„Moja córka w wieku 16 lat zaszła w ciążę. Wbrew jej woli oddaliśmy wnuka do adopcji. Zaraz po tym zniknęła...”

Kobieta, która straciła córkę fot. Adobe Stock
„Od jej zniknięcia mijają już 3 lata. Czekam na nią każdego dnia, tęsknię i kocham ją taką, jaką jest. Tylko nigdy nie miałam okazji jej tego powiedzieć”.
/ 12.11.2021 11:23
Kobieta, która straciła córkę fot. Adobe Stock

Czy mój błąd polegał na tym, że wciąż traktowałam ją jak małe dziecko, chociaż dojrzewała i stawała się kobietą? Widziałam, jak zaczyna delikatnie malować oczy i w sklepach spoglądać tęsknym wzrokiem na półki ze szpilkami, ale łudziłam się, że jeszcze mam czas. Jaka była naprawdę? Oglądam albumy ze zdjęciami, czytam jej notatki zrobione na marginesach książek i coraz częściej zdaję sobie sprawę, że nie znałam swojego dziecka. Traktowałam Ninę, jakby wciąż miała 8, a nie 16lat.

Zaczęło się niewinnie. Od wakacji, na które pojechała z zaprzyjaźnioną rodziną na południe Francji. Wróciła odmieniona. Po tygodniu wyznała, że się zakochała. On miał na imię Pierre. Pisali do siebie na Facebooku, rozmawiali przez Skype’a. Nie podobało mi się to, bo Nina straciła zainteresowanie nauką.
– Ciesz się, że nie ma go tutaj, bo latałaby na randki, na których Bóg wie, co może się zdarzyć – pocieszała mnie moja starsza i bardziej doświadczona w macierzyństwie siostra.

A ja nawet nie wiedziałam, co owo „Bóg wie” mogłoby znaczyć. Wstyd przyznać – byłam bardziej naiwna od swojej córki.

Na efekty miłości nie trzeba było długo czekać. Tuż przed Bożym Narodzeniem Nina próbowała się otruć. W ostatniej chwili uratował ją mój mąż. Do dzisiaj nie wiemy, skąd wzięła środki nasenne. Zresztą, byliśmy zbyt oszołomieni, żeby ją wypytywać, bo w szpitalu okazało się, że jest w ciąży.
– Piąty miesiąc, ale jak? – wyjąkałam podczas rozmowy z lekarzem.
– Mam pani powiedzieć, jak się zachodzi w ciążę? – żachnął się i poszedł do pacjentów.

Nina powiedziała tylko, że to dziecko Pierra. I przez cały czas nas za to przepraszała. Wściekłam się. Seks był w naszym domu tematem tabu. Sądziłam, że moje maleństwo ma jeszcze na to czas, a ona, głupia uległa pierwszemu lepszemu. Nie takie życie planowaliśmy dla niej. Miała studiować, a nie grzebać się w pieluchach.
– Chciałam usunąć – łkała Nina. – Ale Pierre nie przelał mi pieniędzy, nie miałam skąd wziąć tych trzech tysięcy. Przepraszam, mamo...

Wrzeszczałam na córkę, zamiast ją przytulić. Wyzwałam od najgorszych, oznajmiając, że urodzi, a potem natychmiast odda dziecko do adopcji. Teraz żałuję swoich słów. Niestety, oprzytomniałam nie w porę. Nie rozumiałam, co dzieje się w głowie dziewczyny, którą najpierw opuścił ukochany, a później rodzice.

W naszych relacjach pozornie nic się nie zmieniło. Nina nadal chodziła do szkoły, a my pilnowaliśmy ją niczym oka w głowie. Żadne z nas nie poruszało tematu ciąży, chociaż brzuch rósł i nie dawało się go już ukryć. Sądziłam, że postępuję słusznie.

Po kilkunastu wyczerpujących godzinach porodu nasza jedynaczka oznajmiła, że nie odda dziecka. Nie chciałam jej słuchać. Byliśmy prawnymi opiekunami jej i naszego wnuka, i zrobiliśmy tak, jak postanowiliśmy. Nina nigdy nie zobaczyła syna, choć błagała nas o to.

Przez następne miesiące była jakby nieobecna, ale otoczyliśmy ją najlepszą opieką i wróciła do życia. Zdała do kolejnej klasy, przygotowała się do matury, którą zaliczyła najlepiej w szkole, dostała się na studia i wyjechała do Krakowa. Odwiedziła nas po kilku miesiącach. Spokojniejsza, wyciszona, mówiła o przebaczeniu, a ja nie wiedziałam, o co jej chodzi. Co niby miałaby mi wybaczać? Przecież nie ja ją skrzywdziłam, tylko Pierre.

Nina całe popołudnia spędzała w swoim pokoju, modląc się i odprawiając jakieś rytuały. Uznałam to za niegroźną ekstrawagancję. Dopiero kiedy zniknęła, sprawdziłam jej komputer, e-maile, odwiedzane strony internetowe. Przeszukałam jej szafki w akademiku i znalazłam ulotki jakiegoś dziwnego stowarzyszenia. Pokazałam je policji. To oni powiedzieli mi o sektach.

Szukałam Niny. Wynajęłam detektywów, radziłam się specjalistów i niczego nie wskórałam. Od jej zniknięcia mijają już 3 lata. Nie wiem, czy żyje. A jeśli tak, to czy kiedykolwiek wróci do nas?... Czekam na nią każdego dnia, tęsknię i kocham ją taką, jaką jest. Tylko nigdy nie miałam okazji jej tego powiedzieć.

Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA