„Ukochany partner zostawił mnie z brzuchem, bo nie był gotowy zostać ojcem. Wyprowadził się, gdy nie było mnie w domu”

kobieta która została samotną matką fot. Adobe Stock
„Usłyszawszy o dziecku i po prostu spakował swoje manatki. Kiedy wróciłam do domu i zastałam puste półki po jego rzeczach, byłam w wielkim szoku”.
/ 28.10.2021 19:16
kobieta która została samotną matką fot. Adobe Stock

Spojrzałam na karteczkę wiszącą na drzwiach windy i westchnęłam z rezygnacją. Znowu zepsuta! To już drugi raz w tym miesiącu. A ja naprawdę nie miałam siły wdrapywać się piechotą na to swoje szóste piętro. I to w dodatku z siatkami pełnymi zakupów. Byłam bowiem w siódmym miesiącu ciąży.

Nie tak wyobrażałam sobie kiedyś ten szczęśliwy czas. Sądziłam, że oczekując dziecka, będę otoczona opieką ukochanego mężczyzny. On będzie mi pomagał, wyręczał mnie w ciężkich pracach, dbał o mnie. Pochodzę z tradycyjnej, katolickiej rodziny i od dawna pragnęłam normalnego, szczęśliwego małżeństwa. Niestety, chwila nieostrożności – i stało się. Zaszłam w ciążę jeszcze przed ślubem, ale przecież nie z kimś obcym, tylko z ukochanym partnerem.

Wcześniej rozumieliśmy się doskonale, mieszkaliśmy nawet razem od pół roku i nic nie wskazywało na to, co się stanie. Zachował się jak ostatni drań. Po prostu się ulotnił, usłyszawszy o dziecku, po prostu spakował swoje manatki i się wyniósł. Kiedy wróciłam do domu i zastałam puste półki po jego rzeczach, byłam w wielkim szoku. Od razu do niego zadzwoniłam. Odebrał dopiero po kolejnym sygnale.
– Wybacz – stwierdził krótko. – Nie jestem jeszcze gotowy zostać ojcem.
Palant, nawet nie miał odwagi, aby powiedzieć mi to prosto w twarz! Rozpłakałam się z bezsilności i żalu.

Wcześniej myślałam naiwnie, że ten facet mnie kocha, i będzie zachwycony faktem, że urodzę mu dziecko. Przecież tyle razy o tym rozmawialiśmy… Chcieliśmy mieć co najmniej dwójkę, snuliśmy plany na przyszłość. Rozumiem, że ta „przyszłość” zjawiła się w życiu Maćka za szybko. Tylko co JA miałam zrobić? Powiedzieć dziecku: „Jeszcze za wcześnie! Tatuś nie chce, abyś w tej chwili przyszedł na świat!”?! Tak się przecież nie da… A o aborcji nawet nie pomyślałam. Pokochałam rosnące we mnie maleństwo od pierwszej kreski, którą zobaczyłam na teście ciążowym. Wiedziałam doskonale, że je urodzę i wychowam, otaczając miłością. No, ale zanim to się stanie, mogłam paść z przemęczenia. Bo moi rodzice mieszkali trzysta kilometrów ode mnie, a ja sama wynajmowałam mieszkanie.
Przyznam, że trafiło mi się ono jak ślepej kurze ziarno, gdyż moja przyszywana ciocia, przyjaciółka mamy ze studiów, wyjechała do córki za granicę. Nie chciała jeszcze sprzedawać swojego mieszkania, bo nie wiedziała, czy zostanie tam na zawsze, czy jednak wróci do kraju, ale też nie zamierzała wynajmować go obcym ludziom. Bała się zniszczeń i różnych innych kłopotów, które mogą pojawiać się w takiej sytuacji. Podobno „spadłam jej z nieba” – jak to ujęła, oddając mi klucze do swojego lokum. Umówiłyśmy się, że płacę rachunki i czynsz, natomiast jeśli chodzi
o kasę za wynajem…
– Magduś, ty chyba żartujesz! – usłyszałam od cioci. – Znam się od urodzenia, jesteś dla mnie jak druga córka. Naprawdę sądzisz, że wzięłabym od ciebie pieniądze?

I tym sposobem miałam piękne mieszkanie naprawdę za grosze. Niestety, na tym cholernym szóstym piętrze, na które docierałam z coraz większym trudem, gdy winda była zepsuta. A zdarzało się to często. Były także inne minusy braku faceta. Bo Maciek oświadczywszy, że jeszcze nie jest gotowy na ojcostwo, po prostu ulotnił się z mojego życia. Zniknął – i tyle go widziałam. Musiałam więc teraz sama borykać się z zepsutą pralką i innymi sprawami, którymi zazwyczaj zajmuje się partner.

„Ale dam radę! Uda mi się! A wszystko to dla ciebie, kochanie!” – myślałam, gładząc swój coraz większy brzuszek. No cóż, bohaterskie deklaracje deklaracjami, ale chwilami już naprawdę nie miałam siły. Jak choćby wtedy, gdy kurier już drugi raz przywiózł mi do domu kupione przez internet łóżeczko dla dziecka w czasie, kiedy byłam w pracy. A potem oświadczył mi przez telefon, że on trzeci raz tu się nie zjawi, więc łóżeczko czeka na mnie w ich centrali… na drugim końcu miasta! Byłam nawet nie tyle wściekła, co przerażona. Jak miałam dowieźć teraz do domu tak wielką paczkę, sama? Taksówką? Ona przecież kosztuje krocie! Nie po to wyszukałam w internecie tanie łóżeczko, aby do niego teraz dopłacać! No i który kierowca pomoże mi wnieść je do mieszkania?! Przyznam, że kiedy usłyszałam, co się stało z moim łóżeczkiem, poryczałam się. A że byłam akurat w pracy…
– Magda, dlaczego płaczesz? – zainteresował się od razu mój kolega z firmy, który przechodził akurat korytarzem.
– A, nic… No wiesz, hormony – odparłam odruchowo, ale on nie dał się zbyć. Wszedł do mojego pokoju, usiadł naprzeciwko mnie i poprosił łagodnie:
– Powiedź, co się dzieje.

Zawsze lubiłam Michała, pracował w moim dziale i często na rozmaitych naradach siadaliśmy obok siebie. Dobrze nam się gadało o różnych sprawach i nasze pogaduszki często zbaczały na prywatne tematy. Nie zwierzałam mu się nigdy za bardzo, jednak wiedział o odejściu Maćka. Wszyscy wiedzieli. Raz nawet powiedział mi, że mój chłopak to ostatni drań.
– Chodzi o łóżeczko… – chlipnęłam i opowiedziałam mu o tej fatalnej sytuacji.
– Jaki problem? Mam samochód, to ci pomogę! – zaproponował od razu.
– Naprawdę mógłbyś? – byłam zaskoczona, bo aż tak się nie przyjaźniliśmy.
– Jasne! Chcesz pojechać dzisiaj?
– A nie masz innych planów? – zdziwiłam się, bo wiedziałam, że Michał ma dziewczynę, z którą mieszka.
– Żadnych – zapewnił mnie. Tamtego dnia nie tylko pomógł mi przywieźć łóżeczko. Wniósł je także na szóste piętro, a potem mi je sprawnie złożył i ustawił w pokoju, który przeznaczyłam dla mojego dzieciątka.
– Ładnie tutaj u ciebie – powiedział, rozglądając się wokół. – Tak przytulnie… Widać kobiecą rękę.
Chciałam zrobić jakąś uwagę o jego dziewczynie, że pewnie także się stara zapewnić w domu nastrój, ale nic nie powiedziałam. I dobrze, bo kilka dni później Michał wyznał mi, że rozstali się z Moniką, i to parę miesięcy temu!
– Różnica charakterów – mruknął.
– Wiesz, ja chciałem się ożenić, mieć rodzinę, dzieci, a ona uznała, że to jeszcze za wrześnie, bo musi się „wyszumieć”.
– To zupełnie tak jak Maciek! – zawołałam. – Mogą sobie podać rękę! Albo najlepiej „szumieć sobie” wspólnie…
Nagle ta myśl wydała mi się szalenie zabawna. Zaczęłam się śmiać, a Michał mi zawtórował. To była trochę udawana radość, bo wiadomo, że nadal mnie bolało…
– Tylko nie zapomnij zaprosić mnie na chrzciny swojego dziecka – poprosił Michał. – Odkąd złożyłem dla niego łóżeczko, czuję się za nie odpowiedzialny. A kilka dni później zapytał:
– To będzie dziewczynka czy chłopak?
– Chłopak – uśmiechnęłam się. – A jeśli chodzi o chrzciny, to czuj się zaproszony.

Nawet nie zauważyłam, kiedy Michał stał mi się bliski. Przez ostatnie miesiące ciąży często się widywaliśmy, nie tylko w firmie. Lubiłam z nim rozmawiać bardziej niż z koleżankami, może dlatego, że nie opowiadał mi mrożących krew w żyłach historii o ciążach swoich przyjaciółek. Z nim mogłam poczuć się jak człowiek, a nie chodzący inkubator. Jak kobieta… Mimo wszystko nie wiem, co mi odbiło, że to właśnie do niego zadzwoniłam, kiedy w czerwcu zaczęłam rodzić. Przecież jako dobrze zorganizowana osoba byłam przygotowana na wszystko. Miałam w komórce wbity numer do szpitala i do taniej korporacji taksówkowej, spakowałam także wcześniej torbę z niezbędnymi rzeczami. Jednak emocje wzięły górę i pierwszym numerem, na który natrafił mój palec, był numer komórki Michała…
– Już jadę! – rzucił, a ja odetchnęłam w poczuciu, że teraz wszystko będzie okej. Michał zawiózł mnie na izbę przyjęć i tam dopiero zorientowałam się, że nie mam ze sobą torby z rzeczami.
– Wrócę po nią, o nic się nie martw – powiedział Michał, biorąc moje klucze. Zanim obrócił w tę i we w tę, ja zaczęłam rodzić. Zabrano mnie do sali porodowej. Rozdzierał mnie ból. Jak przez mgłę usłyszałam, jak pielęgniarka bierze Michała za ojca i zaprasza go, aby mi towarzyszył.

Po chwili poczułam jego dużą i ciepłą dłoń, która objęła moją, i pomyślałam sobie, że cudownie mieć go obok. Urodziłam dość szybko i dopiero kiedy ból i strach minęły, zdałam sobie sprawę
z tego, że Michał nadal stoi obok mnie! „Boże, on mnie widział rodzącą… Jaki wstyd!” – to było pierwsze, co przyszło mi do głowy, a zaraz potem pomyślałam: „Muszę wyglądać okropnie!”
– Wyglądasz pięknie! – w tej samej chwili powiedział Michał, jakby czytając w moich myślach, po czym dodał: – Wiesz, że teraz nie masz już wyjścia, i muszę zostać ojcem chrzestnym Adasia?

No i został. I muszę przyznać, że był chyba najlepszym ojcem chrzestnym na świecie. Zawsze pomocny, opiekuńczy. Wyraźnie pokochał mojego synka, a Adaś jego. Wiele razy chodziliśmy razem na spacery, a raz nawet spędziliśmy wspólnie wakacje. I to po tych właśnie wakacjach moja przyjaciółka zapytała mnie w końcu:
– Dlaczego wy się nie pobierzecie?
– Jak to dlaczego? – zdziwiłam się. – Przecież się nie kochamy…
Popatrzyła na mnie sceptycznie.
– Nie? To ty chyba nie widzisz, jak patrzysz na Michała, i jak on na ciebie patrzy!
– No wiesz, ale przecież Michał ma swoje życie, swoją.… – chciałam powiedzieć „dziewczynę”, choć zdałam sobie sprawę z tego, że Michał od dawna nie ma nikogo.
– My tu wszyscy w pracy myślimy, że wy już od dawna jesteście parą, tylko się tak maskujecie, nie chcecie się zdradzić ze swoim związkiem przed ślubem – powiedziała mi z kolei koleżanka z pracy.
– Ale my nawet nie mieszkamy razem! – jęknęłam coraz bardziej zdumiona.
– Przecież razem przyjeżdżacie…

To była prawda, Michał tak zmienił swoja trasę dojazdu do biura, żeby co rano zabierać mnie i Adasia spod domu, i jeszcze odwozić małego do żłobka.
– Nie będziesz się przecież tłukła autobusem – stwierdził, i chociaż nieśmiało protestowałam, to zdania nie zmienił. Owszem, wspaniale opiekował się moim synkiem, tylko czy to wystarczy, żebyśmy mogli być razem? No i czy ja tego chcę? Tego wieczoru zrobiłam analizę własnych uczuć wobec Michała.

Już dawno przestał dla mnie być tylko kolegą, a stał się najważniejszym facetem na świecie. Tak, pragnęłam go, chociaż do tej pory to uczycie było uśpione, bo najpierw czułam się matką, a dopiero potem kobietą. Moja seksualność zamarła wraz z narodzinami synka. Może pora to zmienić? No właśnie… Tylko jak mam sprawić, aby Michał spojrzał na mnie jak na kobietę, a nie jak na… mamę Adasia? „Muszę być bardziej seksowna... – pomyślałam. – Jak on ma na mnie zwrócić uwagę, skoro wiecznie biegam w dżinsach albo spodniach od dresów? Wyglądam jak jakaś pomywaczka!” – wyrzucałam sobie. Od czasu rozstania z Maćkiem i urodzenia Adasia nie nosiłam już innych rzeczy, tylko te, które uznałam za wygodne i niewymagające prasowania. Nie wspominając już o pantoflach na obcasach. „Może jednak pora je wyjąć z szafy? – pomyślałam. – Kobieta w szpilkach wygląda przecież niezwykle pociągająco…”.

No i cóż… Diabeł mnie podkusił i faktycznie włożyłam te przeklęte szpilki na wspólny niedzielny spacer. Pech chciał, że mój synek, dwuletni już łobuziak, zobaczył w parku wiewiórkę i puścił się za nią biegiem prosto w kierunku bramy wychodzącej na ruchliwą ulicę. Spanikowałam. Ruszyłam za nim przez trawnik, a moje szpilki natychmiast ugrzęzły w murawie i...
– Auć!
Zwichnęłam nogę.

Ból był straszny, a moja kostka puchła w zastraszającym tempie.
– Jedziemy do szpitala! – zadecydował Michał, kiedy już udało mu się złapać mojego syna niemal przed samą ulicą.
– A co z Adasiem? – zapytałam.
– Może podrzucimy go po drodze do mojej mamy? Od dawna chce go poznać – zaproponował nieśmiało.
Kwadrans później drzwi mieszkania otworzyła nam sympatyczna pani, która wyraźnie ucieszyła się na mój widok.
– Nareszcie przyprowadziłeś do nas moją przyszłą synową! – wykrzyknęła. Ja zdębiałam na te słowa, a Michał... spłonął rumieńcem jak nastolatek!
– Mamo… – zaczął z wyrzutem.
– No co? Musiałam to powiedzieć, skoro ty nie potrafisz! – fuknęła na niego matka, uśmiechając się do mnie promiennie.
Przez całą drogę do szpitala milczeliśmy. W izbie przyjęć, gdzie mieli mi prześwietlić stopę, też panowała niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało, jak się zachować.
Dopiero w drodze powrotnej Michał zebrał się na odwagę i zapytał nieśmiało.
– Co myślisz o tym, co powiedziała moja mama? Bo wiesz… Ja bym bardzo chciał, żebyś została moją żoną…

„To się dzieje za szybko!” – przebiegło mi przez głowę, ale za chwilę uświadomiłam sobie, że wcale nie. Przecież znamy się już ładnych parę lat i od dawna jesteśmy naprawdę blisko. Poza tym ja przecież także chcę się związać z Michałem.
– Uważam, że to… dobry pomysł.
– Jak tylko będziesz mogła chodzić, wybierzemy dla ciebie jakiś ładny zaręczynowy pierścionek – obiecał mi Michał. „A dlaczego nie od razu? Jakoś przecież dokuśtykam do sklepu, wsparta na jego ramieniu!” – pomyślałam. I tak się stało. A noga z tych emocji nawet nie bardzo bolała. Zaręczyliśmy się.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA