Jak wygladało życie Anny Przybyskiej w ostatnich miesiącach?

Anna Przybylska fot. ONS.pl
Poruszająca rozmowa z mamą Ani Przybylskiej!
/ 28.10.2014 08:16
Anna Przybylska fot. ONS.pl

"Ania szybko chciała mieć dzieci. Mówiła mi kilka razy, jak bardzo tęskniła za stworzeniem rodziny, ponieważ po śmierci ojca straciła poczujcie bezpieczeństwa. Mając własny dom, chciała je odzyskać. Trzy lata po Oliwce, w 2005 roku, urodził się Szymon, a w 2011 roku Jasiek. Uważała, że rodzina zawsze powinna być razem."

Szczera rozmowa z mamą Ani Przybylskiej

Jeszcze brzmi mi w uszach jej radosny głos: „To pa, lecę. Umówiłam się z mydarlingiem na Monciaku”. Tak nazywała swojego mężczyznę – Jarka. Cieszyła się z powrotu do Gdyni. Cieszyła się, że zdążyła. Tak jakby wiedziała, że musi się spieszyć. Nasze rozmowy były i wesołe, i smutne. Blisko życia, ale i śmierci. Kiedyś powiedziała mi jakoś między wierszami, że nie dożyje czterdziestki. „Co ty Aniu opowiadasz?”, żachnęłam się. „Mówię ci to, co czuję”, odpowiedziała ze stoickim spokojem.

W lutym, w naszym ostatnim wywiadzie, rzuciła mimochodem: „Chciałabym jeszcze trochę pożyć”. I dodała, że zakumplowała się z Panem Bogiem, do którego co niedzielę chodzi na kawę. Bardzo chciała pokonać chorobę. Mówiła: „Chciałabym pojeździć na rowerze wzdłuż plaży, pobiegać z dziećmi, nacieszyć się wiosną. I pójść z tobą na lody”.

Dotrwała wiosny i nawet lata. Wytargowała od Boga jeszcze sześć miesięcy. Odeszła 5 października 2014 roku. A ja ciągle nie mogę w to uwierzyć, chociaż patrzę na ołtarz kościoła Najświętszej Marii Panny i na zdjęcie Ani, które wybrały jej dzieci. W pierwszej ławce siedzi Jarosław Bieniuk, obok ich syn Jasio, za nim Szymek i  Oliwia. Przez półtoragodzinną mszę nie poruszyli się ani razu, jakby zastygli w bólu. Kościół pęka w szwach, ludzie przyszli pożegnać Anię, cudowną kobietę, matkę, żonę i aktorkę. Ja żegnam też przyjaciółkę. Łączyła nas dziwna więź, trochę matki i córki, trochę jakby starszej i młodszej siostry. Jeszcze słyszę głos Ani: „Mogę powiedzieć ci to, czego nie mówię nawet matce, bo nie chcę jej martwić swoimi problemami”. Przegadałyśmy wiele godzin, przeskakując z tematów bardzo poważnych na żartobliwe, rozmawiając o miłości, trudach macierzyństwa, o facetach, o seksie.

„I po co ja mam szukać kogoś innego?”, śmiała się, mówiąc o swoim partnerze, ojcu swoich dzieci. „Przecież mój Jarek jest »debeściak«, nie da się go z nikim porównać. Dobry, przystojny, pięknie umięśniony! Noszę przy sobie jego zdjęcie. Jeśli mam jakąś pokusę, wyjmuję je i myślę: Gdzie tamtemu do Jarka”. Ania była tak otwarta i szczera, że aż bałam się, żeby ludzie tego nie wykorzystywali, a zwłaszcza media. Ale mówiła: „Krysieńko, ja czasem dostaję głupawki i gadam bez umiaru, ale jestem też asertywna i nie dam sobie w kaszę dmuchać”. 

Ta choroba pojawia się nagle, choć może rozwijać się długo, nawet kilka lat. Mama, Krystyna Przybylska, przypomina sobie, że Ania od dłuższego czasu narzekała na bóle kręgosłupa: „Zaczęła robić badania i latem 2013 roku okazało się, że to nie kręgosłup, tylko trzustka. Guz, słowo rak nie chce mi przejść przez usta. Może jakaś pomyłka, może błąd diagnozy? Ale okazało się, że nie, że to była prawda. Nikt nie może sobie wyobrazić, co czuje wtedy matka. Moją mamę straciłam w 2007 roku, strasznie mi jej brak, męża pochowałam wcześniej, mój ojciec też umarł, i szwagier. Tyle śmierci wokoło, ale ta jest najstraszniejsza. Ania do końca miała nadzieję, do końca walczyła, mimo że była już bardzo słaba. Próbowała jeszcze uprawiać jogging, ponieważ przywiązywała dużą wagę do sportu, ale udało jej się tylko podbiec kilka drobnych kroczków. Nigdy jednak nie padły takie słowa: Mamo, umieram. Jeśli chodziła się modlić do kościoła, to o życie, a nie o śmierć”.  

Tekst: Krystyna Pytlakowska

... więcej w najnowszym magazynie Viva! 22/2014

Więcej:

Redakcja poleca

REKLAMA