„Miałam nadzianego faceta i pieniędzy jak lodu, lecz nie byłam szczęśliwa. Radość odnalazłam w biedzie”

szczęśliwa kobieta fot. iStock, Nanci Santos
„Gdy poprosiłam go, by się wyprowadził, nie protestował. Poczułam ulgę”.
/ 21.03.2024 16:00
szczęśliwa kobieta fot. iStock, Nanci Santos

W moim życiu nigdy nic nie zdarzało się przypadkowo. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Świadectwa z czerwonym paskiem, świetnie zdana matura, certyfikaty skończonych kursów językowych, studia z zarządzania i marketingu, które wybrał mi ojciec. Zawsze miał wpływ na moje wybory, nie wstydzę się tego. Podziwiam go i cenię. Jest dla mnie wzorem prawości, solidności i udanej kariery zawodowej. Dzięki niemu nigdy mi niczego nie brakowało. Może tylko miłości, bo w nawale obowiązków nie było na nią czasu.

Miałam wszystko, o czym inni marzyli

Marka poznałam w pracy. Pierwszego dnia. Pamiętam, jak byłam ubrana. Marynarka, ołówkowa spódnica, szpilki. Włożyłam też pas do pończoch, kupiony specjalnie na tę okazję. Pozycja menedżera projektów otwierała przede mną ścieżkę kariery, którą planowałam od dawna. Była też spełnieniem marzeń o kobiecie niezależnej, silnej i seksownej.

Pierwszego dnia starałam się sprawiać właśnie takie wrażenie, choć w środku bardzo się denerwowałam. Nie mogłam zawieść ojca. Szef firmy był jego znajomym.

– To ty jesteś ta nowa? – zagadnął mnie przystojny brunet, kiedy próbowałam złapać oddech w kuchni.

– Tak, jestem Marika. A z kim mam przyjemność? – odpowiedziałam zimnym tonem.

Ojciec mówił, że najlepiej nie spoufalać się w pracy, bo potem ciężko zbudować swoją pozycję.

– Marek. Pracuję tutaj jako koordynator projektów. To zajęcie wymaga nieprzeciętnej intuicji. A teraz ona mi podpowiada, że powinniśmy wypić zapoznawcze piwo po pracy – do nieśmiałych to on nie należał.

– Proszę zaproponować mi to drogą oficjalną – rzuciłam z wysoko uniesioną brodą i wyszłam z kuchni.

Flirtowanie w pracy? Może gdyby to był dyrektor, mogłabym awansować. Ale jakiś przemądrzały podrywacz z produkcji, w dodatku niższy stanowiskiem? Nie, to dla mnie nie wchodzi w rachubę.

Lubiłam swoją pracę. Miałam pokój z widokiem na całe biuro, urządzone nowocześnie i ze smakiem. Siadając codziennie rano do komputera, czułam się lepsza. Należałam do świata niezależnych, dobrze zarabiających menedżerów, do uprzywilejowanej grupy, w której każdy chciałby się znaleźć. W dodatku szef był ze mnie zadowolony, cenił, że staram się być profesjonalna. Po miesiącu odniosłam pierwszy sukces.

Wygrałam przetarg na organizację imprez promujących nowe usługi jednego z operatorów sieci komórkowej. Wtedy szef zaprosił mnie do gabinetu, by wspólnie uzgodnić kosztorys całego projektu.

– Na każdej z pozycji zrób narzut przynajmniej 15 procent – poinstruował mnie.

Nie udało mi się ukryć wahania

Dobrze rozumiałam, że on namawia mnie do pospolitego oszustwa. A kłamstwo ma krótkie nogi. Przecież klient i tak zechce sprawdzić dokumentację.

Faktury zawsze można trochę poprawić – dorzucił, odgadując moje myśli.

Po wyjściu ze spotkania spojrzałam na zegarek. 21.15.

„Cóż, tak się pracuje w tej branży” – pocieszyłam się w duchu.

A chwilę później poczułam, że natychmiast jest mi potrzebna chwila odprężenia. Wróciłam do swojego biurka i wiedziona nagłym impulsem wystukałam e-maila do chłopaka z produkcji:

„Panie Marku, chętnie przychylę się do Pańskiej prośby i spotkam się z Panem”.

Potem wszystko działo się bardzo szybko. Pierwszy pocałunek już w modnej restauracji. Po kolacji pojechaliśmy do mnie i kochaliśmy się całą noc. Przeżyłam cudowne chwile. Marek był czuły i delikatny. Odpływałam z nim gdzieś daleko, gdzie jeszcze nigdy nie byłam. Zaczęliśmy się spotykać. Do pracy, mimo nawału obowiązków związanych z akcją promocyjną, jeździłam zrelaksowana i pełna entuzjazmu.

Po miesiącu znajomości Marek wprowadził się do mnie. Podobała mi się w nim ta jego opiekuńczość i pewność, że należę do niego. Marek zyskał szybko sympatię mojego ojca, który okazywał to przyjacielskim poklepywaniem po plecach. Tata nie wiedział tylko, że Marek tę swoją intuicję, którą tak się chełpił także przed nim, wspomagał alkoholem.

Cienie wystawnego życia

„Taka zwariowana ta nasza branża” – mawiał. Nawet mnie to uspokajało, bo nigdy nie dał mi jakichś powodów do niepokoju. Kiedy wracałam późno z pracy, on zawsze czekał z kolacją. Mieliśmy swoje rytuały. W tygodniu oglądaliśmy nowości na DVD. W środy kupowaliśmy owoce morza, do tego drogie wina.

W weekend squash albo tenis, wizyta u rodziców, zakupy, nowe, modne ciuchy. Wieczorem kino i impreza ze znajomymi z pracy. Tę idyllę nagle przerwał telefon od szefa, który zadzwonił którejś niedzieli wczesnym rankiem. 

– Jesteś odsunięta od projektu – oznajmił zdawkowo i zapowiedział dłuższą rozmowę w tygodniu.

Miałam złe przeczucia. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie popełniłam błąd. Analizowałam każde posunięcie przy projekcie.

– Liczyłem na większy zysk – stwierdził szef, kiedy usiadłam przed nim w fotelu z czarnej skóry. – Ta impreza mogła być trampoliną do naszego sukcesu finansowego. Niestety, ty tę szansę zmarnowałaś – powoli cedził słowa. – Prosiłem cię wyraźnie o większe narzuty, ale zignorowałaś mnie. A my nie jesteśmy instytucją charytatywną!

– I co teraz? – spytałam.

– Teraz jest kryzys – odparł. – Nie mogę pozwolić sobie na trzymanie tak rozrzutnych pracowników. Ty nie czujesz tego biznesu. Przykro mi.

Ojciec zadzwonił następnego dnia.

– Słyszałem. Czekałem, kiedy się do mnie odezwiesz – powiedział ostro. – Zawiodłem się. Myślałem, że jesteś rozsądniejsza. Dzisiaj trzeba czasami iść na ugodę, nagiąć się trochę.

– Tato, on chciał, żebym fałszowała faktury – miałam gulę w gardle.

Czasami trzeba się nagiąć. Zadzwoń, jeśli będziesz potrzebowała pieniędzy – rozłączył się, a ja nabrałam pewności, że moje studia, kursy, wakacje były sponsorowane dzięki „naginaniu się”.

Nie wiedziałam, co ze sobą dalej począć. Rano Marek wychodził do pracy, ja zostawałam w domu. Popadłam w apatię. Odstawiłam pigułki antykoncepcyjne. Coraz mniej rozmawialiśmy ze sobą, nawet zapomniałam powiedzieć mu, żeby się zabezpieczał.

Kiedy któregoś dnia obudziły mnie wymioty, skojarzyłam fakty. Wynik testu był pozytywny. Od tamtej pory Marek zaczął coraz dłużej przesiadywać w pracy, a po powrocie unikał mojego wzroku. Łatwo irytował się, wyraźnie drażniło go moje zachowanie.

Pewnego dnia złapał mnie ból w dole brzucha. Leżałam w łóżku i płakałam – z bólu i rozżalenia na cały świat. Nagle poczułam, że coś ze mnie wypływa. Prześcieradło zrobiło się czerwone. Poroniłam.

Nie planowałam dziecka, jednak jego strata i tak była bolesna. Wydruk USG wkleiłam do notesu, który przeznaczyłam na pamiętnik. Na pierwszej stronie napisałam: „moje nowe świadome życie”. Wypisałam swoje mocne strony – logiczne myślenie, zdolności organizacyjne. Postanowiłam zacząć wszystko od nowa, ale bez Marka. Gdy poprosiłam go, by się wyprowadził, nie protestował. Poczułam ulgę.

Nowy początek

Minęło kilka miesięcy. Właśnie zaczynam pracę w organizacji pozarządowej zajmującej się prawami człowieka. Mała pensja, ale duża satysfakcja. Znalazłam nawet siłę, by spotkać się z ojcem.

– To po co były te zagraniczne kursy, certyfikaty, studia. Tyle pieniędzy w błoto? – nie zauważył nawet, że jego córka po raz pierwszy w życiu jest szczęśliwa.

Nie przejmuję się tym. Wiem już, jak wysoką cenę płaci się za nieswoje marzenia i ambicje.

Czytaj także:
„Moje rajskie wakacje skończyły się tragedią. W jednej chwili straciłam męża, córkę i sens mojego życia”
„Na szkolny zjazd pojechałam po to, by spotkać dawną miłość. Na jego widok zrobiło mi się gorąco i miałam grzeszne myśli”
„Ojciec pojawił się po 20 latach i chciał, żebym wokół niego skakała. Wpędzał mnie w poczucie winy”

Redakcja poleca

REKLAMA