Z życia wzięte - prawdziwa historia o kłótniach w przyjaźni

Z życia wzięte fot. Fotolia
Podobno gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Ale chyba tylko wtedy, gdy trzyma się od tej bójki z daleka.
/ 02.10.2014 06:58
Z życia wzięte fot. Fotolia
Przyjaźnię się Joaśką i Emilką od najmłodszych lat. Wychowałyśmy się na tym samym osiedlu. Razem chodziłyśmy do podstawówki i gimnazjum. Potem każda z nas poszła w swoją stronę, lecz nasza przyjaźń przetrwała. Często dzwoniłyśmy do siebie, czasem wszystkie spotykałyśmy się na pogaduchy, a podczas wakacji zawsze starałyśmy się gdzieś razem wyskoczyć. Chociaż na kilka dni…

W tym roku jednak one pojechały tylko we dwie. Niestety, nie mogłam do nich dołączyć, bo musiałam odbębnić praktyki. Studiuję archeologię i przez dwa wakacyjne miesiące ryłam w ziemi na Kaszubach w poszukiwaniu skarbów z epoki kamienia łupanego. Namęczyłam się okrutnie. Pocieszało mnie tylko to, że chociaż moje przyjaciółki odpoczywały i świetnie się bawiły. Tymczasem okazało się, że one się… pokłóciły. I to całkiem na serio.

Sprawa wyszła na jaw podczas pierwszego spotkania po wakacjach. Zamiast dzielić się ze mną wrażeniami, dziewczyny siedziały naburmuszone. A jak się już odezwały, to spierały się o głupoty. W dodatku złośliwym tonem. Nigdy dotąd tak się nie zachowywały! Oczywiście próbowałam dociec, co się stało. Żadna z nich otwarcie o tym nie powiedziała, ale wywnioskowałam, że poszło o jakiegoś chłopaka, którego poznały na plaży. Aśka zaczęła się z nim spotykać, jednak on po kilku dniach stracił na to ochotę. I chyba stwierdził, że woli umawiać się z Emilką. Z tych randek też nic nie wyszło – gostek okazał się w sumie mało interesujący. Jednak po tym wszystkim dziewczyny miały do siebie pretensje. Czułam, że ich przyjaźń wisi na włosku.

Cały ten konflikt był dla mnie niezrozumiały i, prawdę mówiąc, głupi. Jak można boczyć się na siebie z powodu idioty, którego i tak żadna z nich już więcej nie zobaczy?! Próbowałam więc podczas naszych spotkań jakoś rozwiązać ten problem. Jednak one, mimo nalegań, nie chciały o tym mówić. Gdy tylko zaczynałam temat, milkły i spoglądały wrogo. Nie tylko na siebie – również na mnie. Po pewnym czasie doszło nawet do tego, że w ogóle przestałyśmy się spotykać w trójkę. Gdy proponowałam na przykład wspólne wyjście do klubu, każda z nich pytała, czy będzie ta druga… Jak słyszały, że tak – wykręcały się od spotkania pod byłe pretekstem.

Nie umiałam się z tym pogodzić. Nie chciałam stracić przyjaciółek! Postanowiłam pogadać z każdą z nich osobno. Wypytałam Emilkę, o co tak naprawdę ma żal do Aśki. Ta powiedziała, że Joanna oskarżyła ją o odbicie tego chłopaka, a przecież to nie jej wina, że to ona mu się bardziej spodobała! Pobiegłam więc do Aśki i wytłumaczyłam jej, że Emilka nie działała celowo… Krążyłam tak między nimi jeszcze kilka razy, przekazując im wyjaśnienia i zarzuty drugiej strony. Co prawda każda z nich mówiła, że opowiada mi to w wielkiej tajemnicy, ale uznałam, że mam prawo co nieco zdradzić. Przecież działałam w dobrej wierze. Chciałam, żeby się pogodziły! Oczywiście nie wyjawiałam wszystkich sekretów. Mówiłam tylko to, co mogło wpłynąć na zmianę ich zachowania. I owszem, wpłynęło, lecz zupełnie nie tak, jak to sobie zaplanowałam. Bo teraz obie mają do mnie pretensje.

Tydzień temu spotkały się przypadkiem na mieście i postanowiły sobie wszystko wyjaśnić. Przegadały cały wieczór. Doszły do wniosku, że ten chłopak nic dla nich nie znaczył, więc nie ma sensu się spierać. Tamtego wieczoru wybaczyły więc sobie i… obraziły się na mnie. Bo facet nie był jedynym tematem rozmowy. Drugim byłam ja. Dziewczyny zorientowały się, że biegałam od jednej do drugiej, przekazywałam, co mi mówiły, i bardzo się na mnie zdenerwowały. Zaprosiły mnie następnego dnia i wygarnęły, co o mnie myślą.

Nie uwierzycie, czego się o sobie dowiedziałam… Obie stwierdziły kategorycznie, że niepotrzebnie się wtrącałam. I że jestem nadgorliwa. Każdą zdradziłam, więc straciły do mnie zaufanie. Na koniec zakomunikowały mi, że przez jakiś czas nie będą się ze mną spotykać, bo muszą wszystko przemyśleć. Ależ się wtedy wkurzyłam! Nie próbowałam się im nawet tłumaczyć, bo i z czego? Nie czułam się winna. Spodziewałam się, że będą mi wdzięczne, a tu pretensje! Chciałam przecież tylko im pomóc, wyjaśnić sytuację, pogodzić je ze sobą. Zrobiłam to, żeby ratować naszą przyjaźń! A one czym mi odpłaciły…?  Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak skrzywdzona.

Aśka i Emilka się nie odzywają. Łapię się na tym, że za nimi tęsknię. Brakuje mi naszych spotkań. Kilka razy chciałam nawet do nich zadzwonić, ale rezygnowałam. Przecież chciałam dobrze…

Zosia L., lat 22

Redakcja poleca

REKLAMA