„Moja siostra twierdzi, że wychowałam nieudacznika i nie zatrudni Kuby u siebie. Nie rozumiem tego. Jak tak można?”

siostra twierdzi że wychowałam nieudacznika fot. Adobe Stock
Wszystko byłoby w porządku, gdyby Kuba nie miał takiego pecha w życiu. Już od kilku lat nie jest w stanie znaleźć stałej, porządnej pracy.
/ 19.12.2020 08:59
siostra twierdzi że wychowałam nieudacznika fot. Adobe Stock

Znowu pokłóciłam się z siostrą. Poszło jak zwykle o Kubusia. Normalnie świetnie się z Jolką dogadujemy, zgadzamy ze sobą. Lecz gdy tylko wspominam coś o moim jedynaku, siostra od razu się denerwuje.

A ostatnio to już szału dostała. Zupełnie tego nie rozumiem. Przecież nie chciałam od niej nic wielkiego. Prosiłam ją tylko, żeby zatrudniła go w swojej firmie. Bo on jest taki zdolny, mądry, tylko jakoś w życiu mu się nie układa.

Siostra powiedziała, że wychowałam Kubę na nieudacznika

Wiecie, co mi powiedziała? Że do tej pory milczała, ale wreszcie musi powiedzieć mi prawdę. Że Kubie nie układa się przeze mnie, że wychowałam go na maminsynka i nieudacznika… Bezczelna!

Oznajmiła mi też, że go nie zatrudni, bo w jej firmie dla takich nie ma miejsca. Bo ona potrzebuje pracownika, a nie dziecka do niańczenia. 

Oczywiście nie zamierzałam wysłuchiwać tych wszystkich bzdur. Obrażona ruszyłam do wyjścia.

Myślicie że próbowała mnie zatrzymać, przeprosić? Wręcz przeciwnie! Kiedy już stałam w drzwiach, jeszcze mi dołożyła. Powiedziała, że byłam i jestem toksyczną, bo nadopiekuńczą matką. I jeśli się nie zmienię, nie odstawię go od piersi, mój syn nigdy się nie usamodzielni. 

Walnęłam drzwiami tak mocno, że omal z futryny nie wyskoczyły. Ja – toksyczną matką?! Ona chyba zwariowała! Przecież ja wszystko robiłam i robię tylko dla jego dobra, z miłości!

Syn był moim cudem, lekarze twierdzili, że nie będę mogła mieć dzieci

Przyznaję, Kuba był moim oczkiem w głowie. Lekarze mówili mi, że raczej nie będę miała dzieci. Że potrzeba cudu, abym zaszła w ciążę.

Kiedy więc stał się cud i synek jednak przyszedł na świat, obiecałam sobie, że dam mu wszystko, co najlepsze. Był przecież moim największym skarbem, jedynym szczęściem. Jego tatuś bardzo szybko od nas odszedł. Był chyba o niego zazdrosny. Twierdził, że mały przysłonił mi świat, że on się już nie liczy...

Nawet specjalnie nie rozpaczałam z tego powodu. Wydaje mi się, że Andrzej nie nadawał się na ojca. Ważne, że regularnie przysyłał alimenty. Wysokie… Po urlopie macierzyńskim mogłam sobie pójść spokojnie na wychowawczy.

W dzieciństwie Kubuś był strasznym niejadkiem. Podsuwałam mu pod nos prawdziwe smakołyki, a on wiecznie nie i nie… Do czwartego roku życia cierpliwie karmiłam go więc łyżeczką. Był taki szczuplutki, słabiutki. Chciałam, żeby nabrał trochę ciałka.

W naszej rodzinie zawsze się mówiło, że zdrowe dziecko wygląda jak pączuś. Nigdy nie udało mi się go porządnie podtuczyć, przez co mam wyrzuty sumienia.

Teraz kiedy przychodzi do mnie na obiady, musi zjeść wszystko, co ma na talerzu. Inaczej nie pozwalam mu odejść od stołu.

W dzieciństwie ciągle chorował, choć chuchałam na niego i dmuchałam

Kiedy synek był mały, często chorował. Wystarczyło, że się trochę spocił, stanął w przeciągu, a już miał katar. Wiecznie martwiłam się o jego zdrowie.

Chuchałam na niego i dmuchałam. Dbałam o to, by zawsze było mu ciepło, żeby go nie przewiało. Dopinałam szczelnie kurteczkę, wkładałam na główkę dwie czapeczki. A i tak wiecznie siedzieliśmy u lekarzy.

Pamiętam, jak jeden powiedział kiedyś, że przegrzewam dziecko. I stąd te wieczne infekcje. Konował jeden! Nie wiedział, co mówi.

Kubuś był przecież taki delikatny, wymagał specjalnego traktowania, większej troski. I dostawał to wszystko ode mnie.

Potem, gdy już chodził do podstawówki, bałam się, czy nic mu się nie stanie. Wiadomo, jak to jest. Chłopaki biją się bez powodu, zaczepiają słabszych. A Kubuś nie był osiłkiem.

Choć mieszkaliśmy właściwie naprzeciwko szkoły, prowadziłam go na lekcje, a po pracy odbierałam ze świetlicy. Chciałam uchronić go przed złośliwymi napaściami.

Dopiero gdy poszedł do liceum, uległam jego prośbom i dałam mu trochę więcej swobody. Ale ile mnie to kosztowało! Zawsze jednak pilnowałam, żeby nie zadawał się z byle kim i od razu po lekcjach wracał do domu.

Zgodziłam się, by po lekcjach w liceum wracał sam

Po co miał chodzić na jakieś imprezy, włóczyć się z kolegami? Nic dobrego z tego nigdy nie wynika. Narkotyki, przypadkowy seks, alkohol… Nasłuchałam się o tym od koleżanek. Niejedna posiwiała przez wybryki nastoletnich dzieci.

Szczęśliwie mój synek nie był specjalnie towarzyski. Najchętniej spędzał czas we własnym pokoju przed komputerem. Nawet studia informatyczne skończył. Był jednym z najlepszych na roku! Gdy przyniósł dyplom, pękałam z dumy!

Muszę przyznać, że Kuba zawsze doceniał moje starania. Ponieważ zawsze dużo z nim rozmawiałam, nie miał przede mną żadnych tajemnic, dzielił się swoimi radościami i smutkami. Gdy miał jakieś problemy, walczyłam o niego jak lwica. Do dziś wie, że może na mnie liczyć.

Choć ma już 30 lat i mieszka sam, nadal chętnie mnie odwiedza. Tak jak mówiłam, jada u mnie obiady i twierdzi, że nikt tak dobrze nie gotuje jak ja.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby Kuba nie miał takiego pecha w życiu. Już od kilku lat nie jest w stanie znaleźć stałej, porządnej pracy.

Kuba nie miał szczęścia do pracodawców

Po studiach przyjęto go co prawda do jakiejś zagranicznej firmy, ale długo nie zagrzał w niej miejsca. Oni chcieli, żeby pracował właściwie od świtu do nocy. Coś podobnego. Przecież młody człowiek musi mieć czas na odpoczynek.

Jakub chodził wiecznie zmęczony, niewyspany. Pakowałam w niego tony witamin, a i tak wyglądał jak cień.

Sama namawiałam go, żeby się stamtąd zwolnił. W innych miejscach było podobnie. Ot, choćby ta posada informatyka w banku. W nocy potrafili go obudzić, bo coś im się tam z serwerami porobiło. Biedny Kuba… Właściwie cały czas musiał być pod telefonem. Tak przecież nie da się żyć.

Założył więc własną działalność. Był taki szczęśliwy, pełen nadziei i zapału! Jednak też mu nie wyszło. Zarabiał tak mało, że właściwie wystarczało mu tylko na spłatę długów. No to po co miał się męczyć?

Po roku zamknął firmę. Nawet go rozumiem. Człowiek musi czuć, że jego praca przynosi jakieś efekty, w przeciwnym razie szybko się zniechęca.

Syn jest bezrobotny, całymi dniami siedzi przed komputerem

Teraz już od kilku miesięcy jest bezrobotny. Zarejestrował się w urzędzie, ale zasiłek to jakieś nędzne grosze, starczają mu zaledwie na opłaty. Zresztą chyba mu go nawet zabiorą, bo nie przyjął jakiejś tam propozycji pracy. Sama bym jej nie przyjęła.

Harować za najniższą pensję? Z jego wykształceniem, umiejętnościami? Przecież to niesmaczny żart! Napisaliśmy wyjaśnienie, może to coś da…

Ja mu pomagam, jak mogę, szczęśliwie dobrze zarabiam, ale chciałabym, żeby się usamodzielnił. Tymczasem mam wrażenie, że Kuba chyba się załamał i już nie szuka pracy.

Siedzi całymi dniami przed komputerem, w rozciągniętym dresie, nieogolony. Nawet sprzątać mu się nie chce.

Gdybym nie wpadała do niego, by ogarnąć mieszkanie czy zrobić pranie, chyba zarósłby brudem.

Wychodzi z domu tylko wtedy, kiedy musi jechać do pośredniaka na obowiązkową wizytę albo gdy wybiera się do mnie na obiad. Daję mu wtedy zapas jedzenia na kilka dni. Ale zdarza się, że gdy przyjeżdżam do niego i zaglądam do lodówki, znajduję tam stare resztki sprzed tygodnia. Póki żyję, będę go wspierać. Ale co, gdy mnie zabraknie?

Może gdyby miał dziewczynę – zmobilizowałby się do działania, zaczął szukać pracy, zadbał o siebie. Ale on i w miłości nie ma, biedak, szczęścia. Miał ze trzy narzeczone – nie powiem, nawet bardzo ładne, jednak to nie były odpowiednie kandydatki na żony. Jakieś takie egoistki zajęte sobą albo karierą…

Wiem, bo każdą z nich rozmawiałam. Kuba przyprowadzał je do mnie na obiad. Wcale się więc nie martwiłam, gdy z nimi zrywał. Kuba potrzebuje ciepłej, opiekuńczej kobiety, która się nim odpowiednio zajmie, a nie zapatrzonej w siebie karierowiczki!

Ale mam wrażenie, że takich dziewczyn to już nie ma. Mój synek jest więc teraz sam, a latka lecą… Mężczyzna nie musi tak się spieszyć jak kobieta, jednak czekać też nie ma na co. Nie ukrywam, że marzę o wnukach…

Martwię się, że syn ma pecha w życiu. A że jest nieśmiały i niezaradny, nic sobie sam nie załatwi. Dopóki mogę, to mu pomagam, ale przecież się starzeję, nie będę żyć wiecznie. I co wtedy z nim będzie? Boję się też, że popadnie w depresję. Jest coraz bardziej zniechęcony… Dlatego chcę, żeby Jolka dała mu tę pracę. Miałam nadzieję, że wtedy Kuba odzyska chęć do życia. A ona odmówiła i jeszcze mi nagadała…

Kiedy od niej wyszłam, obiecałam sobie, że nigdy więcej się do niej nie odezwę. Tak niesprawiedliwie mnie potraktowała! Ale zmieniłam zdanie.

Przez kilka nocy wszystko sobie przemyślałam i doszłam do wniosku, że muszę schować dumę do kieszeni. Dla dobra swojego dziecka. Jutro znowu się do niej wybiorę. I będę błagać o pracę dla Kuby. Może tym razem się zgodzi?

Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Moi rodzice nie kwapią się, by mi pomóc przy dzieciach, ale na Święta nagle przypominają sobie o wnukach”
„Mój mąż to chole*** Piotruś Pan, który zadłużył nas dla swoich zachcianek i hazardu. Nie mam już sił”
„Siostra mojego męża to zazdrosna jędza. Postanowiła zatruwać mi życie, bo jej zdaniem nie jestem wystarczająco dobra”

Redakcja poleca

REKLAMA