Życie po rozstaniu...

napisał/a: Zakk 2008-12-17 18:56
Darek, nie przesadzaj od razu z tym psychologiem... jeżeli wszyscy po rozstaniach chodziliby do psychologów to musiałby to być najbardziej opłacalny zawód na świecie...
Mnie się wydaje że to musi samo sobie odejść, jakos się rozwiązać...I nie pomogą słowa czy gesty innych...Bo spotykasz się z przyjaciółmi, jest ok, śmiejesz się,pijesz, palisz, nie myślisz o tym co Cie boli ; taki doraźny znieczulacz. Ale w pewnym momencie wracasz do pustego mieszkania i tam znów dopadają Cię wspomnienia i czarne myśli. I właśnie z tym musimy się zmierzyć.
Ja znów wróciłem niejako do punktu wyjścia. Kilka dni temu rozstałem się z dziewczyną z którą spotykałem się od ponad 3ch miesięcy...Niestety antybiotyk przestał działać a ja nie chciałem grać jej na uczuciach wiedząc że z nią nie będę...Uznałem że jeszcze nie dość długo się znamy żeby miałaby zbytnio po tym cierpieć, więc lepiej zrobic to teraz niż pozwolić jej zbytnio się wkręcić.
Szukanie kogoś na siłę to średnie rozwiązanie, bo możesz kogoś skrzywdzić, próbując pomóc sobie. Nie można być egoistą. Ja nie mam planu na jutro...nie chcę szukać nikogo na siłę, żeby znów tylko na chwilę zapomnieć. A z drugiej strony, chociaż mógłbym wrócić do byłej, nie zrobię tego.Komedia...tragiczna.
Myślę że potrzeba nam trochę cierpliwości.
napisał/a: Lukasz111 2008-12-18 00:51
Najgorsze jest to ze wszystko traci sens. Zero motywacji do czegokolwiek. Choc z czasem to przechodzi to i tak dlugo,dlugo mysli sie o tej drugiej polowce i o tym wszystkim co bylo i co sie stalo, dlaczego tak sie stalo... Sa dni kiedy wszystko jest ok zapomina sie o tym wszystkim i nagle dopada cie dzien w ktorym z niewiadomego powodu to wszystko powraca..dolina na max.Pozdrawiam wszystkich
napisał/a: Darek1985 2008-12-18 09:02
Zakk, nie raz psycholog w takich momentach jets potrzebny ale w przypadkach gdy człowiek mysli nawet o samobójstwie. Ja czasem nawet tak mam niestety. I jak napisał Lukasz111 przez to, że wszystko traci sens. Najgorsze są wieczory i ranki. W dzień staram się nie myśleć ale jak Zakk napisałeś przychodzi się do domu i znów ta pustka. Jedynie pustke wypełnia muzyka. Ale dziś w nocy nie mogłem zasnąć bo mi napisała, że kręci się w okół Niej wielu facetów ale Ona mówi "Nie" im. Ale widze, że i tak singlowanie Jej się juz powoli nudzi. Nigdy w necie nie siedziała długo a dzis po 3 rano widzę, że siedzi. Jak się okazało flirtowała z takim chłopakiem z grona. Tyle, że jak On będzie moim nastepcą to będzie dla mnie dyshonor. Ja postanowiłem, że nie zamierzam na razie a może na bardzo długo z nikim się związywać. Długo ta plama nie zejdzie juz teraz wiem o tym.

"Łatwo jest się zakochać nie kochając niż odkochać kiedy się kocha"
napisał/a: paula22 2008-12-18 15:20
Cześć, czytam te wasze wiadomości na forach i się załamuje tym wszystkim. Mnie chlopak zostawil po roku, innym sie wydaje to krotko, ale dla mnie to bylo wiecej niz poprzedni 3 letni zwiazek, po prostu w pierwszy dzien wakacjie po trudnej moeje sesji na studiach zadzownil i powiedzial,ze to koniec , byl to dla mnie szok, wyobrazcie sobie jak ktos czeka na wakacje z ukochanym, wypruwa sobie flaki na studiach a tu taki prezent, nie wstalam z lozka do wrzesnia, nic nie pamietam z tego czasu, dowiedzialm sie pozniej,ze po 3 tyg znlalazl sobie inna, moze nawet wczesniej i z nia zamieszkla, pojechal nawet z nia na wakacje na ktore my mielismy jechac,;( Czuje sie po prostu... zmiażdzona , nadal za nim strasznie tesknie, bylabym w stanie wszystko zrobic zeby wrocil, on nawet nie chce ze mna rozmawiac, nie wiem dlaczego...mija juz pol roku dzien w dzien analizuje co bylo zle, jak moglam postapic inaczej, co zlego zrobilam....podobno pomagaja zmiany, zmieniam ciagle kolory wlosow, scinam, przedluzam zmieniam styl,zaczelam drugi kierunek, kursy, imprezy nic nie daje, nalogi...bez zmian, wyjscia z przyjaciolmi strasznie bola, kazde ich czule gestywzgledem siebie przyprawiaja mnie o bol glowy, nie jem waze 49 kg przy 170cm, pomozcie nie daje rady
napisał/a: accenti 2008-12-19 00:39
przeżywam coś pdoobnego, byłem z kobieta tylko 6 miesięcy, nie jesteśmy już razem prawie 9 a ja cały czas o niej myśle, nie moge żyć bez niej, tęsknie za nia strasznie, jak ktoś wczesniej wspomniał jest to jak narkotyk, jak się widzimy zaspakajam swój głód, ale później jest jeszcze gorzej, zerwać całkowicie z nią kontaktu nie potrafie próbowałem już kilka razy i wytrzymywałem zaledwie tydzień, ostatnio sie spotkalismy i powiedziała że przemyślała wszystko i nie chce abyśmy byli razem jedynie na stopie przyjacielskiej, ale ja tak nie potrafie i od razu wyszedłem od niej, jak wychodziłem podeszła do mnie, przytuliła sie i rozpłakała, lecz niestety na długo jej nie opuściłem bo jak odjeżdzałem od niej to od razu popsuł mi sie samochód, więc wróciłem do jej mieszkania i tak siedzieliśmy w ciszy aż przyjedzie pomoc drogowa, ta cisza była przerażająca jak każdy z nas patrzył na siebie!!!! Ja chyba tego wszystkiego nie rozumie, od jakiegoś czasu mieszka u niej, nie cały czas tylko podobno nocuje "przyjaciel" od czasu do czasu, ale nocuje, dzisiaj też u niej jest, mówiła że wieczorem porozmawiamy ale się nie odezwała. Po świętach idzie do szpitala, nie wiem czy odwiedzić ją, czy tylko wysłać jej kwiaty, boje sie że będzie tam ten koleś a wtedy nie wiem co moge zrobić!!
Zaprosiłem ją na sylwestra jak ją wypuszczą ze szpitala, a jak nie to powiedziałem jej że chętnie bym z nią spędził w szpitalu i przywitał nowy rok, ona na to sie tylko uśmiechneła. Wykupiłem bilety do Paryża na weekend w walentynki ale nie wiem czy jej o tym mówić czy już nie i dać sobie spokój, wiem, że napisze mi życzenia świąteczne i nie wiem czy jej coś odpisywać czy zachować się tak jak ona, bo nie zawsze odpisuje na moje smsy.
To wszystko jest straszne.
napisał/a: Zakk 2008-12-19 01:01
Darek powiem Ci, że sam przez pierwsze kilka dni po rozstaniu miałem nawet mysli samobójcze... zastanawiałem się, jak by tu "przeżyć swoją śmierć" korzystając z tego, że nadarzył się konkretny powód. Jednak zostanę przy tym, co mam w podpisie na dole. Wiem że to strasznie głupie, ale wtedy byłem na skraju wszystkiego...Jednak na siłę próbowałem się przekonać, że jest tyle fajnych rzeczy, dla których jednak byłoby warto być. Mam przecież swój motocykl, który daje mi wolność o której zawsze marzyłem, mam swoją muzykę...mam sporo fajnych ludzi wokół siebie, chociaż ostatnimi czasy izoluję się od nich i więcej czasu spędzam sam...Przyjaciół miałem kiedyś, teraz tylko odwiedzam ich 1szego listopada...Mogę powiedzieć że przeżyłem ich śmierć, dosłownie.
Wiesz co mi napewno trochę pomogło ? Że od razu znalazłem sobie kogoś...I już nieważne, że już nie jestem z nią, że nie zdążyłem jej pokochać ani nawet obdarzyć żadnym uczuciem oprócz sympatii, ale zauroczenie, które wtedy sobie wkręciłem, podziałało jak znieczulacz. Tylko że nadszedł moment w którym poczułem że nie powinienem tego znieczulacza stosować na siłę, ot co. Więc dałem spokój, a wspomnieniami wciąż wracam do byłej i na to nic nie poradzisz, bo tak to g**** jest skonstruowane.
Popełniłem kilka błędów, jestem mądrzejszy na przyszłość...tylko mam nadzieję że ta przyszłość kiedyś nadejdzie.
Teraz staram się zapełnić sobie na maxa czas - praca, wróciłem do sportu, zacząłem studiować kolejny kierunek, czasem jakaś impreza ze znajomymi, rzadziej trzeźwe spotkania ale bardziej staram się koncentrować na poznawaniu nowych ludzi, bo jakby nie było wspólni znajomi wciąż przypominają o tym co było a nie jest. Ogólnie w tej kwestii jest mi ciężko bo sam nie jestem w stanie określić czego chcę; czy być sam czy być z kimś, znów rzucić się w wir uczuć a stare historie schować pod łóżko, bo tam nigdy nie zaglądam. Tylko że tak bardzo boję się "niewypału", że bronię się rękami i nogami przed jakimkolwiek uczuciem. I chociaż optymistą nigdy nie byłem to liczę że z czasem wszystko wróci na właściwy tor i znów odetchnę z ulgą, bo obecnie czuję jakbym się dusił.
Mój problem zawsze polegał na tym że byłem zbyt uczuciowy....
Paula, no cóż, "radość" rozstania...Może nie zasługiwał na Ciebie, może Ty nie zasługiwałaś na niego. Za mało napisałaś o Waszych relacjach żeby cokolwiek powiedzieć.
Nie wiem czy pomagają zmiany...Ci co się znają mówią banalnie że pomaga czas. Ja nie wiem, mnie narazie nie pomógł, ale ciągle leci. Może już jutro będzie lepiej...
napisał/a: accenti 2008-12-19 01:06
czas tylko przyzywczaja do bólu
napisał/a: Lukasz111 2008-12-19 07:31
Widzisz Darek ona pisze ci ze nie... Wiesz co mi pisze? Ze jest teraz nieszczesliwa, ze wielu rzeczy zaluje itd.Wiesz nie wiem po co mi to pisze ale tak robi.Ja juz i tak nie wroce..Psycholog?nie... dam rade sam i wiekszosc osob tez.Pozdrawiam.Traci sens i dlugo czasu minie zanim znajdziemy motywacje.Mam okazje zaczac nowy zwiazek ale jest kilka przeszkod myslicie ze warto? Moze powinienem odczekac az bol i wspomnienia mina...Nie chcialbym by ona z tego powodu cierpiala,jak myslicie?
napisał/a: sorrow 2008-12-19 08:39
Zakk napisal(a):Ci co się znają mówią banalnie że pomaga czas. Ja nie wiem, mnie narazie nie pomógł, ale ciągle leci. Może już jutro będzie lepiej...

Rzeczywiście zwykło się mówić, że to czas. To nie jest do końca prawda. Pomaga nasza pamięć, a raczej wszystkie procesy, które powodują, że wydarzenia zacierają się, nie są juz tak wyraziste, nowe sprawy zasłaniają stare. To dzieje się z każdym wspomnieniem... z odejściem, zdradą, miłosnym zawodem też. Dlatego właśnie ludzie piszą o czasie, bo to postępuje wraz z upływającym czasem.

Temu czasowi można trochę pomóc i w jakiejś mierze zalezy to od człowieka. Im więcej czasu spędzasz na rozmyślaniach, na dalszych kontaktach z byłą miłością, na nadziejach, tym bardziej utrwalasz pewne wydarzenia w pamięci. Są one dla ciebie wciąż żywe i przez to przeszkadzasz czasowi zrobić swoje. Tak więc od czasu trochę zależy, ale głównie od nas samych.
napisał/a: paula22 2008-12-20 19:46
Wiesz Zakk nie wiem jak nasze relacje wygladalay, na poczatku bylo super, pozniej rzadko sie widywaliśmy, bo moj chlopak nie mial na nic czasu, twierdzil,ze duzo pracuje i ma studia, ja zawse cierpliwie czekalam, najgorsze wiecie co jest?ze dla mnie nie mial czasu a dla nowej dziewczyny ma 24 h na dobe? nie rozumiem... poswiecalam sie na mxa, wszystko praiwe bylo pod niego, nie wiem co jescze moglam zrobi??? czas nie leczy ran, moze mowicie o latach, bo miesiace mijaj i nic, ja czasami sie boje,ze nie wytrzymam tego roku, boje sie Swiat, bo tak mi brakuje golasnie w tym czasie, jak mam spedzic sylwestra jak spedzalam go z nim??i teraz wie,ze osoba ktora kocham bedzie sie swietnie bawila z nowa dziewczyna, a ja co?w domu w lozku z proszkami...nie daje rady, jak wy to znosicie?koszmr ogladanie zdjec i widyanie go z nowa ososba
napisał/a: Lukasz111 2008-12-20 20:11
No i mysle ze prawidlowo.
napisał/a: martus2 2008-12-20 22:12
Witam!
Nie jestem fanem forum jako pomocy w kwestiach uczuciowych, ale podobnie jak Wy dotarłem właśnie do etapu w którym wszystko traci sens, nic nie cieszy, żołądek mamy związany sznurkiem, serce ma ochotę wyskoczyć z piersi... no generalnie wiecie o czym mowie.
Sprawa jest dość świeża, przydarzyła się w noc z wtorku na środę... przyjechałem do domu nieco wcześniej po pracy (pracuje czasami na nocki), by zobaczyć jak wygląda zakończenie mojego przeszło 7 letniego związku. Nie będę więcej pisał bo to boli niemiłosiernie, ale sami się domyślcie. Jak się później dowiedziałem trwało to już 3 miesiące, a skończyło tym, że ona odeszła do niego. Pierwsza reakcja wiadomo... ty taka owaka. Ale już na drugi dzień przyszło zapytanie dlaczego i coś sobie uświadomiłem, pewnie na tym konkretnym forum nie zabrzmi to oryginalnie, ale doszedłem do wniosku, ze to moja wina. Bo tak w rzeczywistości jest, byłem baaardzo złym partnerem, byłem ogromnym egoistą nie zauważającym ani jej zapotrzebowania na szczęście, ani sygnałów jakie mi wcześniej wysyłała ze swojej strony że coś jest nie tak, charakter mam jaki mam, chodź to rozstanie dało mi wstrząs do pracy nad samym sobą. Ból jest jednak przeogromny, ni jak nie mogę sobie z nim dać rady. Ona kompletnie unika kontaktu, mówiąc iż decyzja o odejściu dojrzewała w niej od dłuższego czasu, wysyłam kilkadziesiąt sms dziennie, dostaje odpowiedź może na 1 po którym czuję się tylko gorzej i gorzej. Rozmowa telefoniczna to wydarzenie, a o spotkaniu w 4 oczy to w ogóle mogę zapomnieć. podczas mojego pobytu w pracy przyjechała do domu z koleżankami i spakowała każdą jedną swoją rzecz... jej zapach z pościeli wyparował juz wczoraj. Nie jadłem nic od wtorku wieczorem, przespałem od momentu zajścia może 5 godzin, nie zostało to bez echa w pracy... A mimo wszystko kocham ją miłością przeogromną. Wybaczyłem jej wszystko, poprosiłem o powrót do domu. Ale na to nie ma jednak najmniejszych szans, bo ona już mnie nie kocha. Ja natomiast zachowuje się jak dziecko we mgle, jak jakiś chory psychicznie. Nie radzę sobie sam ze sobą, na domiar złego, wszyscy znajomi są wspólnymi znajomymi, więc nikt nie chce gadać ze mną (ani z nią), bo nie chcą się mieszać w to co zaszło, a ja w rozmowach z ludźmi znajduję jakieś ukojenie... Na dzień dzisiejszy jestem na etapie myślenia w ten sposób, że już zawsze będę sam i już nikogo nie poznam, że ona była ta jedyną itd. Powiedzcie, kiedy ten ból mija? Jest na to jakiś "ustawowy termin"? Czy każdy następny dzień jest gorszy od poprzedniego? Co robić by o tym nie myśleć, aż tyle? To wszystko mnie przerasta i przeraża. Święta spędzę samotnie podobnie jak sylwestra, mieszkamy na obczyźnie, więc wyjazd do rodziny nie jest prosty. Może ktoś zna jakieś leki na takie przypadłości? dziękuję za wszelką pomoc