„Staramy się z mężem o dziecko. Lekarze mówią, że nie ma przeszkód, ale ja dalej nie jestem w ciąży. Mam dość!”

Ciąża fot. Adobe Stock
Od dawna staramy się z mężem o dziecko. Choć lekarze mówią, że nie ma żadnych przeszkód, ja wciąż nie jestem w ciąży. Naprawdę mam dość!
/ 16.05.2020 06:58
Ciąża fot. Adobe Stock

Odmówił mi! Nie do wiary... Miał przyjechać do domu w przerwie na lunch, abyśmy powtórzyli naszą poranną akcję. Spóźniał się, dlatego zadzwoniłam. I co usłyszałam?!
– Głowa mnie boli. Nie mam nastroju, ochoty ani, szczerze mówiąc, siły. Więc, nie, dziękuję, nie skorzystam.
– No wiesz, to zabrzmiało, jakbyś spławiał akwizytora – warknęłam.

Byłam nie tyle zła, co rozczarowana. No bo jak mógł mi odmówić?! Mniejsza o moją urażoną kobiecą dumę. Czyżby zapomniał, jakie to dla nas ważne?! Ostatnio faktycznie był jakiś przygaszony, trochę markotny, ale na ten jeden mały i raczej krótki wysiłek mógł się chyba zdobyć, prawda?
– Liczy się czas – przypomniałam mu. – Teraz jest właściwa pora, jestem gotowa, więc spręż się, przyjeżdżaj i do dzieła.
– Spręż się i do... dzieła – powtórzył. – Aha, to ma mnie zdopingować, postawić na baczność. A gdzie gra wstępna? Szampan, truskawki, jakiś flirt...
– Jarek, do cholery, przecież to nie randka! – udało mu się mnie zirytować.
– Nie chodzi o seks. Jak już tak szczerze rozmawiamy, on tu jest najmniej istotny.
– Właśnie... – westchnął ciężko. – Miłość cielesna, porozumienie dusz na gruncie fizycznym... kojarzysz jeszcze takie pojęcia?
– Co cię nagle napadło? – bąknęłam zmieszana. – Nie rozumiem cię...
– Najwyraźniej. Więc ci powiem. Uzmysłowiłem sobie, że co miesiąc robię za ogiera rozpłodowego, bo kochamy się, o ile można to tak nazwać, tylko wtedy, gdy raczysz mnie do siebie dopuścić. A i wówczas o czułości czy namiętności mogę zapomnieć. Odechciewa mi się!
– Ja... No, ale... Jak to... – plątałam się, a rumieńce złości paliły moją twarz.

Byłam wściekła i nie miałam za grosz poczucia winy! Bo niby z jakiej racji? Przecież nic złego nie zrobiłam. Może w łóżku nie było nam już tak dobrze jak kiedyś, ale cel uświęca środki. Nasz cel był wart wszelkich poświęceń! Zaatakowałam więc:
– Czy chcesz mi powiedzieć, że nagle, po tylu latach, zmieniłeś zdanie i nie chcesz?
Oboje widzieliśmy, że nie pytam o seks. Ten dzisiejszy, jutrzejszy, ani nawet ten za miesiąc. Chodziło o coś innego.
– Chcę, ale nie za taką cenę – odparł. – Dosyć mam tego… zamrożonego życia.
– Niby co jest złego w naszym życiu? – prychnęłam coraz bardziej wściekła.
– To, że go nie mamy! – wypalił. – Tkwimy w jakimś chorym stanie zawieszenia. Zamiast cieszyć się tym, co jest, wciąż czekamy na to, co może być. Mam już tego dosyć. I lojalnie cię informuję, że pojadę zimą w te cholerne Alpy! Leszek dziś dzwonił, prosił, żebym spróbował cię przekonać. Stąd wiem, że znowu się wykręciłaś. Choć mamy początek jesieni, a oni zbierają ekipę dopiero na styczeń. Spławiłaś go, w moim i w swoim imieniu. A ja się nie zgadzam, słyszysz! Nie zgadzam się, żeby kolejny sezon narciarski przeszedł mi koło nosa, bo ty możesz być w tej swojej przeklętej ciąży!

Odrzuciłam komórkę jak jadowitego węża. Chwilę później zagrała melodyjka – mąż dzwonił. Z przeprosinami czy kolejną porcją obelg? Nie odebrałam połączenia. Nie chciałam z nim gadać. Już i tak powiedział o jedno słowo za dużo. Jak mógł nazwać cud, na który czekałam, o którym marzyłam – przekleństwem? Jak mógł?! To on nic nie rozumiał. Kompletnie. Użalał się nad sobą i swoim losem. Czuł się wykorzystywany. Przykro mi. Bo to oznaczyło, że nie zależało mu tak jak mnie i zostałam ze swoją bolesną tęsknotą sama. Sama, pusta, bezużyteczna. Oto co ja czułam! Dzień w dzień. Noc po nocy. O niczym innym nie mogłam myśleć. Wszystko inne bladło wobec tego jednego pragnienia… żeby zostać matką. Każda radość, każda klęska. Żadne poświęcenie nie było zbyt duże.

Wyszłam z domu. Podejrzewałam, że Jarek, zaniepokojony moim milczeniem, przyjedzie sprawdzić, co się dzieje. Nie chciałam go oglądać w tej chwili. Nogi zaniosły mnie do parku. Od kiedy zrobili nowy plac zabaw, często tu przychodziłam.

Siadałam na ławce, patrzyłam na bawiące się w piaskownicy dzieci, wyobrażając sobie, że jedno z nich jest moje. Tym razem wybrałam blondyneczkę w czerwonej kurteczce. Była śliczna, urocza i... cudza!
Nie do mnie pomachała łopatką. Tylko do starszej pani w berecie zrobionym z tej samej włóczki, co czapeczka dziewczynki. Na nic udawanie! Popłynęły tłumione łzy. Zamiast ukojenia, które zwykle tu znajdowałam, dopadł mnie żal. Bo to takie niesprawiedliwe! Czemu akurat ja...? Czemu?!

Inni mnożyli się jak króliki. Choćby nasi sąsiedzi, którzy gnieździli się w dwupokojowym mieszkanku z piątką dzieci. My z Jarkiem mieliśmy dużo lepsze warunki. Cztery pokoje. Dobra praca za niezłą pensję. Dwa lata temu mogłam dostać jeszcze większą, ale odmówiłam awansu. Wiązał się z wyjazdami, więc zrezygnowałam. Ze względu na ciążę, w którą mogłam zajść w każdej chwili. Dla dobra dziecka, którego nadal nie było. Boże! To przecież chore…

Decyzję o powiększeniu rodziny podjęliśmy po trzech latach udanego małżeństwa. Dojrzeliśmy psychicznie i emocjonalnie. Tak nam się wydawało. Po roku jałowych prób zaczęłam podejrzewać chorobę. Przebadaliśmy się oboje. Bardzo dokładnie. I nic! Żadnych przeszkód nie stwierdzono. Teoretycznie mogliśmy mieć drużynę piłkarską. Praktycznie – nie udało nam się spłodzić nawet jednego zawodnika. Nie pomagała świadomość, że nie tylko my borykamy się z podobnym problemem.

Choroba naszych stresogennych czasów: bezpłodność tkwiąca w głowie… Tylko czyjej? Mojej czy Jarka? Czy to ja chciałam za bardzo, czy on za mało? To wszystko okropnie mnie frustrowało. I co tu kryć, niszczyło nasz związek. Ja oskarżałam męża, że ucieka w pracę i za słabo się stara. On wytykał mi desperację. Dzisiejsza kłótnia nie była pierwszą. Ale jeszcze nigdy Jarek tak otwarcie się nie zbuntował, nie odmówił wprost i nie nazwał mojego marzenia przeklętym. Czy miałam prawo winić go, że chciał się wyrwać z tego zaklętego kręgu? Choćby na tydzień, w góry... Czy mogłam się obrażać, że miał dosyć trwania w zawieszeniu? Bez planów. A raczej z planem zawierającym tylko jeden punkt: zajść w ciążę. Łzy zalały mi całą twarz.

– Tak, tak... Hormony w tym czasie szaleją – przysiadła się do mnie kobieta w czerwonym berecie. – Jak ja byłam w ciąży, ryczałam co chwila. Moja córka zresztą miała podobnie...
– Ja nie jestem w ciąży! – zaszlochałam. – Nie mogę! Choć przeszkód nie ma. Cztery lata próbujemy i... i mąż już nie chce!
Czasem najlepiej się wypłakać komuś obcemu. Trafiło na tę miłą starszą panią, która patrzyła na mnie ze współczuciem.
– Moja córka przechodziła to samo – usłyszałam. – Siedem lat starali się z zięciem o dziecko. Boże, czego oni nie robili! Łącznie z zapłodnieniem in vitro. Kupa pieniędzy, nerwów, łez i wszystko na próżno. Obwiniali się potem nawzajem... Za bardzo chcieli tego dzieciaka, wszystko inne przestało się liczyć. Nawet oni sami. Kiedyś zajrzałam do szafy córki i przeraziłam się. Nie miała normalnych babskich ciuchów. Wyłącznie ciążowe. Przez te siedem lat prób nie kupiła sobie niczego dopasowanego. Paranoja! Nic dziwnego, że skończyło się rozwodem. Potem on się ożenił z inną, ona wyszła za innego. I teraz jestem babcią. Cieszę się, choć... tamtej miłości szkoda. Taka ci oto słodko-gorzka historia.

Starsza pani uśmiechnęła się do blondyneczki. Też bym chciała mieć taką śliczną dziewczynkę. Bardzo! Ale czy do tego stopnia, by na ołtarzu owego pragnienia złożyć moje małżeństwo? Mam stracić męża, tak samo jak straciłam szansę na awans? Z powodu mojego pragnienia od czterech lat nie mieliśmy porządnych wakacji, nie chadzaliśmy na zakrapiane imprezy ani w miejsca, gdzie ludzie palą papierosy. Przez pół miesiąca szykowałam się do zapłodnienia, przez drugie pół czekałam na wynik. Zamrożone życie? Cholerna racja!

Ze wstydem musiałam przyznać, że moje ciuchy również wyglądały żałośnie. Nawet gdybym chciała na nowo uwieść męża, nie miałabym w czym. Zero seksownej bielizny, pończoszek czy choćby obcisłych bluzek. Sama bezkształtna bawełna.
– Oho, jakiś przystojniak zmierza w naszą stronę – zauważyła starsza pani.

Podniosłam głowę i dostrzegłam Jarka. Pomachał mi i przyspieszył kroku. Martwił się, szukał mnie. Znak, że wciąż mnie kochał. „Nie zniszczę tego” – pomyślałam. Stanął przy ławce, wzięłam go za rękę.
– Chodźmy na zakupy – powiedziałam. – Mam okropne niedobory w szafie. Jak trafimy na fajną kurtkę i obcisłe spodnie narciarskie, to też możemy kupić...

Przeczytaj więcej prawdziwych historii:
Chciałam tylko związku bez zobowiązań...
Za to ją kocham!
Mój mąż się mnie wstydzi!

Redakcja poleca

REKLAMA