Daniel Olbrychski - Mówcie mi Kmicic!

Daniel Olbrychski fot. ONS
W pracy Daniel Olbrychski jest aniołem. Mówi o sobie: pokorny perfekcjonista. Z kolei w domu czasem bywa nie do wytrzymania.
/ 03.03.2009 08:56
Daniel Olbrychski fot. ONS
Przy placu Zamkowym w stołówce Związku Literatów 25-letni Daniel Olbrychski je pierogi. Do stolika dosiada się Gustaw Holoubek. „Patrzyłem na pańskie wykonanie Hamleta i pomyślałem sobie, żeby się panu nic złego w życiu nie stało. Żeby pan grał”, powiedział. I udało się! Przez przeszło 40 lat Daniel Olbrychski zagrał w ponad 150 polskich oraz zagranicznych filmach. Pięć z nich było nominowanych do Oscara. Grał w ośmiu językach, przyjaźni się z gwiazdami Hollywood. Jest najbardziej znanym w świecie polskim aktorem, w kraju jest królem kina. – Nie spodziewałem się, że sława przyjdzie tak szybko i będzie trwać tak długo – powiedział w jednym z wywiadów.

Matczyne pragnienia
Daniel Olbrychski o karierze marzył od dziecka. Wychował się w Drohiczynie nad Bugiem. Matka, z wykształcenia polonistka, studiowała na Uniwersytecie Wileńskim razem z Czesławem Miłoszem. – Był między nimi rodzaj flirtu – zdradza „Party” Olbrychski. Ale Klementyna Sołonowicz wybrała innego – skromnego, warszawskiego publicystę Olbrychskiego. Powstanie Warszawskie Daniel przeżył w brzuchu matki, która tuż po jego upadku uciekła ze stolicy. Zabrała syna Krzysztofa i ruszyła do rodzinnego Drohiczyna. Daniel urodził się po drodze, w Łowiczu. Przez 10 lat mieszkali we trójkę na Podlasiu. Jego ojciec został w Warszawie, nie przyjechał na stałe do rodziny, odwiedzał ich. Dlatego najważniejszą osobą w życiu małego Daniela była matka. Miłośniczka literatury, kobieta z wielką klasą, łagodna i pracowita. Marzyła, by któryś z jej synów został aktorem. Krzysztof miał umysł ścisły (został fizykiem), ale Daniel od dziecka interesował się książkami. Już jako kilkulatek siadał na koniu na biegunach, na szyi wiązał pelerynę i udawał Piotra I. Kiedy był w szkole podstawowej, matka zdecydowała, że wraca z synami do Warszawy. W szkolnych przedstawieniach Daniel Olbrychski chciał grać jedynie główne role. Przejmował się, kiedy nauczyciele mówili: „Nie nadajesz się”. Ale on się uparł, chciał występować, być na ustach wszystkich. – Od dziecka czułem się osobą publiczną. W liceum byłem najlepszym sportowcem, wszyscy mnie znali. Adam Michnik, z którym chodziłem do liceum Batorego, powiedział, że już wtedy byłem człowiekiem wybijającym się – mówi „Party” aktor. I jak można było się spodziewać, jego gwiazda szybko rozbłysła.

Idol w nowym stylu
Daniel Olbrychski przed maturą miał dylemat: aktorstwo czy sport. Marzył, by zostać mistrzem olimpijskim. Trenował boks, hokej, tenis. Ostatecznie zdecydował się na artystyczną profesję, ale sportu nigdy nie rzucił. Dostał się do Akademii Teatralnej, ale szybko stwierdził, że to praktyka w zawodzie uczyni z niego mistrza. Zadebiutował jako 18-latek w filmie „Ranny w lesie”. Dwa lata później stał się już najpopularniejszym aktorem w Polsce, dzięki roli w „Popiołach” w reżyserii Andrzeja Wajdy. – Poznałam Daniela na planie, gdy miał 20 lat. Byłam wtedy żoną Andrzeja i traktowaliśmy go jak syna – wspomina Beata Tyszkiewicz w rozmowie z „Party”. I dodaje: – Był człowiekiem o zachwycającej urodzie, niezwykłej fotogeniczności i autentycznym wdzięku – mówi. To musiało spodobać się widzom! Na festiwalu w Cannes okrzyknięto go polskim Jamesem Deanem. W kraju rozgorzała dyskusja, czy Olbrychski zajmie miejsce Zbyszka Cybulskiego, gwiazdy tamtych lat. Kariera Daniela nabierała zawrotnego tempa.


Rudowłosy talent
Daniel Olbrychski dostawał propozycję za propozycją, kręcił kilka filmów rocznie. Po tragicznej śmierci Cybulskiego właściwie nie miał w Polsce konkurencji. – Popularność Daniela była masowa, ale on nie był typem gwiazdora. To prawda, że lubi o sobie mówić, zawsze chce być w centrum uwagi, ale dla widzów był na wyciągnięcie ręki. Można było do niego podejść, zawsze porozmawiał, był otwarty. Przyjaciół zbierał na ulicy. To kolegował się z koniarzem, to z bokserem, innym razem z kaskaderem – zdradza „Party” pierwsza dama polskiego kina. Azja Tuhaj-bejowicz w „Panu Wołodyjowskim”, Pan Młody z „Wesela”, Kmicic w „Potopie”, Karol Borowiecki w „Ziemi obiecanej”, Wiktor Ruben w „Pannach z Wilka” – to tylko niektóre z jego wielkich ról. – Daniel w sztuce aktorskiej prześcignął swoje pokolenie o ponad 30 lat. Jego fenomen polega na tym, że w jednym czasie grał boksera, szlachcica i inteligenta. I w tych rolach był zupełnie inny, autentyczny. Taki aktor zdarza się raz na pół wieku – mówi „Party” Michał Żebrowski. Jak nikt inny zawładnął wyobraźnią polskich widzów. Został amantem w nowym stylu: był dziki, nieokiełznany, zawadiacki, tajemniczy. Mężczyźni chcieli być tacy jak on, kobiety chciały być z nim.

Potrzeba muzy
Ale Daniel Olbrychski szybko zakochał się w jednej. Pięknej, rudowłosej... mężatce. Starsza od niego o sześć lat Monika Dzienisiewicz była wówczas żoną Wowo Bielickiego. Spotkali się na przyjęciu, zatańczyli i Daniel oszalał na jej punkcie. Zdobywał ją długo. Uległa po dwóch latach. Świadkami na ich ślubie byli Tadeusz Łomnicki i Leszek Drogosz. Kochali się na zabój, ale to była trudna miłość. Sceny zazdrości zdarzały się im równie często, co namiętności. Nawet narodziny syna Rafała nie pomogły. Kiedy dziecko miało trzy lata, ich związek stał się fikcją. Z czasem ona poznała i zakochała się w Andrzeju Kopiczyńskim, a Daniel zaczął być widywany u boku Maryli Rodowicz. – To była bardzo kolorowa para, zachłysnęli się sobą – mówi Beata Tyszkiewicz. Dla piosenkarki Olbrychski zrezygnował nawet z filmu. Chciał być ciągle przy niej, dlatego jeździł z nią w trasy koncertowe, złośliwi wypominali mu, że nosi za ukochaną gitarę. Ale i to miłosne szaleństwo skończyło się dość szybko. Któregoś dnia Maryla powiedziała: „Koniec!”. Najpopularniejszy amant polskiego kina został porzucony.


A miało być na zawsze
Odrzucony i załamany Daniel Olbrychski próbował utopić smutki w alkoholu, popadał w depresję, miał ciągle romanse. I wtedy jak dobra wróżka w jego życiu pojawiła się 10 lat młodsza Zuzanna Łapicka. To dla niej Olbrychski zdecydował się na ślub kościelny. Zamieszkali we Francji, bo aktor dostał tam angaż. Grał dużo w zagranicznych produkcjach. Urodziła się im córka Weronika. Wydawało się, że trafiły na siebie dwie połówki jabłka, że ta miłość przetrwa wieki. Tak się jednak nie stało. Coraz częściej do żony aktora dochodziły informacje o jego romansach. Z czasem ogłosili separację, rozwód był pół roku później. Wtedy m.in. w czasie kręcenia filmu „Róża Luksemburg” Daniel poznał niemiecką aktorkę Barbarę Sukovą. Na planie zaiskrzyło i... aktorka urodziła jego trzecie dziecko – syna Viktora. Jednak nie zdecydowali się zostać parą. Po latach Olbrychski wrócił do Zuzanny. Byli razem przez 20 lat. Nie zawsze mieszkali wspólnie, żyli razem, a jednak oddzielnie. W końcu i ta miłość wygasła. – Jestem prawdziwym mężczyzną i nie chcę mówić o moich związkach. Jedno tylko mogę zdradzić: wszystkie moje dzieci są wynikiem fascynacji i wielkiej miłości – mówi „Party” aktor. I dodaje, że kobiety jego życia były różne, ale łączyły je dwie cechy: inteligencja i silny charakter.

Siła legendy

O trudnym charakterze Daniela Olbrychskiego krążą już legendy. Bywa wybuchowy, impulsywny, często nieprzewidywalny. To on wjechał konno do hotelu Victoria, spoliczkował syna premiera Jaroszewicza, zniszczył szablą Kmicica wystawę „Naziści” w warszawskiej Zachęcie i bił się na ulicy ze swoim przyjacielem bokserem u boku, aż trafił do aresztu. – Daniel to sama spontaniczność. Każdy, kto taki jest, popełnia też mnóstwo błędów. On jest żywiołem, który trzeba chwytać pazurami, bo się wymyka – mówi Beata Tyszkiewicz.

Zuzanna Łapicka wyznała w jednym z wywiadów, że gdy Olbrychski ćwiczył jakąś rolę, stawał się bohaterem, którego grał. „Gdy gra ciemne charaktery, jest w domu ponuro i strasznie. Promiennie i słodko, gdy postacie łagodne”, zdradziła przed laty. On sam o sobie mówi, że jest jak Kmicic. – W jednej chwili chciałbym kogoś posiekać na kawałki, a potem w sekundę bym zszywał. To cecha dobra do mojego zawodu, natomiast bywa to trudne do wytrzymania dla osób obcujących ze mną na co dzień – wyznaje „Party” aktor. Bo Olbrychski zawsze jest szczery. Potwierdzają to jego znajomi, aktorzy, z którymi współpracował. A Beata Tyszkiewicz dodaje jeszcze dwie cechy jego charakteru. – Jest bardzo odważny i czuły na krzywdę innych. Silny i kruchy zarazem – mówi.

W nowej roli

Dziś Daniel Olbrychski ma 63 lata. I wciąż trzy miesiące w roku spędza na planach filmowych, najczęściej za granicą. W Polsce przez kilka ostatnich lat nie dostawał ról na miarę swojego talentu, pojawiał się czasem w serialach. Czy w najnowszym filmie duetu Saramonowicz i Konecki będzie miał okazję znów zabłysnąć? W produkcji „Idealny facet dla mojej dziewczyny” gra tajemniczą postać doktora Gebauera, który ma kilka wcieleń, choćby... męskiej manikiurzystki. Dlaczego to właśnie on dostał tę rolę? – Powody są dwa – mówi „Party” Andrzej Saramonowicz. – Po pierwsze, Daniel jest fantastycznym aktorem, jednym z niewielu w Polsce o formacie europejskim. Po drugie, on był idolem mojego dzieciństwa. Jego role zapadły we mnie na długo – zdradza scenarzysta. I podkreśla, że praca z nim była wielką przyjemnością. – Dawno nie pracowałem z aktorem tak zdyscyplinowanym i dokładnym. A poza tym stworzył świetną atmosferę na planie. Sypał anegdotami jak z rękawa – opowiada. Olbrychski nie pozostaje dłużny. – Saramonowicz i Konecki doszli do ścisłego grona wybitnych twórców kina. Mam do nich absolutne zaufanie – tłumaczy aktor.


W pracy jest bardzo wymagający. Dzięki temu właśnie osiągnął międzynarodowy sukces. – W tym zawodzie trzeba umieć połączyć dwie wykluczające się wzajemnie cechy. Pierwsza to pewność siebie. Aktorstwo jest podobne do pracy boksera. Kiedy wychodzisz na ring, podobnie jak w przypadku wyjścia na scenę czy przed kamerę, musisz wierzyć, że jesteś najlepszy na świecie. Wtedy masz szansę na sukces. Z drugiej strony, trzeba mieć w sobie pokorę. Trzeba umieć ciężko i pokornie pracować. Aktor musi wiedzieć, że nie umie wszystkiego. Reżyser, tak jak na ringu sekundant, patrzy z boku i widzi wiele rzeczy, których aktor nie zauważa. Aktor musi wiedzieć, że reżyser ma rację – tłumaczy. A Michał Żebrowski, który z nim współpracował przy kilku filmach, dodaje: – Dla niego kamera jest żoną, kochanką i matką.

Dwa w jednym
I pewnie dlatego Daniel Olbrychski dziś znalazł szczęście u boku kobiety, która umiała uporządkować dwie sfery jego życia: prywatną i zawodową. Krystyna Demska, trzecia żona aktora, była przez lata jego menedżerką, potem połączyło ich uczucie. – Krysia jest zabawna, inteligentna, zna się na teatrze, można z nią o wszystkim porozmawiać. Ona jest dla niego taką żoną, której potrzebuje: troskliwą, zaradną – mówi Beata Tyszkiewicz. Przy niej zrezygnował z alkoholu, rzucił papierosy, stara się układać dobre kontakty z synami, wspólnie spędzają czas z ukochanymi wnukami aktora. Nowy rok witają w domu w Kazimierzu, na wakacje wyjeżdżają do ich posiadłości w Drohiczynie. I cały czas wspólnie pracują. Pani Krystyna dba o wszystkie sprawy zawodowe męża. I dzięki temu on może mieć czas na to, by robić to co najbardziej kocha – jeździć konno. – Wsiadam na mojego araba o imieniu Cudny i galopuję przez lasy – mówi „Party” aktor. Bo Daniel Olbrychski przez te wszystkie lata w jednym na pewno się nie zmienił: wciąż jest nie do uchwycenia.                       

Marta Tabiś / Party

Redakcja poleca

REKLAMA