Mój przyszły mąż nie chce pracowac... proszę o rade...

napisał/a: ~gość 2010-05-14 08:47
nie nooo.... jak ja bym miala caly dzien nic nie robic i jeszcze nawet nie zrobic obiadu chlopu, to ja bym chyba w depresje wpadla...
z samych nudow by mi sie chcialo cos zrobic.

ja sie ciesze jak porąbana ze we wakacje mam praktyki w wiezieniu (oczywiscie bezplatne), bo sie ciesze ze bede miala co robic, a nie bede sie tylko nudzic w domu (choc w domu tez jest zwykle duzo roboty- dzieci, sprzatanie, gotowanie i wiele wiele innych)

czlowiek zeby zyc MUSI sie rozwijac...
model gdzie kobieta byla niezaradna i siedziala w domu a chlop na nia pracowal minely jakies 200 lat temu...
po co kobiety chcialy emancypacji? prawa do glosu? prawo do uczenia sie na uczelniach wyzszych? zeby w domu siedziec przy garach tylko?

jakby wtedy zyly takie kobiety jak ty, to dalej bylybysmy niewolnicami naszego pana i wladcy i czekaly od pierwszego do pierwszego zeby dac mu du** za wyplate. taka prawda...
napisał/a: Gvalch'ca 2010-05-14 09:08
karlanka napisal(a):Gvalch'ca widze ze nie dokonca poprawnie odbierasz moj model rodziny...

Ależ droga karlanko nigdy bym nawet nie śmiała pomyśleć, że mogłabyś zniżyć się do takiego poziomu, żeby gotować obiady Moja wypowiedź tyczyła się tematu ogólnie, a nie konkretnie Twoich wypowiedzi, ale oczywiście odnosiłam się też po części do nich. Dwudaniowe obiady, to pewien skrót myślowy. Można oczywiście jeszcze bardziej uogólnić, pensja to też taki "dwudaniowy obiadek". Pytanie co partner czy partnerka zrobi z tym "obiadkiem", okaże wdzięczność i szacunek, że ktoś się natrudził czy nazwie chamem, burakiem, niezaradnym fajtłapą bo się "przypaliło" albo jest "przesolone". No ale to już kwestia dojrzałości.