Na gospodarstwo składały się dom, obora i stodoła, do tego staw i sad owocowy. Wszystko usytuowane na wzniesieniu, które schodzi łagodnie w dół, ku brzegom jeziora. W sumie to ponad 14 hektarów! – Gospodarze chcieli się wyprowadzić do pobliskiego Ełku – wspomina Irena. – Na początku przez pewien czas pomieszkiwaliśmy razem, i to w dosyć spartańskich warunkach. Kiedy tylko poprzedni właściciele na dobre się wyprowadzili, zaczęliśmy remontować stary dom i urządzać go na nowo. Ale z szacunkiem do tego, co zastaliśmy, nie wprowadzając zbyt wielu zmian, by nie stracić nastroju "wakacji na wsi". Znajomymi, którzy doradzili zakup, byli reżyser Janusz Majewski, jego żona Zofia Nasierowska i syn Paweł. Oni już znali niezwykły krajobraz Mazur Garbatych, uważanych za jeden z najpiękniejszych regionów Polski. Krajobraz jest tu morenowy, czyli wyjątkowo malowniczy: pagórki, wijące się ścieżki, a między nimi niezbyt duże, zazwyczaj wydłużone w kształcie jeziora. Poza tym spokój, cisza, małe wioski i niewiele dróg. Nic dziwnego, że okolica zauroczyła nie tylko rodzinę Ireny i Katarzyny, i nie tylko Majewskich, którzy także kupili tu dom.
Inne pobliskie gospodarstwa również powoli przechodziły w ręce nowych właścicieli. Niedaleko zamieszkała na przykład znana warszawska malarka Alicja Wahl. Wszyscy remontowali lub budowali od nowa domy w stylu "lokalnym". Na podobnych zasadach w sąsiedztwie powstał kameralny hotel spa Siedlisko Morena. Na szczęście nikt tutaj nie ma pomysłów na budowanie hałaśliwych "turystycznych atrakcji". Wszyscy cenią sobie odpoczynek w ciszy, leniwe popołudnia pod jabłonką, ewentualnie pływanie kajakiem lub łódką (jeziora objęte są strefą ciszy).
To miejsce idealne dla zestresowanych mieszczuchów. – Odkąd pamiętam, zawsze było u nas pełno ludzi. Rodzina, znajomi i znajomi znajomych. Sąsiedzi i przyjaciele sąsiadów. Latem urządzaliśmy przyjęcia pod gołym niebem, zimą spędzaliśmy tu Boże Narodzenie. Kilka scen filmowych też tu nakręcono, z uwagi na bliskie relacje z Majewskimi – wspomina Irena. Kupili siedlisko, kiedy urodził się Antek, pierwszy wnuk Ireny, syn jej córki Katarzyny. Prace remontowe przy starym domu rozpoczęły się, gdy chłopiec miał około roku. – Gdzieś w szufladzie mam jeszcze fotografię, na której Antek stoi na podwórzu oparty o łopatę. To był symboliczny początek robót – śmieje się Irena. Dziś wnuków jest już czwórka. W miarę jak rodzina się powiększała, mazurska chata stawała się za ciasna. Dlatego dwa lata temu na miejscu starej obory – której "niestety nie udało się uratować" – stanął nowy budynek. Pomysł był taki, aby urządzić w nim nowe sypialnie, kuchnię, jadalnię. Duże, przestronne, z wyjściem wprost na podwórze. Żeby wreszcie wystarczyło miejsca dla wszystkich.
Ale jeszcze na etapie planowania nowej inwestycji zrodził się kolejny pomysł. A gdyby tak wygospodarować dodatkową przestrzeń na pokoje do wynajęcia? Urządzić coś w rodzaju małego pensjonatu. Plany zaczęły ewoluować i w końcu, po wschodniej stronie podwórza, stanął budynek, w którym jedną trzecią zajmują apartamenty prywatne rodziny, a pozostałą przestrzeń – salon z jadalnią na dole oraz dziesięć pokoi do wynajęcia na górze. Inspiracją dla bryły budynku była... zburzona obora.
– Chcieliśmy zachować klimat wiejskiego gospodarstwa. Wiele inspiracji znaleźliśmy w książkach o tradycyjnym budownictwie Mazur. Lokalni architekci również byli dla nas wielkim wsparciem. Wnętrza nowego domu są komfortowe, dopracowane w szczegółach. Pokoje z nowoczesnymi łazienkami i wygodnymi łóżkami. Na każdym stoliku bukiecik lawendy – to dyskretne nawiązanie do nowej nazwy posiadłości: Lawendowo.
Główną autorką wystroju wnętrz jest Katarzyna. Skąd u niej ten smak, ta dbałość o detal i umiejętność zgrania kolorów, form i faktur? Wyjaśnienie zagadki nie jest trudne. Katarzyna, choć z zawodu prawniczka, już wcześniej interesowała się urządzaniem i dekorowaniem wnętrz. W Warszawie współtworzyła słynny sklep z meblami dla dzieci Niebieskie Migdały. Teraz, w Lawendowie, znowu miała pole do popisu. Wiele mebli zamówiła specjalnie dla tego miejsca albo wyszukała w sklepach z antykami, niektóre dodatki sprowadziła z firmy Decolor, kanapy i fotele kupiła w IKEA. Chętnie też korzystała z usług lokalnych rzemieślników. – Chciałam uniknąć typowo rustykalnego charakteru wnętrza, gdzie królują skóry dzików. Miało być jasno, przytulnie i przestronnie. Uniwersalnie. Żeby każdy, kto tu wejdzie, natychmiast poczuł się dobrze – opowiada Katarzyna.
Kto chce, ten leniuchuje cały dzień w hamaku. A komu potrzeba więcej rozrywek, może popływać kajakiem lub łódką, pojeździć na rowerze albo quadzie, pograć w bule. Spacery z kijkami lub bez nich – to oczywiście żelazny punkt programu. Wokół nie brak lasów, łąk i polnych dróg. Niektórzy goście korzystają z krytego basenu, spa i kortów tenisowych w Siedlisku Morena. Dzieci mają swój plac zabaw i piaszczystą plażę. Dorośli chętnie spędzają popołudnia na tarasie przed domem, a wieczory przy kominku w salonie.
Na wielkich kanapach można pogadać, napić się dobrego wina albo kawy. No i poczytać książki, bo na miejscu jest mała biblioteka. W Lawendowie goście bywają o każdej porze roku. Najchętniej przyjeżdżają rodziny, grupy przyjaciół lub małe zespoły firmowe. Wynajmują cały obiekt dla siebie i czują się naprawdę jak u siebie. Śniadania i obiadokolacje przygotowuje Wiesia, która już tyle lat pracuje w tym domu, że wszyscy traktują ją jak członka rodziny. Wiesia znakomicie gotuje. Spróbujcie tylko jej szarlotki, a wrócicie tu na pewno! (Początkowo w ofercie dla gości miały być tylko śniadania. Ale ta koncepcja szybko upadła). Antek właśnie zdał maturę i wybiera się na studia. Na archeologię. Ale tak jak cała rodzina nadal lubi odwiedzać Jeziorowskie. A Katarzyna i Irena już planują kolejną przebudowę. Tym razem mają zamiar zrewitalizować drewniany budynek gospodarczy. Będzie tam można pograć w bilard, karty, gry planszowe. Może powstanie też sauna i pokój do masażu? Dobrych pomysłów nigdy dość!
Zobacz wnętrze tej posiadłości - dużo zdjęć!