Małgorzata Foremniak

Została Ambasadorem Dobrej Woli UNICEF.
/ 09.06.2006 13:39
foremniak-copy.jpgPotworny upał, czasem brak prądu, trudności z dostępem do wody, setki kilometrów przemierzonych po wyboistych drogach lub na pokładzie wojskowego helikoptera. Małgorzata Foremniak bez wahania została Ambasadorem Dobrej Woli UNICEF. Zrobi wszystko, by ratować życie dzieci w najbiedniejszym kraju świata – afrykańskim Sierra Leone. Każdy może jej w tym pomóc – szczepionka, która chroni przed śmiertelnymi chorobami, kosztuje 40 groszy!

W kraju, w którym co trzecie dziecko umiera, zanim skończy pięć lat, akcje szczepienia dzieci to wyjątkowe wydarzenie dla lokalnych społeczności. Kobiety przychodzą odświętnie ubrane. Małgorzata Foremniak nie tylko szczepiła dzieci – rozdawała też moskitiery, które rozwieszone nad łóżkami uchronią dzieci i ich matki przed ukąszeniami komarów, przenoszących śmiertelną malarię.
Co roku ponad 10 milionów dzieci na świecie umiera przed ukończeniem piątego roku życia. Mogłyby przeżyć, gdyby podano im szczepionkę. Dlatego UNICEF organizuje kampanię na rzecz szczepień pod nazwą „Przepustka do życia”. Polski oddział UNICEF szczególną opieką otoczył jeden z najbiedniejszych krajów świata, Sierra Leone, a rolę Ambasadora Dobrej Woli powierzył Małgorzacie Foremniak.

foremniak_1.jpg

Grosze ratują życie
„Jestem tu, by otworzyć serca ludzi w Polsce na potrzeby tego kraju”, mówi aktorka na lotnisku w stolicy Sierra Leone Freetown. „Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że dwa złote, które mamy w kieszeni, może uratować życie co najmniej pięciorga dzieci. Nie chcę nikogo do niczego nakłaniać, chcę tylko obudzić w ludziach chęć dzielenia się tym, co mamy. Bo to nie bogacze i wielcy sponsorzy wspomagają takie akcje. To zwykli ludzie, wpłacając stosunkowo niewielkie kwoty na UNICEF, sprawiają, że w bardzo biednych krajach ludzie mogą się leczyć, uczyć, że dzieci nie umierają”.
W Sierra Leone co trzecie dziecko umiera, zanim ukończy pięć lat, co 50 matka umiera w trakcie porodu. Niedawno zakończyła się tu 11-letnia krwawa wojna domowa. Brak tu dróg, szkół, lekarzy, prąd jest tylko kilka godzin w ciągu dnia, po zmierzchu miasta pogrążają się w ciemnościach.
Kiedy jedziemy z Freetown do Kenema we wschodniej części kraju, aktorka wyznaje: „Czy ja się w ogóle do tego nadaję? Wciąż nie wiem... Wieczorem popłakuję sobie w hotelu, bo przypominają mi się przeżycia z całego dnia. Dzieci, które z ufnością patrzą mi w oczy, ich matki, które w cichości znoszą cierpienie. Wiem, że muszę w sobie zwalczyć to chlipanie, bo tu nie chodzi o takie babskie współczucie”.
Aktorka rzuciła wszystkie swoje obowiązki i przyjechała do afrykańskiego kraju, o którego istnieniu mało kto wie w Polsce.
Zrobiła to, by poznać dokładnie sytuację dzieci, którym chce pomóc. Ale nie jest tylko biernym obserwatorem. Kiedy przyjeżdżamy do punktu szczepień w Kenema, Małgorzata Foremniak sama podaje szczepionki. W małym pomieszczeniu jest gorąco. Jedyne sprzęty to stół i krzesło, na którym przysiadają kolejne mamy z dziećmi. Dookoła tłum kobiet, które cierpliwie czekają na swoją kolej. Wiedzą, że ich maleństwa, za chwilę zaszczepione, będą miały szansę na przeżycie.



Dzieci-żołnierze
Mimo bardzo ciężkich warunków życia ludzie w Sierra Leone są niezwykle pogodni, otwarci i przyjaźni. Dzieci natychmiast otaczają aktorkę ciasnym kręgiem, chwytają za ręce, siadają na kolanach. Uwielbiają bawić się jej blond włosami i jednocześnie pozwalają dotykać swoich fantazyjnych fryzurek. Kiedy żegna się z nimi, nie chcą wypuścić z rąk swojej pani ambasador. Wiedzą doskonale, że każda wizyta kogoś w niebieskiej koszulce z napisem UNICEF to szansa na to, że będzie się im lepiej żyło. To dowód, że ktoś o nich pamięta. To w końcu nadzieja, że będą mogły pójść do szkoły. Szkoła to wciąż dla wielu z nich luksus, bo rok nauki kosztuje 20 dolarów, a na taki wydatek stać niewiele rodzin. W odbudowującym się po wojnie kraju nie ma ich zbyt wiele, więc UNICEF wspiera budowanie ich.
Trudno uwierzyć, że wiele nastolatków, których spotykamy, to dawni żołnierze. Każdy z nich przeżył piekło. Brali udział w walkach, nierzadko sami byli oprawcami. Na ulicach widać wielu ludzi z obciętymi kończynami – ofiary tortur. Dzieci-żołnierze to smutna prawda o afrykańskich wojnach. Także dla nich UNICEF finansuje programy, dzięki którym mogą się uczyć.



Smutne diamenty
Wszędzie widzimy niebieskie zeszyciki z napisem „UNICEF”, w których dzieci stawiają swoje pierwsze literki. Kiedy Małgorzata Foremniak wchodzi do klasy, dzieci chwalą się znajomością wierszyków, deklamują nazwy miesięcy po angielsku i śpiewają piosenki. Robią wszystko, żeby popisać się przed swoją ambasadorką.
„Wyszliśmy ze szkoły, a na zewnątrz czekał tłum dzieciaków. Złapały mnie za ręce, tańczyliśmy, dzieciaki były bardzo rozbawione. Nagle mała dziewczynka, która stała trochę z boku, podbiegła, przytuliła się bardzo mocno i powiedziała: »Mami«. Nigdy tego nie zapomnę”, mówi aktorka, kiedy wsiadamy do wojskowego helikoptera, żeby polecieć do Koidu, gdzie dzieci pracują w kopalniach diamentów. Helikopter to często jedyna możliwość dotarcia do niektórych miejsc.
W Koidu czeka na nas bardzo smutny widok. Kopalnie diamentów to ciągnące się pagórki i dolinki wypełnione brązową wodą. Zanurzeni w niej po kolana chłopcy wykopują piasek i przesiewają w poszukiwaniu diamentów. Jeden z nich odrywa się na chwilę od pracy i z trudem wyprostowuje plecy. „Jestem taki zmęczony. Bardzo zmęczony. Od tak dawna nie znalazłem diamentu. Wie pani, kiedyś chodziłem do szkoły. Bardzo chciałbym tam wrócić. Ale nie mam pieniędzy”, opowiada.
Niektóre kopalnie w Koidu są tak wyeksploatowane, że znalezienie diamentu nie jest łatwe. Ale chłopcy przychodzą i tak. Kilkuosobowe grupki przyjaciół, bo tak o sobie mówią, pracują solidarnie. Jeśli uda się im znaleźć diament, dzielą się po równo pieniędzmi. Za średniej wielkości diament, wart setki dolarów w europejskich sklepach, dostają po pięć dolarów na głowę. Godzinami na piekącym słońcu kopią piasek i żyją nadzieją, że w końcu uda się znaleźć na tyle wielki diament, że będą mogli już długo tu nie przychodzić, a ich rodzina będzie miała co jeść. Przedstawiciele UNICEF wyjaśniają nam, że dzieci dzięki specjalnemu programowi mają sfinansowany rok szkoły. Tylko rok. Z braku pieniędzy zmuszone są wrócić do kopalni, ciężko pracować i żyć nadzieją, że znajdą w końcu ten wielki diament.
Nagle dochodzą nas okrzyki radości. Grupka dzieciaków znalazła diament. Pokazują go z dumą. Po chwili jeden z chłopców chowa go w buzi, by nie zgubić cennego znaleziska i bierze się znowu za kopanie. Diament jest mały, nie wystarczy, by spełniły się marzenia o wyjściu z biedy.

Helikopter nadziei
Nasza wyprawa dobiega końca. Wracamy do Freetown. „To zajmie lata, ale musi się udać. Trzeba zrobić wszystko, aby pomóc tym dzieciom”, mówi Małgorzata Foremniak. „Bo ludzie, którzy tu mieszkają, nie mają nic, poza wiarą, że o nich nie zapomnimy”.
Helikopter ląduje na lotnisku ONZ. Jeśli Polacy otworzą serca, tak jak marzy o tym Małgorzata Foremniak, powróci do miejsc, w których byliśmy, wioząc ratujące życie szczepionki.

Katarzyna Montgomery/ Viva!
Zdjęcia Marcin Suder
Produkcja sesji Michał Korolec