„Byłam żoną numer 3, ale mąż szybko zostawił mnie i syna dla kochanki. Teraz jestem z młodszym o 14 lat przystojniakiem”

Z życia wzięte fot. Fotolia
„W życiu Jurka nie było już miejsca ani dla mnie, ani dla naszego syna, gdyż mój mąż po prostu znów zapragnął nowych wrażeń. Sprawa była przesądzona, ja zaś od początku nie miałam żadnych szans. Tuż po rozwodzie poślubił swoją nową wybrankę. Biedaczka. Przypadła jej rola czwartej żony i bynajmniej nie ostatniej”.
/ 14.06.2022 09:56
Z życia wzięte fot. Fotolia

Szczerze mówiąc, niewiele wiedziałam o Jurku, kiedy za niego wychodziłam. Właściwie tylko tyle, że jest świetnym mężczyzną – miłym, inteligentnym, dowcipnym, i że ma wyjątkowego pecha do kobiet, ponieważ już druga żona wystawiła go do wiatru.

Pojawił się w moim życiu, kiedy byłam jeszcze bardzo młoda i niedoświadczona. Zaczynałam właśnie pierwszą pracę, a dwa miesiące po mnie przyszedł do firmy on – starszy i niezwykle przystojny kierownik działu. Przechodził wtedy trudny okres, ponieważ właśnie rozwodził się z żoną z powodu jej niewierności. Nikt nie znał jego żony, lecz wszyscy widzieli cierpienie Jurka i współczuli mu. Zwłaszcza kobiety nie mogły pojąć, jak można było dopuścić się zdrady i zniszczyć małżeństwo z tak cudownym facetem.

Nasz związek zaczął się bardzo niewinnie

Jurek był mi wdzięczny za słowa wsparcia i tę wdzięczność wyrażał w sposób dość romantyczny. Szybko przekonał mnie, że czuje do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń, a później – że jestem kobietą jego życia.

Mieliśmy piękny ślub, a po nim przez dwa lata żyliśmy całkiem szczęśliwie. Potem urodził się nasz synek. Cieszyliśmy się z jego pierwszego ząbka, jego pierwszych kroków – i… to w zasadzie wszystko, co dobrego mnie w tym związku spotkało. Z dnia na dzień było coraz gorzej: pretensje, późne powroty do domu albo nocowanie u kolegów, awantury, ciche dni. Aż pewnego dnia Jurek wyprowadził się z domu wprost w ramiona kolejnej kobiety. Świat zawalił mi się na głowę, czułam się przegrana na całej linii.
– Jurek mnie porzucił – ze łzami w oczach pożaliłam się Monice.
– Jak to porzucił? Tak nagle?! – zdziwiła się, bo podobnie jak inni nic nie wiedziała o naszych małżeńskich kłopotach.
– Znalazł sobie babę i wyprowadził się… – wtedy rozpłakałam się na dobre.
– No pięknie! – Monika opadła na fotel. Potem zaległa się długa cisza, którą przerywało jedynie moje szlochanie.
– Wiedziałaś, że ma babę? – spytała.
– A niby skąd? Nie pochwalił mi się.

Monika przytuliła mnie i próbowała pocieszyć

Na próżno. Musiałam się wypłakać. Kiedy się trochę uspokoiłam, uświadomiłam sobie, że byłam niereformowalną optymistką. Bo ja do końca żywiłam nadzieję, że Jurkowi i mnie uda się jakoś wydobyć z przygnębiającego stanu wiecznego krytykanctwa, uraz i żalów, który zdominował nasze życie i zniszczył małżeństwo. Nic z tego. W życiu Jurka nie było już miejsca ani dla mnie, ani dla naszego syna, gdyż mój mąż po prostu znów zapragnął nowych wrażeń. Sprawa była przesądzona, ja zaś od początku nie miałam żadnych szans, tylko o tym nie wiedziałam. I kiedy odkryłam, że chodzi o inną kobietę, ze współczuciem pomyślałam o moich poprzedniczkach – dwóch pierwszych żonach Jurka. Musiały przechodzić dokładnie przez to samo.

Jurek odszedł z naszej firmy jeszcze przed rozwodem, a tuż po nim poślubił swoją nową wybrankę… Biedaczka. Przypadła jej rola czwartej żony i bynajmniej nie ostatniej. Nie muszę dodawać, że w tamtej chwili byłam w wyjątkowo podłym nastroju i zareagowałam na rozwód jak prawdziwa kobieta, czyli go przepłakałam. Po kilku miesiącach pozbierałam się i uznałam, że mam dość facetów. Jest mi dobrze samej ze sobą. I niech tak zostanie. Skupiłam się na wychowaniu syna. Bardzo dbałam o to, żeby mojemu dziecku nie zabrakło miłości, której pozbawił go ojciec, ani pieniędzy, które tenże ojciec nie zawsze przysyłał mimo zasądzonych alimentów.

Udało się. Wychowałam go na mądrego młodzieńca i jestem z niego dumna. Dopiero gdy dwa lata temu wyjechał na studia do innego miasta, poczułam się bardzo samotna. Dom nagle wydał mi się pusty i smutny, a moje życie pozbawione sensu. Być może dlatego 45. urodziny postanowiłam uczcić jak żadne dotąd. W końcu czterdzieści lat to nie byle co. „Straszne! – uświadomiłam sobie. – Jestem już taka stara!”. Dopadły mnie okropne myśli… Nietrudno sobie wyobrazić, że poczułam się bardzo rozczarowana swoim życiem. Przed laty pochopnie związałam się z nieodpowiednim facetem, który tak mnie zranił, że na długo odebrał mi chęć do jakichkolwiek związków. Teraz, jak sądziłam, życie nie miało mi już nic do zaoferowania.

Rok temu we wrześniu, nie licząc się z kosztami, wynajęłam część sali w modnej restauracji i zaprosiłam tam swoich gości. Obsługiwał nas uroczy kelner, syn właściciela, który starał się ze wszystkich sił, żeby wszyscy byli zadowoleni. W pewnej chwili zapytał, czy jest tak, jak sobie życzyłam.
– Oczywiście, panie…
– Jestem Mariusz – przedstawił się.
– Oczywiście, jestem bardzo zadowolona. Moi goście również – uśmiechnęłam się. „Trudno, żeby było inaczej – pomyślałam. – Za tyle kasy, ile ode mnie pobrali…”. Ale warto było. Od lat nie bawiłam się tak dobrze jak w moje 45. urodziny. Następnego dnia ktoś z obsługi poinformował mnie telefonicznie, żebym przyszła ostatecznie się rozliczyć. Kiedy dotarłam, szefa akurat nie było. Przyjął mnie Mariusz.
– Czy to znaczy, że muszę jeszcze coś dopłacić? – spytałam zaniepokojona.
– Nie, nie – zaprzeczył. – To my musimy zwrócić pani część pieniędzy, bo okazało się, że wyszło taniej, niż zakładaliśmy. „Uczciwa firma – pomyślałam z zadowoleniem. – Mogliby nie zwracać mi kasy, przecież i tak bym się nie zorientowała”.

Mariusz zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie

Inteligentny, wykształcony i dobrze wychowany młody człowiek. Na koniec zaproponował mi kawę, którą sam zaparzył. Pogawędziliśmy przy tej kawie o tym i owym, potem pożegnaliśmy się. Ja sprawę uznałam za zakończoną, lecz Mariusz – bynajmniej. Następnego dnia zadzwonił i… zaprosił mnie do kina. Byłam w szoku. Różnica wieku na moją niekorzyść krępowała mnie i, słowo daję, nie bardzo wiedziałam, jak mam się zachować. Z jednej strony pochlebiało mi, że mogę się jeszcze podobać, zwłaszcza młodemu, przystojnemu mężczyźnie, z drugiej zaś czułam się tak, jakbym się dopuszczała czegoś niestosownego. Mimo to poszłam na tę randkę.

Długo broniłam się przed tym uczuciem. W końcu jednak skapitulowałam, bo Mariusz każdego dnia przekonywał mnie, że mamy szansę na udany związek. Twierdził, że jego miłość jest w stanie pokonać wszelkie uprzedzenia, różnica wieku między nami nie ma dla niego żadnego znaczenia i będzie przy mnie trwał, choćby przeciw nam był nawet cały świat. Jak zwykle w trudnej sytuacji potrzebowałam szczerej rozmowy z przyjaciółką.
– To jest jakaś szansa na odmianę mojego życia, nie sądzisz? – spytałam Monikę.
– Chyba ci odbiło! – nie kryła zdumienia. – Przecież to dzieciak.
– Nie przesadzaj! – prychnęłam. – To mężczyzna. Tyle że młodszy…
– Pomyśl, jak zareagują ludzie. Co powie twój syn? A ojciec Mariusza? Na pewno wam nie pobłogosławi – usłyszałam.

Moja przyjaciółka miała rację. Tylko co z tego? Ja wiedziałam swoje. Moje serce coraz mocniej biło na myśl o Mariuszu i za nic miało przestrogi Moniki. Bo dzięki miłości Mariusza czułam się młoda, a moje życie nabrało blasku. Byłam szczęśliwa i chciałam, aby to trwało jak najdłużej. Wiem, wiem, dziwny mam gust, jeśli chodzi o mężczyzn. Najpierw egoista i babiarz, a teraz młodzik. Ale przecież miłość nie wybiera, prawda? Jestem kobietą dojrzałą i po tak zwanych przejściach, a jednak miłością mojego życia jest teraz mężczyzna młodszy ode mnie o 14 lat.

Różnica wieku trochę mnie przygnębia i niepokoi

Zwłaszcza gdy myślę o przyszłości. Ale jednocześnie czuję, że nie powinnam kierować się zdrowym rozsądkiem, który podpowiada mi, żebym się z tego wyplątała, i to już. Bo za chwilę będę stara, a Mariusz wciąż młody, a nasz związek prędzej lub później źle się dla mnie skończy. Nie. Czuję, że moje serce lepiej wie, co powinnam zrobić.

Tyle lat odmawiałam sobie bliskości z drugim człowiekiem. Dość! Nie chcę być samotną, smutną kobietą, przekonaną, że przegrała życie. Chcę być szczęśliwa, chcę kochać i być kochana, chcę czerpać z życia całymi garściami tak długo, jak to będzie możliwe. A potem? Zobaczymy…

Czytaj także:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA