Robbie Williams: To musiałaś być ty!

Robbie Williams, Ayda Field fot. Viva! nr 18 z dn. 2 września 2010 r.
Ślub Robbiego Williamsa z aktorką Aydą Field zaskoczył nawet przyzwyczajone do niezwykłości Hollywood. Już okrzyknięto go wydarzeniem roku.
/ 07.09.2010 14:11
Robbie Williams, Ayda Field fot. Viva! nr 18 z dn. 2 września 2010 r.
Robbie Williams zawsze lubił szokować. Ale tym razem przeszedł sam siebie. Jak podawała plotkarska prasa, ślub muzyka z jego dziewczyną Aydą miał się odbyć na wyspie Santa Catalina u wybrzeży Kalifornii. Kiedy więc w sierpniu zaproszeni goście zjawili się w willi Robbiego, ale w Beverly Hills, byli przekonani, że przyjeżdżają „na przyjęcie tematyczne” o Jamesie Bondzie. Okazało się, że przyjechali na ślub. A potem było jeszcze ciekawiej, bo – jak zażartował pan młody – „To nasze święto, więc chcieliśmy się czuć na nim dobrze”.

Inna niż wszystkie

Gdy wszyscy usadowili się pod namiotem ustawionym w ogrodzie, najpierw pojawił się Robbie. Ubrany we frak, w szampańskim humorze. Stanął przy ukwieconym ołtarzu i czekał na Aydę. Właściwie to czekał na nią przez całe dorosłe życie. Nie dlatego, że nie miał innych związków. Łączono go z wieloma kobietami. Niektóre, jak Nicole Appleton czy Rachel Hunter, były bardzo zaangażowane. Jednak żadnej z nich nie zależało na Robbiem tak bardzo, by wyciągnąć go z alkoholizmu i narkomanii. Alkoholowo-narkotyczny ciąg zaczął się u Williamsa jeszcze w latach 90., gdy koncertował z zespołem Take That. Brał, by przezwyciężyć paraliżującą tremę, jaka towarzyszyła mu przed każdym występem. Potem, by odreagować stres. Omal nie zapłacił za nałóg karierą, a może i życiem.

Dopiero Ayda, aktorka znana w USA z seriali komediowych, odmieniła jego życie. Poznał ją u przyjaciół w 2007 roku. Był wtedy po odwyku. Mimo to Ayda nie przestraszyła się. Walczyli wspólnie, by wyrwać go z uzależnień. Po trzech latach Robbie był pewny, że Ayda to kobieta jego życia. W ubiegłe Boże Narodzenie padł na kolana, wyjął pierścionek z brylantem za 160 tysięcy dolarów i poprosił ją o rękę. Odpowiedziała „tak”. Wyraziła nawet zgodę na podpisanie małżeńskiej intercyzy. Majątek Robbiego wart jest obecnie 85 milionów dolarów.

To, czego pragniesz
Wejście panny młodej wywołało zachwyt i rozbawienie. Wyglądała bardzo romantycznie. Ayda, w której żyłach płynie po matce krew amerykańska, a po ojcu turecka, na ceremonię wybrała białą jedwabno-satynową suknię od Monique Lhuillier. Długie włosy upięła do tyłu. „Ona jest taka piękna i pociągająca. Po prostu stworzona dla mojego syna. Nareszcie Rob jest szczęśliwy”, zachwycał się ojciec Robbiego, Pete Conway. Na uroczystości nie było ojca Aydy. Haldun Evecan, który po rozwodzie z jej matką w 1982 roku wrócił do Turcji, nie mógł przyjechać. Ayda ma jednak nadzieję, że uda jej się wraz z Robbiem pojechać do Istambułu.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


Na tradycyjnych ślubach za panną młodą kroczą druhny z koszyczkami pełnymi kwiatów. Tu w roli druhen szło... osiem psów w obrożach z kwiatów. „Początkowo myśleliśmy, że w sukienkach wyglądałyby jeszcze śmieszniej. Ale to chyba jednak nie byłoby zbyt wygodne”, zdradziła Ayda. Świadkami przysiąg napisanych przez państwa młodych było 60 osób – wyłącznie rodzina i najbliżsi przyjaciele. Kumple muzyka z reaktywowanego w czerwcu tego roku zespołu Take That: Gary Barlow, Mark Owen, Howard Donald i Jason Orange przysłali wideo z życzeniami. Całość ceremonii trwała pół godziny. „Ot tyle, żeby nie zanudzić gości na śmierć”, żartował Robbie. To przecież nie był jeszcze koniec niespodzianek, jakie przygotował.

Jajka na bekonie

„Dopóki nie spotkałem Aydy, nie wiedziałem, co znaczy szczęście. Ona jest nie tylko piękna, lecz także bardzo dzielna. Sprawiła, że stałem się lepszym człowiekiem. Nazywam ją moim szwajcarskim scyzorykiem, bo potrafi zrobić wszystko”, mówił Robbie, częstując gości szampanem. Po czym wskoczył na scenę i zaśpiewał swój wielki przebój „Angels”.

Teraz należałoby oczekiwać obiadu i typowego dla Hollywood haute couture na stole. Tymczasem Robbie z Aydą podali gościom to, co sami najchętniej jedzą na co dzień: sushi, steki i makaron z serem. Nie było tylko alkoholu. A po obiedzie rozpoczęły się tańce. Rozbrzmiały dźwięki przeboju „It Had to Be You” („To musiałaś być ty”) w wykonaniu Franka Sinatry i Robbie zaprosił żonę na parkiet. Ten, kto nie miał ochoty na tańce, mógł oddać się hazardowi. Pod ścianami ustawiono stoły z kartami do blackjacka.

O północy wjechał tort. Miniaturowy jak na hollywoodzkie standardy. Na dole malinowy, w środku marchewkowy, na samej górze waniliowo-kokosowy. Każde z trzech pięter symbolizowało jedno z trzech lat spędzonych wspólnie przez Robbiego i Aydę. Robbie, objadając się ciastem, znów żartował, że jeśli następnego dnia będzie miał kaca, to chyba tylko z przejedzenia. Około pierwszej państwo młodzi zniknęli. „Czyżby pojechali bez pożegnania w podróż poślubną?”, spekulowali goście. Nic podobnego. Po kilkunastu minutach pojawili się ponownie, tyle że w... pidżamach. A kelnerzy podali typowo angielskie mocne śniadanie: tosty, jajka na bekonie oraz fasolę.

Na prostej
Następnego dnia małżonkowie spakowali rzeczy i ruszyli w dwutygodniową podróż poślubną do Meksyku. Niestety, Robbie nie może sobie pozwolić na miesiąc miodowy. Zaraz po powrocie musi zostawić Aydę. Jedzie do Wielkiej Brytanii, gdzie będzie promował singiel „Shame” z nowej płyty Take That „Help for Heroes” i przygotowywał wielki come-back zespołu na stadionie Twickenham. Życie Robbiego wreszcie wychodzi na prostą.

Magda Łuków / Viva!

Redakcja poleca

REKLAMA