„Anoreksja prawie zabrała mi córkę, a ja nic nawet nie zauważyłam...”

dziewczyna chorująca na anoreksję fot. Adobe Stock
Gdyby nie Ewa, nigdy bym nie spostrzegła, że z moją córką dzieje się coś złego. Ostatnio trochę schudła, ale to jeszcze nie tragedia.
/ 17.12.2020 11:21
dziewczyna chorująca na anoreksję fot. Adobe Stock

Wychowywanie córki nigdy nie jest łatwe, a wychowywanie córki, która właśnie weszła w okres dojrzewania i buntu, bywa koszmarnie trudne. Praktycznie z dnia na dzień moja wesoła dziewczynka, zawsze uśmiechnięta i chętna do pomocy, zmieniła się w mroczną, zamkniętą w sobie i przewrażliwioną kobietkę. I te jej koleżanki... W niektóre Monika zapatrzona była jak w obraz. Ciągle słyszałam o jakiejś nowej – wciąż tylko Ana i Ana. Poza tym miała dziwne zainteresowania. Na przykład z przyjaciółkami nieustannie rozprawiała o motylach. Wiem, bo słyszałam, jak mówiła przez telefon. Zrozumiałabym, gdyby gadały o chłopakach, w końcu w pierwszej klasie gimnazjum takie tematy są na porządku dziennym, ale... motyle?!

Próbowałam sobie przypomnieć siebie samą, kiedy byłam w jej wieku. Na pewno dawałam popalić mojej mamie. Chłopaka wtedy nie miałam i... wstydziłam się wszystkiego. To uczucie dominowało. Najbardziej wstydziłam się siebie, swojego wzrostu, tuszy, aparatu na zębach. Tonęłam w kompleksach. Nie cierpiałam WF-u, w koszykówce wypadałam tragicznie, na gimnastyce jeszcze gorzej, a skok przez kozła śnił mi się po nocach i nie były to miłe sny. Nastoletni okres był dla mnie koszmarem. Wtedy. Oczywiście z biegiem lat negatywne wspomnienia się zacierały, a dobre wyostrzały, i teraz, gdy oglądam stare zdjęcia, widzę ładną, miło zaokrągloną dziewczynę z wiecznie smutną miną. Wystarczyłoby się rozchmurzyć i świat stałby się bardziej przyjazny. Ale ja tak zacięłam się w swojej złości, rozgoryczeniu, w poczuciu krzywdzącej niesprawiedliwości, że jeszcze bardziej się naburmuszałam i zamykałam w sobie.

Gdy patrzyłam na córkę, widziałam podobną do siebie dziewczynę, tylko jeszcze ładniejszą, do tego smukłą i powabną, mądrą, sprawną fizycznie... z okropnym grymasem niezadowolenia na twarzy zamiast uśmiechu. Tylko z czego ona mogła być niezadowolona? Nie miała powodów do kompleksów. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Może nowe otoczenie w gimnazjum tak na nią podziałało? Zbierałam się, żeby z nią porozmawiać, ale chciałam to zrobić delikatnie. Tak, by nie poczuła się urażona albo osaczona matczyną troską.
– Idę do sklepu – rzuciłam kiedyś wiosną. – Masz jakieś specjalne życzenia, może czekoladę byś zjadła? Albo jakiś pyszny serek? Mów, na co masz ochotę. Korzystaj bo dziś jest dzień dobroci i mam szeroki gest. Monika nawet się nie uśmiechnęła.
– Grejpfruta mi kup – mruknęła.
– A jogurt jakiś? – spytałam.
– Nie. To wszystko.

Teraz naprawdę się zaniepokoiłam. Ani trochę mi się nie podobało jej zachowanie. „Dzień dobroci” to było od lat nasze wspólne hasło, i kiedy padało, Monika zawsze wykrzykiwała długą listę życzeń. Tak długą, że aż niemożliwą do zrealizowania.
– Dziecinko, schudłaś ostatnio... – zauważyłam pewnego dnia. – Jak tak dalej pójdzie, to mi zmarniejesz, szkoła wyciągnie z ciebie wszystkie soki. Tymczasem Monika ożywiła się po moich słowach.
– Naprawdę myślisz, że schudłam? Super! Dzięki, mamo!
Wydawała się ucieszona. Nawet jej usta wykrzywiło coś na kształt uśmiechu. Przyszło mi do głowy, że może się zakochała. Wiadomo, że wtedy nastolatki wariują. W sklepie spotkałam Ewę, moją koleżankę. Jej córka, Asia, chodziła z Moniką do klasy i dziewczynki też znały się bardzo dobrze, bo już od podstawówki. Ewa wyglądała jak ktoś, kogo dręczy poważny problem.
– Cześć! – zawołałam pierwsza. Drgnęła przestraszona, wyrwana z zamyślenia. Najwyraźniej nie zauważyła mnie wcześniej. Spojrzała mi prosto w oczy.
– Cześć. Dobrze, że cię widzę. Nie muszę już dzwonić. Usiądziemy gdzieś sobie w jakimś spokojnym miejscu i pogadamy.
I nie zważając na moje protesty, wyciągnęła mnie ze sklepu, zanim zdążyłam cokolwiek włożyć do koszyka.

Na szczęście kawiarnia znajdowała się zaraz naprzeciwko. Usiadłyśmy w kącie najbardziej oddalonym od drzwi. Ewa poczekała w milczeniu, aż kelnerka odejdzie, i dopiero gdy upewniła się, że nikt nam więcej nie przeszkodzi, zaczęła przesłuchanie.
– Ana. Mówi ci to coś? – spytała.
– No tak – skinęłam głową. – To jakaś koleżanka Moniki ze szkoły. Wciąż słyszę, jak gada o tej Ance przez telefon. Ale nie chciałam jej zbytnio nagabywać czy podsłuchiwać. Ostatnio dziwna się zrobiła, wolę nie zaogniać sytuacji. Pomyśli, że jej nie ufam, że ją kontroluję czy coś. Jak będzie chciała, to sama powie. Interesuje się motylami, dziwne hobby jak na trzynastolatkę, ale tak to jest…
Ewa tylko prychnęła.
– Tyś chyba na głowę upadła! – zawołała. – Motyle? Ana przyjaciółką?! Jesteś ślepa czy naiwna? Przepraszam, ale sprawa jest śmiertelnie poważna i nie pora na grzeczności. Ana to anoreksja! – wypaliła. – Mam nadzieję, że odkryłam to w porę, jednak wiem, że lekko nie będzie. Moja Kasia musi się leczyć. I podejrzewam, że Moniki też to nie ominie.
– Co ty pleciesz? Monika przecież je, nawet poprosiła mnie o kupno owoców. Obu naszym dziewczynom daleko do anorektyczek. Przesadzasz, dopatrujesz się problemu na siłę – zaatakowałam, bo na samą myśl, że Monika mogłaby być chora, zrobiło mi się słabo. – Nasze dziewczyny mają ładne figury, grube nie są, ale...

– Mylisz się – przerwała mi. – Trochę się wysiliłam, posprawdzałam i niestety wiem, że to pewne. Może w ubraniu jeszcze nie wyglądają źle, ale tydzień temu miałam okazję zobaczyć swoją córkę w samej bieliźnie. Szokujące doświadczenie. Skóra i kości.
– Nie wiem… – nie byłam przekonana.
– Mówiłaś o motylach – ciągnęła Ewa. – To takie hasło. Chcą się stać lekkie jak motyle. Zainstalowaliśmy kamerę w kuchni, bo chciałam zobaczyć, czym się Kaśka żywi. Wyobraź sobie, że jadła… grejpfruta. Połowę na cały dzień! To się zaczęło, jak poszła do gimnazjum. Nowe środowisko, może chciała się jakoś wykazać. Pamiętam, że w połowie września Kasia zaczęła ćwiczyć brzuszki, codziennie wieczorem. W listopadzie dołączyła jeszcze poranną serię. Ostatnio policzyłam, ile ich potrafi zrobić. Tysiąc. I biega codziennie po szkole. Przypuszczam, że obie, Kasia i Monika, rywalizują między sobą, która będzie lżejsza. Nie wiem, czy tylko ze sobą, czy z kimś jeszcze. Nie chcę, żeby moja córka wylądowała w psychiatryku i żeby musieli ją karmić siłą. Choć jeżeli będzie to konieczne, to nie zaprotestuję. Proszę cię o pomoc, bo czuję, że one się nawzajem nakręcają, jedna drugą ciągnie.

Miałam w głowie mętlik. Ten grejpfrut dał mi do myślenia… Choć nie tylko. Zaczęłam kojarzyć fakty. Stroje, które ostatnio nosiła Monika. Mimo ciepła – za duże koszulki, często z długim rękawem, i luźne spodnie. Też ćwiczyła, bardzo dużo, a ja byłam dumna z jej konsekwencji. Do głowy mi nie przyszło, że to ma związek z anoreksją! Bardziej to łączyłam z kolejnym etapem dojrzewania – wzrostem świadomości, z dbałością o swoje ciało... To dlatego tak się ucieszyła, kiedy ostatnio powiedziałam jej, że schudła!
– Rozumiem. Dziękuję, że mi powiedziałaś – szepnęłam do Ewy.
Moja daleka kuzynka zmarła z powodu anoreksji. Nie z wychudzenia, tylko dlatego, że podcięła sobie żyły w czasie pobytu w szpitalu – ciągnęła koleżanka. – Próbowali ją ratować, nie udało się. Nie chcę takiego losu dla Kasi. Chciałam ci zaproponować, żebyśmy naszą walkę zaczęły od rozmowy z wychowawczynią. Potem psycholog albo psychiatra. Zobaczymy, co dalej, co nam powiedzą, doradzą.
Skinęłam tylko głową, przytłoczona, oszołomiona i przerażona zarazem.

– Najgorsze jest to, że Kasia dostała ostatnio zaproszenie na Facebooku do zamkniętej grupy pro-ana – dodała. – Czytałam, co tam robią. Grupowo się pilnują. Jak spadają z wagą, to się cieszą, a ostatnia za karę zjada czekoladę. Już widzę Kasię z czekoladą. Ona nawet masła nie poliże! Jak się wciągnie, to już nie wiem, kto jej pomoże.
– Sprawdzasz jej konto? – spytałam.
– Wstydzę się tego, ale nie mam wyjścia. Jestem za nią odpowiedzialna. A to zaproszenie skasowałam. Z tym że może się powtórzyć, więc muszę być czujna…

Powoli docierały do mnie niebezpieczeństwa związane z nową sytuacją, w której się znalazłam. Choć to nie tak. Sytuacja nie była nowa, tylko moja świadomość większa… Jak mogłam wcześniej nie zauważyć, że coś złego dzieje się z Moniką?! Chyba za bardzo uwierzyłam w jej dojrzałość, obdarzyłam ją zbyt dużym kredytem zaufania i straciłam czujność, a powinnam była mieć oczy i uszy szeroko otwarte! Umierałam ze strachu przed czekającą mnie walką. Nie bałam się trudów, tylko porażki. Stawką było życie mojej córki. A może Ewa się myli i nie jest tak źle? Może Kasia jest chora, ale moja córka nie? Wieczorem policzyłam brzuszki robione przez Monikę. Tysiąc sto.

Więcej prawdziwych historii:
„Chciał mnie zeswatać ze swoim bratem tylko po to, bym była bliżej. Gnojek od początku planował zdradzić żonę!”
„Od 4 lat mam romans, ale od męża odejdę dopiero, gdy nasze dzieci skończą liceum”
„Moja córka ma ADHD. Wszyscy mówią, że jest po prostu rozpuszczona, a ona naprawdę wymaga specjalnej uwagi”
„Na mieście mówią, że moja 15-letnia córka prowadza się ze starym dziadem. Muszę zareagować, zanim stanie się tragedia”