„Gdy zostałam młodą wdową, nadal mieszkałam z teściami. Nagle sprzedali dom i wyrzucili mnie z dzieckiem na bruk"

Teściowie wyrzucili nas z domu po śmierci męża fot. Adobe Stock, Antonioguillem
,,– Musisz nas zrozumieć – westchnęła teściowa. – Nie jesteśmy już młodzi. A teraz zostaliśmy sami. Taki duży dom nie jest nam już potrzebny. Przeciwnie, jest tylko obciążeniem. Kupiliśmy mieszkanie w bloku. Będzie nam łatwiej".
/ 13.07.2021 16:51
Teściowie wyrzucili nas z domu po śmierci męża fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Czułam, że coś jest nie tak od początku jesieni. Teściowa ukradkiem obrzucała mnie uważnymi spojrzeniami, a teść schodził mi z drogi, jakby się czegoś bał. Bomba wybuchła w sobotę rano.

– Bardzo nam przykro, Joasiu, ale musicie się z Marysią wyprowadzić – oświadczyła teściowa, gdy weszłam do kuchni.

Patrzyłam na nich siedzących za stołem i nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Wyprowadzić? Z jakiego powodu? I przede wszystkim dlaczego tak nagle?

– O czym mama mówi ? – wyjąkałam.

Teść usiłował coś powiedzieć, ale nie było mu dane, bo jego żona uciszyła go szybko.

W tym domu to teściowa miała głos

– Sprzedaliśmy dom – wyjaśniła spokojnie. – Mamy dwa miesiące na wyprowadzenie się. Sama przyznasz, że w tej sytuacji to i tak odległy termin…

Nadal nie mogłam uwierzyć.

– Sprzedaliście? – wykrztusiłam.

– Musisz nas zrozumieć – westchnęła. – Nie jesteśmy już młodzi. A teraz, kiedy Rafał nie żyje, zostaliśmy sami. Taki duży dom nie jest nam już potrzebny. Przeciwnie, jest tylko obciążeniem. Kupiliśmy mieszkanie w bloku. Będzie nam łatwiej.

– Jak to jesteście sami? – aż poderwałam się z krzesła. – A ja? A Marysia? Przecież to jest wasza wnuczka. Tato! – wbiłam spojrzenie w teścia. – Tato, jak mogliście to zrobić i nic mi nie powiedzieć? Przecież Marysi chyba coś się po ojcu należy?

– No cóż… – głos teściowej nagle stał się lodowaty – dobrze wiesz, że nic tu nie było przepisane na Rafała. Po naszej śmierci wszystko, co zostanie, będzie należało do Marysi, ale w tej chwili to wszystko jest nasze i my decydujemy, jak tym rozporządzać.

Nie zapytałam, gdzie mam się podziać z dzieckiem, chociaż cisnęło mi się to na usta

Jednak nie mogłam wykrztusić słowa. Miałam ściśnięte gardło. I wtedy teść się odezwał:

– Przykro mi, Joasiu. My naprawdę nie możemy tutaj dłużej mieszkać. Wszystko przypomina nam Rafała… Zapewniam cię, że tak będzie lepiej.

– Lepiej? – zagotowałam się. – Dla kogo lepiej? Chyba tylko dla was – wypadłam z kuchni jak strzała i pobiegłam na górę.

– Joasiu! – usłyszałam jeszcze za sobą wołanie, ale nie zatrzymałam się.

Nie mogłam na nich patrzeć, nie chciałam z nimi rozmawiać, nie chciałam ich rozumieć. Byłam rozżalona i wściekła.

Nie zdążyliśmy zaoszczędzić na kupno mieszkania

Weszłam do pokoju, w którym jeszcze spała moja córeczka. Gdzie miałybyśmy się teraz podziać? Przecież nie pójdę do rodziców… Razem z moją młodszą siostrą mieszkają w bloku w ciasnym, dwupokojowym mieszkanku. Nie pomieścilibyśmy się.

A może powinnam zwierzyć się z kłopotu Wiktorowi? Nie, to bez sensu. Przecież spotykamy się dopiero od dwóch miesięcy, za wcześnie jeszcze na jakiekolwiek deklaracje…

Rafał, mój mąż, był jedynakiem. Po ślubie zamieszkaliśmy u jego rodziców w pięknej piętrowej willi z dużym ogrodem. Zgodziłam się na ten krok, choć nie z wygody, tylko z rozsądku. Planowaliśmy bowiem oszczędzać przez kilka lat, odłożyć trochę pieniędzy na wkład własny, po czym wziąć kredyt i kupić jakieś mieszkanie w mieście.

Ale pewnego dnia rozpędzony TIR, a raczej pijany kierowca za kierownicą, zniszczył nasze marzenia, zabierając mi męża, a Marysi ojca.

Kiedy trochę doszłam do siebie, ochłonęłam po pogrzebie i uzmysłowiłam sobie, że muszę żyć dalej, pomyślałam, że teraz, kiedy Rafał nie żyje, nie mam już czego szukać u teściów.

Zostałam z dzieckiem i muszę sama poukładać swoje życie

Decyzję tę pochwalali także moi rodzice.

– Wynajmij coś blisko nas – naciskała mama. – Będziesz wpadać na obiady.

– Nie bardzo mnie stać – martwiłam się. – Niech to będzie kawalerka. Spróbujemy ci pomóc – obiecywał ojciec.

Wiedziałam, że tata chce dobrze, ale odkąd po ciężkim wypadku przeszedł na rentę, rodzice sami ledwo wiązali koniec z końcem. Bałam się, jak dam sobie radę i finansowo, i z opieką nad dzieckiem. Do tej pory to w dużej mierze teściowie zajmowali się małą. Byli na emeryturze, więc po urlopie macierzyńskim mogłam spokojnie wrócić do pracy, a Marysia nie musiała się tułać po przedszkolach.

Mimo wszystko zaczęłam szukać kawalerki i postanowiłam porozmawiać z teściami.

O czym ty mówisz, Joasiu? – mama Rafała zrobiła wielkie oczy. – Gdzie ty chcesz się wyprowadzać? Przecież tutaj jest wasz dom! Twój i naszej wnuczki!

– Ale sytuacja się zmieniła i nie chciałabym… – próbowałam tłumaczyć.

– Nawet o tym nie myśl – przerwał mi teść. – Nie możesz zabrać nam wnuczki. Teraz mamy tylko ją... No i ciebie – dodał z grzeczności.

– Joasiu, nie możesz nam tego zrobić – poparła go teściowa. – W żadnym wypadku nie możesz zabrać Marysi i tak po prostu się wyprowadzić. Nie zgadzam się!

– Dobrze, w takim razie przemyślę to jeszcze – uległam im w końcu.

Życie toczyło się dalej. Tylko już bez Rafała

Pomimo wątpliwości mojej mamy zostałam u teściów. Sama nie wiem, co zaważyło na mojej decyzji: strach przed trudnościami finansowymi czy może żal, że musiałabym wyrywać Marysię ze znanego jej, bezpiecznego środowiska?

W każdym razie życie toczyło się dalej i wszystko wyglądało prawie jak dawniej. Ja chodziłam do pracy, dziadkowie opiekowali się wnuczką. W niedzielę jedliśmy wspólne obiady i czasem wyskoczyliśmy do kina czy na basen. Tylko Rafała już nie było.

Nigdy nie odczułam, żeby teściowie traktowali mnie jak obcą, albo jak kogoś, kto im przeszkadza. Nie było między nami większych nieporozumień ani przed śmiercią mojego męża, ani później. Oczywiście teściowa czasem mnie irytowała, ale taka już natura teściowych.

Lecz skoro było tak dobrze, to dlaczego nawet słowem mi wcześniej nie wspomnieli, że noszą się z zamiarem sprzedaży domu?

W ostatniej chwili usłyszałam: „Musisz się wyprowadzić”

Jakbym była lokatorką wynajmującą pokój, a nie członkiem tej rodziny. Następnego dnia zabrałam Marysię i pojechałam do swoich rodziców. Dobrze, że była to niedziela, bo nie wytrzymałabym chyba w pracy, a tak mogłam się przynajmniej wypłakać u mamy. Moja siostra zabrała Marysię na huśtawki, a ja dopiero wtedy opowiedziałam wszystko rodzicom.

Mama pokiwała tylko głową.

– Powinnaś mnie była posłuchać i wyprowadzić się dwa lata temu – westchnęła. – No nic. Zamiast płakać, musisz szukać mieszkania do wynajęcia. A dopóki czegoś sensownego nie znajdziesz, wprowadzisz się do nas.

– Mamo, niby gdzie? – jęknęłam.

– Zmieściliśmy się dawniej w cztery osoby, zmieścimy się i teraz w pięć. Pod most przecież z dzieckiem nie pójdziesz.

Łzy znów napłynęły mi do oczu.

– Nie becz – mruknęła mama. – Lepiej pomóż mi dokończyć obiad.

Następnego dnia dałam ogłoszenie, że szukam kawalerki do wynajęcia. Rozpowiedziałam o tym również w pracy. Oczywiście wszyscy powtarzali to samo pytanie: „Dlaczego?”. Komentarze też padały różne. Nie miałam ochoty o tym rozmawiać.

Zresztą oglądać codziennie teściów też nie miałam ochoty. Byłam rozżalona.

Po pracy zadzwoniłam do rodziców

– Tato, czy naprawdę mogę się do was wprowadzić? – zapytałam wprost.

– Oczywiście, kochanie.

– Bo chciałabym już teraz.

– Nie ma sprawy – usłyszałam. – Zabieraj Marysię i przyjeżdżaj choćby dzisiaj. Rzeczy możesz przewieźć kiedy indziej.

Trzy dni później teściowa zdziwiła się:

– Ale czemu tak szybko? Przecież mówiliśmy, że mamy dwa miesiące!

Najchętniej wyrzuciłabym ją z pokoju, lecz zamiast tego spytałam:

– Mamo, proszę, powiedz mi dlaczego? – i spojrzałam jej prosto w oczy. – Przecież trzy lata temu sami mnie prosiliście, żebym się od was nie wyprowadzała.

Zmarszczyła brwi.

– Sytuacja się zmieniła – odparła. – Podobno się z kimś spotykasz. Pewnie wkrótce zechcesz ponownie wyjść za mąż. I co? Jak ty to sobie wyobrażasz? Twój mąż miałby się do nas wprowadzić?

Nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Bali się, że wejdę w nowy związek… Bez sensu – przecież nie sprowadziłabym im męża na głowę. Zresztą Wiktor to tylko przyjaciel. Teść jak zwykle prawie się nie odzywał. Odprowadził mnie do furtki, prowadząc za rękę Marysię, i dopiero wtedy poprosił:

– Nie miej do nas żalu, Joasiu. Spróbuj zrozumieć, musieliśmy sprzedać dom.

Rozumiałam. Było mi tylko przykro, że dowiedziałam się w ostatniej chwili.  Zbliżyła nas wspólna żałoba. Nigdy nie dali mi odczuć, że im przeszkadzam. Przeciwnie. Czemu więc potraktowali mnie z taką bezwzględnością?

Czytaj także: 
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”

Redakcja poleca

REKLAMA