„Gdy córka z wnuczkami wyjechała, zostałam sama jak palec. Ale przypadkiem odkryłam pasję i żyłę złota na emeryturze”

Starsza kobieta fot. iStock by Getty Images, SilviaJansen
„– Dam radę ci taką zrobić – powiedziałam nagle. – Akurat! – odpowiedziała z wyraźną kpiną. Jej drwiący głos tak mnie zdenerwował, że zadziałało to dokładnie tak, jak zawsze powtarzała mi moja Marysia – zmotywowało mnie do działania”.
/ 04.02.2025 20:00
Starsza kobieta fot. iStock by Getty Images, SilviaJansen

Wieść o planowanej przeprowadzce rodziny mojej córki Marysi kompletnie mnie zaskoczyła. Dotychczas miałam możliwość widywania ich tak często, jak chciałam. Każda wspólna chwila z Kasią i Anią, moimi wnuczkami, była dla mnie wyjątkowa. Sprawiało mi też wielką radość przekomarzanie się z Tomkiem, moim zięciem, i goszczenie całej czwórki u siebie, czy to na niedzielnym obiedzie, czy podczas świątecznych spotkań.

Wszystko wydawało się poukładane, ale los napisał zupełnie inny scenariusz. Kiedy Marysia dostała wymarzoną pracę na drugim końcu kraju, moje życie całkowicie się zmieniło. Planowała zostać tam na kilka lat, a dziewczynki miały rozpocząć edukację w nowym miejscu. Nie mogłam z tym walczyć, choć bardzo chciałam. Bo jak tu się pogodzić z faktem, że nagle najbliższe ci osoby muszą wyjechać tak daleko...

Czułam się opuszczona i rozżalona

– Daj spokój mamo – uspokajała mnie moja córka. – Przecież nie wyjeżdżamy gdzieś na drugi koniec globu, będziemy w stałym kontakcie, a już wkrótce możesz do nas przyjechać.

– Łatwo ci mówić. Jak ja sobie poradzę, gdy was tu nie będzie? – martwiłam się, bo szczerze mówiąc nie wiedziałam, czym wypełnić wszystkie te godziny, które nagle będę miała do dyspozycji. Dotychczas większość mojego czasu pochłaniała pomoc córce i opieka nad jej dziećmi.

– Narzekałaś, że brakuje ci kontaktu ze znajomymi, więc teraz możesz coś z tym zrobić – odezwała się Marysia.

– Kiedy się spotykamy, to tylko narzekają i opowiadają o swoich dolegliwościach. Przez to czuję się jeszcze bardziej stara.

Możemy przecież rozmawiać – wykrzyknęły wnuczki. – Przez internet!

Dziewczynkom aż oczy błyszczały z radości, kiedy przedstawiały swój pomysł, ale ja kompletnie nie wiedziałam, o czym one mówią.

Chodzi o rozmowy przez kamerkę – tłumaczyła Marysia. – Przez połączenie z siecią.

– To dla mnie czarna magia – westchnęłam zrezygnowana. – Nie mam internetu, a komputera od dawna nawet nie widziałam na oczy...

Musiałam się dostosować

Technologiczne nowinki nigdy nie były moją mocną stroną. Uważałam, że obsługa laptopów, komputerów czy cyfrówek jest zbyt trudna, a same urządzenia wydawały mi się zimne i odpychające. Na telefon komórkowy zgodziłam się dopiero po namowach zięcia. Dziś bardzo tego żałuję – gdybym wcześniej otworzyła się na nowe sprzęty, mogłabym teraz na bieżąco widywać się z wnuczkami podczas rozmów wideo.

Sytuacja zmusiła mnie do szybkiej nauki korzystania z komputera. Na szczęście cała rodzina ruszyła mi z pomocą – każdy dołożył swoją cegiełkę. Od Tomka dostałam jego stary laptop, który od razu podpiął do internetu. Myszkę i klawiaturę pomogła mi ogarnąć Marysia, a moje wnuczki pokazały podstawy poruszania się po sieci.

– Dasz radę, to nic trudnego! – uspokajały mnie na początku tej komputerowej przygody. – Zaraz wszystkiego cię nauczymy!

Z wielkim zapałem podeszłam do nauki. Dokładnie obserwowałam wszystko, robiłam zapiski w zeszycie, ćwiczyłam i wypytywałam o każdy szczegół, aż wreszcie nauczyłam się obsługiwać to samodzielnie. Moje wnuczęta nie posiadały się z radości widząc, jak sobie radzę. I faktycznie miały powód do dumy – okazało się to całkiem proste. Świat internetu zupełnie mnie zafascynował. Kiedy tylko dziewczynki dojechały na miejsce, od razu pokazały mi przez wideołącze, jak wygląda ich nowy dom, sypialnie i pobliski plac zabaw. Mogłam oglądać transmisję na żywo z ich smartfona wprost na ekranie mojego laptopa. Zastanawiam się, co jeszcze ciekawego można robić w sieci?

Wciągnęłam się w sieć

Sama zaczęłam surfować po internecie i szukać ciekawych treści. Okazało się, że można tam znaleźć dosłownie wszystko: newsy ze świata, prognozę pogody, plotki o gwiazdach, wróżby astrologiczne, inspiracje podróżnicze czy pomysły kulinarne. Wystarczyło parę razy kliknąć myszką, żeby mieć to wszystko na ekranie – bez potrzeby biegania do punktu z gazetami. A kiedy nauczyłam się opłacać rachunki przez internet, to już w ogóle super sprawa – koniec z nudnym czekaniem w kolejkach na poczcie.

Internet bardzo ułatwił mi życie – mogłam przez niego doładować telefon czy kupić bilety do kina. Brałam udział w rozmowach online, a dodatkowo udało mi się odnaleźć starych znajomych. Żałowałam tylko, że tak późno przekonałam się do tych wszystkich technologicznych udogodnień.

W każdy piątkowy wieczór, jak było umówione, wszyscy spotykaliśmy się online: dziewczynki – Ania z Kasią – opowiadały o swoich nowych koleżankach, Marysia przedstawiała sytuację ze swojej pracy, a Tomek zawsze służył wsparciem, gdy pojawiały się kłopoty z komputerem. Całość przebiegała naprawdę świetnie i samotność nie dawała mi się aż tak we znaki. Regularnie zaglądałam do skrzynki mailowej, wypatrując wiadomości od ludzi, których niedawno poznałam.

Mój zięć dawał mi jasne wskazówki – każdą wiadomość od obcej osoby mam kasować bez czytania. Tomek ciągle przestrzegał przed różnymi oszustami, którzy tylko czyhają na naiwnych ludzi. Wydawało mi się, że potrafię być ostrożna i rozsądna, dlatego spokojnie kliknęłam w link do strony reklamującej modne ciuchy.

Wtedy wpadłam na ten pomysł

Tak naprawdę nie brakowało mi ubrań, ale jak to kobieta – byłam zwyczajnie ciekawa. Asortyment sklepu online robił wrażenie: przeróżne modele spódniczek, mnóstwo ciepłych swetrów, modne żakiety w świetnych fasonach, przeciwdeszczowe i wiatroodporne płaszcze, nakrycia głowy od czapek po kapelusze, plus masa dodatków pasujących do wszystkiego. Krótko mówiąc: prawdziwy raj dla każdej zakupoholiczki.

Szykowałam się do przeglądania zimowych dodatków, gdy usłyszałam dzwonek. Do mieszkania wpadła moja sąsiadka Zosia, mieszkająca na dole. Przyniosła domową konfiturę – tak naprawdę to był tylko pretekst do wizyty. Obie żyłyśmy same.

Co za cudeńko! – zawołała podekscytowana, gdy zobaczyła na monitorze komputera długą spódnicę ozdobioną frędzlami, w klimacie lat 70. – Aż się prosi, żeby ją założyć.

– Jest dostępna w internetowym sklepie – odpowiedziałam.

Cena była jednak zbyt wysoka jak na nasze możliwości.

Muszę najpierw przymierzyć, inaczej nie kupię tej spódnicy – westchnęła z wahaniem w głosie. Widać było jej rozczarowanie, gdy podjęła ostateczną decyzję. – No nic, odpuszczę...

Będąc emerytami, często musimy sobie odmawiać różnych przyjemności, ale patrząc na to, jak Zosia posmutniała, zapragnęłam jej jakoś pomóc. W końcu kiedyś potrafiłam uszyć niezłe sukienki dla Marysi.

Dam radę ci taką zrobić – powiedziałam.

– Dobre sobie – odpowiedziała z wyraźną kpiną, która wcale nie dodawała mi pewności siebie. – Przecież musisz mieć odpowiednie rzeczy, sprzęt do szycia, no i umiejętności. To się w głowie nie mieści...

Jej drwiący głos tak mnie zdenerwował, że zadziałało to na mnie dokładnie tak, jak zawsze powtarzała Marysia – zmotywowało do działania.

To może się założymy? – zaproponowałam bez namysłu.

– Czemu nie, tylko o co? – spytała.

– Hmm... wiem już! O twoje gryczane naleśniki! Będziesz mi je przygotowywać raz w tygodniu przez następne trzy miesiące! – uwielbiałam je jeść, choć sama nigdy nie potrafiłam ich tak dobrze przyrządzić.

To było niezłe wyzwanie

„Chyba postradałam zmysły” – ta myśl uderzyła mnie, gdy nie mogłam się już wycofać. W końcu nie korzystałam z maszyny do szycia od lat, a ostatnim moim dziełem była kreacja karnawałowa dla córki. Sama się wpakowałam w kłopoty, bo za bardzo się rozochociłam. A tam naleśniki – przecież trzeba było ratować honor!

Wymierzyłam Zosię, kupiłam tkaninę i ozdobne frędzle, po czym ruszyłam na poszukiwanie pomocy. Z desperacji szukałam wykroju spódniczki w internetowym sklepie. Moje wnuczki zawsze powtarzały, że internet ma odpowiedź na wszystko, więc przeglądałam stronę za stroną, aż wreszcie znalazłam to, czego szukałam!

Poczułam ogromną ulgę. Postanowiłam wrócić do szycia. Choć moje oczy już nie były tak sprawne jak kiedyś i miałam trochę kłopotów z igłą, to odkryłam, że moje umiejętności wcale nie zardzewiały. Niepotrzebnie zwątpiłam w swoje możliwości. Z materiału wyczarowałam naprawdę fajną spódniczkę, która wyglądała rewelacyjnie. Z dumą patrzyłam na efekt mojej pracy, ale potrzebowałam jeszcze obiektywnej opinii kogoś innego. Mam nadzieję, że Zosia będzie zachwycona – inaczej przepadnie mi zakład.

Uznałam, że najlepiej będzie zapytać o opinię Marysię, więc wysłałam jej mailem fotografie – zarówno mojej pracy, jak i wzoru z katalogu. Nie minął nawet dzień, kiedy zorganizowałam dla córki i wnuczek małą prezentację przez internet. Na ich prośbę musiałam założyć uszyty strój i zaprezentować się przed kamerką komputera.

Super robota, babciu! – wykrzyknęła zachwycona Ania.

– Świetnie wszystko do siebie pasuje – skomentowała z zachwytem Kasia.

Jest rewelacyjna, bez dwóch zdań – wyszeptała Marysia.

– Wiesz co, chyba mogę przyznać, że ten zakład jest twój. Spódnica wygląda prawie identycznie jak ta ze sklepu w necie.

Tak odkryłam nową pasję

Byłam zachwycona efektem i postanowiłam uszyć podobną dla siebie. Tak świetnie się prezentowała, że nie mogłam się powstrzymać. Oczywiście wybrałabym inny kolor – marzy mi się miedziany odcień. Na początek jednak zaprosiłam Zosię, żeby odebrała swoją.

– Jest wspaniała! – krzyknęła Zosia, oglądając się w lustrze. – Masz talent do szycia, powinnaś się tym zająć zawodowo na emeryturze albo przynajmniej traktować jako hobby.

– Daj spokój – powiedziałam skromnie. – Wyszło tak dobrze tylko dlatego, że cały czas myślałam o twoich pysznych naleśnikach – roześmiałam się.

Będę się w niej wszędzie pokazywać, czuję się w niej młodziej i szczuplej – stwierdziła z uśmiechem i pobiegła pochwalić się nową kreacją przed sąsiadkami. Później tego dnia przyniosła wielki stos pachnących naleśników.

Zajadając się smakołykami, surfowałam po internetowych modowych zakątkach. Pomysł, który podsunęła mi Zosia, wciąż krążył mi po głowie. Szycie spódniczki sprawiło mi tyle frajdy, że chętnie powtórzyłabym takie zajęcie. No właśnie, może żakiecik – Marysia by w nim olśniewała. Ta sukienka z kolei byłaby wprost stworzona do mojej sylwetki. A jeśli chodzi o Kasię i Anię, to aż widzę je paradujące w tych uroczych pelerynkach...

Zajadając się naleśnikami, przeglądałam różne strony w sieci, szukając pomysłów. W głowie już układałam plan, jakie rzeczy uszyję poszczególnym osobom. Cieszę się, że mogę korzystać z internetu – dzięki temu wiem, co jest aktualnie modne. Z resztą na pewno sobie poradzę.

Aniela, 60 lat

Czytaj także:
„Cały dzień czekałam na wizytę wnuków, ale na próżno. Zapomnieli o Dniu Babci, więc odetnę ich od kasy”
„Mąż żałował mi na podpaski, bo wiecznie oszczędzał. Odkryłam, że za jego skąpstwem stoi grzeszna rozpusta z młodości”
„Na imprezie firmowej koleżanki zapominały, że mają mężów, byle dostać awans. Ja byłam grzeczna i ugrałam więcej”

Redakcja poleca

REKLAMA