„Poszłam na uniwersytet trzeciego wieku, a córka mnie wyśmiała. Mina jej zrzedła gdy zobaczyła, na co stać 65-latkę”

kobieta fot. iStock by Getty Images, damircudic
„Marek, mój mąż, starał się nie angażować w konflikty. Wzruszał ramionami, uśmiechał się do mnie ciepło i mówił, żebym się nie przejmowała. A jednak Beata potrafiła sprawić, że czułam się, jakbym robiła coś głupiego”.
/ 04.02.2025 19:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, damircudic

Kiedy córka wyszła z domu, usiadłam przy stole i pozwoliłam sobie na chwilę ciszy. Wiedziałam, że nie powinnam tego brać do siebie. Że to tylko słowa. Że Beata jest młoda, pewna siebie, ma swoje poglądy i nie zdaje sobie sprawy, jak łatwo można zranić kogoś, kto całe życie poświęcił rodzinie. A jednak jej komentarze wracały do mnie raz po raz, jak bumerang.

Chciałam się rozwijać

Uniwersytet Trzeciego Wieku to moja nowa przygoda. Przez lata byłam matką, żoną, pracownicą. Prasowałam koszule, gotowałam obiady, pamiętałam o terminach szczepień i zebraniach w szkole. Teraz, kiedy wreszcie mam czas dla siebie, postanowiłam go wykorzystać.

Zawsze kochałam literaturę i historię, ale wcześniej nigdy nie miałam okazji, by się tym na poważnie zająć. Aż w końcu się odważyłam i zapisałam na zajęcia.

To było cudowne uczucie. Spotkania z ludźmi, którzy, tak jak ja, chcieli się rozwijać, uczyć, rozmawiać o czymś więcej niż codzienne obowiązki. Lektury, wykłady, dyskusje. Czułam, że nie jestem tylko matką i żoną, ale też kobietą, która ma swoje pasje.

Beata nie potrafiła tego zaakceptować. Od samego początku drwiła z mojego pomysłu.

– Mamo, serio? Uniwersytet Trzeciego Wieku? Co ty chcesz udowodnić? – zapytała, kiedy pierwszy raz zobaczyła moje podręczniki. – Nie lepiej zająć się czymś pożytecznym? Wnuki, ogródek?

– Przecież nie mam wnuków. A kwiatki na parapecie mi wystarczą – próbowałam zażartować, ale ona tylko prychnęła.

– No ale co ci to da? Pracy już nie znajdziesz, a w twoim wieku… Nie obraź się, ale to trochę bez sensu.

Było mi przykro

Marek, mój mąż, starał się nie angażować w konflikty. Wzruszał ramionami, uśmiechał się do mnie ciepło i mówił, żebym się nie przejmowała. A jednak Beata potrafiła sprawić, że czułam się, jakbym robiła coś głupiego.

Odetchnęłam i spojrzałam na otwarty zeszyt. Czekała na mnie analiza wiersza Mickiewicza. Kiedyś pomyślałabym, że nie mam czasu. Teraz miałam. I nie zamierzałam pozwolić, by ktoś mi to odebrał.

W niedzielę jak zwykle jedliśmy rodzinny obiad. Beata siedziała naprzeciwko mnie, wpatrując się w ekran telefonu, a ja czekałam, aż wreszcie go odłoży.

– Możesz chociaż przy obiedzie nie patrzeć w ten ekran? – zapytałam spokojnie.

– Mhm – mruknęła, ale nie podniosła głowy.

Marek spojrzał na mnie ostrzegawczo, żebym odpuściła, ale nie miałam zamiaru. Wystarczyło jedno zdanie, żeby temat znów wypłynął.

– Jak tam twoje zajęcia dla seniorów, mamo? – rzuciła z udawanym zainteresowaniem, odkładając smartfona.

Drwiła ze mnie

Poczułam, jak ściska mi się żołądek. Już wiedziałam, co zaraz usłyszę.

– Dobrze. Mieliśmy ciekawy wykład o epoce romantyzmu – odpowiedziałam.

– Aha – prychnęła. – No bo przecież to taka wiedza, którą koniecznie musisz mieć w życiu.

– Beato… – zaczął Marek ostrzegawczo, ale nie zareagowała.

– Naprawdę, mamo, nie obraź się, ale mogłabyś zająć się czymś bardziej pożytecznym.

Odłożyłam widelec.

– A co jest niepożytecznego w nauce?

Beata przewróciła oczami.

– Nie znajdziesz już pracy. To nie ma żadnego praktycznego sensu. W twoim wieku… – urwała, ale ja doskonale wiedziałam, co miała na myśli.

– W moim wieku? – powtórzyłam cicho.

Marek westchnął, jakby chciał się zapaść pod ziemię.

– No tak. Ja się uczę, bo muszę. Bo studiuję i zdobywam zawód. A ty co? Po co ci to? Nie masz nic lepszego do roboty?

Miałam swoje zdanie

Zacisnęłam dłonie na serwetce.

– Zawsze ci powtarzałam, że nauka to rozwój.

– Tak, tak, wzniosłe hasła – machnęła ręką. – Ale prawda jest taka, że babcie powinny zajmować się wnukami, a nie udawać studentki.

Poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Nie mam wnuków – powiedziałam powoli. – A nawet gdybym miała, to czy to oznacza, że mam przestać być sobą?

– Mamo… – Beata zaśmiała się nerwowo. – Po prostu czuję, że się wygłupiasz. To trochę śmieszne.

Śmieszne. Oto, kim byłam w oczach własnej córki. Marek chrząknął i przerwał ciszę:

– Może po prostu pozwolisz mamie robić to, co sprawia jej przyjemność?

Beata pokręciła głową i wzięła telefon do ręki.

– No dobra, dobra. Nie będę się już odzywać. Ale dalej uważam, że to strata czasu.

Wiedziałam, że Beata mnie nie zrozumie. Może kiedyś, kiedy sama znajdzie się w mojej sytuacji, kiedy odkryje, jak wiele lat poświęciła innym i jak mało sobie… Może wtedy przypomni sobie ten obiad i pomyśli o mnie inaczej. A może nie.

Miała kłopoty

Minęło kilka miesięcy. Beata była coraz bardziej nerwowa. Nie pytałam, co się dzieje, ale czułam, że coś jest nie tak. W końcu pewnego wieczoru usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Chwilę później Beata stanęła w kuchni, cała roztrzęsiona.

– Nie wiem, co się ze mną dzieje… – powiedziała, siadając ciężko przy stole. – Myślałam, że to będzie łatwe, ale nic nie rozumiem!

Usiadłam obok.

– Egzamin? – zapytałam cicho.

Skinęła głową i przetarła oczy dłonią.

– Z filozofii. Oblałam. Po raz pierwszy w życiu.

Chciałam ją przytulić, ale uciekła do swojego pokoju. Zaniosłam jej herbaty.

– Może po prostu potrzebujesz innego podejścia? – powiedziałam ostrożnie.

Spojrzała na mnie z irytacją.

– A co ty możesz wiedzieć? Przecież jesteś na jakimś kursie dla emerytów, to nie to samo!

Nie odpowiedziałam od razu.

– Może i nie to samo – powiedziałam w końcu – ale nauka to nauka. I ja całkiem nieźle sobie radzę.

Nic nie powiedziała, ale widziałam, jak opuszcza wzrok. Pierwszy raz dostrzegłam w jej oczach coś na kształt zawstydzenia.

Było jej głupio

Przez kilka dni chodziła przygaszona. Nie komentowała już moich zajęć, ale unikała mojego wzroku. Wiedziałam, że coś w niej pękło, ale dumna jak zawsze, nie chciała tego przyznać. W końcu pewnego wieczoru stanęła w progu mojego pokoju, trzymając w rękach notatki.

– Mamo… możesz mi pomóc? – zapytała cicho.

Odłożyłam książkę.

– Oczywiście.

Usiadła przy stole i zaczęła wyjaśniać, co sprawia jej trudność. Słuchałam uważnie, a potem, jakby to było coś zupełnie naturalnego, zaczęłam tłumaczyć. Beata najpierw się skrzywiła, ale potem zaczęła zadawać pytania. Po godzinie spojrzała na mnie uważnie.

– Nie sądziłam, że będziesz się na tym znać.

Uśmiechnęłam się lekko.

– Może warto czasem dać szansę komuś starszemu?

Doceniła mnie

Nie odpowiedziała, ale tym razem się nie skrzywiła. Uczyłyśmy się razem jeszcze długo po tym, jak Marek poszedł spać. Rano wyszła na egzamin spięta, ale kiedy wróciła do domu, jej twarz mówiła wszystko.

– Mamo, zdałam! – rzuciła się w moje ramiona.

– A więc może nie jestem taka „za stara” na naukę?

– No dobra, przyznaję, trochę przesadziłam.

W jej oczach nie było już drwiny, tylko coś, czego się nie spodziewałam – szacunek.

– Wiesz, chyba nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Ale… to fajne, że robisz coś dla siebie.

– Może kiedyś też spróbujesz się uczyć dla przyjemności?

Parsknęła śmiechem.

– Nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość.

Nie musiała mówić więcej. Wiedziałam, że zrobiłam pierwszy krok. I to mi wystarczyło.

Katarzyna, 65 lat

Czytaj także:
„Moje życie było jak tabelka w Excelu. Przypadkowe zdarzenie sprawiło, że z korposzczura zmieniłem się w romantyka”
„Moja partnerka była nudna i zimna jak Suwałki w lutym. W mroźne zimowe wieczory rozgrzewały mnie myśli o byłej żonie”
„Córka wyczyściła nam konto z oszczędności na emeryturę. Okazało się jednak, że nie robiła tego tylko dla siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA