Anna Zeidler Ibisz i Krzysztof Ibisz - Udało się nam po rozwodzie

Anna Zeidler Ibisz i Krzysztof Ibisz - Udało się nam po rozwodzie fot. ONS
Choć nie są parą już od kilku lat, on robi jej kanapki do pracy, a ona zaprasza go na święta.
/ 31.12.2012 11:15
Anna Zeidler Ibisz i Krzysztof Ibisz - Udało się nam po rozwodzie fot. ONS

Gdy jesienią pojawili się w duecie na ekranie telewizora, ich dwunastoletni syn Maksymilian powiedział w duchu: „Yes!”. Anna Zejdler-Ibisz i Krzysztof Ibisz, prowadzący program „Studio Weekend” w Polsacie, to jego rodzice, którzy rozwiedli się osiem lat temu, a mimo to nadal potrafią żyć ze sobą w dobrej komitywie. Anna i Krzysztof są wyjątkiem wśród rozwiedzionych par. Dzwonią do siebie niemal codziennie, odwiedzają się, wspólnie decydują o wychowaniu syna, pomagają sobie, a ostatnio razem pracują. Nigdy złego słowa na siebie nie powiedzieli, również publicznie. Przez lata byli znanym, udanym małżeństwem, dziś są wzorowymi przyjaciółmi. Gdy spotykamy się na kilka godzin przed ich programem, są skupieni na przygotowaniach. Krzysztof radzi się Anny, jak wymówić coś poprawnie po angielsku, a potem parzy jej herbatę. Do świąt zostało kilka dni…

Czy w tym roku spędzicie wigilię razem?

Krzysztof Ibisz: Co roku widzimy się w święta u Ani w domu. Bardzo lubię jej rodziców, zresztą wciąż zwracam się do teściowej „mamo”!
I to się nie zmieni. Przywożę prezenty zarówno mojemu synowi Maksowi, jak i Milence, córce Ani. Siedzimy, słuchamy kolęd, a potem muszę jechać do drugiego syna, Vincenta.

O czym myślisz w drodze między tymi domami?

Krzysztof: Jak jestem szczęśliwy, że mogę tak zrobić. Nie rozumiem ojców, którzy rozstając się z kobietą, rozstają się również z dzieckiem. Nie wyobrażam sobie świąt bez moich synów.

Anna: Czas świąt przyprawia często rodziny „patchworkowe” o ból głowy. Jak ułożyć to wszystko, żeby byli partnerzy z obecnymi i przyszłymi nie wchodzili sobie w drogę? Trudno jest przełamać się opłatkiem, gdy w duszy aż wrze od negatywnych emocji i skrywanych żalów. W święta odżywają konflikty czy niezałatwione sprawy. Na szczęście u nas tego nie ma. W taki wieczór możemy się tylko cieszyć z tego, że nam z Krzysztofem ułożyło się po rozwodzie.

Krzysztofie, może powinieneś napisać kolejną książkę, tym razem nie „Jak dobrze wyglądać po czterdziestce”, ale „Jak dobrze żyć z byłą żoną po rozwodzie”?

Krzysztof: Na razie nie mam takich planów (śmiech). Zresztą nie chciałbym wchodzić w rolę
eksperta od życia w przyjaźni po rozwodzie tylko dlatego, że nam z Anią udało się zbudować dobre relacje.

Anna: Bo chyba nie ma reguł, które można przełożyć na wszystkich ludzi. To zależy od wielu czynników – od powodów rozstania, charakteru ludzi, okoliczności… Nie chodzi również o to, żeby reklamować rozstanie. Najlepiej jest przecież nie rozstawać się!

Krzysztof: Przyznam jednak, że jest jedna żelazna zasada: nigdy nie wciągaj dzieci w sprawy dorosłych. Nie powinno się przeciągać dziecka na swoją stronę i budować w ten sposób frontu przeciwko drugiemu rodzicowi. A to się często zdarza! Dzieci często obwiniają siebie za rozstanie rodziców i trzeba zrobić wszystko, by przekonać je, że jest inaczej.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

Krzysztof: Trzeba dużo rozmawiać z dziećmi. Pokazać im, że rozstanie rodziców nie przekreśla miłości do dziecka. Dużo czasu spędzam z Maksem, ale u nas nigdy nie było żadnych sztywnych godzin czy konkretnych dni w miesiącu. Kiedy tylko mogę zawieźć go do szkoły, spędzić z nim czas, robię to.

Anna: Krzysztof może do nas wpaść i pogadać o każdej porze. Nie jest w naszym domu gościem ani intruzem. Przyzwyczaiłam się, że ma taki tryb pracy, że dużo jeździ po Polsce. Opiekuje się synem, kiedy może, a nie wtedy, kiedy jest to dla mnie wygodne. Nie wymagam od Krzysztofa rzeczy dla niego niemożliwych. Jestem otwarta na wszystkie rozwiązania, które służą temu, żeby atmosfera była dobra, a ludzie się lubili. Rozwód rodziców nie jest marzeniem dziecka, ale nasz Maks ma największy komfort z możliwych: jego rodzice tworzą wspólny front. Krzysztof zawsze szanował mój sposób wychowania, a jeśli chciał złamać jakąś zasadę, którą ustaliłam, zawsze to ze mną konsultował. Chłopcy nie spędzali wspólnie weekendów w atmosferze „mama nie patrzy, więc robimy, co nam się podoba”. Myślę, że daliśmy Maksowi poczucie, że wciąż jesteśmy razem we wszystkim, co go dotyczy.

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze "Party"

Redakcja poleca

REKLAMA