Autor "Platformy" dokonuje apoteozy autora horrorów z początku XX wieku, porównuje go nawet do Prousta i Kanta! To przesada, ale nie szkodzi, Houellebecq bowiem opowiada tutaj nie tylko o "pustelniku z Providence", ale też o sobie, o swoim marzeniu i ideale literackim. Jest świadomy, że napisał ten esej tak, jakby to była powieść, począwszy od pierwszego zdania: "Życie jest bolesne i pełne rozczarowań".
Lovecraft podobnie jak Houellebecq czuł niechęć do współczesnego świata i wrogość wobec niego. Co ciekawe, to pobyt w Nowym Jorku uwolnił w nim pokłady nienawiści i wręcz rasizmu. Nikt tak jak on nie potrafił zwykłego doświadczenia zamienić w koszmary, twierdzi Houellebecq. Lovecraft jest też dla niego wcieleniem mitu artysty, który musi zmarnować życie, żeby stworzyć dzieło. Borykał się wszak z biedą, samobójczymi myślami (zawsze miał pod ręką cyjanek), nie traktował pisania jako profesji (dżentelmen nie zajmuje się literaturą), przeżył nieudane małżeństwo, a po nim lata osamotnienia. Paradoksalnie wszystkie niepowodzenia życiowe wzmocniły tylko jego niesłychane wizje literackie.
Houellebecq odwrotnie – poszedł drogą sukcesu i swoje kolejne książki przykrawa do gustów publiczności. Porzucił marzenie, jakie być może towarzyszyło mu na początku drogi. Jego esej, oprócz uroku i siły perswazji, ma jeszcze jedną zaletę. Pokazuje mianowicie, że życie i literatura to dwa odrębne światy. Literatura nie musi odzwierciedlać życia. Może czerpać z innych źródeł albo, tak jak u Lovecrafta, rodzić się z totalnej odrazy.
Justyna Sobolewska/ Przekrój
Michel Houellebecq, "H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu", przeł. Jacek Giszczak, W.A.B., Warszawa 2007, s. 136, 32 zł