"Och, życie" - We-Dwoje.pl recenzuje

Zdumiewająca niespodzianka. Pozornie szablonowa komedia przeistacza się w całkiem mądrą, refleksyjną opowieść o wyborach, które – chociaż nie łatwe – muszą jednak zostać podjęte. Rewolucji nie będzie, ale przyjemność na pewno. Kto wie, może to nawet jeden z tych filmów do których można wracać.
/ 09.12.2010 07:31

Zdumiewająca niespodzianka. Pozornie szablonowa komedia przeistacza się w całkiem mądrą, refleksyjną opowieść o wyborach, które – chociaż nie łatwe – muszą jednak zostać podjęte. Rewolucji nie będzie, ale przyjemność na pewno. Kto wie, może to nawet jeden z tych filmów do których można wracać.

Holly i Messer tolerują się wyłącznie dlatego, że ich wspólni przyjaciele Alison i Peter są małżeństwem. Alison myślała zresztą, że być może zrobi z tej dwójki parę, ale pierwsza umówiona w ciemno randka okazała się kompletnym koszmarem. Wiadomość o tragicznej śmierci przyjaciół jest dla Holly i Messera szokiem. Jeszcze większym jest jednak to, że oboje figurują w ich testamencie jako opiekunowie dla małej Sophie. Wolą zmarłych jest to, aby Holly i Messer wprowadzili się do ich domu i dali małej Sophie to, czego oni sami nie mogli. Dom. Tylko czy działając wyłącznie dla dobra dziecka, da się pogodzić to, co z zasady nie do pogodzenia?
Zdumiewająco normalny i bardzo przyjemny film. Daleki oczywiście od wszelkiej oryginalności. Ba, takich filmów było już wiele, niemalże wszystkie miały też podobne zakończenie. Nie zmienia to jednak faktu, że prowadzony spokojnie, w nieprzesadzony sposób, jakoś podświadomie poprawiający samopoczucie, film Grega Berlantiego jest nadspodziewanie mądrą opowieścią o wyborach, jakich niespodziewanie przychodzi nam dokonywać w życiu. Ci, (zwłaszcza ci) którzy mają małe dzieci, z łatwością odnajdą w niej znajome z codziennego życia chwile. Piękne, jednak jednocześnie wyczerpujące. Momenty, kiedy mamy ochotę płakać, a jednak dalej się uśmiechamy. Każdy rodzic ma takie, nawet jeśli się do nich nie przyznaje.

To też jednak wbrew pozorom trochę komedia, z autentycznie śmiesznymi momentami. Wielki punkt dla Berlantiego, że nie przesadził, jedynie okazjonalnie sięgając do oklepanych gagów w stylu traumatyczne zmienianie pieluszki czy też umazanie się jej zawartością na twarzy. Skorzystał natomiast z obrazów znacznie dla tej historii ważniejszych. Tego jak chroniczne niewyspanie powoduje, że stajemy się drażliwsi i bardziej nerwowi, co najczęściej wyładowujemy na swoim partnerze. Tego jak brak czasu na cokolwiek wpływa na złe samopoczucie. I jak często, dla dobra małego człowieka, trzeba zrezygnować z tego, co jeszcze niedawno wydawało się być marzeniem w zasięgu ręki. W końcu pojawiają się nowe priorytety. Te najważniejsze z ważnych. Nawet jeśli początkowo nie chcemy się do tego przyznać.

Całą opowieść uwiarygodniają ciekawie skonstruowane postaci i odtwarzający je aktorzy. Zdumiewająco dobra jest Heigl, na co dzień zaszufladkowana w głupich komediach romantycznych, tutaj dająca z siebie jednak znacznie więcej, bo też poważne elementy dramatyzmu. Rozkoszny i bodajże najlepszy w tym filmie jest Josh Duhamel, dający się nam poznać z zupełnie innej strony niż tej Majora Lennoxa z filmów „The Transformers”. Trzeba też jednak pogratulować doboru obsady drugoplanowej. Zarówno same postaci jak i odtwarzający je aktorzy tworzą barwne, niepowtarzalne i niezbędne dla tej historii tło. W końcu kto zadba o ciebie lepiej niż życzliwy sąsiad?

Najlepiej zrozumieją ten film rodzice, ale obejrzeć powinni nie tylko oni. Każdy może znaleźć tu coś dla siebie. Czy to do wzruszenia, czy do uśmiechu, czy do refleksji. „Wydajecie się być miłą parą, która ma przed sobą najgorszy rok życia” – tak pracownica społeczna podsumowuje spotkanie z Holly i Messerem. Kto ma dzieci, już wie, że taki rok to koszmar, którego jednak nie wymienilibyśmy na nic innego. A ci, którzy jeszcze dzieci nie mają, niech wiedzą, że to okropna, ale niepowtarzalna podróż życia.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA