Szczególnie doskwiera brak sztandarowych „Love Me Or Leave Me” i „My Baby Just Cares For Me”. Nie ma „I Put A Spell On You” i „Don’t Let Me Be Misunderstood”. Dlaczego? Otóż Simone – jak wszyscy długo działający artyści – nagrywała dla licznych wytwórni płytowych, a publikujący tę płytę koncern Sony sięgnął tylko po te, które należały do podległej mu oficyny RCA. Drugi problem polega na tym, że w obrębie różnych stylistyk soulowych, bluesowych i jazzowych Nina była bardziej elastyczna i wszechstronna niż didżeje, którym dano szansę przerobić jej nagrania, tworzyła rzeczy taneczne z natury. A tu większość remiksujących ze strachu przed ikoną wybrała łatwiznę: metrum na cztery czwarte i z dyskotekowym beatem, miarowym, by nie powiedzieć: kwadratowym. Najlepsi starają się wczuć w dokonania artystki (DJ Wally) albo wchodzą dalej i bardziej zdecydowanie z butami w jej dorobek, prezentując wersje dziwaczne i kontrowersyjne (Coldcut). Słowem: kawał solidnie wykonanej, ale trochę niepotrzebnej roboty.
Bartek Chaciński/ Przekrój
Nina Simone „Remixed & Reimagined”, Sony BMG, 70’06, 61 zł