W Bożym Narodzeniu chodzi przede wszystkim o radość i miłość, ale czym byłyby święta bez prezentów? Uwielbiam otwierać gwiazdkowe niespodzianki, ale jeszcze więcej radości sprawia mi obdarowywanie bliskich. W tym roku postanowiłam zaszaleć. Rozbiłam świnkę skarbonkę i wybrałam dla męża takie prezenty, o jakich marzył od dawna. Darek cieszył się jak dziecko, ale dziadkowie i teściowie nie byli dla mnie zbyt wyrozumiali. Przy wigilijnym stole zrugali mnie jak małą dziewczynkę.
Kredyt dawał się nam we znaki
Małżeństwa na dorobku rzadko mogą sobie pozwolić na przyjemności. Gdy postanowiliśmy wziąć kredyt na mieszkanie, zaczęliśmy odmawiać sobie wszystkiego. Raty stały się dla nas ogromnym obciążeniem, więc każdą złotówkę musieliśmy oglądać z dwóch stron. Przestaliśmy wychodzić do kina i restauracji. Wakacyjne wyjazdy stały się wspomnieniem. Żeby starczyło nam na życie, musieliśmy oszczędzać nawet na prezentach dla siebie. Mimo to, byliśmy szczęśliwi. W końcu własne cztery kąty to nie byle co.
Po przeprowadzce zaczął się czas skromnych parapetówek, najpierw dla najbliższych, później dla przyjaciół.
– Piękne mieszkanie – pochwalili nas teściowie.
– Jesteśmy z was tacy dumni – dodali moi dziadkowie, którzy od piątego roku życia zastępowali mi rodziców. – Już nie mogę się doczekać, kiedy te pokoje wypełnią się radosnym śmiechem małych szkrabów.
– Nie licz na to, babciu. Przynajmniej na razie – sprowadziłam ją na ziemię.
– Ale jak to? Nie chcecie mieć dzieci? – zdziwiła się.
– Bardzo chcemy – powiedziałam.
– Ale przy ratach, które musimy spłacać, nieprędko będzie nas stać na powiększenie rodziny – dodał Darek.
Bliscy postanowili nam ulżyć
Moi dziadkowie świetnie dogadują się z rodzicami Darka. Po naszym ślubie stali się sobie tak bliscy, że tradycją stały się wspólne niedzielne obiady. Bardzo mnie to cieszy, bo nie ma nic gorszego od waśni i niesnasek w rodzinie, ale przyznaję, byłam tym trochę zaskoczona. W końcu jak często zdarza się, że dwie rodziny nawiązują tak bliskie relacje?
– Kochanie, przyjdziecie jutro na obiad? – zapytała mnie babcia, gdy zadzwoniła do mnie pewnej styczniowej soboty.
– Skąd to pytanie? – zdziwiłam się. – Przecież nie opuściliśmy żadnej wspólnej niedzieli.
– To dobrze, to bardzo dobrze – mówiła podekscytowanym głosem. – Mamy wam coś ważnego do powiedzenia.
– Babciu, czy coś się stało? – zmartwiłam się.
– Coś postanowiliśmy, ale o wszystkim dowiecie się jutro.
– Nie trzymaj mnie w niepewności, proszę.
– Cierpliwości, wnusiu. Jutro o wszystkim wam powiemy – powiedziała i rozłączyła się.
Nie miałam pojęcia, o co może chodzić, Darek też nie domyślał się niczego. Zgadywaliśmy, że może chcą ufundować nam weekendowy wyjazd, ale to było coś o wiele lepszego.
– Smakowało? – zapytała babcia, gdy wszystkie talerze były już puste.
– Jak zawsze było pyszne – powiedział Darek.
– Może wreszcie powiecie, o co wam wczoraj chodziło? – zapytałam, nie mogąc doczekać się wyjaśnień. Dziadkowie spojrzeli porozumiewawczo na teściów i uśmiechnęli się.
– Naradziliśmy się we czwórkę i postanowiliśmy, że będziemy za was spłacać ten wasz kredyt – powiedziała, a mi opadła szczęka.
– Naprawdę? – niedowierzałam.
– Uznaliśmy, że jeżeli przez trzydzieści lat będziecie zanosić pieniądze do banku, nigdy nie doczekamy się wnucząt – powiedziała Elżbieta, mama Darka.
– Nie martwcie się ratami, dzieci. Odkładajcie pieniądze, a gdy uznacie, że macie już wystarczająco oszczędności, po prostu zacznijcie myśleć o powiększeniu rodziny – dodał dziadek.
To był wspaniały gest. Moi dziadkowie nie są bogaci, podobnie zresztą jak rodzice Darka. Nie biedują, ale przecież mają swoje wydatki. Mimo to, postanowili wziąć na siebie tak duży ciężar. Oboje byliśmy im ogromnie wdzięczni. Podziękowaliśmy im i obiecaliśmy, że będziemy odkładać każdy grosz, żeby zgromadzić oszczędności, zanim powiększymy rodzinę.
Oszczędzanie szło nam dobrze
Jak obiecaliśmy, tak zrobiliśmy. Każdego miesiąca na konto oszczędnościowe wpłacaliśmy sumę równą wysokości raty. Nie przepuszczaliśmy tych pieniędzy, więc nie odczuliśmy, że cokolwiek zmieniło się w naszym życiu. Ale oszczędności rosły. Od lutego do grudnia zdążyliśmy już zgromadzić pięciocyfrową sumkę. Obiecaliśmy sobie, że zaczekamy jeszcze rok i postaramy się o dziecko.
– Ale nie możemy ruszać oszczędności. Te pieniądze to nasza poduszka bezpieczeństwa – stwierdził Darek.
– Oczywiście. Żadnych zbędnych wydatków. Jesteśmy dorosłymi, odpowiedzialnymi ludźmi i nie rozczarujemy rodziców i dziadków – zgodziłam się, choć wiedziałam, że wkrótce złamię to postanowienie.
Zbliżały się święta, a ja nie miałam jeszcze prezentu dla Darka. Wiedziałam, o czym marzy mój mąż – o dronie. Gdy widziałam, jak podekscytowany ogląda testy najnowszych modeli, bardzo chciałam zrobić mu niespodziankę. Problem w tym, że taki gadżet kosztuje krocie. „Chyba nic się nie stanie, jak uszczknę trochę z oszczędności” – pomyślałam.
W jednym z elektromarketów znalazłam świetną promocję. Model, o którym marzył Darek był przeceniony o 15 procent, a sprzedawca dodatkowo dorzucał do niego smartwatch. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Za część oszczędności kupiłam drona i z niecierpliwością czekałam na święta. „Jeszcze zdążymy odłożyć” – tłumaczyłam sobie.
Rozczarowałam dziadków i teściów
Po wigilijnej kolacji nadszedł czas wręczania prezentów. Byłam podekscytowana jak mała dziewczynka, gdy Darek zrywał papier prezentowy.
– Nie wierzę! Kupiłaś mi drona! – ucieszył się.
– Właśnie takiego chciałeś mieć, prawda?
– Marzyłem o tym sprzęcie! Dziękuję ci, kochanie.
Spojrzałam na dziadków i teściów, ale zamiast aprobaty, na ich twarzach malowała się złość. Spoglądali na mnie karcącymi oczami i zrozumiałam, że mam kłopoty.
– Ta zabawka chyba dużo kosztowała, prawda? – zapytała babcia.
– Nie tak dużo, jak myślisz. Była dobra promocja, więc postanowiłam skorzystać – wyjaśniłam.
– Dzieci, nie tak się umawialiśmy – zauważył teść. – Obiecaliście, że będziecie oszczędzać. Taki był nasz warunek, gdy zaproponowaliśmy, że weźmiemy na siebie raty waszego kredytu.
– Ale tato, przecież święta są tylko raz w roku.
– Każdy dzień zdarza się tylko raz w roku, kochana – powiedziała teściowa, a w jej głosie słychać było autentyczny żal. – To w żaden sposób nie usprawiedliwia takiej rozrzutności. Co ty sobie myślałaś?
– Mamo, daj spokój – wziął mnie w obronę Darek. – Anita chciała mi zrobić niespodziankę i udało się jej. Nie trzeba wszystkiego przeliczać na pieniądze.
– Tak wam się wydaje, bo to nie wy spłacacie mieszkanie – stwierdziła babcia. – Dziewczyno, jak mogłaś być tak nierozsądna?
Tyrada trwała jeszcze przez dobrą godzinę. Suszyli mi głowę o ten wydatek i wypominali, że pomagają nam ze spłatą rat. Przyznałam im rację i dla świętego spokoju obiecałam, że po świętach spróbuję oddać drona do sklepu, choć wiedziałam, że to się nie uda. Nie miałam innego wyjścia. Inaczej do następnych świąt ciosaliby mi kołki na głowie.
Anita, 29 lat
Czytaj także:
„Sąsiad zrobił z mojego męża dobrego Samarytanina na cały etat. Ja nie miałam zamiaru sponsorować komuś życia”
„Niedziela handlowa przed Świętami dała mi popalić. Ludzie zachowywali się jak bydło, a ja musiałam się uśmiechać”
„Muszę wziąć kredyt na świąteczne prezenty, bo wstyd mi przyznać, że mnie nie stać. Trzeba chociaż stwarzać pozory”