Wesele w dniu katastrofy w Smoleńsku

Biała suknia, garnitur i przyjęcie dopięte na przysłowiowy ostatni ostatni guzik. Wesele idealne. W niecałe pół roku po smoleńskiej katastrofie publikujemy poruszający wpis, który pojawił się na forum portalu We-Dwoje.pl tuż po ogłoszeniu żałoby narodowej.
/ 19.08.2010 21:50

Biała suknia, garnitur i przyjęcie dopięte na przysłowiowy ostatni ostatni guzik. Wesele idealne. W niecałe pół roku po smoleńskiej katastrofie publikujemy poruszający wpis, który pojawił się na forum portalu We-Dwoje.pl tuż po ogłoszeniu żałoby narodowej.

„Brałam ślub 10 kwietnia. Pamiętna data co? Mój najpiękniejszy dzień w życiu okazał się dla innych dniem żałoby narodowej. Od rana lał deszcz, była mgła, niebo zupełnie zachmurzone, strasznie wiało, a do tego coś czego w ogóle się nie spodziewałam - grad. Załamana pogodą (włosy mi się puszą od wilgoci i nie miałam bolerka z długim rękawem) pojechałam do fryzjera. Wtedy to się stało. W tv i radiu zaczęli trąbić o katastrofie pod Smoleńskiem.

Odebrałam kilkanaście telefonów od gości z pytaniem czy maja przyjeżdżać. Ryczałam się jak bóbr bo wiedziałam ze nikt nie będzie się bawił. Fryzjerka robiła co mogła, ale włosy zupełnie nie chciały się układać. Poza tym okazało się, że woalka która miała być do odebrania tydzień przed ślubem, przez "problemy z kurierem" dotarła dopiero w dniu mojego ślubu. W dodatku zamiast bieli była écru. To w obliczu narodowej katastrofy wciąż było niczym.

Założyłam sukienkę, którą mierzyłam tydzień przed ślubem i nagle okazało się, że jest za długa i za duża. Gorset który wcześniej był wiązany do polowy bioder teraz kończy się w pasie.
Najprawdopodobniej to w ogóle nie była moja sukienka, ale przecież po odbiorze z salonu już
jej nie mierzyłam. Potykałam się o nią co chwilę i podciągałam pod pachy co wyglądało strasznie. Mój świadek zapomniał nagrać przysięgę i nasz pierwszy taniec który ćwiczyliśmy od pól roku w szkole tańca.

Na sali okazało się ze stoły są inaczej ustawione niż w piątek wieczorem kiedy ostatnio byliśmy na sali. Zastawili nam wyjście na taras i i nie zrobili przejścia miedzy stołami przez co goście musieli się przeciskać pod ścianą. Koszmar. W międzyczasie okazało się również, że panowie z parkingu się ze sobą nie dogadali, przez co jeden z nich ganiał naszych gości żeby zapłacili za parking - wstyd!

Nasz apartament dla nowożeńców okazał się w remoncie i dostaliśmy zwykły pokój - zero romantyzmu. W tym czasie moja fryzura zepsuła się już do reszty. Tato błogosławiąc mnie złapał za głowę i zniszczył resztę, która została z koczka. Obowiązkowo podarłam pończochy i ubrudziłam za długą sukienkę błotem. Obrączki, chociaż dwa razy mierzone, okazały się za duże a suknia marszczyła się gdzie tylko mogla.

Kelnerek było za mało i nie nadążały z obsługą. Moja teściowa zapomniała placków.
Polowa starszych gości nie bawiła się z powodu żałoby narodowej. Na sali okazało się również, iż kwiaciarka wcale nie wystroiła sali żywymi kwiatami, a ta druga która stroiła kościół zamiast lilii użyła jakiś białych suszek.

Wszystko było nie tak. Na zdjęciach wyglądałam koszmarnie i zgubiłam swój bukiet ślubny gdzieś pośród innych kwiatów. Niestety była to jedyna rzecz udana z całej tej pomyłki. Kilka dni po przyjęciu okazało się, że zdjęć nie będzie.
Nasz profesjonalny fotograf za którego, ręczyłam cala sobą- stracił nasze zdjęcia.
Album skompletowaliśmy z tzw. odrzutów, czyli tych zdjęć które ocalały. W podróż poślubną nie wyjechaliśmy z powodu pyłu wulkanicznego. Biuro podróży na szczęście oddało nam pieniądze, ale urlop przepadł”.                                           

  Ala

Notka na forum wywołała poruszenie wśród użytkowników. Dziewczyny współczuły i pocieszały Alę. A te, które dotychczas rozpaczały nad złamanym podczas ceremonii tipsem, miały okazję przekonać się co oznacza prawdziwa weselna porażka. Na szczęście ta smutna historia ma dobre zakończenie. Ala i jej mąż są wyjątkowo dobraną parą, zdjęcia udało się skompletować z odrzutów a firma przyznała nowożeńcom dodatkowe 2 tygodnie urlopu na wymarzoną podróż poślubną. Jak widać nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Redakcja poleca

REKLAMA