Andrzej Żuławski - Z ręką w „Nocniku”

Andrzej Żuławski, Sophie Marceau fot. <a href=http://www.bew.com.pl target=_blank>BE&W</a>
Dla jednych – genialny reżyser i pisarz. Dla innych – tani prowokator. Obraża, poniża, słynie z dosadnego języka. Czy w nowej książce „Nocnik” Andrzej Żuławski nie posunął się o krok za daleko?
/ 30.03.2010 11:50
Andrzej Żuławski, Sophie Marceau fot. <a href=http://www.bew.com.pl target=_blank>BE&W</a>
Niedługo oddam do druku kolejną książkę i znowu się wszyscy obrażą. Jest tam wywalona cała prawda. I gotów jestem ponieść za nią wszelkie konsekwencje!”, takimi słowami 70-letni Andrzej Żuławski reklamował w grudniu swoją powieść „Nocnik”. Kto wie, czy teraz nie będzie musiał dotrzymać słowa.

A imię jej Esterka

Jeszcze zanim książka pojawiła się na półkach, najsmaczniejsze z niej kąski przeniknęły do Internetu. Cytowane z lubością przez portale fragmenty dotyczyły głównie postaci Esterki, która w „Nocniku” jest córką znanego polityka i projektantki mody, romansującą ze starszym hollywoodzkim producentem filmowym. Autor charakteryzuje ją jako dziewczynę bezwzględnie dążącą do sukcesu. Nie trzeba mieć zdolności Sherlocka Holmesa, by się domyślić, że pierwowzorem tej postaci może być Weronika Rosati. Dwa lata temu młodą aktorkę (córkę polityka Dariusza Rosatiego i projektantki Teresy Rosati) zdaniem prasy połączył ze starszym od niej o 44 lata Żuławskim równie płomienny, co krótkotrwały romans. Później Rosati była widywana z 58-letnim producentem Harveyem Weinsteinem. Do tej pory ani Weronika, ani Andrzej nie chcieli komentować swojego rzekomego związku. Czyżby teraz Żuławski uczynił to na kartach swojej powieści? I czy tym samym zniesławił dobre imię byłej przyjaciółki? To rozstrzygnie sąd. Jak potwierdził menedżer Weroniki, aktorka wniosła już pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko wydawcy i autorowi „Nocnika”. Pytanie tylko, czy przemyślała swoją decyzję. Znając bowiem Żuławskiego, dopiero teraz rozpęta się prawdziwe piekło!

W huku bomb

Choć jest Polakiem, to przyszedł na świat 22 listopada 1940 roku we Lwowie jako obywatel Związku Radzieckiego – Andriej Mirosławowicz Żuławski. Miał zaledwie pół roku, gdy jego rodzinne miasto zostało zajęte przez wojska hitlerowskie. „Mógłbym mieć pretensje do rodziców, że przyszedłem na świat w czasach najmniej ku temu odpowiednich, że jako małe dziecko oglądałem przez okno sceny egzekucji, że ojciec, by nas utrzymać, karmił wszy w Instytucie Weigla, mama była tak wychudzona, że ważyła 33 kilo, siostra umarła z głodu i wycieńczenia. To wszystko kłębiło się przez lata w mojej pamięci. Byłem chłopakiem delikatnej czystości w świecie, który nie jest ani delikatny, ani czysty”, wspomina Żuławski, który jeszcze kilkanaście lat po zakończeniu wojny nie mógł zasnąć bez zapalonego światła. Drobny, wątły, przez wiele lat nosił opaskę na oku. To pozostałość po bombie, która spadła na jego dom. Do wybuchu nie doszło, ale po incydencie jedno oko chłopca obróciło się do środka oczodołu (wróciło na miejsce, gdy Żuławski wszedł w okres dojrzewania). Prawie całe dzieciństwo przyszły reżyser spędził w Paryżu, gdzie po wojnie jego ojciec, dyplomata, otrzymał pracę przy UNESCO. Na Sorbonie Andrzej studiował filozofię, a w prestiżowej Institut des Études Cinématographiques – reżyserię. Pod koniec studiów wpadł w oko Romanowi Polańskiemu, który przedstawił go Andrzejowi Wajdzie. Był początek lat 60. Wajda kręcił swoje kultowe dzieła – „Samsona”, „Popioły”, a Żuławski został jego asystentem. Podpatrywał, uczył się, był pojętnym i bystrym obserwatorem. W 1967 roku nakręcił swój pierwszy telewizyjny film „Pavoncello”, za który zdobył w Stanach nagrodę Emmy – telewizyjny odpowiednik Oscara. Drzwi do kariery stanęły przed nim otworem…

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


Ciosy między oczy
Od początku kariery Żuławski lubił szokować. Jego filmografia liczy zaledwie 14 pozycji, ale każda z nich wywołała kontrowersje. Gdy w 1972 roku kręcił głośnego „Diabła”, jego intencji nie rozumieli nawet najbliżsi współpracownicy. „To najdłuższy film o zabijaniu. Główny bohater lata z brzytwą i masakruje każdego, kto mu się nawinie pod rękę. Żuławski, kręcąc filmy, posługuje się młotkiem. Tyle że od bicia po głowie widz tępieje”, komentował operator Andrzej Jaroszewicz. Równie kontrowersyjna okazała się nakręcona w 1996 roku „Szamanka”. Spora dawka erotyki i profanacja symboli religijnych sprawiła, że przeciw wyświetlaniu filmu protestowali księża, a przed kinami pojawiły się kółka różańcowe. „Myślałem, że Polska przez tych parę lat niepodległości zrobiła się krajem cywilizowanym, a ona po prostu zamieniła się z czerwonej w czarną”, skomentował to w swoim stylu Żuławski, który słynie z tego, że nie przebiera w słowach. Podczas pracy nad „Szamanką” nazwał Bogusława Lindę „zdolną małpą, która dostaje za dużo bananów”. A o poznanej przy okazji pracy u Wajdy Beacie Tyszkiewicz powiedział, że jest przykładem, jak robić karierę, kiedy „nie ma się żadnych zdolności aktorskich, oprócz biustu”. Aktorka odwdzięczyła się Żuławskiemu, mówiąc, że „kręcąc »Diabła«, być może zaprzedał mu duszę”.

Żuławski wie, że nie jest pupilem swoich kolegów po fachu. Kiedy 14 lat temu większość aktorów i reżyserów zbojkotowała festiwal Camerimage (na którym przewodniczył jury), dobitnie wyraził o nich swoje zdanie: „Pocałujcie się w dupę!”, rzucił, po czym wymownie pokazał do kamery środkowy palec.

Byle się nie nudzić

Równie skomplikowane jak jego filmy jest życie miłosne Żuławskiego. W 1971 roku nakręcił dramat wojenny „Trzecia część nocy” z nieznaną wówczas Małgorzatą Braunek w roli głównej. Aktorka nie kryje, że początkowo Żuławski ją fascynował. „Przyjechał z Paryża porsche, otaczała go atmosfera tajemniczości, był piękny. Nie sposób było się nie zakochać”, wspominała aktorka. Kiedy film trafił do kin, Małgorzata i Andrzej byli już parą i spodziewali się dziecka. Xavery, pierworodny Andrzeja, urodził się dwa dni przed Bożym Narodzeniem 1971 roku. Związek jego rodziców nie przetrwał próby czasu. „Na dłuższą metę trudno żyć z Andrzejem. Wszystko musi być u niego emocjonalne, histeryczne, na najwyższych obrotach. Inaczej się nudzi”, tłumaczyła po latach Braunek w wywiadzie dla magazynu „Elle”. Gdy Xavery skończył cztery lata, aktorka wyprowadziła się z paryskiego mieszkania reżysera i szybko związała z innym mężczyzną. Andrzej nie mógł się z tym pogodzić. „Już się nie boję ani piekła, ani śmierci. Nie wyobrażam sobie bólu bardziej całkowitego”, pisał tuż po rozstaniu.


Mimo tak dramatycznych słów dwa lata później związał się z malarką Hanną Wolską. Z tego związku w 1978 roku na świat przyszedł jego drugi syn, Ignacy. Żuławski nie wspomina Hanny z miłością: „Sztywność charakteru, połączona z wyolbrzymionym poczuciem własnej wartości jest podstawowym rysem charakteru osobowości o skłonnościach paranoicznych”, skwitował ją po latach. W odpowiedzi malarka, która od lat mieszka z synem w Stanach i unika kontaktów z byłym mężem, nazwała go schizofrenikiem.

Historia się powtarza

Związkami Żuławskiego rządzi podobny schemat. Jego partnerki są młode, mało doświadczone, łatwo ulegają fascynacji jego wiedzą, erudycją, osobowością. Kiedy fascynacja mija, rzucają go. Tak było i z jego ostatnią miłością, Sophie Marceau. Kiedy się poznali w 1985 roku, ona miała 18 lat, on – 45. Ona stawiała pierwsze kroki w światku aktorskim i nie miała matury, on był jednym z najbardziej kontrowersyjnych twórców nad Sekwaną. Z miejsca stał się dla Zośki (jak ją nazywał) mentorem i mecenasem. Dzięki niemu Marceau nauczyła się grać, zaistniała na salonach, znalazła własny styl. „Jeśli pięć milionów ludzi na planecie powie mi, że coś jest białe, a Andrzej, że czarne, to uwierzę jemu”, zwierzała się na początku kariery. Była zapatrzona w Andrzeja, w 1995 roku urodziła mu syna Vincenta, twierdziła, że marzy o ślubie. A jednak w 2001 roku spakowała walizki i powiedziała Żuławskiemu: „Żegnaj”. Czy dlatego, że miała dosyć życia z facetem, który – jak sam twierdzi – wolał „mocną ekspresję od potulnych układów”, a poza tym, mając grubo ponad 40 lat, psychicznie nadal był nastolatkiem? „Mój świat jest światem obłąkanym. Mój świat to świat Romka Polańskiego. Tutaj żaden związek nie utrzymuje się dłużej niż dwa, trzy lata, a wszystkie prawa są ciężko chore”, tak fiaska swoich związków uzasadniał sam Żuławski. Ale to, że znów został sam, trudno mu zaakceptować. Po rozstaniu z Marceau nie wrócił już do Paryża, gdzie spędzał z nią najwięcej czasu, a w jego podwarszawskiej willi do dziś znajdują się jej rzeczy. 

Na językach
Andrzeja podziwia się bez zastrzeżeń albo… nie znosi z całego serca. Nie można go jednak nie szanować za odwagę. Jest jednym z niewielu artystów, którzy kręcąc film czy pisząc książkę, gotowi są zaryzykować wszystko. Tak jest i teraz, kiedy ukazał się „Nocnik”. Reżyser nie przeprasza i gotów jest bronić swojej powieści przed sądem. Nic dziwnego. Żuławski zawsze gra va banque. I nawet jeżeli przegrywa, to w pięknym stylu. Jak będzie tym razem?                   

Paweł Płaczek / Party

Redakcja poleca

REKLAMA