Wywiad z Angeliną Jolie dla Vivy!

Angelina Jolie fot. ONS
Gwiazda w szczerej rozmowie z "Vivą!"
/ 26.05.2014 07:13
Angelina Jolie fot. ONS

Siedzimy w sali projekcyjnej Dolby Europe Limited przy Soho Square, w Londynie. Przed chwilą zakończył się pokaz zwiastuna filmu „Czarownica”, który studio Disney Channel zorganizowało dla nas, dziennikarzy akredytowanych na konferencję prasową i wywiad z Angeliną Jolie, odtwórczynią tytułowej roli. Na ekranie plakat filmu. „Okazuje się, że długa peleryna z kołnierzem, niczym płomienie i rogaty czepiec z czarnej skóry, mogą być niezwykle twarzowe”, żartuje Steve, angielski dziennikarz. Podobnie jak zielonożółte szkła kontaktowe, sztuczne kości policzkowe i krogulcze pazury. Zwłaszcza jeśli nosi je Angelina Jolie.

Jedna z największych gwiazd Hollywood, laureatka wielu filmowych nagród. Zawodowo spełniona: gra, produkuje, reżyseruje, pisze scenariusze. Ambasadorka Dobrej Woli przy Urzędzie Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców, od ponad 10 lat walczy o prawa dla kobiet i dzieci, cierpiących w najbiedniejszych zakątkach świata. Potrafi jednym spojrzeniem zmrozić rozmówcę, ale jeszcze większe wrażenie robi jej szczerość, jak mówi, że życie nabrało sensu dopiero wtedy, kiedy założyła rodzinę. Rok temu
przyznała się do podwójnej mastektomii, nawołując kobiety zagrożone genem nowotworu do tak odważnego kroku, który w ostateczności może uratować im życie. Ale dziś dla nas jest przede wszystkim czarownicą i, wybierając tę rolę w disneyowskiej produkcji, ponownie udowadnia, że robi w życiu dokładnie to, co chce.

W autobusie, którym jedziemy do hotelu Corinthia, gdzie ma się odbyć spotkanie dziennikarzy z gwiazdą, zastanawiamy się, z kim Angelina przyjechała do Londynu. „Trzy dni temu była w Paryżu w towarzystwie narzeczonego, Brada Pitta, zatrzymali się w hotelu Bristol”, informuję Steva. Tam też odbyła się konferencja prasowa. Angelina była w doskonałej formie, tryskała humorem, dowcipnie odpowiadała na pytania, z uśmiechem pozowała do zdjęć. W czarnym kombinezonie, śmiało odsłaniającym ramiona, wyglądała bardzo sexy. Ale to jej buty robiły największe wrażenie. Stworzone specjalnie dla niej przez Christiana Louboutina czarne szpilki ze szpiczastym noskiem, przezroczystymi cholewkami i obcasem w formie graficznej koturny, w której zamknięty jest wąż, były godne czarownicy. Podobno Louboutin, jeden z najsłynniejszych szewców świata, nazwał ten model „Maléfique”. To imię, które Jolie nosi w filmie „Czarownica”. W polskiej wersji – Diabolina.

I to właśnie na te buty, tym razem w białej wersji, zwróciłam uwagę, kiedy Angelina weszła do salonu Ballroom w hotelu Corinthia w Londynie. Jej look był równie starannie dopracowany, jak w Paryżu. Biała sukienka blisko ciała z delikatnym czarnym nadrukiem nawiązywała do atmosfery filmu, na palcu zaręczynowy pierścionek z brylantem od Brada Pitta, mocno podkreślone karminowe usta. Wyglądała pięknie. Jej zmysłowa kobiecość i charyzma przyćmiły urodę młodziutkiej Elle Fanning, odtwórczyni roli królewny Aurory.

Gros pytań skierowano właśnie do niej. Jedna z jej wypowiedzi zrobiła na nas piorunujące wrażenie. Zapytana o dalsze plany zawodowe, odpowiedziała: „Zrobiłam karierę, zagrałam w wielu doskonałych filmach i jestem pewna, że zagram jeszcze w kilku innych. Praca sprawia mi dużo satysfakcji i cieszę się, że mogę wybierać role takie, jak ta ostatnia, ale w przyszłości chciałabym poświęcić więcej czasu na pracę scenarzysty i reżysera. A nade wszystko chciałabym skoncentrować się na pracy charytatywnej, z ramienia ONZ”. Czy należy brać poważnie słowa Angeliny, która już kilkakrotnie w wywiadach wspominała o zamiarze wycofania się z filmu? Czy „Czarownica” będzie jednym z jej ostatnich obrazów? Czas pokaże.

– Kiedy rok temu Disney Channel ogłosił, że zagra Pani w „Czarownicy”, wszyscy uznali, że jest Pani doskonałą kandydatką do roli tytułowej bohaterki. Pani zdaniem to komplement?
Jako królewna Aurora byłabym mniej wiarygodna (śmiech). Przyjęłam rolę, bo od dziecka uwielbiałam Diabolinę, to z nią, a nie z królewną Aurorą utożsamiałam się. Jej charakter fascynował mnie i zarazem napawał strachem. Podziwiałam Diabolinę, dostrzegałam w niej siłę, jak i swoistego rodzaju humor. Drugim powodem był scenariusz. Świetnie napisany, unikał stereotypów. Bo przecież historię Śpiącej Królewny zna każdy: klątwa rzucona przez czarownicę, ukłucie wrzecionem i zapadnięcie w sen, z którego może wybudzić królewnę pocałunek księcia. Ale mało kto zastanawiał się, dlaczego tak się stało. Scenariusz „Czarownicy” odpowiada na to pytanie. Na jaw wychodzą motywy, które kierowały Diaboliną, oraz zdarzenia, które sprawiły, że jej serce stało się twarde jak kamień.

– Diabolina to jeden z najbardziej znanych bajkowych czarnych charakterów.
Ta ze „Śpiącej Królewny”, disneyowskiego filmu z 1959 roku – tak. Ale w przypadku „Czarownicy” nie jest to tak oczywiste. Główną bohaterką tej wersji jest Diabolina, a nie, jak w pierwowzorze, Aurora. W trakcie filmu widzowie odkryją, że zanim Diabolina stała się uosobieniem zła, była równie niewinna, jak Aurora. To okoliczności zadecydowały o zmianie. Diabolina została zdradzona i ta zdrada sprawiła, że stała się zimna i bezwzględna. Ale z czasem zrozumie, że nie tędy droga. „Czarownica” to piękna opowieść, która uczy, że warto wybaczać, że nikt do końca nie jest zły.


– W jaki sposób pracowała Pani nad rolą?
Przede wszystkim nie chciałam, żeby Diabolina była za wszelką cenę sympatyczna. Starałam się zbudować postać autentyczną, targaną wątpliwościami. Chciałam, żeby widz zrozumiał cierpienie Diaboliny i walkę, jaką stacza sama ze sobą. Dlatego ważne były dla mnie nie tylko dialogi, ale także mimika i gesty. Pomogły mi w tym makijaż i kostium. Kiedy rano pojawiałam się na planie, byłam Angeliną, a po kilku godzinach spędzonych w towarzystwie charakteryzatorki i kostiumologa stawałam się Diaboliną (śmiech).

– Pani partnerką była 16-letnia Elle Fanning, amerykańska aktorka, która gra Aurorę.
Proszę nie sugerować się jej wiekiem. Elle to doświadczona aktorka, która debiutowała przed kamerą, mając zaledwie półtora roku! W roli Aurory jest doskonała.

– Na planie filmu miała Pani jeszcze jedną młodą partnerkę – Pani pięcioletnią córeczkę Vivienne Marcheline.
Prawda jest taka, że Viv uratowała film! Musieliśmy znaleźć „aktorkę”, która zagra królewnę Aurorę w dzieciństwie, a, niestety, było to trudne. Kiedy kręciliśmy scenę, w której Diabolina spogląda groźnie na małą Aurorę i mówi: „Nie cierpię małych dzieci”, kolejne kandydatki do roli uderzały w płacz. Nie dziwi mnie to, ponieważ nawet mój 10-letni syn Pax przestraszył się, kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy w kostiumie Diaboliny. I wówczas pomyślałam o Viv, która jest bardzo spokojnym dzieckiem. Nawet jeśli jestem zmęczona, w podłym nastroju, nic sobie z tego nie robi. Podobnie nie zrobił na niej wrażenia kostium Diaboliny. Wiedziała, że nie ma czego się bać, bo pomimo rogów i czarnej peleryny ma przed sobą mamę.

– W filmie zagrało także Pani dwoje innych dzieci, Zahara i Pax.
To zbyt wielkie słowo. Zahara i Pax pojawiają się w scenie chrztu Aurory, jako przybysze z królestw, które składają hołd nowo narodzonej królewnie. Potraktowali udział w tym epizodzie jako zabawę.

– To dobry start do kariery aktorskiej.
Zarówno Brad, jak i ja nie zachęcamy dzieci, aby poszły naszą drogą, ale z drugiej strony, kiedy pracujemy, nie zabraniamy im wstępu na plan filmowy. Staramy się jedynie organizować tak, aby spędzać ze sobą i z nimi jak najwięcej czasu. Nasz dom jest tam, gdzie jesteśmy wszyscy razem.

– Jednym słowem, cała rodzina była zachwycona Pani udziałem w filmie „Czarownica”.
Brad tak, ale aby przekonać dzieci, musiałam się napracować. Na początku nie chciały zaakceptować Diaboliny. Dziewczynki uważały, że powinnam być Aurorą. Aż powiedziałam: „Opowiem wam prawdziwą historię Diaboliny…”. Cała szóstka słuchała w skupieniu, a ja zastanawiałam się, czy zrozumieli. Kilka dni później okazało się, że Shiloh (8-letnia córka aktorki i Pitta) pokłóciła się z koleżanką, która twierdziła, że Diabolina jest złą czarownicą. „Nic nie rozumiesz!”, wykrzykiwała moja córka, a ja przekonałam się, że ta wersja „Śpiącej Królewny” może się podobać.

– Nakręciła Pani już film z dziećmi, teraz kolej na film z Pani partnerem. Od 2005 roku, kiedy zagraliście w filmie „Pan i Pani Smith”, nie pojawiliście się wspólnie przed kamerą.
Mamy takie plany. Pracuję nad scenariuszem filmu, w którym zagramy obydwoje.

– Z Bradem Pittem tworzycie od dziewięciu lat szczęśliwą rodzinę, macie sześcioro dzieci.
Jestem szczęściarą, która dostała od życia więcej, niż marzyła. Kiedy ktoś, tak jak ja, pochodzi z rozbitej rodziny, trudno mu uwierzyć w szczęście. Pewne rzeczy są jak bajka, na którą się nie czeka. W moim życiu było wiele falstartów (aktorka jest podwójną rozwódką) i przestałam wierzyć, że spotkam odpowiednią osobę, że się w niej zakocham i będę z nią mieć dzieci.

– Kilka lat temu powiedziała mi Pani w wywiadzie: „Miłość trzeba pielęgnować, aby po latach życia z partnerem być dla niego nadal atrakcyjnym. Nam się to udaje”.
Nadal tak uważam. Nasz związek stale się rozwija, przez te wszystkie lata tworzymy naszą historię, uzupełniamy się i inspirujemy. Brad jest nie tylko moim partnerem życiowym, mężczyzną, na którego czekałam całe życie, to także mój najlepszy przyjaciel. Mogę na nim polegać, mamy ten sam system wartości i ten sam punkt widzenia na temat wychowania dzieci. Nasz związek jest jak dobre wino, które z upływem lat nabiera mocy i charakteru.

– Obydwoje od lat angażujecie się w działalność charytatywną.
Obydwoje uważamy, że należymy do grona uprzywilejowanych i że z życia nie można tylko brać. Czujemy się zaangażowani w problemy współczesnego świata, w którym miliony ludzi cierpią głód, niedostatek i prześladowanie. Chcemy im pomóc, bo wspieranie potrzebujących nadaje sens życiu. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. To, co dzieje się aktualnie w Syrii czy Nigerii, jest niewyobrażalnym okrucieństwem. Od lat przemierzam świat, uczestniczę w dziesiątkach pokojowych misji i nadal nie mogę zrozumieć, jak ludzie mogą być dla siebie tak okrutni. Chcę, aby moja popularność czemuś służyła, sprawiła, że świat otworzy oczy na ogrom ludzkich nieszczęść.

– Pani popularność sprawiła wiele dobrego także w innej domenie. Z ostatnich sondaży wynika, że po tym, jak poinformowała Pani świat o swojej podwójnej mastektomii, liczba kobiet poddających się badaniom przesiewowym raka piersi znacznie wzrosła. Lekarze nazywają to „efektem Angeliny”.
Naprawdę? To wspaniała wiadomość. To ważne, żeby kobiety wiedziały, że przed rakiem można uciec, że nawet jeśli posiada się gen odpowiedzialny za pojawienie się tej choroby, wcale nie oznacza to wyroku śmierci. Wystarczy być czujnym, regularnie się badać. Moja mama nie robiła tego i odeszła zbyt wcześnie (matka Angeliny, aktorka Marcheline Bertrand, przez ponad siedem lat walczyła z rakiem jajników. Choroba pokonała ją w styczniu 2007 roku). Więc jeśli dzisiaj mogę pomóc innym kobietom, jestem szczęśliwa. Nie chciałabym na starość obudzić się i stwierdzić, że nie zrobiłam w życiu niczego pożytecznego.

Rozmawiała: Magdalena Banach
Film „Czarownica” na ekranach kin już 30 maja.

Redakcja poleca

REKLAMA