Życiowy impas, stęskniony za nią.

napisał/a: Stęskniony 2017-05-03 20:10
Cześć wszystkim. Jestem dość młodym mężczyzną, mam 21 lat i od dwóch miesięcy jestem sam. Mój związek trwał półtorej roku, gdzie pierwszy rok był wspaniały, wymarzony. Druga część związku to raczej dogorywanie i brak starań z obu stron. Żyliśmy na odległość, ja studiowałem w większym mieście, ona kończyła liceum w naszym rodzinnym mieście. Mieliśmy na początku mnóstwo planów, ale z czasem zaczęły się one kłócić. Chciała wyjechać zaraz po maturze za granicę pracować, ja musiałem zostać i odbyć staż z uczelni. Kolejną sprawą jest, że planuje iść na medycynę nie zależnie od tego do jakiego miasta się dostanie. Był to kolejny powód, który kłócił nasze plany na przyszłość, ponieważ ja muszę zostać w tym mieście w którym obecnie mieszkam. Mam tutaj mieszkanie, studia, znajomych z którymi znam się od zawsze. Jest to uczuciowa dziewczyna, potrzebująca dużo zainteresowania, którego z czasem jej nie udzielałem. Pewnego razu próbowała to skończyć, ale nie pozwoliłem na to, obiecałem, że wszystko wyjdzie na prostą - skończy maturę, wyjedziemy razem, coś wymyślę. No i przez miesiąc było super, starałem się bardzo, zrobiłem kolację na walentynki, wino, świece, czułem, że wraca do mnie. Tego dnia poszliśmy do łóżka, było cudownie (Był to nasz ostatni raz). Znowu musiałem wyjechać jak to bywało zwykle po weekendzie do swojego miasta w którym studiowałem. Rozmawialiśmy ze sobą codziennie. Przez tydzień po walentynkach znowu było super, długie rozmowy, staranie z obu stron. Po tym tygodniu wróciłem znowu na weekend, dowiedziałem się, że spotyka się ze znajomymi, nawet odwiozłem ją do kina gdzie umówiła się z koleżankami. Nie mieliśmy zwykle za dużo czasu dla siebie, odległość na to nie pozwalała, a weekend był jedynym momentem w naszym życiu, który rezerwowaliśmy tylko dla siebie. Oczywiście bywało i tak, że ja musiałem coś zrobić przez weekend, albo umówiłem się ze znajomymi - nie mieliśmy wspólnych (Tak, wiem - to też źle wpływa na związek). No i tak czas spowodował, że oddalaliśmy się od siebie, a ja nie potrafiłem nad tym panować myśląc, że jakoś to będzie i lekceważąc to. No i się doczekałem...Przyjechałem na ostatni już mój weekend naszego związku. Pierwszego dnia w piątek dowiedziałem się, że spotyka się z koleżankami, a kolejnego umówiliśmy się ze sobą. Przyszła do mnie i widziałem od początku, że jest coś nie tak. Spytałem po godzinie rozmowy czy coś ją trapi...Nie wiedziała jak mi to powiedzieć, ale okazało się, że z czasem przestała mnie traktować jak chłopaka, a tylko jak przyjaciela, brata z którym codziennie rozmawia, utrzymuje kontakt, ale sfera uczuciowa u niej zanikła całkowicie. Nie wiedziałem jak zareagować, początkowo chciałem tak jak ostatnio nie pozwolić na to i się starać dalej, ale ona już nie chciała, zerwała. Zależało jej na utrzymaniu znajomości, kontakcie - ze względu na przyzwyczajenie się do siebie. Odmówiłem, nie byłbym w stanie z nią rozmawiać po tym wszystkim. Jeszcze warto napisać o tym, że miesiąc przez zerwaniem wykupiłem nam wycieczkę do Paryża...Okazało się, że w dzień wylotu na ostatnią z matur, gdzie jak wcześniej próbowałem z niej to wyciągnąć to mówiła, że tego dnia już nic nie będzie miała. Wycieczka przepadła. Tydzień po rozstaniu dowiedziałem się, że strasznie prze żywa to wszystko. Głównie brakowało jej naszych rozmów i stałego kontaktu, więc następnego weekendu wróciłem do naszego rodzinnego miasta i namówiłem ją na spotkanie. Zabrałem ją w spokojne miejsce i chciałem porozmawiać co ona o tym wszystkim myśli i czy to był dobry pomysł, aby to skończyć. Nie potrafiła mi odpowiedzieć na moje pytania. Powiedziałem jej wtedy, że ją dalej kocham i żeby to jeszcze sobie przemyślała. Na drugi dzień do mnie zadzwoniła - chciała tak po prostu porozmawiać ze mną. Zrobiło mi się bardzo miło, czułem, że jest nadzieja. Przez kolejny tydzień pisałem do niej codziennie, ale czułem, że z każdą wiadomością buduje między nami coraz większy dystans, oddalając sfere uczuciową na której mi zależało od tej przyjacielskiej, którą ona chciała zachować. Zadzwoniłem pod koniec tygodnia, ale już nie potrafiłem z nią rozmawiać. Rozłączyłem się i postanowiłem, że nie zadzwonię. No w końcu pękło coś we mnie i po jakimś czasie napisałem do niej, trochę w przypływie emocji, nie potrzebnie. No i teraz, minęły prawie dwa miesiące i dowiedziałem się, że przyjeżdża do niej jakiś chłopak, nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Nie chciałem na początku o tym słuchać, ale w końcu zaczerpnąłem informacji i napisałem do niej, nie chciała napisać o co chodzi, wkurzyła się, że wrzucam wszystko do jednego worka i słucham ludzi wymyślając dziwne historie. Na drugi dzień napisałem trochę z przeprosinami, że użyłem za ostrych słów i zapytałem jeszcze raz o co chodzi z tym chłopakiem. Podobno pomaga jej załatwić pracę za granicą i zrobić jakieś transakcje. Nie wiem czy kłamała, czy nie - ogólnie zabolało, że tak wcześnie ktoś już do niej przyjeżdża. Koniec końców popisałem z nią tak normalnie, co słychać i jak z planami na wakacje. Napisałem na odchodne, że życzę powodzenia na maturze i się ładnie pożegnaliśmy. Na koniec rzuciłem, że napiszę jeszcze pod koniec czerwca jak jej poszły matury i tak się urwał kontakt na kolejne dwa miesiące. Dzisiaj, a jest dwa miesiące od rozstania, mam największego doła, nie wiem co ze sobą zrobić, myśli mnie zabijają. Ile bym dał, żeby do niej wrócić i wszystko naprawić... Gdybym tylko wiedział, że gdybym zawalczył to coś z tego może jeszcze będzie to bym pewnie rzucił wszystko i walczył, ale boję się. Boję się odrzucenia, które całkowicie by mnie pogrążyło. Żyję nadzieją, że może po wakacjach jak wróci z pracy i pójdzie na studia to uda się spotkać. Może jej wróci coś z tego co czuła wcześniej. Nie wiem co w takich sytuacjach myślą kobiety...Jakoś łatwo im to przychodzi, z mojej perspektywy... Nie wiem co mnie tak boli, czy niespełniona miłość, czy wizja samotności, czy może te wszystkie plany, które mieliśmy i to gdzieś umknęło. A może te ciągłe wspomnienia, które przywołują jedynie te dobre chwile, zapominając o złych. Staram się w głowie przedstawiać ją sobie jako tą złą, ale wiem, że taka nie jest i razem to zawaliliśmy po drodze. Z tym, że to ja jestem facetem i muszę działać. Tu pojawia się pytanie...Co mam robić? Poczekać co przyniesie przyszłość? Działać już teraz? Chciałbym przeczytać na tym forum coś, co będzie mi w stanie pomóc. Moje serce krwawi, pomóżcie...
napisał/a: duszqu 2017-05-23 11:30
Szczerze Ci współczuje, sam jestem w podobnej sytuacji i wiem co przeżywasz...