Idy marcowe - recenzja

George Clooney już dawno pokazał, że oprócz coraz lepszego warsztatu aktorskiego, z biegiem lat jest też coraz bardziej wszechstronny. Także jako reżyser i scenarzysta. „Idy marcowe” to kolejny dowód na to, że Clooney umie pisać i reżyserować filmy doskonałe. Z minimalnym użyciem środków, za to z doskonałymi aktorami.
/ 10.02.2012 07:00

George Clooney już dawno pokazał, że oprócz coraz lepszego warsztatu aktorskiego, z biegiem lat jest też coraz bardziej wszechstronny. Także jako reżyser i scenarzysta. „Idy marcowe” to kolejny dowód na to, że Clooney umie pisać i reżyserować filmy doskonałe. Z minimalnym użyciem środków, za to z doskonałymi aktorami.

Nie ma bowiem co ukrywać, w „Idach marcowych” Clooney ustąpił z aktorskiego podium, wpuszczając na pierwsze miejsce Ryana Goslinga, na drugie Philipa Seymoura Hoffmana, na trzecim stawiając Paula Giamatti. To właśnie oni tworzą główną oś całej historii, czyniąc ją przejmującą, realistyczną, niesamowicie wciągającą. Prawybory, chwila przed wyłonieniem demokratycznego kandydata na prezydenta. O wygraną walczy gubernator Mike Morris, niepewny swojego zwycięstwa, bo też sondaże nie dają definitywnego zwycięstwa jemu, ani jego kontrkandydatowi. Morris wierzy w misję swojego urzędu, znacznie mniej niż jego sztab wyborczy, gotowy zrobić wszystko, aby tylko ich kandydat wygrał prawybory. Na czele sztabu stoi Paul Zara i jego młodszy kolega Stephen Myers. To właśnie oni będą musieli podjąć trudne decyzje, kiedy na horyzoncie pojawi się pewna, bardzo młoda stażystka. To także oni stoczą walkę o wpływy i władzę, która – w zasięgu ręki – jest narkotykiem silniejszym niż wszystko.

Idy marcowe - recenzja

Nie ma przesady w stwierdzeniu, że to film doskonały. To przede wszystkim zasługa doskonałego scenariusza, perfekcyjnej reżyserii i fantastycznych aktorów. Clooney powoli zaczyna być lepszym reżyserem niż aktorem, bo też „Idy marcowe” są jeszcze lepsze niż jego poprzednie, też doskonałe filmy. Jako reżyser, Clooney postawił na minimalizm scenografii, pierwsze wodze oddając swoim aktorom. Nie zobaczycie w tym filmie kolorowych plenerów, wielowątkowej scenografii, rozdmuchanych zdjęć. Zobaczycie surowe wnętrza, grę światłem i cieniem i stonowaną barwę kolorów, w których odnajdą się fantastyczni aktorzy. Jeżeli Goslingowi kiedykolwiek należał się Oscar, to właśnie teraz. To jego najlepsza rola, charyzmatyczna, emocjonalna, doskonale obrazująca przemianę bohatera w bezlitosnego polityka. Nawet Philip Seymour Hoffman, aktor przecież doskonały w każdym calu, tym razem musiał ustąpić pierwszeństwa młodszemu koledze. Ale przyznać trzeba, że w tym filmie trudno jest wytypować kogokolwiek w kategorii „najgorszy aktor”. Clooney sięgnął po mistrzów w swoim fachu, do mniejszych epizodów dobierając aktorów mniej znanych, ale równie dobrych. Wielkie brawa dla – wciąż za mało docenianej – Evan Rachel Wood, mniej znanej, alerównie dobrej aktorki jak jej starsi koledzy.

Ten film minimalnym nakładem dodatków i maksymalnym działaniem aktorów to bez wątpienia jeden z najważniejszych filmów roku 2011. To wielki pokaz umiejętności Clooneya jako reżysera i scenarzysty, wielki popis aktorskich umiejętności i doskonała historia, o władzy, która uzależnia bardziej niż cokolwiek innego. Fantastyczny film, który trzyma w objęciach od pierwszej do ostatniej minuty. Panie Clooney, oby tak dalej.

Fot. Filmweb

Redakcja poleca

REKLAMA