„Nie mogłam mieć dzieci, a najbardziej na świecie chciałam zostać mamą. Związałam się mężczyzną, który ma córkę”

Kobieta, która nie może mieć dzieci fot. Adobe Stock
„Mój były mąż twierdził, że dzieci nie są przecież najważniejsze. Do czasu, kiedy koleżanka z pracy zaszła z nim w ciążę”.
/ 08.10.2021 12:32
Kobieta, która nie może mieć dzieci fot. Adobe Stock

Chwilami myślałam, że los się na mnie uwziął albo sobie ze mnie zakpił. Już jako mała dziewczynka zajmowałam się dziećmi mojej ciotki, a później, jako nastolatka, dziećmi sąsiadów. Uwielbiałam te małe, słodkie istotki. Od matury pracowałam w przedszkolu i nigdy nawet do głowy mi nie przeszło, że mogłabym robić w życiu cokolwiek innego.

Niestety, własnych dzieci mieć nie mogłam. Długo się leczyłam. Przeszłam wiele kosztownych zabiegów, przyjęłam niezliczone ilości leków. Przeszłam trzy nieudane próby in vitro. Nie poddałabym się, mimo że lekarze już rozkładali ręce, gdyby nie mój mąż.

Igor długo mnie wspierał. W chwilach załamania tłumaczył, że trzeba się wzajemnie kochać, a dziecko nie nie jest najważniejsze… Do czasu, kiedy koleżanka z pracy zaszła z nim w ciążę. Nagle wyszło na jaw, że najbardziej pragnął synka i pełnej rodziny. Nie miałam sił z nim walczyć. Zresztą, o co? Dziecko nie powinno wychowywać się bez ojca. Rozwiedliśmy się bez wyciągania brudów. Po tym wszystkim po prostu się poddałam. Nie szukałam nowego związku, poczucie życiowej klęski było zbyt silne.

Po pewnym czasie zgłosiłam się jako wolontariuszka do domu dziecka. Po pracy w przedszkolu odrabiałam z maluchami lekcje, w świetlicy spędzałam z nimi wolny czas. Siostra kręciła nosem na ten pomysł.
– Nie rozumiem, po co ty to wszystko robisz – powiedziała kiedyś.
– Bo lubię pracę z dzieciakami.
– Sama się coraz bardziej nakręcasz. Na dzieciach nie kończy się świat, może spróbowałabyś zrobić coś dla siebie? Cieszyć się życiem, bawić się.
– Daj mi spokój, dobrze? – zdenerwowałam się. – Nie chcę na ten temat rozmawiać. Zajmij się lepiej sobą.

Lidka była inna, cieszyło ją co innego. Miała chłopaka, ale na razie nie zamierzała za niego wychodzić. Co do dzieci, to zawsze śmiała się i mówiła, że najsłodsze są te cudze.

Bezczelny typ, jak mógł się spóźniać po córkę?!

Może coś w tym było, bo ja najbardziej polubiłam właśnie „cudze dziecko”. Agatka chodziła do grupy przedszkolnej, którą się opiekowałam. Miała piękne blond włosy i niebieskie oczy. W porównaniu z innymi pięciolatkami była bardzo samodzielna. Sprzątała zabawki bez przypominania, czasem nawet po kolegach; przy jedzeniu radziła sobie sama. Nawet podczas ubierania potrzebowała pomocy tylko przy sznurowaniu butów. Gdy tylko dołączyła do mojej grupy, zajęła ważne miejsce w moim sercu.
– Ale z ciebie dzielna dziewczynka! – chwaliłam ją, gdy zbierała rozrzucone przez chłopców klocki – nie musisz sprzątać za nich, mogą zrobić to sami.
– Ja im tylko pomagam. Tatusiowi też czasem pomagam.
Już po tygodniu ów tatuś spóźnił się po córkę do przedszkola.

Wszystkie dzieci poszły do domu, a Agatka wyglądała przez okno. Kiedy o godzinie 18 nadal nikt się nie pojawił, zadzwoniłam pod podany przez ojca numer kontaktowy. Niestety automat odpowiedział mi, że abonent jest czasowo niedostępny.
– Pewnie tatusiowi coś wypadło w pracy i nie zdążył przyjechać – odezwała się spokojnie Agatka.
Wcale nie była przestraszona. Chyba nie zdarzyło się to pierwszy raz.
– Nie odbiera telefonu – powiedziałam bardziej do siebie niż do dziecka.
– Pewnie padła mu bateria – usłyszałam w odpowiedzi.
– A mamusia? – zapytałam. – Może zadzwonimy do mamusi?
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
– Mamusia z nami nie mieszka – odparła, a po chwili zapytała z lekką obawą w głosie: – Co pani ze mną zrobi?
– Poczekamy jeszcze trochę, może tata zaraz przyjedzie – westchnęłam.
– Na pewno przyjedzie – pokiwała głową Agatka i zajęła się rysowaniem.
Dziesięć minut później pod przedszkole zajechało terenowe auto, z którego wyskoczył młody przystojniak.

Nigdy dotąd nie widziałam ojca Agatki, ale łatwo się było domyślić, kim jest. Kilkoma susami pokonał schody i po chwili już wpadał do sali.
– Dzień dobry, bardzo panią przepraszam, nigdy nie mogę zdążyć. Dzień jest dla mnie za krótki. Agata, lecimy – mówił cały czas na jednym wydechu, więc nie mogłam nic wtrącić.
– Dobrze byłoby, żeby się pan więcej nie spóźniał – odezwałam się w końcu.
– Naprawdę jeszcze raz bardzo przepraszam. Sam wychowuję córkę i czasem się nie wyrabiam.
– Rozumiem, ale ona nie powinna tak długo na pana czekać.
Facet obrzucił mnie uważnym spojrzeniem. Chyba był niezadowolony, że go tak pouczam. Mimo to odparł:
– Spróbuję znaleźć opiekunkę, żeby ją odbierała. Na razie nie miałem czasu. Dopiero się przeprowadziliśmy.
W ramach rekompensaty możemy panią podwieźć… – zaproponował.
– Dziękuję, nie trzeba. To nie o mnie chodzi, tylko o pańską córkę.

Z dnia na dzień coraz bardziej lubiłam Agatkę i byłam przekonana, że ona mnie również. Robiła dla mnie rysunki, opowiadała wrażenia z weekendowych wycieczek z ojcem.
– Zawsze jeździsz tylko z tatą? – zapytałam pewnego razu, chociaż wiedziałam, że nie powinnam.
– Tak – przytaknęła poważnie dziewczynka. – Babcia mieszka daleko.
Przypadkowe spotkanie z ojcem Agatki w osiedlowym markecie było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie myślałam, że mieszkają w sąsiednim bloku. Całkiem sympatyczny był ten młody tata. Nie miałam odwagi spytać, ile ma lat, ale na moje oko był ode mnie młodszy. Przyznaję, że sprawdziłam w dokumentach Agatki, o ile…

Pięć lat. Czyli miał dopiero 26. I już wychowywał sam córeczkę… Jej mama żyła, ale sąd ją pozbawił praw rodzicielskich. On zaś prowadził firmę remontowo-budowlaną. Nic dziwnego, że miał mało wolnego czasu.

Zabiorę cię do siebie, zjemy pyszne naleśniki

Tydzień później znów spóźnił się po Agatkę. Koleżanka, z którą wspólnie miałyśmy dyżur, wściekła się.
– To już któryś raz z rzędu, mam tego dość. Czy ten facet myśli, że my nie mamy swoich obowiązków i własnego życia?! – lamentowała.
Zerknęłam spod oka na Agatkę, która przyglądała nam się w milczeniu.
– Przestań – syknęłam. – Dziecko…
– No i co z tego? Niech słucha. Niech wie, że ojciec ją lekceważy.
– Przestań! – powtórzyłam ze złością – Najlepiej już idź, sama to załatwię.
Zadzwoniłam, ale oczywiście zgłaszała się automatyczna sekretarka. Facet rzeczywiście był irytujący…
– Agatko – zwróciłam się do dziecka. – Zostawimy tatusiowi wiadomość i zabiorę cię do siebie, co ty na to?
Mała energicznie skinęła główką.
Nagrałam wiadomość i pojechałyśmy do domu. Tatuś zadzwonił po godzinie. Kiedy przyjechał po małą, zajadałyśmy w kuchni naleśniki.
– Tato! – Agatka rzuciła się ojcu w ramiona. – Ciocia Ela zrobiła naleśniki. Pyszne jak te u babci.

Przystojniak stał w progu z bardzo niepewną miną. Postawił dziecko na podłodze i podrapał się po nosie.
– Nie wiem, co powiedzieć, jak panią przepraszać ani jak dziękować. Chyba najzwyczajniej w świecie sobie nie radzę. Będę pewnie musiał odwieźć małą do rodziców do Gdańska.
– O nie! – zawołała Agatka.
Roześmiałam się, bo nie byłam zła. Bardzo miło spędziłam popołudnie.
– Poczęstuje się pan naleśnikiem?
– Nie chciałbym robić kłopotu.
– To nie kłopot. Proszę siadać i jeść. Potem porozmawiamy, mam propozycję. Zresztą może mówmy sobie po imieniu. Elżbieta – wyciągnęłam rękę.
– Michał – podał mi swoją.
Zjedliśmy naleśniki, wypiliśmy kawę. Zaproponowałam Michałowi, że sama będę zabierała Agatkę z przedszkola.
– Wracałybyśmy razem i siedziałaby ze mną do wieczora albo do czasu, aż po nią przyjedziesz – powiedziałam.
– Nie mogę ci robić takiego kłopotu. Masz swoje sprawy, swoje życie.
Roześmiałam się smutno.
– Moje życie to właśnie te dzieciaki i to przedszkole – wyznałam. – To żaden kłopot, to raczej przyjemność…

Odtąd wracałam z pracy z Agatką. Starałam się zawsze przygotować coś smacznego na podwieczorek. Potem rysowałyśmy lub grałyśmy w gry. Coraz bardziej przywiązywałam się do niej.
Któregoś popołudnia niespodziewanie wpadła moja siostra. Stanęła w drzwiach pokoju jak słup na widok porozkładanych na stole kartek, rozsypanych kredek i Agatki, która z wysuniętym w skupieniu językiem rysowała właśnie księżniczkę z bajki.
– A to kto? – zdumiała się Lidka.
– To jest Agatka, opiekuję się nią.
– Siostra, tobie chyba zupełnie odbiło. – jęknęła. – Mało ci dzieciaków w przedszkolu? W domu też…
– Daj spokój – przerwałam jej.
Trudno było przewidzieć, co jeszcze powie. Nie chciałam, żeby Agata słuchała, a mała już przerwała rysowanie i przyglądała się nam uważnie.
– Przestań wymyślać, Liduś – dodałam. – To córka mojego znajomego, od czasu do czasu się nią zajmuję. Tata powinien zaraz być, prawda, Agatko?
Mała skinęła głową i spytała Lidki:
– Ciociu, umiesz rysować rycerzy? Narysujesz mi? Bo ciocia Ela nie umie.
Lidka gapiła się przez chwilę w milczeniu na nas obie, a potem odchrząknęła i nagle usiadła przy stole.
– Dawaj kredki, coś narysujemy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Kiedy godzinę później Michał przyjechał po córkę, Agatka z moją siostrą zarysowały już tuzin kartek.
– No, no, siostrzyczko, jak mogłaś mi się nie pochwalić, że masz takiego przyjaciela! – pokręciła głową Lidka, kiedy już zostałyśmy same.
– To nie jest żaden mój przyjaciel, to zwykły znajomy – machnęłam ręką.
– Dobra, dobra, już ty mi nie ściemniaj – siostra uśmiechnęła się chytrze. – Widziałam, jak na ciebie patrzył.
– Przestań, on jest młodszy.
– E tam, co to ma za znaczenie?
– I ma córkę – dodałam.
– Dla ciebie to chyba dobrze. – roześmiała się Lidka. – Bardziej by mnie interesowało, czy ma żonę.
Kiedy nie odpowiedziałam, zapytała:
– No, ma czy nie ma?
– Nie wiem. Na pewno z nią nie żyje.
– Oj, siostra, siostra – westchnęła Lidka. – Już dawno powinnaś się była tego dowiedzieć. Zrób to, mówię ci!

Następne dwa tygodnie minęły błyskawicznie. Nie posłuchałam rad siostrzyczki i nie wypytałam Michała o sprawy osobiste. Jakoś nie miałam śmiałości. On zresztą wiecznie był w biegu. Wpadał po małą i wypadał pospiesznie. Czasem zjadał coś prawie na stojąco. I wiecznie mnie przepraszał, że sprawia mi kłopot. Próbował nawet płacić za opiekę nad Agatką, ale oczywiście nie wzięłam pieniędzy. Pokochałam tę dziewczynkę i bardzo chętnie spędzałam z nią czas.

Kiedy pewnego dnia wracałyśmy z przedszkola, mała była dziwnie podekscytowana. Czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale nie może się zdecydować. Od rana nie mogła usiedzieć na miejscu. Dopiero w domu, po podwieczorku, przytuliła się i oznajmiła mi:
– Ciociu, zdradzę ci sekret, ale musisz mi obiecać, że nie powiesz tacie.
– Nie powinnaś mieć tajemnic przed tatą – bałam się cokolwiek obiecać, bo kto wie, co Agata narozrabiała.
– Ale on ci sam powie, tylko nie mów, że ja ci mówiłam – tłumaczyła.
– No dobrze – zgodziłam się.
– Pojedź z nami na wycieczkę do Kazimierza, proooszę! – wypaliła.
– Ależ, Agatko… – odparłam zaskoczona i zmieszana.
– Ciociu, tata bardzo chce, żebyś pojechała – paplała Agatka. – On sam cię niedługo zaprosi, tylko boi się, że odmówisz. Zgódź się, ciociu. Proszę.
– Kiedy jedziecie, kochanie?
– W niedzielę. Bo my często jeździmy gdzieś w niedzielę. Tata mówi, że dużo pracuje, więc chociaż w sobotę i niedzielę musi być tylko moim tatą.
– No właśnie, więc może wolelibyście we dwoje… – zaczęłam.
– Wolelibyśmy z tobą! – stwierdziła zdecydowanie.
– Dobrze, zastanowię się.

Nie musiałam się zastanawiać. Kiedy wieczorem Michał zaproponował mi wspólną wycieczkę do Kazimierza, od razu na to przystałam. Agatka skakała z radości i powtarzała w kółko:
– Mówiłam, że się zgodzi, mówiłam, że się zgodzi, mówiłam, że…

Wreszcie dowiedziałam się, o co chodzi z jej matką

Po tym wspólnym wyjeździe nasze relacje nieco się zmieniły. Michał opowiedział mi historię swoją i córki. Miał 22 lata, kiedy urodziła się Agatka. Matka dziewczynki była jego koleżanką ze studiów.
– Nawet nie moją dziewczyną, spotykaliśmy się czasem, niezobowiązująco – westchnął. – Byłem wtedy może trochę… – tu się zająknął. – Sama wiesz, dzisiaj jestem innym człowiekiem, córka mnie zmieniła. Kiedy Iza zaszła w ciążę, wpadła w rozpacz. Nie chciała dziecka, nie chciała być ani matką, ani żoną. Z trudem ją przekonałem, żeby nie usuwała ciąży. Kiedy urodziła, zrzekła się praw do dziecka i wyjechała. Agatkę do trzeciego roku życia wychowała moja mama, później jakoś dawaliśmy sobie radę we dwoje.
– Nie boisz się, że Iza kiedyś wróci i będzie chciała odzyskać małą?
Wzruszył ramionami.
– Nie zastanawiałem się nad tym, Agata jest moja, nikomu jej nie oddam.

Ja nie byłam jeszcze gotowa na opowieści o swoim życiu, zresztą Michał na razie nie pytał mnie o nic.
Nagle przestał się tak bardzo spieszyć. Kiedy przyjeżdżał po małą, często zostawał na kolację, czasem nawet szliśmy na spacer. Pierwszy raz pocałował mnie tak po przyjacielsku, na dobranoc. Zarumieniłam się jak nastolatka. Następnego dnia, kiedy wracałyśmy z przedszkola, Agata zapytała:
– Ciociu, czy ty lubisz mojego tatę?
– Lubię – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Dlaczego pytasz?
– A jakbyś się z nim ożeniła, to mogłabym mówić do ciebie „mamo”?
Tu mnie zamurowało. Wiedziałam, że dziewczynka się do mnie przywiązała, ale nie miałam pojęcia, że aż tak.
– Po pierwsze, kochanie – zaczęłam powoli – kobiety się nie żenią, tylko wychodzą za mąż. A po drugie, ja jestem dla twojego taty za stara.
– Wcale nie jesteś stara – zaprzeczyła Agatka. – A tata ciebie bardzo lubi.
– A skąd ty wiesz takie rzeczy?
– Bo ja go bardzo dobrze znam.
Kilka dni później Michał wysłał Agatkę do łazienki, a potem powiedział:
– W sobotę zawiozę małą do dziadków, stęsknili się za nią. Pójdziesz ze mną na kolację, Elu?
– Bardzo chętnie – zgodziłam się.
Po kolacji wylądowaliśmy w łóżku…

Następnego ranka czułam się trochę, oględnie mówiąc, niepewnie. Zrobiłam śniadanie i dopiero przy stole zaczęłam rozmowę.
– Zapomnijmy o tym, Michał.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Dlaczego?
Jak mam opiekować się Agatką, mając romans z jej ojcem?
– Myślałem, że… mogłoby być między nami coś więcej niż tylko romans.
– Ale… ja jestem od ciebie 5 lat starsza – w końcu wydusiłam z siebie to, co mnie tak gniotło.
Roześmiał się.
– Jakie to ma znaczenie, głuptasie?
– Nie wiem, może ma.
– Dla mnie nie. Spróbujmy, proszę. Chyba… się w tobie zakochałem.
– Ale nie mówmy na razie Agatce.
Pokiwał głową, chociaż widziałam, że nie jest do końca przekonany. Rzeczywiście, wytrzymał miesiąc.
– Elu, to nie ma sensu – stwierdził pewnego wieczoru. – Nie będę ukrywał się przed własną córką. Tym bardziej że ona cię uwielbia.
Jeszcze tego wieczoru powiedział o nas Agatce. Mała wysłuchała go ze skupioną minką i spytała:
– To teraz weźmiecie ślub i będę do ciebie, ciociu, mówiła „mamo”?

A jeśli on zacznie kłamać, jak kiedyś kłamał Igor?

Nie wiem, które z nas było bardziej zaskoczone. Michał patrzył na mnie, szukając ratunku.
– Spokojnie, kochanie. Poczekamy, zobaczymy – odparłam niepewnie.
– Ale ty, tato, za długo nie czekaj, bo jeszcze ktoś nam ciocię ukradnie.
Żadne z nas dłużej nie mogło powstrzymać śmiechu.
– Muszę się spieszyć, żeby mi ciebie nikt nie ukradł – przytaknął Michał.
– Chodź tutaj – wyciągnęłam ręce do Agatki. – Kocham cię, malutka – przytuliłam ją mocno. – I twojego tatę też kocham. I nie pozwolę się ukraść.

Jesteśmy z Michałem razem już od pół roku, od początku lata mieszkamy w jego mieszkaniu. Moje na razie stoi puste, ale myślę o jego wynajęciu. Długo się bałam, że nam się nie uda. Michał jest nie tylko młodszy, ale też bardzo przystojny. A ja, zanim się do niego przeprowadziłam, wyznałam mu, że nie mogę mieć dzieci. Nawet nie potrafię opisać, jak bardzo bałam się jego reakcji. Tymczasem on wcale nie kłamał, że to nie ma znaczenia.
– Szkoda – szepnął. – Bardzo chciałbym mieć z tobą dziecko. Ale jeśli się nie uda, będziemy mieć jedynaczkę.
Jeszcze tego samego dnia pozwoliłam Agatce mówić do siebie „mamo”. Byłam chyba szczęśliwsza od niej…

Dwa tygodnie temu mój ukochany mi się oświadczył, a ja powiedziałam „tak”. Jednak nie ustalamy jeszcze daty ślubu, nie spieszymy się z tym. Obojgu nam dobrze tak, jak jest.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA