„Mąż chciał robić karierę w stolicy, więc wyjechaliśmy. Okazało się, że ścieżka awansu wiedzie przez łóżko szefowej”

Smutna młoda kobieta fot. iStock by Getty Images, Viktoria Korobova
„Prawie nie rozmawialiśmy, a w łóżku... w Warszawie zapomniałam, jak to jest mieć męża. Trwałam w tej beznadziei”.
/ 03.02.2025 22:00
Smutna młoda kobieta fot. iStock by Getty Images, Viktoria Korobova

Tłumaczyłam sobie, że jeżeli zamknę się na nowe, w naszym życiu nie zmieni się absolutnie nic. Bałam się przeprowadzki do wielkiego miasta. Nie wiedziałam, co nas tam czeka i czy zdołamy jakoś ułożyć sobie życie. Ale ostatecznie zaryzykowałam. Teraz tego żałuję. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, zrobiłabym to bez wahania.

Mąż namawiał mnie na przeprowadzkę 

– Ala, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – nalegał wytartą frazą Kuba.

– A czy tutaj źle się nam żyje? Przecież oboje pracujemy i niczego nam nie brakuje.

– Pracujemy? Niczego nam nie brakuje? Skarbie, wybacz, ale to brednie. Ty jesteś ekspedientką na pół etatu, a ja administruje siecią za marny grosz. W Warszawie goście z moimi kwalifikacjami zgarniają pięciocyfrową wypłatę. My tutaj wegetujemy, a ja mam już tego po dziurki w nosie. Jak mamy do czegoś dojść, skoro stoimy w miejscu? Mieszkamy kątem u twojej mamy z nadzieją, że kiedyś będzie nas stać na mieszkanie. Oboje marzymy o dziecku, ale ciągle odwlekamy tę decyzję, bo musimy zaczekać, aż ustabilizuje się nam sytuacja finansowa. Ala, my tutaj tkwimy w martwym punkcie i jeżeli czegoś z tym nie zrobimy, tak już zostanie.

– A jeżeli nam nie wyjdzie? – nie mogłam pozbyć się obaw.

Nie możemy z góry zakładać porażki. Wiele osób tak zrobiło i jakoś nikt nie żałuje. Marek i Aneta siedzą w stolicy dopiero dwa lata i już mają swoje mieszkanie. Tak samo Paweł i Justyna. Nad czym my jeszcze myślimy? Przecież świat nie będzie na nas czekał w nieskończoność.

– Mają swoje mieszkanie, to prawda. Na kredyt, który będą spłacać przez 30 lat.

– Z ich zarobkami już za kilka lat nie będą mieli żadnych zobowiązań. Rozumiesz? Oni powoli do czegoś dochodzą. A co nas czeka, jeżeli tu zostaniemy? W tej dziurze diabeł mówi „dobranoc”!

Uległam i zgodziłam się na wyjazd

Kuba od dobrego roku nalegał na przeprowadzkę. Nie podobał mi się ten pomysł. Jestem dziewczyną z małego miasta i sama myśl o wyjeździe do stolicy napawała mnie przerażeniem. Nie chciałam zostawiać mamy, rodzeństwa i wszystkich przyjaciół. Jednak z drugiej strony, nie mogłam odmówić słuszności argumentom męża. Miał rację. Nasze rodzinne miasto nie dawało na większych perspektyw na rozwój. Kuba to ambitny facet, a ja nie chciałam go ograniczać.

– Jesteś pewny, że to dobry pomysł? – zapytałam.

– Lepszego nie mam. Zawsze możemy pojechać do Niemiec na zmywak. Jak podszkolę język, może znajdę pracę w swoim zawodzie, ale czy naprawdę chcemy tak żyć?

– Nie masz pewności, że w Warszawie znajdziesz pracę.

– Racja, nie mam pewności. Ale przecież większość firm prowadzi teraz zdalne rekrutacje. Rozmowę wstępną mogę odbyć stąd, a gdy otrzymam pozytywną odpowiedź, przeprowadzimy się. Z załatwieniem mieszkania nie będzie problemu. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, wynajem jest tam drogi, ale odłożyłem trochę grosza. Na start wystarczy.

– A co ze mną?

– Jeżeli uda mi się znaleźć robotę w zawodzie, nie braknie nam pieniędzy. Będziesz mogła na spokojnie szukać pracy. Bez żadnej presji.

– No to zgoda.

– Czy ja się przesłyszałem, czy właśnie się zgodziłaś?

– Nie przesłyszałeś się, głuptasie. Masz rację. Nie możemy do końca życia tkwić w tej dziurze. Czas wziąć byka za rogi.

Tę rozmowę odbyliśmy kilkanaście miesięcy temu. Kubie wystarczyły dwa tygodnie na znalezienie pracy w stolicy. Dwie rozmowy odbył zdalnie, na trzeciej musiał zjawić się osobiście. Gdy wrócił, wziął mnie w ramiona i powiedział tylko jedno słowo: „Udało się”. Znaleźliśmy niedrogą (jak na warszawskie warunki) kawalerkę na Ursusie. Oboje złożyliśmy wypowiedzenie, spakowaliśmy nasz skromny dobytek i kilka tygodni później ruszyliśmy ku nieznanemu.

Warszawa mnie przytłoczyła

Przed Kubą udawałam, że jestem szczęśliwa, ale tak naprawdę robiłam dobrą minę do złej gry. Stolica nie skradła mojego serca. Przytłaczała mnie swoim ogromem. Każdy gdzieś się spieszył, nikt nie zwracał na nikogo uwagi. Byłam pewna, że gdybym przewróciła się na chodniku, fala ludzi po prostu przeszłaby po mnie i nikt by tego nawet nie zauważył. Byłam przyzwyczajona do czegoś innego. W naszym rodzinnym miasteczku wszędzie było blisko. Ludzie tam znają się i wszyscy są dla siebie serdeczni. W stolicy czułam się wyobcowana, a jakby tego było mało, doskwierała mi samotność.

Nie mam studiów, więc znalezienie pracy było dla mnie większym wyzwaniem niż dla Kuby. Z finansowego punktu widzenia nie stanowiło to dużego problemu. Mój mąż już na starcie dostał bardzo dobre warunki finansowe, więc pieniędzy nam nie brakowało. Większym problemem była dla mnie samotność. Kuba wychodził z mieszkania o szóstej rano, żeby dotrzeć do firmy na ósmą. Rzadko zdarzało się, że kończył pracę po ośmiu godzinach. Miałam wrażenie, że menedżer chce go wycisnąć jak cytrynę.

Tak teraz będzie? – zapytałam pewnego dnia. – Będziemy widywać się tylko wieczorem?

– Skarbie, tak właśnie jest w korporacjach – stwierdził. – W pierwszym roku muszę się wykazać i odwalić swoją część brudnej roboty.

– Przecież jak tak dalej pójdzie, zaharujesz się na śmierć.

– Wcale nie jest tak źle. Poza tym płacą mi za nadgodziny, a to teraz jest najważniejsze.

– A właśnie że nie. Pieniądze nie powinny być absolutnym priorytetem.

– Ala, nie zachowuj się jak dziecko. Jakoś musimy to przetrzymać. Pierwszy rok zawsze jest najgorszy. Później będzie już z górki. 

W końcu udało mi się znaleźć pracę. Nie było to nic specjalnego. Zatrudniłam się jako ekspedientka w osiedlowym sklepie, ale dostałam warunki znacznie lepsze niż na tym samym stanowisku w moim rodzinnym mieście. Myślałam, że gdy zacznę pracować, nie będę miała czasu na myślenie o tym, jak bardzo nie lubię tego miasta, ale tak się nie stało. Samotność wciąż mi doskwierała. Z nikim nie mogłam nawiązać bliższych kontaktów. Ale jak niby miałam to zrobić, skoro po kilku miesiącach nie wiedziałam nawet, kto mieszka obok mnie? Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Warszawę wypełniają anonimowe jednostki. Statyści, którzy przemykają niezauważenie, odgrywając swoją rolę. 

Nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia

„Skarbie, mam prośbę. Przygotuj dziś coś smacznego na kolację i kup butelkę dobrego wina. Zaprosiłem na wieczór Ewę, menadżerkę mojego działu” – napisał mi pewnego piątkowego popołudnia Kuba. SMS-y stały się podstawą naszej komunikacji, odkąd przeprowadziliśmy się do stolicy. 

„Szkoda, że dopiero teraz dajesz mi znać. Jest już szesnasta” – odpisałam.

„Wiem, skarbie. Przepraszam, to wynikło nagle. Jeżeli chcemy, żebym awansował, musimy grać zespołowo” – usprawiedliwił się.

Po wyjściu z pracy zrobiłam szybkie zakupy i pobiegłam do domu. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że w końcu kogoś poznam. To uczucie szybko jednak minęło.

Ewa nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Zachowywała się... sama nie wiem. Wyniośle i władczo – chyba te słowa najlepiej opisują jej charakter. Przez cały wieczór skupiała uwagę na Kubie, a mnie traktowała jak powietrze. Drażniło mnie to, bo taka ignorancja nie przystoi w gościach. No i nie mogłam nie zauważyć, że jest atrakcyjna, nawet bardzo. Blondynka ubrana w idealnie dopasowaną garsonkę, która musiała kosztować więcej niż wynoszą moje miesięczne zarobki, prezentowała się niezwykle efektownie. Żadne kobieta nie byłaby zadowolona, widząc swojego męża z kimś takim u boku.

– Trochę gburowata ta twoja menadżerka – zauważyłam, gdy pożegnaliśmy gościa.

– To prawda, ale jeżeli chcę awansować, muszę trzymać się blisko niej. Tak się gra w korporacji.

– Czyżby? A czy przypadkiem nie chodzi ci o jej nogi i te wielkie niebieskie oczy? – zapytałam podejrzliwie.

– Kochanie, czyżbym słyszał zazdrość w twoim głosie? – zaśmiał się.

– Może troszkę, Ale tylko odrobinkę – zrobiłam minę niewiniątka.

– Nie obawiaj się. To ciebie kocham, a jej nawet nie lubię.

Stało się to, czego się obawiałam

Mijały tygodnie, a w naszym życiu nie zmieniło się nic. Kuba wychodził rano i wracał późnym wieczorem, zwykle totalnie wypruty z sił. Prawie nie rozmawialiśmy, a seks... w Warszawie zapomniałam, jak to jest mieć obok siebie męża. Trwałam jednak w tej beznadziei. Nie dla siebie. Dla Kuby. Wiedziałam, że tego właśnie chciał. Poza tym wierzyłam jego słowom, że tylko pierwszy rok jest taki ciężki. Nie miałam jednak okazji przekonać się o tym.

Był środowy wieczór. Kuba wrócił do domu przed północą. Wymieniliśmy kilka standardowych zdań w stylu: „Jak ci minął dzień?” i poszedł pod prysznic. Gdy doprowadził się do porządku, położył się do łóżka i zasnął w momencie, gdy jego głowa dotknęła poduszki. Leżałam obok niego i rozmyślałam, gdy wibracje oznajmiły nadejście wiadomości. Sądziłam, że odezwał się mój telefon. Bez podnoszenia głowy sięgnęłam po aparat i otworzyłam skrzynkę odbiorczą. To nie był mój telefon, a wiadomość nie była do mnie. „Jest mi z tobą cudownie. Spisuj się tak dalej, a dostaniesz swój dział. Już ja o to zadbam”. Nie musiałam upewniać się, kto jest nadawcą. Nad wiadomością było zdjęcie Ewy. Całkowicie nagiej.

To był nasz koniec

Nie czekałam do rana. Obudziłam męża i zażądałam wyjaśnień. Gdy podsunęłam mu telefon pod nos, rozbudził się w sekundę. Myślałam, że zacznie się wykręcać, albo odwróci kota ogonem i nakrzyczy na mnie, że grzebię w jego telefonie, ale nie. Przyznał się, jak gdyby nigdy nic.

– Ala, zrozum. To Warszawa. Tutaj właśnie tak robi się karierę – powiedział spokojnym głosem, jakby tłumaczył coś dziecku.

– Że co? Sypiasz ze swoją szefową i dla ciebie to normalne?

– Daj spokój. Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. Z Ewą nic mnie nie łączy.

– Nic poza łóżkiem, tak?

– Ala, przecież tłumaczę ci. Robię to dla nas.

– Może powinnam ci jeszcze podziękować? Kuba, co się z tobą stało? Nie jesteś mężczyzną, za którego wyszłam.

– Nie dramatyzuj, dobrze? Jutro o tym porozmawiamy. A teraz pozwól mi się wyspać. Jutro muszę wcześnie wstać.

Obojętność w jego głosie zraniła mnie bardziej niż sama zdrada. Dla niego to było nic. Podchodził do tego, jak do części swoich służbowych obowiązków. Tamtej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam tylko i rozmyślałam. Aż doszłam do wniosku, że nie chcę tak żyć. Nie chcę żyć w tym przeklętym mieście i z facetem, dla którego zdrada to nic wielkiego.

Następnego dnia zadzwoniłam do szefa. Wyjaśniłam mu, że muszę pilnie wracać do domu i rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron. Zadzwoniłam do brata, by po mnie przyjechał. Zostawiłam Kubie list. Zadzwoniłabym, ale wiedziałam, że i tak nie odbierze. Wróciłam do domu, a męża zobaczyłam dopiero na sali sądowej.

Alicja, 30 lat

Czytaj także:
„Na imprezie firmowej koleżanki zapominały, że mają mężów, byle dostać awans. Ja byłam grzeczna i ugrałam więcej”
„Mąż zrobił ze mnie pośmiewisko, bo obiecał kochance ślub w białej sukience. Do dziś godność zbieram z podłogi”
„W pracy był moim zimnym szefem, a w domu – gorącym kochankiem. Odkryłam, że zamiast w duecie, żyjemy w trójkącie”

Redakcja poleca

REKLAMA