Małgorzata Socha jakiej nie znacie

Małgorzata Socha fot. ITI Cinema
Tajemnicza, kobieca kilerka. To najnowsza rola Małgorzaty Sochy w filmie Cezarego Pazury "Weekend". Aktorka zdradza nam szczegóły filmu.
/ 05.01.2011 10:40
Małgorzata Socha fot. ITI Cinema
Wywiad z Małgorzatą Sochą, która w filmie „Weekend” wciela się w postać Mai.

- Kim jest grana przez ciebie postać?

Małgorzata Socha:
Majka to tajemnicza, intrygująca i silna kobieta, bije mężczyzn jak worek treningowy, ale oczywiście jest przy tym bardzo kobieca. I tak naprawdę to jest najbardziej interesujące w tej postaci.

- Jest tajemnicza, bo...

Małgorzata Socha:
Myślę, że Majka wnosi tajemnicę samym wyglądem. To dziewczyna zamieszana w porachunki gangów, która w imię miłości próbuje uratować swojego mężczyznę.   
 
- O czym jest film „Weekend”?

Małgorzata Socha:
Co ważne dla żeńskiej części publiczności, ten film jest też o miłości. O tym, jak kobieta potrafi o nią walczyć i jak wiele potrafi dla niej poświęcić.

- To prawda, że w tym filmie widzimy Małgorzatę Sochę, jakiej nie znaliśmy?

Małgorzata Socha:
Tak. Czarek Pazura to pozytywnie zakręcony człowiek, dlatego obsadził aktorkę komediową w roli tajemniczej i zmysłowej kobiety. Nawet mnie prosił, żebym nie robiła żadnych min, przypadkiem się nie wygłupiała. Przyznam szczerze, że to nie jest dla mnie łatwe. Bo natura jest silniejsza ode mnie. Ale staram się trzymać w ryzach. I choćby z tego powodu rola Majki jest dla mnie wyzwaniem aktorskim.

- Maja jest zabójczynią?

Małgorzata Socha:
Jest tajemniczą osobą, więc nie mogę za dużo o niej powiedzieć, bo bym zdradziła zbyt wiele. Majka jest kobietą, która walczy o swoją przyszłość. Ale jest też zabójcą, zawodową kilerką.

- Czy do tej roli musiałaś się specjalnie przygotowywać?

Małgorzata Socha:
Produkcja zapewniła mi lekcje strzelania. Strzelałam z Orła Pustyni. Postanowiłam się też przygotować fizycznie, więc dużo ćwiczyłam, często chodziłam na siłownię. Przyznam szczerze, że nie jest to łatwa sprawa.

- Jak się strzela z takiego pistoletu?

Małgorzata Socha:
Pierwszy raz grałam w filmie akcji i pierwszy raz strzelałam. Myślę że kobietom nie jest bliskie obchodzenie się z bronią. Aczkolwiek mam wrażenie, że Angelina Jolie urodziła się z gunem. Musiałam się przestawić. Ratowały mnie ciemne okulary, w których gram. Właśnie w tej scenie w hotelu nie widać moich oczu. A podejrzewam, że mimo, że się starałam, zamykałam je. Tego się jednak nigdy nie dowiemy. I całe szczęście.

- Pamiętasz jakąś zabawną sytuację z planu?

Małgorzata Socha:
Pierwszy dzień na planie. Zostałam ubrana w czarny płaszcz, czarną perukę i czarne okulary. Nie było mnie w ogóle widać. Ale myślę sobie: „Spróbuję coś dodać, zaistnieję.” A Czarek mówi cały czas: „Bardziej w lewo, w lewo.” „Tak dobrze? Widać mnie?” – pytam. „Właśnie chodzi o to, żeby cię nie było widać.” Przyznam szczerze, że trochę mnie to ubodło, ale Kałużyński mówił, że aktor jest dobry wtedy, kiedy go w filmie prawie nie widać. Więc czuję się usatysfakcjonowana.

- Jak ci się pracowało z Cezarym Pazurą jako reżyserem?

Małgorzata Socha:
To jest fantastyczny człowiek. Widać, że jest bardzo przygotowany do tego filmu. Bardzo lubię pracować z reżyserami, którzy wcześniej zajmowali się aktorstwem, wtedy porozumienie między nami jest zupełnie inne. Wystarczą dwie, trzy uwagi i już wiemy jak grać. I tak właśnie pracował z nami Czarek. Nie chciał, żebyśmy byli jego kopiami – podawał nam intencje, a my działaliśmy. Był dobrym, wyrozumiałym reżyserem. I co ważne – nie odpuszczał. Robiliśmy tyle dubli, ile było potrzebnych.

- Jak ci się grało z Pawłem Małaszyńskim, filmowym Maksem?

Małgorzata Socha:
To było nasze pierwsze spotkanie na planie. Przyznam szczerze, że się trochę obawiałam – wiem, że Małaszyński jest świetnym aktorem, który ma już doświadczenie w filmach akcji. Byłam też ciekawa, jaką jest osobą. I zaskoczył mnie swoim profesjonalizmem, jak i tym, jak bardzo można na nim polegać – to jest bardzo ważne, ponieważ my sobie partnerujemy. Kiedy gram z Pawłem czuję, że jestem bezpieczna. To nie jest tak, że każdy gra do swojej bramki. My jesteśmy teamem i to się czuje. Prywatnie Małaszyński jest dowcipny, zabawny, śmieszny i co ważne, ma dystans. Wydaje się lowelasem, ale on takich mężczyzn tylko gra. 

- Jacy są Maks i Maja?

Małgorzata Socha: Maks i Majka to, na pierwszy rzut oka, skrzyżowanie ognia z wodą, ale tak naprawdę to dwie połówki jabłka, które na chwilę zostały rozłączone. Mogłoby się wydawać, że walczą ze sobą, ale tak naprawdę się przyciągają. W swojej grze chciałam pokazać tą chemię, która jest między nimi.

- Film widza rozśmieszy?


Małgorzata Socha:
„Weekend” to jest z założenia film, w którym bawimy się formą. Cytujemy różne kultowe filmy takie jak „Matrix”, „Pulp Fiction” czy „Gorączka sobotniej nocy”. To mają być cytaty, które wszyscy znają i szybko rozszyfrują. Czemu mamy się nie bawić w wielkie kino?

Redakcja poleca

REKLAMA