Dlaczego mężczyźni nie chcą się żenić

napisał/a: Marusia 2006-07-17 08:31
Mężczyźni z młodszego pokolenia odwlekają ślub, jeśli w ogóle zamierzają go brać. Tymczasem, jak wynika z badań, zdecydowana większość młodych kobiet lubiłaby wyjść za mąż, i to niekoniecznie dlatego, że męskie szowinistyczne społeczeństwo poddało je od dzieciństwa ukierunkowującemu treningowi (gumowy słodki dzidziuś, kuchenka, mebelki jak prawdziwe).

Ale raczej ze względu na to, że są bystre i widzą jak jest: małżeństwo jest układem dobrze zaspokajającym potrzeby kobiety, jeśli tylko potrafią one się w nim przytomnie umościć.

Z kolei dla mężczyzny, ślub to ....

Więcej w Artykule
"Dlaczego mężczyźni nie chcą się żenić?"


Co sądzicie o tym artykule?
napisał/a: ami1 2006-07-17 16:51
Bardzo ciekawy artykuł, chociaż nie powiem, że pochlebnie wypowiada się o kobietach. Myślę, że jest to trochę przesadzona generalizacja, ale nie ukrywam, że kilka słów prawdy w tym też jest. Takie wnioski nasuwają się z obserwacji niektórych par. Ja jednak myślę, że jeśli chodzi o polskie społeczeństwo, to jednak tych wyemancypowanych i bardzo wymagających kobiet nie jest aż tak dużo. Chociaż jeżeli obserwuje niektóre kobiety wykształcone, zaradne i bardzo wymagające, to nie dziwie się niektórym mężczyznom. Ja osobiście uważam, że partnerstwo to świetna sprawa. Ale nie zawsze wychodzi tak, że wszystkie obowiązki da się podzielić na pół, po równo. Nie wiem jak u was, ale ja z moim mężem wcale się nie dzielimy obowiązkami (nie mamy grafiku i sztywnych zasad). Wychodzi to spontanicznie. Czasami jestem kurą domową: sprzątam, prasuję, gotuję, wychowuję dziecko i prasuję koszule mężowi. Ale wcale nie czuję się jak cierpiętnica. Dziwne, żeby zrobił to mój mąż jak nie ma go w domu 12 godzin. Oczywiście jeśli już jest, a ja akurat mam studia lub coś innego na głowie, to jasne poproszę go o posprzątanie, albo zezłoszczę się, że nie pościelił łóżka. Generalnie uważam, że bez względu na to czy jest się kobietą, czy facetem, jedno z nas musi poświęcić więcej czasu na pracę domową a ktoś inny na zawodową. Nie uważam, że któreś z nas może robić wszystko. Ja pracuję zawodowo znacznie mniej bo 8 godzin, mój mąż 8 godzin, dojeżdża 4 i w domu jeszcze kolejne 4. Za to zarabia zdecydowanie więcej ode mnie (ja niestety grosze). Rozumiem go, że po tylu godzinach nie ma głowy do prania. Z tego względu ja więcej czasu poświęcam na codzienne obowiązki. Oczywiście jeżeli ja mam dużo spraw na głowie to nie zajmuję się wszystkimi "domowymi rzeczami". Udany związek to przede wszystkim ROZMOWA!!! , zawzse można dojść do porozumienia.
napisał/a: Marusia 2006-07-17 21:18
Też widzę w tym artykule trochę prawdy. Ale przesady też dość sporo. Z własnego doświadczenia tego nie powiem, bo na razie praktycznie nie mam żadnych obowiązków. I ja, i Ukochany mieszkamy z rodzicami. Dopiero po ślubie zdamy sobie w pełni sprawę z tego, ile będziemy mieli oboje na głowie...

Myślę, że taki "wzrost wymagań" u kobiet wyniknął przede wszystkim z tego, że muszą chodzić do pracy.
Mężczyzna widzi, że jego kobieta niespecjalnie ma ochotę na przejęcie wszystkich domowych obowiązków, gdy przychodzi zmęczona z pracy. Chce się dzielić z mężem opieką nad dziećmi, gotowaniem obiadów i sprzątaniem, bo nie ma na wszystko siły ani czasu. A przecież jego mama z domem radziła sobie zawsze znakomicie!
Gdyby kobieta nie musiała pracować zawodowo, to podział obowiązków w domu byłby dość prosty- kobieta mogłaby się zająć domem i dziećmi, podczas gdy mąż byłby w pracy. Tak właśnie było jeszcze kilkanaście lat temu w większości rodzin. Duża część mężczyzn pamięta ten obrazek z własnego dzieciństwa.
I rzeczywiście wygląda to dość blado, gdy przypominają sobie (np. podczas zmywania czy prasowania po przyjściu z pracy), że ich tata zasiadał w fotelu z gazetą albo pilotem w ręce i mógł spokojnie do wieczora odpoczywać...

Trochę racji jest też w części artykułu dotyczącej zajmowania się samochodem, czy naprawami w domu- mężczyźni muszą przejąć część "kobiecych obowiązków", natomiast w typowych "męskich zajęciach" kobiety im nie pomagają.

I jak tu, biedni, mają mieć chęć na małżeństwo?
napisał/a: samsam 2006-07-17 21:58
W moim przypadku, jeszcze przed ślubem sądziłam, że podział obowiązków musi być. Dlaczego niby to ja muszę chodzić na zakupy, sprzątać, gotować i myśleć jeszcze o mnóstwie innych rzeczy, jak rachunki itp. Jednak zmieniłam zdanie, gdy razem zamieszkaliśmy. Nie miałabym serca gonić go do sprzątania, skoro on codziennie wraca do domu wieczorem i praktycznie zaraz zasiada przed komputerem dalej pracować. Dopiero grubo po północy idzie spać i wstaje o 6 rano. I tak jest dzień w dzień. Byłoby bardzo nie fair z mojej strony, gdybym jeszcze truła mu, że ma coś posprzątać. Albo nie ugotowałabym mu obiadu. Zresztą wiem, że takie zachowanie prowadziłoby do konfliktów. Owszem czasami zdarza mi się pomarudzić, gdy mam zły dzień , ale szybko mi przechodzi.
napisał/a: ami1 2006-07-18 15:22
Każdej nas się zdarza. Ach ci informatycy...
napisał/a: hgg 2006-08-17 16:08
Nie zawsze jest tak, że to mężczyzna nie chce się żenić. Często to kobieta nie jest jeszcze gotowa na podjęcie tego kroku. A co byście odpowiedziały na pytanie "dlaczego kobiety nie chcą wychodzić za mąż "
napisał/a: ami1 2006-08-17 17:30
Przyczyn jest kilka. Podam z jakiego powodu ja bym nie chciała wyjść za mąż, gdyby moje życie nie potoczyło się tak ja się potoczyło (nie oznacza to że nie jestem szczęśliwa i chciałabym je zmienić). Kobieta wolna wybiera kierunek studiów, który był jej marzeniem, kończy studia. Może zrealizować swoje aspiracje zawodowe. Nikt nie zadaje jej kłopotliwych pytań: czy ma pani męża, dzieci, czy jest pani dyspozycyjna (a może zadaje, ale może na nie odpowiedzieć nie i obawy przyszłego pracodawcy giną). Kobieta wolna może pracować gdzie chce i w jakich godzinach jej odpowiadają. Nie sugerując się tym, że przedszkole jest czynne do 16 a więc najlepiej byłoby, żeby pracowała od 7 do 15 (bo kto odbierze dziecko ). Kobieta wolna wraca z pracy i odpoczywa, jeśli ma na to ochotę. Kobieta "nie wolna" (celowo użyłam taką formę) gotuje obiad (bo dziecko i mąż muszą zjęść coś gotowanego). Następnie pierze, sprząta i prasuje. Czasami brakuje jej czasu na jej własne sprawy. Oto kilka powodów I wcale nie dziwię się kobietom, które odwlekają tę decyzję. Zwłaszcza jeżeli wokół obserwowały stereotypowy obraz kobiety. Ja je rozumiem (chociaż jestem szczęśliwą mężatką i mamą ).
napisał/a: samsam 2006-08-18 09:56
Aby to zmienić trzeba zmienić nasz polski system

A to jest niemożliwe. W naszym karju, oczywiście
napisał/a: ~gość 2006-09-08 17:02
...ten artykul pisal chyba facet ...:))))))
napisał/a: ami1 2006-09-09 13:57
No to cie zaskoczę - to napisała kobieta. To znaczy artykuł ten został stworzony na podstawie 2 książek autorstwa kobiety.
napisał/a: Tep 2006-09-20 20:07
Czy artykuł jest ciekawy? Rzekłbym, że poziomem dorównuje tym pozostałym na onecie, czyli jest marny.

Autorki nie znam, jej książek nie czytałem. Trudno też ogólniej się wypowiadać, skoro tekst jest tylko fragmentem większej całości - ocena może być bowiem bardzo nietrafiona. Poniższy komentarz napisałem przy założeniu, że autorka naprawdę myśli tak, jak to opisała.

"Fiksum-dyrdum", szanowne panie! "Fiksum-dyrdum"! To sądzę o umyśle autorki. Nie wiem, na czym opiera ona swoje spostrzeżenia, ale jeśli tak postrzega ona świat, to moim zdaniem jej miejsce jest raczej w szpitalu psychiatrycznym, a nie pośród normalnych ludzi.

Już na samym początku się dowiaduję, że moją podstawową strategią prokreacyjną jest zapłodnienie maksymalnej liczby partnerek. Ciekawe odkrycie, bo wcześniej ja, głupi, uważałem, że nie ma to jak monogamia. No ale widać wiele przykładów z historii świadczących o wyższości społeczeństw monogamicznych nad poligamicznymi to tylko jakiś wyjątek potwierdzający regułę...

Acha - teoria o tym, że mężczyźni zrezygnowali z poligamii na rzecz monogamii na skutek norm moralnych wydaje mi się być poniżej wszelkiego poziomu krytyki.

Kolejny akapit - i kolejne odkrycie. Dowiaduję się, że jako tradycjonalista w razie czego jestem gotów wymusić posłuch w łóżku i w domu pięścią. Ciekawe, doprawdy ciekawe...

No - chyba że nie jestem jednak takim "tradycjonalistą", tylko raczej "miłym chłopcem" (coś w tym może być, bo stawiam raczej na układ partnerski), ale w tym przypadku z kolei dowiaduję się, że nie muszę się żenić - bo przecież seks mogę mieć za darmo, a ewentualna żona i tak nie będzie moim robotnikiem. Wprawdzie trudno mi zrozumieć, dlaczego miałbym oczekiwać od małżonki bycia moim robotnikiem, skoro przecież stawiam na związek partnerski, ale to pewnie mój słaby rozum mnie zwodzi. Ten sam rozum, który nie pojmuje również, jak można małżeństwo sprowadzać do seksu (w tekście seks zostaje wymieniony na pierwszym miejscu!).

Kolejne akapity są tak bzdurne, że nawet komentować mi się ich nie chce. Może tylko tak - jak ktoś jest głupi, to jest głupi, i to niezależnie od płci. A powinnością żony nie jest gotować obiadki czy prasować koszule - tylko dbać o męża i być dobrą żoną. Dokładnie tak samo, jak obowiązkiem męża jest dbać o żonę i być dobrym mężem. Koniec, kropka.

Jedno jeszcze mnie rozbawiło - dowiedziałem się, że dla "typowego mężczyzny" wytrzymanie dwóch tygodni platonicznych przytulanek jest niemożliwe. Cóż - widać nie jestem "typowym mężczyzną". Choć nie zdziwiłbym się, gdyby autorka tekstu w ogóle nie uznała mnie za mężczyznę, może nawet nie zaliczyłaby mnie do gatunku homo sapiens sapiens... Wszak na żaden sposób nie pasuję do jej teorii...

Ech - pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że autorka faktycznie ma "fiksum-dyrdum" i są na świecie normalne kobiety.


Asiu, z całym szacunkiem, ale to, co napisałaś o wolnej kobiecie, nie do końca jest zgodne z prawdą. Zgodzę się, że kobieta wolna (ogólniej: człowiek wolny, bo to nie zależy od płci!) ma więcej swobody, ale z pewnością nie zawsze może wybrać wymarzony kierunek studiów (bo nie tylko od niej to zależy!), nie zawsze ma okazję do realizacji swoich aspiracji zawodowych (znowu - nie tylko od niej to zależy!). Zgodzę się tylko z tym, że kobieta wolna (znowu ogólniej: człowiek wolny) może po pracy wrócić i robić to, na co ma ochotę. Bo nie musi się martwić o partnera, o dzieci, o dom.

Zapytałbym tylko, czy ta wolność jest warta ceny, jaką się za nią płaci? Osobiście uważam, że jednak nie.


Co zaś do podziału obowiązków, to myślę, że każdy człowiek powinien robić to, w czym jest najlepszy. Czy mam się brać za gotowanie tylko dlatego, że "dziś moja kolej", choć jestem kiepskim kucharzem? A moja miła ma się brać za montaż zestawu RTV "bo ja to robiłem ostatnio", choć nie ma o tym zielonego pojęcia? Bzdura.


Zaciekawił mnie też ten stereotyp (?) mężczyzny siedzącego w fotelu z pilotem w ręce, podczas gdy małżonka pierze, gotuje, prasuje... Ładny mi "mężczyzna", który nawet palcem nie kiwnie, żeby pomóc swej pani... No - chyba że to jest tak, że ta jego pani nigdzie nie pracuje, a zawierając małżeństwo umawiali się właśnie tak, że to ona całkowicie zajmie się domem.


Ja jednak niedzisiejszy jestem, nie ma dwóch zdań. Ale nawet taki artykuł nie przekona mnie, że bardziej opłaca się być "samotnym głupcem" niż "żonatym idiotą" (większość żon uważa swoich mężów za idiotów - moja, i nie tylko moja, obserwacja własna).
napisał/a: samsam 2006-09-20 20:27
O przepraszam, ja swojego męża nie uważam za idiotę. I nie sądzę żebym kiedykolwiek tak pomyślała.