Ale gdy okazało się, że ostatniego dnia są zawody i Wojtek oświadczył mi, że nie ma wymówek i wszyscy startują, wszyscy z mojej grupy stawili się na stoku o 10 rano (!), żeby mi kibicować. Bardzo się stresowałem, że się przed nimi skompromituję. Byłem pewien, że zaraz po starcie wyłożę się jak długi i będą mieć temat do żartów przez rok.

Pojechałem bardzo ostrożnie

Dotarłem do mety, ale mój czas bardzo odstawał od czasów pozostałych. Przed drugim przejazdem dowiedziałem się, że w ostatecznej klasyfikacji liczy się lepszy czas, nie łączny. Czyli, że gdybym się postarał, to ciągle miałem szansę nie być ostatnim!

„Raz kozie śmierć” – pomyślałem i ruszyłem.

Pędziłem w dół na złamanie karku. Jak udało mi się utrzymać do końca równowagę, sam nie wiem. Najważniejsze, że wyprzedziłem trzy panie (dobra, wszystkie starsze ode mnie o co najmniej pięć lat) i jednego faceta, i to mojego rówieśnika! Przyjaciele powitali mnie na dole jak bohatera. Wieczorem odebrałem pamiątkowy dyplom. Cieszyłem się jak dzieciak. Ale największą nagrodę dostałem w nocy.

„Jak nie śpisz, to czekam w pokoju 105” – napisała Agata.

Nie zastanawiałem się ani chwili. Wymknąłem się z apartamentu i chwilę później stałem pod właściwymi drzwiami. Zapukałem. Cisza. Nacisnąłem na klamkę i wszedłem. Jako dżentelmen mogę tylko powiedzieć, że Agata jest naprawdę bardzo wysportowana… Szybko zweryfikowałem swoje plany urlopowe. Tydzień w marcu i majówkę spędzę na nartach. Z Agatą, Wojtkiem i wszystkimi nowymi znajomymi. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA