„Moja córka ma 18 lat i już planuje ślub. Sama urodziłam, gdy miałam 17 lat. Przecież ona zmarnuje sobie życie”

Samotna matka fot. Adobe Stock
Zapomniałam, jak to jest zakochać się do szaleństwa. Na szczęście zjawił się ktoś, kto mi przypomniał…
/ 24.09.2020 10:58
Samotna matka fot. Adobe Stock

Wyglądacie jak koleżanki – mówili nasi znajomi. – Nikt by nie pomyślał, że to mama i córka.
Mieli rację, bo ja wyglądam na mniej lat niż mam, a moja Ania – na więcej. Cóż, taka uroda… Mamy taki sam kolor oczu i obie bardzo jasne włosy, ale poza tym w ogóle nie jesteśmy do siebie podobne.
Urodziłam Anię, mając zaledwie 17 lat. Ona teraz ma 18 lat, więc łatwo obliczyć, w jakim jestem wieku. Wychowałam córkę zupełnie sama. Była grzecznym, niekłopotliwym dzieckiem, prawie nie chorowała, więc dałam radę jeszcze zrobić maturę, a potem skończyć studia.

Dlatego teraz jest mi bardzo przykro, kiedy ona mówi, że coś jest za trudne, niewykonalne albo, że jakaś sprawa ją przerasta…
– Popatrz na mnie – denerwuję się. – Mnie nikt nie pomagał.
– Bo ty jesteś genialna – kpi. – Tobie się wszystko udaje… Takie z ciebie domowe słońce, ja ci nigdy nie dorównam.
Ania jest zdolna, ale nie lubi się uczyć. Zamiast nad książką, woli siedzieć w kuchni, gotować, piec, smakować… Mnie wystarcza byle co do jedzenia, byleby nie było tłuste ani słodkie. Ania kocha ciasta, torty, kluski, sosy i tak dalej. Dlatego ma nadwagę i nie może schudnąć. Tłumaczę, żeby przynajmniej wyeliminowała węglowodany, ale gdzie tam. Nie słucha.

Ja byłam i jestem szczupła. Dbam o siebie, biegam, chodzę na fitness; Anki nigdy nie udało mi się wyciągnąć nawet na basen, chociaż pływać lubi i robi to dobrze.
– Nie chcę, żeby nas porównywali – tłumaczy. – Przy tobie wyglądam jak foka.
Ubiera się w luźne portki, koszulki, swetry… Kiedy skończyła 13 lat, przestała nosić sukienki. Na szczęście włosów nie obcięła na krótko, może dlatego, że są naprawdę piękne: lśniące, gęste i zdrowe. To chyba jej jedyny atut. Według mnie, bo inni twierdzą, że ma w sobie wdzięk i dużo ciepła. Ja jakoś tego nie widzę…

Ania ma nieustępliwy charakter. Potrafi walczyć o swoje, jest twarda i broni swoich racji, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Nie wie, że czasami lepiej się przyczaić, udawać posłuszną, a cichaczem robić swoje. Ania tak nie potrafi, od razu rusza do boju. Często się nie zgadzamy, czasem kłócimy, bo ja uważam, że znam lepiej życie i potrafię nią pokierować tak, żeby coś osiągnęła.
– Ty chcesz – mówi – żebym ja szła twoją drogą.
– A to źle? Czy moja droga jest niebezpieczna albo niewygodna?
– Jest gładka i prosta jak stół. To właśnie mi nie leży… Nie lubię nudy.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, ile się musiałam namęczyć, żeby zlikwidować wszystkie dziury i górki. To się samo nie zrobiło.
– Właśnie. Udało ci się i jesteś z siebie dumna. Czemu mnie nie pozwalasz?

Ledwo skończyła liceum, powiedziała, że chyba wyjdzie za mąż. Osłupiałam.
– Zwariowałaś?! Nie mówisz tego poważnie?
– Jak najpoważniej. Wacek jutro przychodzi do nas na kolację. Poznasz go…
– Nie chcę nikogo poznawać. Jaki Wacek? I co to w ogóle za imię?
– Normalne, jest w kalendarzu… Mnie się podoba.
– Ale kto to jest? I jaki ślub? Nie ma mowy!

Mogłam sobie krzyczeć. Ania stwierdziła, że jest dorosła i może robić, co chce. A chce być ze swoim chłopakiem, ale nie na kocią łapę, tylko porządnie, z wszystkimi ceremoniami, bo oni oboje szanują tradycję i chcą kościelnego ślubu.
– Z białą sukienką, bukietem i welonem… Tak mi się podoba.
– Z welonem? – zapytałam ironicznie, bo byłam pewna, że oni już dawno ze sobą sypiają.
– Tak. Nic między nami jeszcze nie było. Czekamy. Dlatego welon mi pasuje. Sądzisz inaczej?

Tłumaczyłam, prosiłam, błagałam. Bez skutku. Słuchała mnie, uśmiechała się i robiła swoje.

Sprzątała, pucowała dom, gotowała, przygotowywała tę kolację tak starannie, jakby miała przyjąć nie wiem jakich gości. Co mi pozostało? Tylko czekać… Postanowiłam, że poznam tego Wacka i mu przemówię do rozumu. Miałam nadzieję, że jest rozsądniejszy niż moja córka.

Ubrałam się bardzo elegancko. Miałam nadzieję, że kiedy zobaczy przed sobą prawdziwą damę, poważnie potraktuje moje zastrzeżenia. Specjalnie chciałam być lodowata i wyniosła jak Królowa Śniegu…

Miał przyjść na siódmą. Ania już od szóstej wyglądała przez okno, aż wreszcie zawołała: są!! „Są? Czemu w liczbie mnogiej?” – pomyślałam. „Kto jeszcze będzie? Rodzice? Dziadkowie? Koledzy? Kogo będę musiała znosić, wcale nie mając na to ochoty?”. Nie musiałam się długo zastanawiać. Ania otworzyła drzwi, pisnęła radośnie i zawisła na szyi wysokiego misia wbitego w ciemny garnitur. Od razu było widać, że czuje się w nim okropnie.
– Poczekaj skarbie – jęknął. – Jestem jak sparaliżowany. Naprawdę koniecznie muszę w tym być? Bo jak niekoniecznie, to może chociaż ściągnę ten krawat? Zaraz się uduszę…
Był taki zabawny, że wbrew sobie się do niego uśmiechnęłam. Pomyślałam, że pasuje do Anki, jest z tego samego kosmosu… To się od razu wyczuwało.

Tak go obserwowałam, że nie zauważyłam drugiego misia stojącego skromnie w progu. Musiał chrząknąć, żebym na niego spojrzała…

Jeśli Wacek był misiem brunatnym, to teraz miałam przed sobą niedźwiedzia polarnego. Biała czupryna, białe brwi, białe wąsy… Tylko oczy ciemne, młode, wesołe. I uśmiech kpiarza nad kpiarze… Od razu było widać, że ten facet ma pogodny charakter, lubi ludzi, nie przejmuje się byle czym i że go kochają kobiety. Strzelił we mnie piorun. Nogi miałam jak z waty, pustkę w głowie, żołądek w gardle… Czułam się jak ostatnia idiotka wystrojona jak na bal, sztywna, najeżona i z ponurą miną. Wymamrotałam, że witam i że jest mi niezwykle miło, ale ledwo mnie było słychać. Tym bardziej się zdziwiłam, kiedy ten biały nagle mnie chwycił w ramiona, podniósł w górę, pocałował w oba policzki i powiedział:
– Ale jesteście obie fantastyczne. Mój syn trafił szóstkę w matrymonialnym totku. Zazdroszczę mu… Mogę do ciebie mówić na ty, skoro młodzi będą razem? Słuchaj, jesteś prawie tak piękna, jak moja zmarła żona, mama Wacka… Myślałem, że to niemożliwe, a jednak.

Wtedy się zakochałam.

Chyba pierwszy raz w życiu, tak naprawdę i do szaleństwa. Ojca Ani prawie nie pamiętam, kiedyś był dla mnie bardzo ważny, ale to się dawno skończyło. Potem miałam parę romansów, jednak nigdy nie straciłam głowy dla żadnego mężczyzny. Aż do dzisiaj…

Gapiłam się na niego jak zahipnotyzowana. Musiałam wyglądać dosyć dziwnie, bo Ania szepnęła do mnie:
– Mamo, co jest? Źle się czujesz? Może tata Wacka cię zbada, jest lekarzem…
– Kardiologiem? – zapytałam.
– Internistą… A co, boli cię serce?
Bolało. Biło raz mocno, raz słabo, zamierało i znowu waliło jak szalone. Nie mogłam nad sobą zapanować. Wreszcie ojciec Wacka wziął mnie za rękę i szepnął:
– Nie denerwuj się, oni są dla siebie stworzeni. Będą szczęśliwi…
– Nie tego się boję – powiedziałam.
– A czego?
– Że ja już nigdy tego nie przeżyję, co oni teraz. Że jest na wszystko za późno.
Popatrzył na mnie uważnie.
– Jak długo jesteś sama?
– Bardzo długo…
– Ja też. Ale kiedy patrzę na tych naszych młodych, myślę sobie, że wystarczy. Wiesz co? Zostawmy ich teraz, niech sobie planują życie, a my chodźmy na spacer… Zgoda? Pogadamy…
– Nie chcę gadać.
– A czego chcesz?
– Wiesz, czego…

Domyślał się. Ulotniliśmy się błyskawicznie i zginęliśmy na dwa dni. Nic nas nie obchodziło. Był weekend, mieliśmy czas tylko dla siebie. Dopiero w niedzielę wieczorem odebrałam telefon od Ani.
– Mamo – krzyczała. – Co ty wyprawiasz? Już miałam zawiadamiać policję! Gdzie ty jesteś?
– W niebie – odpowiedziałam. – W raju.
– Oszalałaś? Nigdy tak nie mówiłaś.
– Najwyższy czas zacząć. Ania, załatwiajcie dwa śluby… Twoja mama też wychodzi za mąż.

Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA