„Matka oddała mnie w ręce opiekunki. Przy tej obcej kobiecie czułam, że ktoś mnie kocha, więc spełniłam jej marzenie”

stara kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Proszę nie odmawiać, to jedyne co możemy zrobić w podzięce. Po tym wszystkim, co pani dla nas zrobiła, należy się znacznie więcej – przekonywałam”.
/ 04.02.2025 08:30
stara kobieta fot. Getty Images, Westend61

Pani Nacia była moim aniołem, na którym zawsze mogłam polegać. Dawał mi swój czas, zainteresowanie i przede wszystkim miłość, której tak potrzebowałam. Postanowiłam, że po tych wszystkich latach, wreszcie musze się jej odwdzięczyć.

Zawsze ciepło ją wspominam

– Dziś natknęłam się na panią Nacię – oznajmiła mama podczas naszego wspólnego posiedzenia z siostrą w kuchni.

– Jak się miewa? – zapytała z zainteresowaniem Ewa. – Mam wrażenie, że nie widziałam jej od dłuższego czasu.

– Bo faktycznie jej nie było. Przebywała na wsi u bratowej, pomagając w opiece nad nią. Niestety miała udar, a mąż sam nie dawał sobie rady. Wiesz przecież, że nigdy nie mieli za dużo pieniędzy. Więc nasza pani Nacia, jak to ona, ruszyła z pomocą.

– Ta kobieta bez przerwy musi się kimś opiekować, prawda? – zauważyła Ewa. – Dori, pamiętasz te wspaniałe naleśniki, które nam przygotowywała?
Bardzo dobrze ją wspominam

Na samą myśl pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Te naleśniki od pani Naci były czymś wyjątkowym, ale to nie wszystko. Moje wspomnienia z nią wiążą się z czymś dużo istotniejszym, szczególnie w moim przypadku. Będąc wychowawczynią przedszkolną, pani Nacia zawsze znajdowała sposób na rozwiązanie każdej trudnej sytuacji. To właśnie dlatego najpierw pokochałam ją jako opiekunkę w przedszkolu, a później jako moją osobistą nianię.

Los nie obdarzył jej własnymi dziećmi, nigdy też nie wyszła za mąż, ale miała w sobie ogrom ciepła dla maluchów. Zapamiętałem ją jako osobę niezwykle cierpliwą i wyrozumiałą. Mimo że mówiła zawsze łagodnym głosem, świetnie radziła sobie z utrzymaniem porządku w grupie. Dzieci nie tylko ją słuchały, ale wręcz garnęły się do przytulania! Pani Nacia później przeszła na rentę, a jej kontakt z najmłodszymi ograniczył się do okazjonalnego pilnowania dzieci sąsiadów.

Mieszkała w bloku naprzeciwko nas. Moja mama pracowała jako księgowa i ciągle była zajęta, więc często prosiła tę panią o przypilnowanie mojej siostrzyczki. Mała Ewa wiecznie łapała jakieś choroby i rzadko chodziła do przedszkola. Chociaż byłam starszą siostrą, to zawsze skakałam z radości, kiedy mogłam spędzić czas pod opieką takiej opiekunki.

– Jak ona się trzyma? – spytałam.

– Szczerze mówiąc, widzę że nie czuje się najlepiej – powiedziała mama, chwilę się zastanawiając. – Raczej to nic groźnego, ale ta ciężka grypa mocno ją zmęczyła i widzę, że straciła trochę energii. Na szczęście w piątek spotykamy się na herbatce, więc będę miała okazję z panią Nacią porozmawiać.

– Super pomysł! Przekaż jej nasze pozdrowienia – powiedziałam, a Ewa przytaknęła.

Nie wyglądała najlepiej

Po około miesiącu znowu wybrałam się do rodzinnego mieszkania, zabierając ze sobą siostrę. Ewa przyjechała bez dzieciaków i małżonka. Dojechałyśmy moim samochodem. Gdy tylko weszłyśmy do klatki, zauważyłyśmy kochaną panią Nacię. Wspinała się powoli na trzeci poziom, niosąc jakieś pudełko. Nie wahając się ani chwili, podbiegłyśmy do niej, by się wyściskać. Wzruszona naszym niespodziewanym spotkaniem, roześmiała się serdecznie i objęła nas, wypowiadając słowa:

– Ach, moje drogie dziewczynki! Jak cudnie dziś wyglądacie! Tyle czasu minęło, odkąd was ostatnio widziałam!

– Jak miło panią zobaczyć, pani Naciu – powiedziała z radością Ewa, odbierając od niej pakunek, w którym znajdowało się ciasto przygotowane specjalnie z okazji naszego spotkania.

Pewnego dnia podczas rozmowy dowiedziałam się od mamy, że stan zdrowia pani Naci się pogorszył. Na początku było tylko zapalenie oskrzeli, ale choroba rozwinęła się i zaatakowała płuca. Sytuacja była na tyle poważna, że konieczny był pobyt w szpitalu.

– Na szczęście wróciła już do swojego mieszkania, ale wciąż musi zostać w środku. Zajmuję się jej sprawunkami i pomagam w różnych rzeczach – wyjaśniła mama.

– Jak będę w pobliżu w weekend, to ją odwiedzę – powiedziałam.

Po wejściu do mieszkania pani Naci zauważyłam, że coś się zmieniło. Gospodyni sprawiała wrażenie znacznie starszej niż podczas mojej ostatniej wizyty, choć minęło tak niewiele czasu. Co prawda nie należała do najmłodszych, ale jak na swoje 70 lat zawsze trzymała się świetnie. Teraz jednak widać było, że mocno się posunęła. Przygotowałam herbatę dla nas obu i usiadłyśmy przy małym stoliczku, przykrytym koronkową serwetką, którą pani Naci sama zrobiła na szydełku. Na wierzchu leżał otwarty program telewizyjny z aktualnym repertuarem.

– Słuchaj, dzisiaj pokazują „Rzymskie wakacje” – odezwała się pani Nacia, wskazując palcem program w kolorowym magazynie. – Pamiętasz, jak razem siedziałyśmy przed telewizorem?

– No jasne! – odparłam radośnie. – Do dziś nie wiem, kto bardziej mnie zachwycił – cudowna Audrey Hepburn czy może jednak Gregory Peck! Pamiętam tę scenę, gdzie ona siedzi na tych znanych Schodach Hiszpańskich i zajada lody, no i ten fragment, kiedy wsuwa rękę do tej kamiennej maski nazywanej Ustami Prawdy. Pani nauczyła mnie doceniać dobre kino. Jak nie te wszystkie stare filmy, które pani mi pokazała i tak świetnie opowiedziała o nich, to pewnie teraz zaliczałabym tylko te głupie strzelaniny, za którymi szaleli moi koledzy.

To był pomysł pod wpływem chwili

– Zwiedzałaś już Rzym, kochanie? – spytała.

– Tak, udało mi się tam być kilka razy . To miasto, które skradło moje serce – odpowiedziałam.

– I co, podobało ci się? – dociekała pani Nacia, która nigdy jeszcze nie przekroczyła granic naszego kraju.

Zaczęłam więc opowiadać o wszystkim, co zachwyciło mnie w stolicy Włoch. Opowiedziałam jej o najpiękniejszych zakątkach, które zapadły mi w pamięć i lokalnych przysmakach, które udało mi się spróbować. Pani Nacia słuchała z półprzymkniętymi oczami.

– Świetnie umiesz opowiadać historie, Dorotko. Cieszę się, że możesz podróżować po świecie i oglądać na własne oczy to wszystko, co ja znałam tylko z filmów i albumów o sztuce – ścisnęła lekko moją dłoń.

– Przepraszam, ale może miałaby pani ochotę pojechać kiedyś do Rzymu? – spytałam niepewnie.

– Ech, kochana... – westchnęła ze smutkiem w głosie. – Teraz już nie chodzi tylko o pieniądze, ale też o moje siły i zdrowie, których z roku na rok ubywa – przyznała pokonana. – Wiesz, czasem ogarnia mnie prawdziwy żal, kiedy uświadamiam sobie, że życie tak szybko przemknęło mi między palcami, a ja tak niewiele świata poznałam. Od zawsze moim marzeniem było odwiedzić osobiście chociaż niektóre z tych wspaniałych miejsc, o których tyle razy mogłam przeczytać w książkach. Najbardziej pragnęłam bodaj raz w życiu przekroczyć próg bazyliki świętego Piotra...

Kiedy wróciłam od pani Naci, wpadłam na pewien pomysł. Od razu chwyciłam komórkę i wybrałam numer do siostry.

– Świetnie to wykombinowałaś! – wykrzyknęła zachwycona Ewa.

Odebrało jej mowę

Z panią Nacią widywałyśmy się regularnie. Minęły dwa tygodnie i jej zdrowie wyraźnie się poprawiło – zaczęła nawet wychodzić z domu. Coraz częściej chodziłyśmy na spacery, także te dłuższe. Gdy nadszedł maj, pani Nacia świętowała urodziny. Zaprosiła nas obie z Ewą na pyszny tort własnej roboty, który pochłonęłyśmy ze smakiem. Ponieważ nasi rodzice akurat wyjechali do sanatorium, mogłyśmy świętować w kameralnym gronie.

– Mamy dla pani niespodziankę – powiedziała Ewa, wręczając kopertę pani Naci.

– Dziewczynki, co wy kombinujecie? – spytała zaskoczona. Trzymała kopertę w rękach, wahając się przed jej otwarciem.

– Proszę śmiało zajrzeć do środka! – zachęciłyśmy ją.

Gdy rozchyliła kopertę i zobaczyła, co jest w środku, zaniemówiła ze zdumienia.

– Och... to jest bilet na samolot do Rzymu. Naprawdę nie mogę tego przyjąć. To zdecydowanie za drogi prezent... – wyjąkała z zakłopotaniem.

– Prosimy, kochana pani Naciu, niech się pani nie wzbrania! Bardzo panią prosimy! To naprawdę nic wielkiego. Proszę się nie przejmować kosztami. Stać nas na to. Dla nas to żadne obciążenie, a tak bardzo chcemy zrobić pani przyjemność.

– Prosimy panią serdecznie! – Ewa przybrała ton małej dziewczynki. – Co prawda ja muszę zostać z dziećmi, ale Dorotka chętnie pojedzie z panią. Pokaże pani wszystkie ciekawe miejsca, odpoczniecie sobie razem i nacieszycie się włoskim klimatem. Na pewno będzie się pani podobało! – zachęcała.

– Nie stać mnie na taki wydatek – pani Nacia nadal się wzbraniała.

– Proszę nie odmawiać, to jedyne co możemy zrobić w podzięce. Po tym wszystkim, co pani dla nas zrobiła, należy się znacznie więcej – przekonywałam. – Pospacerujemy pięknymi uliczkami, skosztujemy prawdziwej włoskiej kawy i będziemy się zajadać pysznymi gelato ile dusza zapragnie. I oczywiście odwiedzimy Watykan! Przecież zawsze marzyła pani, żeby zobaczyć bazylikę św. Piotra na żywo...

Pani Nacia szybko obróciła głowę. Zobaczyłam, jak po jej twarzy sunie kropla łzy.

– Moje najdroższe dziewczynki – przytuliła nas mocno.

Spełniłam jej marzenie

Rzym zrobił na pani Naci ogromne wrażenie, a ja nie mogłam uwierzyć w jej nagły przypływ sił. Zaraz po rozpakowaniu walizek w uroczym, małym hotelu, była już gotowa do eksploracji miasta.

Nie możemy marnować czasu – zawołała, szczerząc się radośnie, zupełnie jakby znów była małą dziewczynką.

Zwiedziłyśmy wszystkie główne atrakcje Rzymu, przemierzając miasto wzdłuż i wszerz. Co jakiś czas wstępowałyśmy do przytulnych kawiarenek na krótki odpoczynek. Wieczorami wybierałyśmy się do nastrojowych restauracji i lokali z pizzą, gdzie raczyłyśmy się pysznymi włoskimi daniami, popijając je dobrym winem.

– Dorotko, ten zakątek to prawdziwy raj – zachwycała się, a jej oczy aż błyszczały z radości.

Pani Nacia nie rozstawała się ze swoim telefonem, nieustannie robiąc kolejne zdjęcia na pamiątkę. Co ciekawe, świetnie ogarniała wszystkie funkcje swojego smartfona.

– Po powrocie będę miała mnóstwo fotografii do pokazania. Umówimy się z Ewą i waszą mamusią, żeby razem pooglądać te wszystkie ujęcia.

Ostatniego dnia przed wyjazdem poszłyśmy się przejść po zmroku. Zatrzymałyśmy się obok znanej wszystkim Fontanny di Trevi, by zgodnie ze zwyczajem wrzucić monety.

– Chciałaby pani jeszcze kiedyś tu wrócić? – spytałam.

– Oczywiście! – odrzekła z nutą marzycielską w głosie. – A nawet jeśli nie uda mi się przyjechać, to i tak będę tu wracać myślami, chociaż na chwilę. Ten wyjazd był dla mnie najlepszym wypoczynkiem w życiu, skarbie. Bardzo ci za to dziękuję!

W końcu okazało się, że pani Nacia już nigdy nie pojedzie do Rzymu. Krótko po tym jak wróciliśmy, zdiagnozowano u niej poważną chorobę, na którą lekarze nie znaleźli lekarstwa. Bardzo mi jej brakuje, ale przynajmniej mam świadomość, że pomogłam jej spełnić wielkie marzenie. Trudno byłoby znaleźć osobę, która bardziej zasługiwała na taki prezent niż właśnie ona.

Dorota, 37 lat

Czytaj także:
„Marzę o dziecku, ale ciąża nie przychodzi. Być może to kara za to, że rozbiłam związek przyjaciółki”
„Sąsiadka wydaje 800+ na ciuchy i kosmetyki i drogie perfumy, a jej dzieci chodzą brudne i głodne”
„Janusz miał opinie osiedlowego zbira i wszyscy przed nim uciekali. Mnie udało się odkryć, że ma serce na dłoni”

Redakcja poleca

REKLAMA