„Mój narzeczony był podłym oszustem. Straciłam przez niego mieszkanie, a moi rodzice oszczędności życia"

mężczyzna który jest maminsynkiem fot. Adobe Stock
„– To musi być jakaś pomyłka – płakałam rodzicom. – Przecież Filip nigdy by tak nie postąpił! Coś musiało mu się stać. Może ten obcokrajowiec go napadł? Gdzie on jest? Musimy zgłosić jego zaginięcie na policję!".
/ 04.08.2022 13:58
mężczyzna który jest maminsynkiem fot. Adobe Stock

Musiało minąć kilka lat od rozwodu, nim poczułam, że nie chcę dłużej samotnie wychowywać córki. Mój mąż zapomniał o niej, gdy tylko w drugim związku urodziły mu się bliźnięta. Jedynym śladem jego istnienia w życiu Zuzi był comiesięczny przelew na moje konto. Serce mi się krajało, kiedy patrzyłam, jak córka cierpi. W szkole wymyślała niestworzone historie o ojcu: raz wysyłała go w daleki rejs po ocenach, potem na zagraniczny kontrakt. Z przykrością słuchałam pełnych obaw relacji jej wychowawczyni, ale nie umiałam temu zaradzić.

– Musisz znaleźć jej ojca. Ty też potrzebujesz faceta – zawyrokowały niezależnie od siebie moja mama, siostra i przyjaciółka.

Stałam się dla facetów powietrzem

Dotąd mężczyźni sami wpadali na mnie przypadkiem na ulicy, imprezie czy w sklepie, ale w pewnym wieku kobieta staje się dla płci przeciwnej powietrzem, musi wziąć sprawy w swoje ręce.

Uległam więc i dałam się zaprosić na spotkanie w większym gronie znajomych, gdzie nie brakowało samotnych mężczyzn. Niestety, nic z tego nie wynikło. Dlatego zapisałam się na portal randkowy. Ośmieliła mnie historia pary, o której przeczytałam w jednej z kolorowych gazet.

Nie potrafiłam się rozreklamować, nie zamieściłam swojego najlepszego zdjęcia sprzed dziesięciu lat, a o miłości pisałam banały. Już chciałam zrezygnować, kiedy „zaczepił” mnie facet o trzy lata młodszy. Filip był handlowcem, często podróżował po Polsce. Z tego powodu, jak pisał, rozpadło się jego małżeństwo. Żona nie wytrzymała samotnych nocy i cztery lata po ślubie znalazła sobie innego.

„Dlatego tutaj jestem, a ty? Co taka ładna i normalna dziewczyna robi wśród napalonych lasek, które szukają tylko okazji do skoku w bok?” – zapytał.

„Myślałam, że szukają miłości” – odpowiedziałam.

„Naprawdę tak sądziłaś? Po tym wyznaniu podobasz mi się jeszcze bardziej!” – skwitował, posyłając mi wirtualnego całusa.

Chodziłam z głową w chmurach

Już po pierwszej konwersacji zasypiałam z uśmiechem na ustach, po tygodniu chodziłam z głową w chmurach. Dwa tygodnie później nie odrywałam się już od telefonu i komputera. Nie minął miesiąc, jak udało nam się w końcu zgrać terminy i spotkać w rzeczywistości.

Na randkę jechałam podekscytowana, a wróciłam zakochana. Filip okazał się nie tylko bardzo przystojny, ale i dobrze wychowany. Kiedy zobaczył, jak wchodzę do restauracji, wstał i wręczył mi bukiecik róż, po czym odsunął krzesło, bym mogła wygodnie usiąść. Zapłacił za nasz rachunek i nawet nie spróbował pocałować mnie na pożegnanie.

– Jestem zbyt zawstydzony tym, co się między nami dzieje – wyznał, całując moją dłoń. Napisał SMS-a, nim zdążyłam zasnąć. Wyznał, że dawno nie czuł się tak dobrze. Nad ranem obudził mnie wyznaniem, że jest najszczęśliwszym facetem na świecie.

Interesował się moją córką

Z racji pracy Filipa nie widywaliśmy się zbyt często, ale mnie wystarczyło jego zainteresowanie. Ciągle pytał, jak się czuję, jak minął mi dzień. Interesował się Zuzią, przysyłał jej zabawki z różnych stron kraju, a mnie bukiety róż. Wiedząc, że nie jest mi łatwo związać koniec z końcem, parokrotnie pożyczył mi pieniądze, chociaż się wzbraniałam.

– Kiedyś mi oddasz – mówił. – Jesteś taka dzielna, że byłbym głupcem, nie chcąc cię wesprzeć, nawet w ten nędzny, finansowy sposób. Takie kobiety jak ty trzeba czcić! – powtarzał. Nie spieszył się do poznawania moich bliskich.

– Najpierw my poznajmy się dobrze – twierdził, gdy wpadał do mnie na kolację ze śniadaniem. Pewnej niedzieli nieoczekiwanie zabrał nas z Zuzią do siebie. Do prawie pustej kawalerki.

– Więcej nie potrzebuję, nie muszę otaczać się przedmiotami – stwierdził, podejmując nas pysznym ciastem z cukierni. Pamiętał nawet, żeby Zuzi kupić sok jabłkowy zamiast coca-coli, dla mnie zaś zaparzył najlepszej jakości kawę.

Przyznaję, straciłam dla niego głowę

Tak pięknie opowiadał o wspólnej przyszłości, że kiedy po trzech miesiącach znajomości oświadczył mi się, z radością powiedziałam: „Tak!”. Uwiódł nawet moich rodziców i siostrę.

– Marzyłem o takiej rodzinie – wzdychał po spotkaniu z nimi.

Zrobiło się mi żal Filipa, bo już wiedziałam, że wychował się w domu dziecka i nie ma nikogo, komu by na nim zależało… Miesiąc po zaręczynach Filip wpadł na pomysł, abyśmy sprzedali swoje mieszkania i kupili jeden duży dom. Dla nas trojga i naszych dzieci, bo zamierzał mieć ich ze mną więcej. Ja szybko znalazłam kupców na moje dwupokojowe mieszkanko, jednak Filip miał pecha – zbyt mała kawalerka na obrzeżach jego miasteczka nie cieszyła się takim powodzeniem.

– Ale nie zrażajmy się! Sprzedasz mieszkanie, zatrzymasz się na chwilę u rodziców, a ja w tym czasie pozbędę się swojego problemu – tłumaczył.

Zrobiłam, jak kazał. Sprzedałam swoje lokum, zamieszkałam u rodziców, ale nim znalazł się kupiec na jego kawalerkę, Filip wyszukał dla nas piękny dom.

– Mam trochę oszczędności, resztę jakoś skombinujemy. Taka okazja często się nie zdarza, więc trzeba działać szybko, a dom jest naprawdę tani – przekonywał.

Podpisaliśmy umowę kupna

Dodatkowe pieniądze pożyczyli nam moi rodzice, którzy zresztą zawieźli mnie do notariusza, u którego podpisaliśmy z Filipem umowę kupna. Jeszcze tego samego dnia przelałam na numer konta właścicielki domu pieniądze – za mieszkanie i oszczędności całego życia rodziców. Filip nie posiadał się z radości. Mówił, że rano odebrał telefon od jakiegoś obcokrajowca, który jest zainteresowany jego mieszkaniem.

– Wkrótce zwrócę państwu wszystko z nawiązką – obiecywał, zapraszając nas na uroczysty obiad z okazji kupna domu.

– A kiedy już wyremontujemy wnętrze, urządzimy wesele!

Wieczorem jeszcze dzwonił i opowiadał, jaki jest szczęśliwy. Podobno kupiec od razu dał mu zadatek i zobowiązał się do końca tygodnia przelać pieniądze.

Jak było naprawdę, tego się nie dowiedziałam, bo Filip już do mnie nie zadzwonił. Rano napisałam do niego, ale się nie odezwał. Po południu wydzwaniałam do jego firmy, lecz dotąd uprzejma sekretarka zaczęła mnie rozłączać, więc wściekła na nią pojechałam pod adres, który widniał na wizytówce.

„Przecież mogło mu się coś stać!” – myślałam, szukając wskazanej ulicy; zamiast biurowca pod wskazanym adresem znalazłam tylko jakieś magazyny.

Stróżującemu tam mężczyźnie nic nie mówiło nazwisko ani zdjęcie mojego narzeczonego. Do mieszkania Filipa też nie udało mi się dostać. Sąsiedzi zgodnie twierdzili, że dawno nie widzieli… właścicielki kawalerki.

– Chyba wyjechała do Stanów – gdybał uroczy staruszek.

– Do jakich Stanów? Proszę pana, tu mieszka ten mężczyzna! Proszę uważnie się przyjrzeć zdjęciu, z pewnością pan go zna. To Filip… – błagałam.

Pan pokręcił głową i powiedział coś, co mnie przeraziło:

– Niestety, nie pani pierwsza dała się nabrać. To nie żaden Filip, Krzyś czy Damian, tylko łobuz wcielony. Dla swojego dobra proszę iść na policję, bo oni mają więcej takich zgłoszeń. Bardzo mi przykro – dodał na koniec.

– To musi być jakaś pomyłka – płakałam rodzicom. – Przecież Filip nigdy by tak nie postąpił! Coś musiało mu się stać. Może ten obcokrajowiec go napadł? Gdzie on jest? Musimy zgłosić jego zaginięcie na policję!

Na komisariacie okazało się, że staruszek miał rację. Nie byłam pierwszą ofiarą uwodziciela z portalu randkowego… Znudzony policjant przyjął zgłoszenie, wzdychając, że postarają się go złapać, choć mój Filip, a właściwie Marian, znowu zmienił miejsce zamieszkania.

– Ale kiedyś dopadniemy tego gagatka – pocieszył mnie.

– Kiedyś? A co z pieniędzmi moich rodziców? – krzyknęłam w rozpaczy. – Natychmiast go złapcie! – zażądałam.

– Pieniądze pani rodziców? – ożywił się policjant. – A jest pani pewna, że kupiła pani ten dom? Proszę pojechać i sprawdzić dokumenty, bo z mojego doświadczenia wynika, że pani straciła i swoje oszczędności.

Zbladłam. Na miękkich nogach pojechałam pod „mój” dom. Otworzyłam bramę i zderzyłam się postawnym panem, zza którego nóg warczał na mnie owczarek niemiecki. Zarówno on, jak i jego żona nie kryli zdumienia na wieść o tym że jestem właścicielką ich domu. Okazało się, że Filip, a właściwie Marian, sfałszował wszystkie dokumenty i wykorzystał fakt, że gospodarze wyjechali na wczasy. Pokazał mi ich dom i „kupił” go. Cała transakcja została ustawiona pode mnie. Notariusz był podstawiony, podobnie jak „sprzedająca” dom gruba blondynka. Filip przelał moje pieniądze na jedno ze swoich kont, sowicie opłacając pozostałych oszustów, którzy od dawna działali z nim w szajce.

– Ich też znamy – westchnął policjant, gdy wróciłam do niego. – Podobnie jak ten pani amant jeżdżą po całej Polsce i nabierają biedne kobiety. Ten jego notariusz ma nawet wyrok w zawiasach, więc kiedy go dopadniemy, z pewnością pójdzie siedzieć.

– I odzyskam wtedy swoje pieniądze? – zapytałam.

– No, z tym to już jest różnie, ale zawsze może pani dochodzić swoich praw w sądzie.

Wciąż mieszkam u rodziców

Od tamtej pory mija rok, a ja wciąż mieszkam u rodziców, bez nadziei na odzyskanie swoich pieniędzy. Marian vel Filip wciąż przebywa na wolności, bo policja, mimo listu gończego, nie potrafi go złapać. Podstawionego notariusza schwytano, lecz nie odbyła się jeszcze żadna z rozpraw w jego sprawie. Od adwokata wiem, że ten pan nie śmierdzi groszem i niczego nie uda mi się od niego ściągnąć. Dostanie może z pięć do ośmiu lat łączonego wyroku, ale co mi po jego więzieniu?

Jestem naiwna, samotna i biedna.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA