Zrób prezent swoim ubraniom i wygraj niesamowite żelazko!

napisał/a: lambada 2016-12-13 10:08
zgłoszenie konkursowe
napisał/a: dziadova 2016-12-13 13:04
Ojca wędkarza wszyscy już znają ;)

Mój mąż to fanatyk porządku. W całym mieszkaniu wszystkie przedmioty poustawiane pod kątem prostym. On ten kątomierz ma w oku. Wszystko, co nie da się ułożyć pod kątem prostym, bo bywa okrągłe lub co gorsza, trójkątne, porozkładane tak, żeby się nie gięło, nie mięło i nie okurzyło. Połowa mieszkania zawalona antystatycznymi ściereczkami, płynami, proszkami i szmatkami wciągającymi brud w kosmiczną odchłań - każdy środek i szmatka tylko do określonej rzeczy. Średnio raz w miesiącu ktoś się pomyli i wytrze jakiś przedmiot nie tym, co powinien - wtedy poziom niezadowolenia jest taki, że trzeba pójść do psychologa. Kiedy złapał mnie kaszel i wybrałam się do przychodni, lekarz ogólny nie chciał mnie przyjąć, twierdząc, że wystarczą sole uspokajające.
Co tydzień mąż robi objazdy po wszystkich supermarketach w mieście, żeby skompletować wszystkie gazetki i zaplanować zakup czyszczących środków. Żałuję, że obiecałam pożyczać mu swój tablet (utrzymywał, że kolejne pliki narobią bałaganu na jego własnym) - robi teraz na nim godzinami swoje tabelki z cenami i właściwościami płynów i sprzętów do czyszczenia, prania, polerowania etc. Poza tym siedzi na forach dyskusyjnych, i nabija posty z radami, jaki środek piorący wywabia plamy z węgla aktywnego, kapusty i kwaszonego buraka. Specjalnie dla niego utworzyli tam rangę ,,Perfekcyjny Pan Domu".
W każdą niedzielę prześwietla swoją szafę jednym okiem i układa plan zagospodarowania koszul na tydzień bieżący.
I wiele, ach wiele mogłabym pisać, ale Pan domu najbardziej upodobał sobie prasowanie. Pech chciał, że pewnego razu w poniedziałek pomyślałam sobie, że potrzebowałabym luźnej, męskiej koszuli stylizacji z dopasowanymi cygaretkami i obłędnymi szpilkami. Niewiele myśląc chwyciłam tę białą i pasowała fantastycznie. Przewidziana była na czwartek, więc zaraz ją wyprałam, a żeby ślubny nic nie zauważył, solidnie rozprostowałam zagniecenia powstałe podczas prania i powiesiłam na wieszaku. W środę miałam ją po kryjomu wyprasować, ale czasu było niewiele, więc szybko chwyciłam ją razem z wieszakiem i położyłam na desce. Niestety, problem był taki, że właśnie zadzwonił listonosz, a plastikowy wieszak stopił się pod wpływem ciepła żelazka. Stopił się własnie na koszulę.
Ponieważ czytałam ,,ojca wędkarza" już wcześniej, wiedziałam, ze to może się skończyć przyjazdem policji. Cyknęłam fotę plamy, założyłam konto na forum pań domu, po czym rozpoczęłam wątek ,,Jak wywabić plamę z przetopionego plastiku". Ślubny doradził sobie, jak wyprać koszulę, dopisał z trollkonta: ,,Gratulacje, od razu widać, że to doświadczony miłośnik czystości i porządku", a potem pokazał mi jak go chwalą na forum.
Wtedy właśnie ja pokazałam mu koszulę.

*historia przedstawia wydarzenie rzeczywiste, jedynie lekko nawiązując do klasycznej copypasty ;)
napisał/a: olcia719 2016-12-13 18:48
Gdy wiosen liczyłam dwanaście, schadzałam się z przyjaciółką z sąsiedztwa dzień w dzień. Raz to widziałyśmy się u mnie, raz u rówieśniczki. Gdy pewnego razu rodzice zostawili nas same w domu, pouczywszy bezpośrednio wcześniej o rzekomej odpowiedzialności i takich tam innych cudach, nam zachciało bawić się we fryzjerki. Na moje nieszczęście pierwsza klientką byłam ja. Koleżanka przypomniała sobie nagle, choć wcale mocno błyskotliwa nie była, że widziała super reklamę prostownicy do włosów - dopiero co wchodziły one na rynek i kupowały je jedynie same forsiaste ryby, a nie dziewczynki z podstawówki, o zgrozo - nawet z prostymi włosami. Ale jak to? Pomyślałyśmy! Przecież żelazko to taka prostownica, tylko trochę mniej poręczna! Rach ciach i deska do prasowania była już rozłożona a zanim się obejrzałam moja głowa leżała na niej niczym inna bluzka czy jakaś garsonko - jesionka. Żelazko do prądu podłączone, temperatura maksymalna dla uzyskania jak najlepszego rezultatu i PSSSTTT!!! Oj tam, że trochę syczy, to przecież nic nie znaczy - kontynuowała znajoma, do której moja sympatia zamieniła się w nienawiść, zaraz po tym, jak zobaczyłam się w lustrze. Włosy spalone - wiadomo, ale piekło rozpoczęło się na dobre dopiero, gdy wzięłam grzebień w dłoń. Śmigam grzebyczkiem moją nową fryzurę, a włosy śmigają mi w te pędy z głowy! Odpadają równo w miejscu, gdzie przyłożone zostało żelazko - jakieś 3 cm od głowy! A przecież cieniować nie chciałam, hello! Z włosów zostały trzy pióra na krzyż. Albo dwa. Obrażona zabrałam swoje manatki i hyc! do domu. Oj, mamie nie było zupełnie do śmiechu. Wzięła mnie za rękę, zaprowadziła do fryzjera z prawdziwego zdarzenia i zimnym tonem zakomunikowała do niemiłej pani "na grzybka poproszę". Ryczałam jak bóbr. Kara była niemiłosiernie ciężka do zniesienia – i to przez dobre kilka miesięcy! Mimo nieudolnej fryzury udało mi się znaleźć jednak nową kumpelkę do zabawy.

A teraz, po tym doświadczeniu, choć mam 27 lat, zastanawiam się czasem całkiem serio, czy bez konsekwencji posmarować sobie mogę ręce balsamem, na którym widnieje napis 'do stóp'! ;)
[/SIZE]
napisał/a: ariadna2 2016-12-14 16:30
Sobota rano. Dzień jak co dzień. Budzę się spragniona kawy, licząc że moje chłopaki nie zaatakują mnie z rana tysiącem wniosków o kanapkę, zabawę, bajkę, znalezienie czegoś (tu wstaw dowolne :D).
Budzi mnie jednak cisza i spokój… oj, to zawsze źle wróży… Idę do mojego ośmiolatka, ale nie ma go w łóżku, czterolatek też gdzieś zniknął. Tymczasem z łazienki dochodzi mnie syk pary… idę… napięcie niczym w horrorze, nawet w uszach słyszę ten przerażający podkład muzyczny, który mówi, że zaraz wyskoczy Zombi, albo inny seryjny morderca… znów syk pary… znów tętno w górę… syk… syk…
I tu zaczyna się istny mix uczuć… widzę moich chłopaków przy desce do prasowania. Młodszy instruuje starszego a starszy… robi dobry uczynek- daje się wyspać mamie i spełnia marzenie brata o nadruku z Bobem Budowniczym na koszulce. Przerażenie przechodzi w podziw i wzruszenie, choć po chwili wraca strach o ewentualne oparzenia. Po niej nadchodzi panika, złość, zdziwienie, rozbawienie, bezradność i cała reszta towarzystwa :D. A to za sprawą pomyłki w doborze koszulki, na której umieszczony został Bob wraz z betoniarką. Zamiast czerwonej koszulki młodszego synka, Bob trafił na moją nowiutką, czerwoną wizytową bluzkę. Do wyboru miałam wycięcie jej i przyszycie na właściwą koszulkę a z reszty zrobienie najbardziej ekskluzywnych szmatek do wycierania kurzu, albo… nowy Bob na właściwą koszulkę, pochwalenie dzieci za samodzielność (wraz z lekkim wykładem o bezpieczeństwie) i posiadanie najbardziej oryginalnej wizytowej bluzki, która robi furorę na każdej imprezie. :D Aż się chce zawołać: Damy radę? Tak! Damy radę! ;)
napisał/a: memos 2016-12-14 22:02
Dzięki mnie, na naszym własnym ślubie, w 30 stopniowym upale, mój mąż nie mógł zdjąć marynarki. A dlaczego? Bo niestety koszula na plecach miała brązową plamę, która była skutkiem mojego prasowania, albo raczej żelazka - to ono zamiast prasować, wtopiło się w biały materiał. A że do ślubu zostało dosłownie 15 minut - niemożliwe było kupienie nowej koszuli. I choć od ślubu minęło już trzy lata, mój mąż swoje koszule do prasowania podrzuca swojej Mamusi. Chyba czas to zmienić!
napisał/a: mika19 2016-12-14 23:26
Pewnego dnia, kiedy prasowałam odwiedziła mnie sąsiadka, przy kawie mówi do mnie o małej dziewczynce z naszego bloku ...."jaka ta Ania niegrzeczna!Ja się jej pytam jak na imię ma pies, a ona mi mówi, że srak!" Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, ale wytłumaczyłam sąsiadce, że Ania jej dobrze powiedziała, a piesek to nie srak, a Shrek taka postać z bajki!
napisał/a: agf 2016-12-14 23:49
Leżałam w łóżku po przegranej walce z jelitówką, na dodatek z gorączką. Traf chciał, ze tego dnia mąż miał popołudniowe spotkanie z klientem i musiał sobie wyprasować koszulę. Walczył z deską, żelazkiem, a ja dawałam mu wskazówki krzycząc z pokoju obok. Jako, ze żelazko było trochę przybrudzone, a ja bałam się by nie uszkodził sobie nim koszuli, kazałam mu wyczyścić je sztyftem do czyszczenia żelazek. Krzyknęłam, że jest w koszyku z drobiazgami na komodzie, że taki zwykły biały, że ma włączyć żelazko, nasmarować nim stopę i po chwili zabrudzenie i przypalenia powinny zejść. Jakież było moje zdziwienie, gdy po chwili usłyszałam jakieś wykrzykniki, zapytania, gadanie do siebie, potem do mnie, że to jakieś dziwne, że się ciągnie, że przypala. Nigdy mi się takie coś nie zdarzyło, więc ostatkiem sił zwlekłam się z łóżka i poszłam zobaczyć, co się dzieje. Okazało się, że mój mąż zamiast sztyftu do żelazek, przejechał po stopie... biurowym klejem w sztyfcie. W całym tym zaabsorbowaniu zadaniem i pośpiechu nie zwrócił uwagi, a biały sztyft to w końcu biały sztyft...
napisał/a: cadavrej 2016-12-15 21:34
Tańcząca z żelazkiem

Taka oto przygoda się wydarzyła razu jednego
W domu rodzinnym lubego mego
Chcąc umilić sobie prasowania obowiązek
Włączyłam radio a w nim piosenek rządek
Tak się wczułam w rolę piosenkarki znanej
Że ruszyłam w tan przy prasowalnicy rozłożonej
A że akurat z głośników Whitney Houston leciała
Kilka piruetów zrobić nie omieszkałam
Tak się w te kable od żelazka zaplątałam
Że w nogę od prasowalnicy z impetem przywaliłam
Ta jak się złożyła to razem z żelazkiem
Które się zsunęło na dywan z wielkim plaskiem
I tak do dzisiaj wypalona dziura w dywanie straszy
I ostrzega przed wczuciem się przy prasowania pracy
napisał/a: Sasza86 2016-12-16 13:05
Kiedy miałam 18 lat, rodzice puścili mnie na pierwsze samodzielne wakacje z koleżankami. Ostatniego wieczoru miałyśmy iść na imprezę, więc w ruch poszło turystyczne mini żelazko, żeby przygotować najlepsze kiecki. Nie miałam pojęcia, że takie małe żelazko tak szybko się nagrzewa. Za to poczułam, jak szybko pali się dywan pod wpływem ciepła z położonego na nim żelazka.
Lekko przerażone gniewem właściciela pensjonatu, uznałyśmy, że zapłacimy kaucję i będzie po sprawie.
Na imprezę poszłyśmy, kilku przystojniaków poznałyśmy i świetnie się bawiłyśmy, dopóki... nie zorientowałyśmy się, że nas okradziono. Wszystkie trzy portfele. No tak, Ci przystojniacy byli zbyt mili :/
Na szczęście, bilety na pociąg zostały bezpiecznie w domku, ale nadal nie zapłaciłyśmy za dziurę w dywanie (to były czasy, w których nastolatki nie miały kont i kart płatniczych). Postanowiłyśmy zrobić przemeblowanie, by zasłonić dziurę stołem. Po klucze od pokoju przyszedł syn właściciela, od razu zorientował się, co jest grane. Spojrzał na nas srogo, zapytał, czyja to sprawka, więc musiałam się przyznać. Obiecałam, że prześlę pieniążki za dywan, jak tylko wrócę do domu. Zostawiłam swój numer telefonu, aby chłopak mógł poinformować mnie, ile będzie kosztował nowy dywan. Zadzwonił już następnego dnia...z zaproszeniem na kolejny weekend. Oczywiście, pojechałyśmy i od tamtej pory spędzamy każde wakacje u rodziców mojego teraz już męża :)
P.S. Za ten dywan nigdy nie zapłaciłam, a turystyczne żelazko z resztkami dywanu dostałam od koleżanki na pamiątkę ;)
napisał/a: edka767 2016-12-16 14:29
Jaka najśmieszniejsza sytuacja przytrafiła ci się podczas prasowania?



Tego dnia były moje osiemnaste urodziny,
poznikali z domu członkowie całej rodziny,
szykowałam się na randkę ze swoim ukochanym,
kilka miesięcy wcześniej przypadkiem poznanym!
Umówiliśmy się na 18:00 ja od 16 się szykowałam,
jednak o wyprasowaniu swojej sukienki zapomniałam!
Była 17:40 a ja dopiero żelazko stare włączyłam,
że pierwszy raz coś wyprasuje...nie wierzyłam!
I już prawie skończyłam, dzwonek do drzwi-poleciałam,
otworzyłam, wpuściłam i do deski z żelazkiem podleciałam!
On patrzył na mnie ukradkiem, śmiał się od ucha do ucha,
nie zauważyłam, że ze mnie taka niezdarna dziewucha!
Na sobie miałam piżamę w żabki i kapcie babcine,
i już kończyłam prasować, mając wesołą minę!
On zdjął marynarkę, położył na desce i poprosił o picie,
odłożyłam żelazko, podałam mu... i wręcz nie uwierzycie!
W ciągu tej chwili pełno dymu zię zrobiło,
"O nie!"-krzyknęłam! "Pewnie coś się przyżeliło".
Wpadliśmy oboje, już widać było płomienie,
wylaliśmy na to sok z porzeczek,choć ciągło nas pragnienie!
Jak się okazało to jego "marynarka" się przypaliła...
Powiedziałam mu aby się nie przejmował, ja to zatuszuje!
I tak się stało! Gdy zobaczył łatę nie mógł uwierzyć, że
tak dobrze został dopasowany kolor. Spytał się
"skąd miałaś taką marynarkę i to jeszcze w tym samym
kolorze by załatać dziurę?". A ja? pożyczyłam ją od brata!
Wtedy... opadła mu kopara, wypluł picie na ziemie i chwycił się za głowę
"czy ty...wycięłaś łatę z marynarki brata by załatać moją?"...
i wtedy do mnie dotarło co zrobiłam! Mogłam mu po prostu
dać marynarkę brata! Tak... to obie zostały zniszczone!
Bratu w ramach rekompensaty musiałam oddać
swoją ulubioną konsolę i umówić ze swoją przyjaciółkę,
a chłopak? powiedział, że nic się nie stało! Chciał tylko bym...
więcej nie brała się za .... łatanie dziur! Dziś? Jest moim mężem!
I jak mamy coś do wyprasowania to idziemy do teściowej,
na ma żelazko, my nie! Ale ileż można nadwyrężać jej cierpliwości?
Pozdrawiam Edyta
aducha6662
napisał/a: aducha6662 2016-12-16 15:08
Ciężko mówić o zabawnych sytuacjach, gdy przeważnie podczas prasowania zdarzyć się może głównie spalenie ulubionej bluzki czy spódnicy. ;) Dla mnie jednak była to ogromna ulga. Gdy byłam mniejsza nienawidziłam sukienek, spódniczek ani wszystkiego co kojarzyło się z byciem dziewczęcą. Chciałam być chłopczycą, ubierać się na czarno i niebiesko i nosić tylko spodnie. Mama tego nie mogła zrozumieć i na siłę wciskała mnie w koszmarne (wtedy takie były wg mnie) różowe, falbaniaste suknie. Kiedyś przed wyjściem na imprezę rodzinną (miałam może 12 lat), mamula prasowała jedną z tych 'cudnych' kiecek, gdy nagle zadzwonił telefon. Nie wiele myśląc, gdy tylko mama wyszła z pokoju chwyciłam za żelazko i położyłam je na sukience. Zanim mama wróciła do prasowania, różowiasty materiał miał wypalony na samym środku piękny brązowy trójkąt. Od tej pory mama zrozumiała, że na siłę ze mnie księżniczki nie uczyni i mogłam nosić tylko spodnie. :)
napisał/a: agasam9 2016-12-16 17:34
kilka lat temu prasowałam ubrania i jednocześnie oglądałam rzewną komedię romantyczną. Byłam tak zapatrzona w uczuciowe perypetie bohaterów, że nie zwracałam w ogóle uwagi co prasuje, aż w pewnym momencie poczułam, że coś przykleja się do żelazka. Okazało się, że zaczęłam prasować strój kąpielowy! w stroju zrobiła się wielka dziura, a kawałek materiału przykleił się do żelazka. Byłam załamana, strój do wyrzucenia, a nowe żelazko straciło swój wdzięk i blask. Od tamtej porty nie prasuję przy filmach