Drew Barrymore

Ma 30 lat i dopiero zaczyna żyć, realizować swoje marzenia, dojrzewać. Nadrabiać czas, który straciła, udając dorosłą kobietę.
/ 16.03.2006 16:57
Chyba jeszcze nigdy nie wyglądała tak dobrze: szczupła, roześmiana, pewna siebie, robi wrażenie człowieka, który narodził się na nowo. „Dobrze wyglądam, bo po prostu jestem szczęśliwa. Myślę, że stan naszego umysłu odbija się w naszym ciele”, przyznaje aktorka. Bo nareszcie dla Drew nastały dobre czasy. Króluje na szczytach większości rankingów: na najpopularniejszą aktorkę, najlepiej zarabiającą kobietę w Hollywood (zaraz za takimi rekinami, jak Julia Roberts i Nicole Kidman) i wreszcie ma kogoś, z kim chciałaby się zestarzeć. Po kilku pomyłkach może śmiało mówić, że znalazła swoją drugą połowę.
Jej pierwsze małżeństwo – z barmanem Jeremym Thomasem trwało tylko kilkanaście dni, z komikiem Tomem Greenem – niecałe sześć miesięcy. Dopiero z młodszym o pięć lat muzykiem z The Strokes, Fabrizio Morettim, od ponad dwóch lat tworzą bardzo udany związek. O założeniu rodziny Drew jednak nie myśli.
Przez większość swojego życia udawała, że jest dorosła, bo nie miała innego wyjścia. Ojciec Drew, pochodzący ze sławnego klanu aktorskiego Barrymore’ów John, zostawił rodzinę bez środków do życia. Matka zaczęła więc zarabiać na córce, kiedy ta miała zaledwie 11 miesięcy. Najpierw wpychała ją do reklam, potem do filmów. Dzięki „E. T.” Stevena Spielberga Drew stała się gwiazdą show-biznesu i mediów.
We wstrząsającej autobiografii, która ukazała się kilka lat temu, Drew pisała: „Mając osiem i pół roku byłam już zwariowana i nienormalna. Przychodziłam do klubów nocnych, a ochroniarze mówili: »Hej, to ty grasz w tych filmach... możesz wejść«”, wspomina aktorka. „Uwielbiałam kokainę. Samo myślenie o niej sprawiało, że pociły mi się ręce. W tamtych czasach nie upijałam się dla zabawy – piłam, żeby się upić. Kiedy ludzie zapomnieli, że jestem tą małą dziewczynką z »E.T.«, byłam już znana jako najmłodsza alkoholiczka Hollywood”. Będąc dzieckiem, starała się przypodobać dorosłym, zyskać ich akceptację. „Jestem otwarta, a to skłaniało niektórych ludzi do nadużyć. Żyłam po to, by zadowolić innych”, wspominała.
Kiedy okazało się, że mała nie radzi sobie z własnym życiem, jej dorośli przyjaciele odwrócili się plecami. Jedynym, który wyciągnął do niej rękę, był Steven Spielberg. Do dziś nazywa go swoim ojcem.

Pomału Drew udało się podźwignąć. „Lata między 13. a 16. rokiem życia były dla mnie najtrudniejsze, ale jednocześnie przełomowe – musiałam ciężko nad sobą pracować. To wtedy zaczęłam się stawać tym, kim jestem dziś”, wspomina Drew.
Najpierw udowodniła, że jest świetną i odpowiedzialną aktorką. Potem została wybitną producentką. 11 lat temu Drew założyła z przyjaciółką firmę producencką Flower Film, która zajmuje się kręceniem hitów kasowych („Ten pierwszy raz”, „Starsza pani musi zniknąć”), i zarabia krocie.
Tylko za pierwszą część „Aniołków Charliego” Drew dostała 80 milionów dolarów. Ci, którzy prowadzili interesy z aktorką, twierdzą, że ma smykałkę do biznesu. „Jest niezwykła. Ma w sobie coś takiego, że po paru minutach godzisz się na wszystko”, mówił jeden z jej biznesowych partnerów.
Aktorka nie żałuje tego, co przeszła, bo dzięki temu zdobyła wiele doświadczeń, których nie mają inni w jej wieku. Pożar pierwszego domu, w którym spłonęły wszystkie pamiątki, potraktowała jak zrządzenie losu, by mogła raz na zawsze odciąć się od przeszłości. Świat show-biznesu nie może jej już niczym zaskoczyć, w żaden sposób skrzywdzić. „To najlepsze lata mojego życia, więc dlaczego miałabym rozpaczać z powodu trzydziestki? Wszystko to, co robiłam w poprzedniej dekadzie swojego życia, zabieram ze sobą w kolejne lata, ale nie zamierzam powtarzać dawnych błędów”.
Drew chce pozbyć się zmór przeszłości. „Przede wszystkim zamierzam uporać się z poczuciem winy. Nie mogę bez przerwy zadowalać innych ludzi. Chcę stawiać sobie coraz to nowe cele zawodowe, robić wszystko: od reżyserowania filmów po redagowanie magazynu o podróżach”, mówi Drew, jakby dopiero zaczynała życie.

Magda Łuków