Karol Wojtyła wezwany z kajaków

Zdarzyło się w Krakowie 28 września 1978 roku
/ 07.03.2018 15:36

Było już ciemno, gdy kardynał Karol Wojtyła opuścił gościnne mieszkanie Bożeny i Gabriela Turowskich. Ten wieczór był wyjątkowy.

Mijało dwadzieścia lat od chwili, gdy ksiądz Karol Wojtyła przyjął sakrę biskupią w katedrze wawelskiej, stając się najmłodszym biskupem w polskim Episkopacie. Tego dnia – jako kardynał i arcybiskup krakowski – świętował tę rocznicę w gronie przyjaciół, którzy byli świadkami niezwykłych okoliczności jego powołania. Byli wówczas razem na wakacjach, gdy Wojtyła otrzymał wezwanie od Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Najpierw kajakiem, potem autostopem, a w końcu pociągiem dotarł do Warszawy, aby dowiedzieć się o nominacji.

Po przyjęciu sakry rozwiał niepokój przyjaciół, którzy obawiali się, że „Jego Ekscelencja” nie będzie już miał tyle czasu na wspólne wyprawy i spotkania. „Wujek zawsze pozostanie Wujkiem” – zapewnił i tej obietnicy był wierny także i dwadzieścia lat później. Dlatego po uroczystej mszy w katedrze poszedł do Turowskich, gdzie czekali na niego przyjaciele z wakacyjnych wędrówek. Tego wieczoru jednak Wujek trochę ich zawiódł. Zazwyczaj zostawał z nimi do późna, teraz postanowił opuścić ich znacznie wcześniej.
Nazajutrz świat zelektryzowała wstrząsająca wiadomość: tej samej nocy zmarł Jan Paweł I, wybrany niewiele ponad miesiąc wcześniej na Stolicę Piotrową. 3 października kardynałowie Wyszyński i Wojtyła wsiedli w Warszawie do samolotu i udali się na drugie już w tym roku konklawe.

Z Prymasem po dwudziestu latach
14 października rozpoczęły się głosowania. Dwa dni później kardynał Karol Wojtyła zamknął drzwi celi numer 91, gdzie mieszkał w czasie konklawe i poszedł odwiedzić Prymasa. Krakowski arcybiskup był skupiony i zaniepokojony. Wszystko wskazywało na to, że kardynałowie zamierzają dokonać wyłomu w wielowiekowej tradycji wybierania papieży spośród Włochów. Elektorzy głosowali już sześć razy, a po ostatniej turze liczba głosów oddanych na Wojtyłę znowu wzrosła.
Rada Prymasa była bardzo prosta:
- Jeśli cię wybiorą, musisz przyjąć. Dla Polski
– powiedział. Po pierwszym szoku wywołanym wiadomością o wyborze papieża z Polski przyszły następne: tuż po konklawe Jan Paweł II wbrew ustalonej tradycji opuścił Watykan i odwiedził w szpitalu swojego przyjaciela biskupa Andrzeja Deskura, który kilka dni wcześniej uległ częściowemu paraliżowi na skutek wylewu. Później zaś Jan Paweł II dał wzruszający dowód szacunku człowiekowi, który kiedyś z kajaków wezwał go do Warszawy. W niedzielę 22 października, jako drugi w korowodzie kardynałów składających przysięgę wierności nowemu papieżowi, znalazł się Prymas Stefan Wyszyński. Było to kolejne wydarzenie bez precedensu, bowiem według protokołu powinien to miejsce zajmować najstarszy wiekiem członek kolegium kardynalskiego. Gdy Prymas pochylił się do papieskiego pierścienia, Jan Paweł II wstał z tronu i przycisnął rękę Wyszyńskiego do ust.

Piotr miał łódź i Karol miał łódź
Kilka tygodni później, 6 listopada w warszawskiej katedrze Prymas mówił o polskim papieżu.
Wspominał wtedy tamto spotkanie w 1958 roku.
- Pytam go: co ksiądz biskup miał zamiar robić?
- Miałem jeszcze dwa tygodnie być na kajakach.
- Proszę jechać, swój program wykończyć, a potem przygotować się do konsekracji.. Doznał pewnej ulgi, że plany nie są pomieszane poprzez inne sprawy przecież bez porównania ważniejsze – opisywał Wyszyński reakcję Wojtyły na pozwolenie powrotu na Mazury. Może już wtedy się przygotowywał – Piotr miał łódź i Karol miał łódź.