Niepokorny Marcin Dorociński

Marcin Dorociński fot. ONS
Choć Marcin Dorociński jest obecnie najbardziej rozchwytywanym aktorem, unika mediów jak ognia
/ 03.03.2009 09:07
Marcin Dorociński fot. ONS
Marcin Dorociński (36) spełnia wszystkie warunki, żeby grać klasycznych amantów. Ma 183 centymetry wzrostu, granatowe oczy i powłóczyste spojrzenie, od którego kobietom uginają się kolana. Wszystkie z wyjątkiem jednego – nie ma w sobie nic z gwiazdora! Jest odporny na komplementy, niechętnie udziela wywiadów, nie bywa na bankietach, nie jest też bohaterem skandali.

– Nadmierna popularność mnie peszy. Podchodzę do niej z dystansem, bo wiem, że wszystko jest ulotne i nie ma się czym specjalnie ekscytować. Potrzeba umiaru, aby się w sobie nie rozkochać. Komplementy powinny tylko upewniać człowieka w przekonaniu, że to, co robi, robi dobrze. Najważniejsze w moim zawodzie to się skupiać, a nie kokietować – mówi „Party” aktor. – Najpiękniejszym komplementem, jaki zdarza mi się ostatnio usłyszeć, jest taki, że jestem dobrym ojcem i sprawdzam się w tej roli. Uśmiech moich dzieci jest chyba tego najlepszym dowodem. Śmiało mogę przyznać, że ostatnio oprócz pracy bycie tatą zdecydowanie najbardziej mnie kręci – dodaje Marcin Dorociński.

Głowa rodziny

Marcin Dorociński ma dwoje dzieci, dwuletniego Stasia i czteromiesięczną Janinkę. O narodzinach dziewczynki Polska dowiedziała się przypadkiem. Podczas Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni to kolega Eryk Lubos (zagrali razem w „Boisku bezdomnych”) zdradził sekret, gratulując Marcinowi córeczki.

Maluchy są największą miłością Marcina Dorocińskiego i to im gwiazda „Pitbulla” poświęca każdą wolną chwilę. – Gdy pojawiają się dzieci, na pewno zmieniają się priorytety. Bardzo długo czekałem na moment, w którym zostanę ojcem. Spełniło się moje największe marzenie i to jest cudowne – zdradza nam aktor. W oczach kolegów Marcin uchodzi za wzór ojca. Kochający, troskliwy i czuły. – Wychowanie dzieci to naprawdę ciężka praca. Człowiek każdego dnia na nowo uczy się być rodzicem. Małe dzieci nie są robotami i nie zawsze chcą współpracować tak, jakby się tego od nich oczekiwało – przyznaje.

Buntownik z wyboru

Już jako nastolatek Marcin Dorociński lubił się wyróżniać. Kiedy wszyscy nosili ogolone głowy, on zapuścił długie włosy. Wraz z kolegami z rodzinnego Kłudzienka założył pseudorockowy zespół. Spotykali się w domach i na „udawanych” instrumentach grali koncerty. – Wujek kolegi zrobił nam dwie drewniane gitary. Ja byłem wokalistą i zdarzyło nam się nawet napisać kilka rockandrollowych tekstów, ale nie mogę ich zacytować (śmiech). Przechodziłem wtedy fascynację zespołem U2. Potem zmienił mi się muzyczny gust – opowiada Dorociński. Marcin oprócz starych zespołów rockowych lubi również polski i zagraniczny hip-hop. Poza tym wielką pasją serialowego Despera jest sport oraz samochody. – Jako nastolatek grałem w koszykówkę, ping-ponga i hokeja. Kiedyś kopałem piłkę w Reprezentacji Artystów Polskich, teraz często chodzę na treningi do Reprezentacji Dziennikarzy. Na boisku ciągle czuję się jak mały chłopiec – mówi w rozmowie z „Party”. 


Gdy przygotowuje się do roli, stara się poznać środowisko swojego bohatera. Podczas zdjęć do „Boiska bezdomnych” odwiedzał warszawski Dworzec Centralny i rozmawiał z kloszardami. Przytył też 16 kilogramów i popijał alkohol przez dwa tygodnie  tylko dlatego, żeby „spuchła” mu twarz. Do roli Despera, czyli podkomisarza Sławomira Desperskiego z serialu „Pitbull”, spiłował sobie do połowy jedynkę! – Skrajne postaci są zdecydowanie najbardziej pociągające, dlatego dla roli jestem w stanie zrobić wiele. Fizyczność nie jest tu przeszkodą, najczęściej problemy pojawiają się z psychiką – zdradza „Party” aktor. Podczas kręcenia zdjęć do „Pitbulla” scena miłosna z Weroniką Rosati okazała się kluczowa dla warsztatu Marcina. – Musiałem wystąpić nago przy całej ekipie. Wtedy na planie coś we mnie pękło, bo nie da się wyłączyć serca i głowy. Byłem wściekły i zażenowany, ale udało mi się przezwyciężyć wstyd – wspomina aktor.

Konkurent Rubika
Widzowie właśnie mogą oglądać Marcina Dorocińskiego w zupełnie innej roli. W filmie „Idealny facet dla mojej dziewczyny” Marcin gra... kompozytora muzyki sakralnej! – Życie Kostka upływa między wizytami u matki i u wujka w studiu radiowym. W końcu poznaje Lunę (Magdalenę Boczarską), w której się zakochuje i postanawia, że to ona będzie matką jego dzieci. Jest tylko jeden problem – dziewczyna żyje z inną kobietą – mówi „Party”. – Miłość mojego bohatera wymagała poświęceń, więc się poświęciłem. Dostałem z tego tytułu kilka kopniaków w głowę i brzuch od Magdy – śmieje się filmowy Kostek.

Oszlifowany diament
Na czym więc polega fenomen Marcina Dorocińskiego? Krystyna Janda powiedziała kiedyś o nim: „Wreszcie pojawił się na scenie aktor o niespotykanym talencie i przede wszystkim wrażliwości”. On sam unika, jak może, oceniania siebie i swoich ról. W czasach, kiedy wielu amatorów uważa się za wielkie gwiazdy, Marcin Dorociński pozostaje wyjątkiem. I może właśnie tym wygrywa z innymi?           

Magdalena Jabłońska / Party

Redakcja poleca

REKLAMA