Warszawa była moim celem od zawsze. W moim rodzinnym mieście mówili, że jestem uparta, że zadzieram nosa, że za bardzo wierzę w siebie. Ale ja wiedziałam swoje – chciałam być prawniczką, pracować w prestiżowej kancelarii, wygrywać sprawy, których inni się bali. Nie interesowało mnie przeciętne życie, stabilność, ciepła posadka w urzędzie. Marzyłam o wielkich sprawach, wielkich klientach i nazwisku, które coś znaczy.
Skupiałam się tylko na 1 celu
Na studiach nie miałam czasu na imprezy i znajomych. Dni i noce spędzałam nad kodeksami, uczyłam się, walczyłam o staże. Gdy dostałam się do prestiżowej kancelarii Nowackiego, wydawało mi się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Miałam jasno wytyczoną ścieżkę – pracować więcej niż inni, być najlepsza, awansować szybciej. Wydawało mi się, że to wystarczy. Nie wiedziałam, że cena za sukces może być tak wysoka. Że jedna decyzja może zniszczyć wszystko, na co pracowałam latami. Nie wiedziałam, że sama podetnę sobie skrzydła.
Trafiłam do renomowanej kancelarii. Zbigniew Z. był legendą. Człowiek sukcesu, błyskotliwy, charyzmatyczny. Niektórzy mówili, że nie przegrywa spraw, inni – że nie przegrywa, bo wie, jak manipulować ludźmi. Nie obchodziło mnie to. Kiedy powiedział, że chce, bym pracowała przy jego sprawach, czułam się, jakbym wygrała na loterii. Spędzaliśmy coraz więcej czasu razem. Był wymagający, ale zawsze dawał mi do zrozumienia, że mnie ceni. Czasem przynosił mi kawę, czasem rzucał w moją stronę krótkie:
– Dobra robota, Agata.
A ja chłonęłam te pochwały jak spragniona wody. Któregoś wieczoru, kiedy zostaliśmy sami w biurze, otworzył butelkę wina.
– Wiesz, przypominasz mi mnie sprzed lat – powiedział, patrząc na mnie uważnie. – Ambitna, zdeterminowana.
Poczułam ciepło rozchodzące się po ciele.
– To chyba komplement – uśmiechnęłam się, sięgając po kieliszek.
– Największy, jaki mogę dać.
Wtedy jeszcze nie widziałam, że właśnie przekraczam granicę.
Tak po prostu wyszło
Szybko zaczęliśmy ze sobą romansować. Zbigniew był doświadczony, wiedział, co mówić, jak mnie traktować, bym czuła się wyjątkowa. Spotykaliśmy się po godzinach, ukrywaliśmy się w jego gabinecie, wyjeżdżaliśmy „służbowo” na konferencje. Myślałam, że jesteśmy ostrożni.
Myliłam się.
– Pracujecie po godzinach? – zapytała pewnego wieczoru Ewa, kiedy wychodziliśmy razem z kancelarii.
Patrzyła na nas z tym swoim fałszywym uśmiechem. Wiedziałam, że coś wie.
– Tak, mieliśmy sporo dokumentów do przejrzenia – powiedziałam szybko.
– Aha… – Ewa uniosła brew. – No cóż, nie będę wam przeszkadzać.
Następnego dnia spojrzenia, szepty, uśmiechy na mój widok były nie do zniesienia. Dwa tygodnie później wezwał mnie mecenas N.
– Agata – zaczął powoli. – Słyszałem niepokojące rzeczy.
Serce podeszło mi do gardła.
– Nie pozwolę, żeby prywatne sprawy wpływały na renomę mojej kancelarii.
– To tylko plotki… – próbowałam się bronić.
– Nie interesuje mnie, czy to prawda. To, co się mówi, już nam szkodzi.
Zrozumiałam, że moja pozycja jest zagrożona. A Zbigniew? Nie zrobił nic, by mnie obronić.
Tylko ja poniosłam konsekwencje
Wiedziałam, że coś się zmieniło. Zbigniew nie dzwonił, nie pisał, unikał mnie w biurze. Z dnia na dzień stałam się dla niego nikim. Kiedy przechodziłam obok jego gabinetu, drzwi zawsze były zamknięte. Nie zapraszał mnie już na rozmowy, nie zostawał po godzinach. Na zebraniach nie patrzył mi w oczy, a jeśli już musiał, jego spojrzenie było chłodne, obojętne.
Nie mogłam tego tak zostawić. Pewnego wieczoru czekałam na niego w podziemnym garażu.
– Zbyszek, musimy porozmawiać – powiedziałam, kiedy podszedł do samochodu.
Zatrzymał się, ale nie patrzył na mnie.
– Nie mamy o czym.
– Naprawdę? – zatrzęsły mi się ręce. – Po prostu udasz, że nic się nie stało?
Wypuścił powietrze przez zęby.
– Agata… To poszło za daleko.
– Dla ciebie poszło za daleko, bo przestaliśmy być tajemnicą? – warknęłam.
Nie odpowiedział. Stałam tam, patrząc, jak wsiada do auta i odjeżdża, zostawiając mnie na parkingu z drżącym od gniewu ciałem. Kilka dni później przyszło wezwanie do gabinetu N.
– Agata, sprawa jest jasna – powiedział tonem, który nie dopuszczał sprzeciwu. – Plotki w kancelarii już zaszkodziły naszemu wizerunkowi. Musimy podjąć kroki.
– Czyli chce mnie pan zwolnić?
N. przyjrzał mi się badawczo.
– Oficjalnie nie. Ale radzę ci, żebyś sama podjęła decyzję.
Wyszłam z gabinetu na miękkich nogach. Po pracy wróciłam do pustego mieszkania i usiadłam na łóżku, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Kim teraz jestem? Kobietą, która oddała wszystko za mężczyznę, który nawet nie miał odwagi się obronić? Następnego dnia napisałam wypowiedzenie.
Zaczynałam wszystko od zera
Przeprowadzka nie była łatwa. W Warszawie zostawiłam nie tylko pracę, ale i życie, które planowałam przez lata. Znalazłam pracę w małym miasteczku po Rzeszowem. Nowe miasto było mniejsze, cichsze. Kancelaria, w której znalazłam zatrudnienie, nie miała prestiżu tej warszawskiej, ale przynajmniej nikt mnie tu nie znał.
Pierwsze tygodnie były ciężkie. Bałam się spojrzeń, chociaż wiedziałam, że nikt nie zna mojej historii. Byłam wycofana, ostrożna, nie nawiązywałam żadnych bliższych relacji. Wciąż żyłam przeszłością. Pewnego dnia mój szef przedstawił mi Tomasza.
– To nowy prawnik w naszym zespole. Będziecie pracować razem.
Tomasz był wysokim brunetem o ciepłym spojrzeniu i pewnym uścisku dłoni. Od pierwszej chwili wyczułam, że jest inny niż ci, których spotkałam dotychczas.
– Agata, prawda? – uśmiechnął się. – Miło cię poznać.
Przez kilka tygodni pracowaliśmy razem nad sprawą spadkową. Był cierpliwy, spokojny, ale jednocześnie pewny siebie. Zauważył, że nie lubię mówić o sobie i nie naciskał. To właśnie sprawiło, że zaczęłam się przy nim czuć swobodniej.
Pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy w kuchni firmowej, zaryzykował.
– Coś cię gryzie, Agata.
Spojrzałam na niego ostrożnie.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Wiem, że coś się stało w twojej poprzedniej pracy – powiedział cicho. – Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz. Ale wiem jedno: nie możesz pozwolić, żeby jedna historia wpłynęła na całe twoje życie.
Poczułam, jak robi mi się gorąco.
– Łatwo powiedzieć – szepnęłam.
Tomasz oparł się na krześle, patrząc na mnie uważnie.
– Możesz to naprawić. Ale najpierw musisz przestać siebie obwiniać.
Zabrzmiało to tak prosto, a jednocześnie tak niemożliwie.
Powiedziałam to na głos
Minęło kilka miesięcy. Powoli zaczynałam czuć się lepiej. Przestałam unikać ludzi, zaczęłam na nowo wierzyć, że mogę odbudować swoją karierę.
I wtedy dostałam wiadomość.
Agata, przepraszam. Możemy porozmawiać?
To był Zbigniew. Serce mi przyspieszyło, ale nie z tęsknoty. Raczej z gniewu.
Spotkaliśmy się w kawiarni. Kiedy wszedł, zobaczyłam, że się zmienił. Był zmęczony, jakby coś go przygniatało.
– Dobrze wyglądasz – powiedział, siadając naprzeciwko mnie.
– Ty nie – odparłam szczerze.
Uśmiechnął się słabo.
– Przyszedłem, żeby cię przeprosić.
Nie odpowiedziałam, czekając, co powie dalej.
– Nie wiem, czy to ma jeszcze jakieś znaczenie, ale... żałuję. Naprawdę żałuję tego, jak cię potraktowałem.
Patrzyłam na niego uważnie, ważąc każde jego słowo.
– Naprawdę? – zapytałam zimno.
Przytaknął.
– Przez długi czas próbowałem to zepchnąć na dalszy plan, ale nie potrafię. Zniszczyłem ci karierę, a potem po prostu cię zostawiłem.
Poczułam, że wzbiera we mnie gniew.
– Tak, zostawiłeś mnie – powiedziałam ostro. – Kiedy najbardziej cię potrzebowałam, po prostu mnie skreśliłeś.
Zbigniew spuścił wzrok.
– Wiesz co? Przeprosiny nic już dla mnie nie znaczą. Nie jesteś mi do niczego potrzebny.
Warszawa, która kiedyś była dla mnie symbolem sukcesu, teraz wydawała mi się tylko miastem. Przeszłością, do której nie chciałam wracać.
Tego wieczoru zadzwonił Tomasz.
– Jak się czujesz?
Uśmiechnęłam się do słuchawki.
– Dobrze – odpowiedziałam szczerze.
Wiedziałam jedno: nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś inny decydował o moim losie. Mogłam upaść, mogłam stracić wszystko, ale wciąż miałam siebie. I to było najważniejsze.
Agata, 29 lat
Czytaj także:
„Córka zakochała się w moim przyjacielu. Niedobrze mi się robi, kiedy widzę, jak grucha z facetem w moim wieku”
„Moje staropanieństwo było idealnym tematem do żartów. Gdy koledzy z pracy życzyli mi udanego ślubu, coś we mnie pękło”
„Mąż chciał robić karierę w stolicy, więc wyjechaliśmy. Okazało się, że ścieżka awansu wiedzie przez łóżko szefowej”