„Zaszłam w ciążę z byłym mężem. On nie może się dowiedzieć, bo to zniszczy mu życie. Wyjechałam na drugi koniec Polski”

Pozytywny test ciążowy fot. Adobe Stock
„Wszystko przez ten zwierzęcy magnetyzm, seksualne przyciąganie, które kazało nam kiedyś już pierwszej nocy iść do łóżka, a potem trzymało nas razem przez kilka lat, mimo wielu różnic”.
/ 22.11.2021 13:42
Pozytywny test ciążowy fot. Adobe Stock

Wy nie potraficie żyć razem, ale bez siebie także nie – powiedziała kiedyś o mnie i o moim mężu przyjaciółka, i trafiła w sedno. Kłóciliśmy się o wszystko! Wystarczył niedomyty kubek, przypalone mięso, nienaprawione drzwi do łazienki, a już awantura trwała w najlepsze! Ale nigdy dłużej niż do wieczora, bo zawsze godziliśmy się z Witkiem w sypialni. Seks to było właśnie to, co nas łączyło, co nas do siebie przyciągało.

Pamiętam, jak poznałam swojego męża. Weszłam do pokoju pełnego ludzi, ale widziałam tylko jego. A właściwie czułam wszystkimi zmysłami. Jakby całe moje ciało chłonęło jego zapach. Co ciekawe, nikt inny tak nie reagował na niego. Moje przyjaciółki nie zwróciły na to uwagi. A ja po tańcu z Witkiem byłam jak... pijana!

Jego także trafiło. Przez cały wieczór chodził za mną jak cień, nie odstępując na krok. W ogóle oboje dbaliśmy o to, aby być jak najbliżej siebie, cały czas się dotykać, ocierać o siebie… Kiedy wychodziłam do domu, Witek zaproponował, że mnie odprowadzi i… wiadomo, jak to się skończyło. Dzikim seksem!

Początki były piękne

Tydzień później już mieszkaliśmy razem, a pokłóciliśmy się po raz pierwszy drugiego dnia. I tak nam już zostało. Krzyki i szepty, pretensje i czułe słówka, wrogowie za dnia i kochankowie nocą – ta huśtawka nastrojów powoli robiła się jednak nie do zniesienia. Sama nie wiem, dlaczego zgodziłam się na ślub. Z jednej strony bałam się poważnego związku z Witkiem, zakładania z nim rodziny, z drugiej nie wyobrażałam sobie, że mogłabym żyć bez niego.

Jakiś czas po ślubie zaczęliśmy się starać o dziecko. Czytałam kiedyś, że nie tylko zwierzęta dobierają się w pary według zapachów. Ludzie także. Jeśli zapach partnera działa na zmysły kobiety, łatwo zajdzie ona w ciążę i urodzi zdrowe dziecko. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli tak, to los postanowił sobie z nas zakpić – za nic bowiem nie mogliśmy doczekać się potomka.

W ten sposób to, co naprawdę cementowało nasz związek – seks – stało się prawdziwą udręką, a nie przyjemnością. Popadłam w jakąś obsesję sprawdzania swojej płodności, mierzenia temperatury, rysowania wykresów w specjalnym zeszycie i znajdowania pozycji, w których podobno najłatwiej zachodzi się w ciążę. Sypialnia przestała być świątynią naszej miłości, a stała się jakimś laboratorium. A w laboratorium trudno przecież o wybaczenie win, pogodzenie się, akceptację. Nasze małżeństwo zaczęło się rozpadać.

Nie pamiętam, które z nas pierwsze wypowiedziało słowo „rozwód”. Zdaje się, że wykrzyczeliśmy je sobie nawzajem, w złości. I natychmiast uznaliśmy, że to dobry pomysł. Jeszcze tego samego wieczoru Witek przeniósł się na kanapę w salonie, całkowicie zaprzepaszczając szansę na pojednanie. 

Rozstaliśmy się po trzech latach małżeństwa. Kiedy wyszliśmy z sądu, miałam wrażenie, jakby ktoś mi zdjął z pleców ogromny ciężar. Nie czułam się tak, jakbyśmy ponieśli porażkę, raczej jakbyśmy wreszcie podjęli właściwą decyzję. W końcu przecież nie można budować związku wyłącznie na seksie.

Cały czas działaliśmy na siebie...

Po rozwodzie nie kontaktowaliśmy się prawie wcale, chociaż wiedzieliśmy z grubsza, co się u nas nawzajem dzieje. Ja związałam się na jakiś czas z kolegą z pracy, który od dawna dawał mi do zrozumienia, że mu się podobam. To był taki związek na odreagowanie, nie wiązałam z nim dużych nadziei. I słusznie, bo szybko się rozpadł. Od tamtej pory byłam sama.

Za to Witek się ożenił. Wspólni przyjaciele nie mówili mi wiele o jego nowym małżeństwie, chyba uważali, że to może mnie zranić. Ale z półsłówek wnioskowałam, że mój były jest szczęśliwy. Nie raniło mnie to w żaden sposób, wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że mu się udało.

Minęły kolejne dwa lata. Dotarło do mnie, że Witek doczekał się córeczki. Wtedy poczułam ukłucie w sercu, ale przecież byłam pewna, że mnie także kiedyś spotka to szczęście, że będę miała dziecko. I nie pomyliłam się. Nie sądziłam tylko, że stanie się to z nieodpowiednim mężczyzną.

Nie szukałam Witka ani on mnie. Natknęliśmy się na siebie przypadkiem, w autobusie. Najpierw go… poczułam. „Nadal używa tej samej wody toaletowej” – pomyślałam zaskoczona, że mimo tego, co przeszliśmy, nadal na niego tak silnie reaguję. Podobał mi się, ale nie było moim zamiarem go poderwać, a jego zamiarem zdradzić żonę. Dlaczego więc tak się stało?

Wszystko przez ten zwierzęcy magnetyzm, seksualne przyciąganie, które kazało nam kiedyś już pierwszej nocy iść do łóżka, a potem trzymało nas razem przez kilka lat, mimo wielu różnic. W tym autobusie zaczęło się od niewinnej rozmowy, potem była kawa, a na koniec pocałunki i pęd do mnie, by dać upust emocjom.

To był tylko chwila słabości...

Co czuliśmy, gdy to już się stało? Zażenowanie. Inaczej niż kiedyś, gdy seks powodował u nas uczucie bliskości, teraz unikaliśmy swoich spojrzeń…
– Na drugi raz, gdy mnie zobaczysz w autobusie, od razu wysiadaj! – zażartowałam, chcąc rozładować atmosferę, ale Witek spojrzał na mnie smutno.
To się nie powinno było zdarzyć – stwierdził.
– I się nie zdarzyło! – podsumowałam, wyskakując z łóżka. – Zaproponowałabym ci jeszcze jedną kawę, ale wiem, że się spieszysz – wygoniłam go z domu.

Byłam pewna, że ta chwila słabości to był w naszym życiu tylko epizod. Ot, dwoje ludzi, którzy coś do siebie kiedyś czuli, zafundowało sobie dwugodzinny powrót do przeszłości i tyle. Nie miałam nawet cienia zamiaru rozbijać małżeństwa Witka, komplikować życia sobie i jemu.

A jednak się stało… Mój organizm pewnie jakoś się odblokował, „odpoczął” od awantur i… zaszłam w ciążę. W pierwszym momencie nawet nie przyjęłam do wiadomości zmian zachodzących w moim organizmie. Poszłam do ginekologa, bo myślałam, że coś dzieje się z moimi hormonami, skoro tak spóźnia mi się miesiączka. Jego odpowiedź, że na początku ciąży hormony zawsze nieco „szaleją” po prostu zbiła mnie z nóg!

Kiedy już przetrawiłam fakt, że noszę dziecko Witka, a co do tego nie mogło być pomyłki, powzięłam decyzję: „Wychowam je sama!”. Nawet przez sekundę nie pomyślałam o usunięciu ciąży, przecież ja nadal pragnęłam dziecka. A że teraz miałam je mieć z Witkiem? Potraktowałam to jako prezent pożegnalny od niego. 

Był tylko jeden problem – on nie mógł się o niczym dowiedzieć. „Ta wiadomość niepotrzebnie wywołałaby burzę w jego życiu” – pomyślałam. „On ma już swoją córeczkę, a ja będę miała swoją”. Musiałam zminimalizować prawdopodobieństwo, że spotkam Witka, albo że ktoś z naszych znajomych doniesie mu o mojej ciąży. Dlatego wyjechałam na drugi koniec Polski. Siostra mojej nieżyjącej mamy pomogła mi znaleźć pracę. Nie jest mi lekko, ale najważniejsze, że dziecko rozwija się prawidłowo i za miesiąc zostanę mamą. Wierzę, że wszystko się ułoży.

Więcej prawdziwych historii:
„Mąż zabiera mi całą pensję i wydziela 100 zł miesięcznie. Nie mam nawet za co kupił kurtki na zimę”
„Jestem nieuleczalnie chora i nie wiem, ile mi zostało. Nie chcę zmarnować życia mężowi, dlatego wolę, by mnie zostawił”
„Mój mąż latami ukrywał przede mną swój majątek. Gdy prawda w końcu wyszła na jaw, powiedział mi, że to i tak tylko jego pieniądze”
„Wzięłam rozwód w wieku 20 lat. Po 10 latach kobieta, która ukradła mi męża, poprosiła mnie, bym się nim zaopiekowała”

Redakcja poleca

REKLAMA