Dietetyk o pacjentach, którzy nie chcą zmiany nawyków żywieniowcyh

Zbliżenie na kobiecą dłoń dietetyka, która notuje. W tle warzywa. fot. Fotolia
Trafiają do mnie pacjenci, którym nie potrafię pomóc, mimo mojego ogromnego zaangażowania, chęci pomocy i „masy” wiedzy, którą chcę przekazać. Przeczytaj i szczerze przyznaj, zdarza ci się tak postępować…?
Barbara Dąbrowska / 16.03.2018 13:52
Zbliżenie na kobiecą dłoń dietetyka, która notuje. W tle warzywa. fot. Fotolia

Bez względu na to, co chcesz osiągnąć – schudnąć, poprawić nawyki żywieniowe i zdrowie, a może przytyć, powinnaś poszukać dietetyka, któremu zaufasz. Z takim specjalistą od pierwszej wizyty czujesz „chemię”, widzisz, że ma dużą wiedzę, ale jednocześnie jest życzliwy, kontaktowy i wspierający. Znalazłaś takiego dietetyka? Super, współpraca będzie udana!

Rozważania dietetyka: odżywiam się sukcesami pacjenta!

Nic nie zmienię

Są jednak tacy pacjenci, którzy od wejścia sprawiają wrażenie, jakby przeprowadzali casting na dietetyka. Często już w trakcie rozmowy telefonicznej słyszę wtedy:

„Bo ja to mam bogate doświadczenie z dietetykami.”

Instynktownie się wtedy spinam, bo wiem, że nie będzie łatwo, ale za każdym razem próbuję. Nie zawsze udaje mi się pomóc. Wiesz, dlaczego? Takie osoby prezentują najczęściej postawę: nic nie zmienię.

„Nie zmienię diety, nie dam rady gotować, nie będę przyjmować żadnych suplementów. Poza tym lubię pić piwo (nie ograniczę), a raz w tygodniu zawsze zamawiamy pizzę. Co mi pani proponuje?”

(noga na nogę, prowokacyjne spojrzenie)

Proponuję metodę małych kroków. To działa! Wiem, bo pomogłam tysiącom pacjentów. Jednak w tym przypadku ten sposób się nie sprawdza, bo taka osoba oczekuje ode mnie gotowego rozwiązania, które będzie mogła zaaplikować bezboleśnie, bezrefleksyjnie i bez wysiłku.

Życie, a nie wyobrażenia. O realnym podejściu do diety!

Nie zapłacę

Do postawy nic nie zmienię dołącza często syndrom: nie zapłacę

„Po co wydawać pieniądze na to badania, nic mi nie jest. Suplement – kupa kasy, nie da się bez?”

Boli, gdy wiem, że pacjent z podwyższoną homocysteiną i mutacją MTHFR (wybacz, że teraz nie wyjaśnię dokładnie, o czym piszę) powinien przyjmować zmetylowane witaminy z grupy B, no, ale nie zapłacę…Boli, bo wiem, że ryzyko chorób układu krążenia jest znacząco wyższe.

Ja się jednak nie poddaję. Dzwonię, pytam, wysyłam maile i co? Na wizycie kontrolnej słyszę:

„Gdzieś mi zginął ten mail z linkiem.”

Trzeci raz? Może być też gorzej, pacjent przepadł jak kamień rzucony w wodę.

Zupełnie mnie jednak zatkało, gdy jedna z moich podopiecznych zapytała i to całkiem poważnie:

„Ja to nie mam czasu na nic, może mi pani zamówi te tabletki?”

Nie jestem gotowa/gotowy

Tak właśnie osoby przeprowadzające casting na dietetyka wędrują od specjalisty do specjalisty i bez względu na to, do kogo trafiają i tak ignorują zalecenia.  Po prostu nie są gotowi, a ja głową muru nie przebiję!

Frustracje dietetyka – autentyczne historie „trudnych” pacjentów

Redakcja poleca

REKLAMA