W jakie pułapki wychowawcze mogą wpaść rodzice?

Oczywiście należy włączać dzieci w różne sytuacje rodzinne w miarę ich możliwości.
Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej: żeby były bezpieczne, lubiane, radziły sobie w życiu i odnosiły sukcesy. Pełni dobrych chęci wychowujemy je najlepiej, jak potrafimy. Niektóre rodzicielskie pomysły mają jednak drugą stronę medalu. Warto o niej pomyśleć.
/ 16.11.2010 14:01
Oczywiście należy włączać dzieci w różne sytuacje rodzinne w miarę ich możliwości.

Uwaga na obiegowe „prawdy”

„Wszyscy muszą cię lubić”, „chłopaki nie płaczą”, „musisz być dobry w tym, co robisz” to zdania, które mają motywować dzieci do wartościowych działań: dbania o dobre relacje z innymi i osiągania sukcesów. Okazuje się jednak, że głęboko wpisane w system przekonań w dzieciństwie, mogą blokować nas potem jako dorosłych.

Ileż razy robimy w pracy coś za kogoś, bo wewnętrzny głos podpowiada nam, że jeśli odmówimy, przestaną nas lubić? Ile razy słuchamy przyjaciółek skarżących się, że ich mężowie są zamknięci, bez uczuć i niczego nie rozumieją? Jak często u znajomych nam osób utrata pracy kończy się depresją i całkowitym zwątpieniem w siebie?

Mądrze motywować

Czy znaczy to, że nie należy motywować dzieci? Motywujmy, ale zwróćmy uwagę na kilka spraw: po pierwsze, wyraźnie oddzielajmy ocenę działań (nawet dobrych) od oceny osoby. Dzieci, zwłaszcza mniejsze, nie potrafią oddzielić oceny swojego zachowania od oceny siebie.

To lekcja, którą musimy z nimi przerobić. Dziecko słyszące: „Tak wspaniale napisałaś test. Jestem z Ciebie dumna i kocham Cię!” z jednej strony cieszy się i czuje się zmotywowane do dalszej pracy, z drugiej zaś myśli, że jest kochane za coś. Każda porażka napawa je przerażeniem, bo boi się tę miłość utracić.

Tymczasem w dorosłym życiu okazuje się, że dzieci, które wiedziały, że są kochane bezwarunkowo, nie boją się podejmować nowych wyzwań, szybciej uczą się na błędach i łatwiej awansują. Ich działania nie są blokowane przez emocjonalny brak bezpieczeństwa i lęk przed porażką.

Zobacz też: Tajemnice lęku

Po drugie – konkret zamiast ogółu

Dzięki temu dziecko uczy się, że to jego konkretne działania, a nie ono same, mogą się nie podobać otoczeniu. Im mniej „etykiet” – zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych, uogólnień i całościowych ocen, tym łatwiej dziecku oddzielić informację zwrotną o nim samym od informacji o jego działaniach.

Zamiast „wściekłam się, bo jesteś taka roztrzepana” (dziecko bardzo łatwo wpisze sobie przekonanie na swój temat, że nie jest w porządku), powiedzmy lepiej „po raz drugi zostawiłeś książkę z zadaniem w szkole i musimy po nią wracać, jestem zła, bo chcę mieć wpływ na to, w jaki sposób spędzam czas”.

Uczucia pod lupą

Wiele rodzicielskich przekonań dotyczy uczuć. Uczenie dzieci radzenia sobie w grupie jest jednym z trudniejszych zadań – tak bardzo zależy nam, żeby dziecko było lubiane i akceptowane, bo to przecież ułatwia życie, a sieć kontaktów to podstawa.

Bądźmy uważni – zabieranie dziecku zabawki, aby nauczyło się dzielić z innymi, czy wpajanie przekonania, że trzeba zawsze być miłym, może spowodować, że nastoletni syn nie odmówi kolegom pierwszego papierosa, a dziewczynka zgodzi się na seks, choć wcale nie będzie na to gotowa.

Badania prowadzone wśród nastolatków pokazują, że dzieci, które nie boją się różnicy zdań i dezaprobaty ze strony innych, później rozpoczynają współżycie i łatwiej odmawiają udziału we wciągających, ale czasem niebezpiecznych rozrywkach.

Zobacz też: Jak uspokoić płaczące dziecko?

Trudne uczucia

Trudne uczucia dziecka – złość, żal, smutek – powodują, że jako rodzice obawiamy się, iż „nie sprostaliśmy” rodzicielskiemu zadaniu. Przecież tak bardzo chcemy, aby nasze dzieci były szczęśliwe! I – aby jak najszybciej osuszyć łzy – włączamy arsenał „poprawiaczy nastroju”: litowania się, bagatelizowania problemów, zaprzeczania uczuciom („Nie płacz, to tylko małe skaleczenie”; „ Jak będziesz duży, zobaczysz, co to prawdziwe problemy”; „On nie był ciebie wart, nie przejmuj się”).

A jednak uczucia w nas się kumulują, tylko coraz trudniej je rozpoznać. Zostańmy przewodnikami naszych dzieci w krainie uczuć – po prostu je nazywajmy, zaakceptujmy, że przeżywanie uczuć jest normalną sprawą, pokażmy, że uczucia towarzyszą nam na każdym kroku i dopiero wtedy wspólnie zastanówmy się nad sposobami ich wyrażania. Uczucia, które nie muszą się w nas skrywać, nie działają potem na nas podstępnie z ukrycia i nie wybuchają z byle powodu.

Redakcja poleca

REKLAMA