Przynajmniej jedną nogą

On nie oszukiwał. Kochał. Tylko nagle albo stopniowo przestał.
/ 16.03.2006 16:57
Byliśmy szalenie zakochani. Chcieliśmy być razem i to była naturalna decyzja. On miał kłopoty w pracy. Na szczęście moja sytuacja zawodowa była stabilna. Pracowałam od świtu do nocy, żeby spełnić nasze marzenia o wakacjach na Rodos. Musiałam gotować dietetyczne potrawy, bo on miał problemy z żołądkiem. Przez znajomych udało mi się załatwić mu dobrą pracę. Czuliśmy się trochę zmęczeni. Zaczęły pojawiać się chwile ciszy. Nagle zauważyłam, że gdy ja ślęczę wieczorami nad dodatkową pracą, mój ukochany spędza wieczór z przyjaciółmi. Chciałam, żeby posprzątał, a on się zezłościł. Potem godziliśmy się do białego świtu.

O jego romansie dowiedziałam się przypadkiem. Byłam zdruzgotana, ale próbowaliśmy ratować naszą miłość. Odkryłam jednak, że nadal spotyka się z tamtą kobietą. Pewnego dnia powiedział mi, że to jego druga połowa, prawdziwa miłość, szansa na szczęście. Odszedł, a przecież chciałam mieć razem z nim dom, rodzinę, dzieci, wspólne życie. Teraz zostałam w pustce. Czuję się oszukana. Wszystko straciło sens.

Znam ten scenariusz na pamięć. Wysłuchałam kilkadziesiąt podobnych historii. Pustka, brak sensu, a przecież w życiu bywa lepiej i gorzej. Zdarzyła się wspaniała miłość, a potem rozstanie. Życie płynie dalej, to nie koniec świata. On nie oszukiwał. Kochał. Tylko nagle albo stopniowo przestał. To trochę tak, jakby spalił się dom. Trzeba usunąć zgliszcza i budować od początku. Nie ma wyjścia. Najwspanialej żyje się przy boku ukochanej osoby, ale rozstania wpisane są w nasze życie. Przyjaciele wyjeżdżają, czasem ktoś umiera, innym razem odchodzi. To trudne, ale trzeba się podnieść, pozbierać, ułożyć wszystko na nowo. Nie można budować związku z obawą, że znowu się nie uda. Miłość jest piękna, gdy poddajemy się jej spontanicznie.

Tylko że nawet w największym szale uniesień warto jedną nogą trzymać się ziemi. Ta noga pozwoli przetrwać, kiedy niespodziewanie pojawią się wyboje. To gwarancja, że utrzymamy się w pionie, że możemy liczyć na siebie. Przecież każda z nas daje sobie radę w trudnych sytuacjach. Jest jeszcze praca, rodzina, znajomi, przyjaciele. Do nich można się zwrócić w potrzebie, w uczuciowej pustce.

Warto też wyciągnąć słuszne wnioski z tej smutnej lekcji. W związku ważne są obie strony. Każda z nich musi się rozwijać i zaspokajać swoje potrzeby i pragnienia. Jeśli ktoś odchodzi, druga osoba pozostaje z dorobkiem kilku lat. Skończyła studia, kupiła samochód, nauczyła się żeglować, zwiedziła Rzym. Z tym zaczyna się zupełnie inaczej niż z brakiem wiedzy życiowej i doświadczenia. Żyć dla innych można wtedy, gdy jest się silną osobą. Tę siłę zdobywamy, rozwijając się, ucząc poprzez doświadczenia. Żeby to robić, trzeba od czasu do czasu myśleć o sobie. Miłość buduje naszą siłę, kiedy w miejsce uzależnienia od drugiego człowieka pojawia się umacnianie wiary we własne możliwości.
Gdy następnym razem coś zaiskrzy, pomyśl, ile możesz zyskać dzięki tej miłości. Nie zapominaj, że samotnie lub z nim spędzasz jedno jedyne życie. Stąpaj twardo po ziemi przynajmniej jedną nogą. Nie odkładaj swoich pragnień na później. Zaspokajaj je teraz, by nie stracić okazji. Jesteś ważna i dlatego musisz się rozwijać, stawać coraz mądrzejsza. Jeśli wszystko i wszyscy wokół zawiodą, zawsze możesz liczyć na siebie.

Katarzyna Korpolewska, psycholog, właścicielka firmy doradztwa personalnego, wykładowca Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych.