Gwiezdne gwiazdy

Są największą atrakcją „Zemsty Sithów”: Natalie Portman, Ewan McGregor i Hayden Christensen, czyli Padme Amidala, Obi-Wan Kenobi i Anakin Skywalker.
/ 16.03.2006 16:57
Cała trójka zagrała w „Gwiezdnych wojnach II: Ataku klonów” (2002). Natalie Portman, Ewan McGregor wystąpili też w części pierwszej „Mroczne widmo” (1999). Może dlatego są już nieco zmęczeni. Tylko Hayden Christensen przez cały czas pracy nad „Zemstą Sithów” ani na moment nie stracił zapału. Był i nadal jest nie tylko aktorem z „Gwiezdnych wojen”, ale i ich wielkim fanem.
„To, że zagrałem Anakina, jest dla mnie czymś więcej niż spełnieniem marzeń. To coś, czego nigdy w życiu nie mógłbym sobie wyobrazić”, twierdzi 23-letni Kanadyjczyk. Gdy się urodził, „Gwiezdne wojny” już od czterech lat królowały w kinach. „Zawsze zdawałem sobie sprawę, jak wielkim fenomenem kultury popularnej jest ten film. Jako dzieciak straszyłem młodszą siostrę, imitując chrapliwy głos Dartha Vadera. Fanem zostałem jednak dopiero w 1997 roku, kiedy zobaczyłem zremasterowane wersje pierwszych trzech części”, opowiada Hayden.
W „Zemście Sithów” grany przez niego Anakin przechodzi transformację w mrocznego lorda Vadera. „Nie mogłem już się doczekać, kiedy stanę się Darthem Vaderem. Myślałem o tym od momentu, w którym George Lucas zaproponował mi pracę nad „Atakiem klonów”. Aby upodobnić się do tej postaci, która według założeń ma być mocarzem o wzroście 210 centymetrów i sylwetce kulturysty, aktor podczas zdjęć paradował w specjalnych butach na koturnach i kombinezonie optycznie powiększającym masę mięśniową. Poza tym i tak musiał zmężnieć. „W czasie zdjęć w Sydney zjadałem sześć posiłków dziennie i bardzo ciężko ćwiczyłem na siłowni. Ale opłaciło się. Jestem naprawdę dumny ze scen pojedynków na świetlne miecze, które wymagały ode mnie i Ewana naprawdę wielkiej sprawności”, wspomina. Po takiej diecie przybrał na wadze aż 10 kilogramów.

Żadnych scen!
Dużo mniej entuzjazmu do współpracy z Lucasem wykazywali Natalie Portman i Ewan McGregor. Natalie chciała nawet zrezygnować z roli w „Zemście Sithów” z powodu – jak twierdziła – nie najwyższej jakości pierwszych części, w których zagrała. W chwili słabości podobno miała nawet zaproponować odstąpienie postaci Padme Amidali Keirze Knightley.

Portman nie chce już do tego wracać. I trudno dociec, czy aż tak bardzo zmieniła zdanie na temat wartości artystycznej gwiezdnej trylogii, czy może przestraszyła się kary za zerwanie kontraktu. Ten bowiem miała już na początku podpisany na trzy odcinki. George Lucas, zachwycony jej sposobem bycia, uznał, że będzie idealną Amidalą. „Nie zgodziłam się natychmiast. Filmy miały być nagrywane w ciągu dziesięciu lat. To szmat czasu”, wspomina Natalie. O radę poprosiła rodziców. To oni od początku mieli decydujący wpływ na jej karierę. Zaszczepili jej żelazne zasady: Natalie do dziś nie pije, nie pali i twierdzi, „że najważniejsza jest nauka, a nie kariera”. Kiedy jeszcze nie była pełnoletnia, jej matka wymuszała na reżyserach jej filmów zobowiązanie, że nie będzie tam żadnych scen rozbieranych. Nie trzeba było się o to obawiać w przypadku kosmicznej sagi i Natalie wreszcie podpisała kontrakt. Choć cierpliwości starczyło jej na znacznie mniej niż dziesięć lat.

Depresja rycerza
Jeszcze gorzej zniósł zmianę własnego wizerunku i pozycji zawodowej Ewan McGregor. Po rolach w dwóch pierwszych częściach „Gwiezdnych wojen” wpadł w depresję. Niedawno wyznał, że nie umiał sobie poradzić z nieoczekiwaną popularnością. Nawet kiedy grał w teatrze, przed wejściem czekali na niego młodociani fani z podobiznami Obi-Wana czekający na autograf. Po pewnym czasie Ewan postanowił ich demonstracyjne unikać. Tak samo jak dorosłych, notorycznie pytających go o instrukcję obsługi świetlnego miecza. Najbardziej stresujące były jednak spotkania z dziennikarzami. „Upijałem się, żeby to przetrwać. Ale to nic nie dawało. Przeciwnie – wygadywałem rzeczy, których później musiałem się wstydzić”, wspomina McGregor.
Wątpliwości miał już zresztą przed podjęciem decyzji o grze w „Mrocznym widmie”: „Mówiąc krótko zastanawiałem się, czy ten film nie pożre mnie żywcem”.
Kiedy George Lucas zaproponował mu rolę rycerza Jedi w „Gwiezdnych wojnach”, był w
kropce. O radę poprosił swego wuja, aktora Denisa Lawsona, który przed laty zagrał epizodyczną rolę w pierwszym filmie z gwiezdnej produkcji. „Wuj powiedział mi, że to okropny pomysł i jeśli się na to zdecyduję, mogę zapomnieć o tym, że jeszcze kiedykolwiek zagram w filmie”, mówi aktor. Inne zdanie miała żona aktora: „Powiedziała mi: »Nie słuchaj cudzych rad. Rób to, co podpowiada ci serce«. Jej rada brzmiała jak nauka starego Yody. Od razu się zdecydowałem”.
Dziś Ewan deklaruje, że polubił wywiady, co więcej – wreszcie jest zadowolony z efektu, jaki osiągnięto na planie. „Zemsta Sithów” to jego zdaniem najlepsza z trzech części filmu, w których wziął udział. O „Mrocznym widmie” mówił, że jest „płaskie” i „rozczarowujące”. W „Ataku klonów” wytykał słabości scen walki. Teraz wszystko jest dopięte na ostatni guzik. A na pytanie, czy żałuje, że zagrał rycerza Jedi, odpowiada natychmiast: „Oczywiście, że nie. Najbardziej się cieszę, że za kilka lat moja mała córeczka obejrzy gwiezdną sagę i mnie tam zobaczy”. Przyznaje, że z filmem łączą go miłe wspomnienia, ale nie ma zamiaru dalej podbijać Fabryki Snów: „Myślę, że Hollywood to miejsce dla tych, którzy chcą przestać myśleć. To nie dla mnie”.

Vader na bruku
Dla Ewana McGregora rola Obi-Wana była po prostu jedną z wielu. Już wcześniej zyskał sławę i uznanie krytyków po roli narkomana w kontrowersyjnym „Trainspoting” Danny’ego Boyle’a czy biseksualisty w „Pillow Book” Petera Greenawaya. Zaszufladkowania nie musiała się obawiać również Natalie Portman – znana z „Leona zawodowca”: „Nigdy nie planowałam, że zostanę aktorką, dlatego nie martwiłam się, czy będę miała nowe propozycje, czy nie”, zapewnia. I chyba można jej wierzyć.
Większy problem ma Hayden Christensen. Rola Anakina była dla niego pierwszą dużą rolą kinową. Ale – jak dodawali niektórzy – także pułapką. Luke Skywalker z poprzedniej trylogii Lucasa, Mark Hamill, po 28 latach pozostał w pamięci kinomanów tylko i wyłącznie jako Skywalker. W stosunku do Haydena te obawy powoli się rozwiewają. Ma on już na koncie statuetkę Złotego Globu i nominację do nagrody amerykańskiej Gildii Aktorów Kinowych za film „Życie jak dom” (2001). A jego kariera rozwija się imponująco. Sukces skomplikował mu jednak życie prywatne. „Może trudno w to uwierzyć, ale po »Ataku klonów« straciłem sporo znajomych”, żalił się trzy lata temu. Z drugiej strony może trudno się temu dziwić. Sam przyznaje, że praca nad filmem tak go pochłania, że zapomina o całym świecie. Niedawno zapomniał na przykład o zapłaceniu czynszu za wynajmowany dom w Hollywood. Właściciel wymówił mu mieszkanie. Ciekawe, czy wiedział, że zadziera z samym lordem Vaderem?

Maciej Wesołowski, Iza Bartosz / Viva