„To ja oświadczyłam się swojemu chłopakowi. Gdybym czekała na jego krok, umarłabym jako stara panna”

Pierścionek zaręczynowy fot. Adobe Stock
Czekałam i czekałam, a on nic. Chciałam ślubu i dzieci, więc musiałam przejąć inicjatywę.
/ 15.12.2020 06:58
Pierścionek zaręczynowy fot. Adobe Stock

Zazwyczaj to starsze siostry wychodzą za mąż przed młodszymi. Tak się przyjęło i tak być powinno. Chyba dlatego założyłam, że i w wypadku naszej trójki tak będzie. Wprawdzie Ula, młodsza ode mnie o rok, wzięła ślub jeszcze na studiach, ale to uznałam za fanaberię naszej rodzinnej artystki. Kiedy jednak Agata, młodsza o pięć lat, pokazała mi pierścionek zaręczynowy, poczułam, że moje poczucie własnej wartości leci na łeb, na szyję.

Może to głupie i dziecinne, lecz odmówiłam bycia jej druhną. Nie chciałam, żeby wszyscy na mnie patrzyli i myśleli, jaka to jestem biedna i poszkodowana, bo po raz drugi staję przed ołtarzem wyłącznie w charakterze świadka.
– Zwariowałaś do reszty, dziewczyno? A kto niby by tak pomyślał? – Ula popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
– Wszyscy, którzy wiedzą, że jestem najstarszą siostrą, a wciąż jeszcze stanu wolnego! – prychnęłam ze złością.
– Przesadzasz, czasy się zmieniły…
Ula chciała jeszcze coś dodać, ale maleństwo kopnęło ją pod żebra i zajęła się masowaniem gigantycznego brzucha.

Rodzina nie dawała mi spokoju

Denerwowały mnie ciągłe docinki ze strony rodziny. W końcu druhną Agaty została nasza kuzynka Patrycja, a na mnie na początku wesela nikt zbytnio nie zwracał uwagi, co przyjęłam z niewysłowioną ulgą. Okazało się jednak, że przedwczesną.
– Proszę, proszę! – wkrótce z tłumu gości wyłowiła mnie ciocia Zosia i zaczęła z upodobaniem komentować moją „samotność”. – Nasza Ula ma już męża i córeczkę, Agatka właśnie dołączyła do grona mężatek, tylko Karusi jakoś niespieszno do zakładania rodziny!

Gdyby ktoś miał wątpliwości, Karusia to ja. Tak naprawdę Karina, co jeszcze jakoś pasuje do 36-letniej konsultantki w salonie meblowym, ale Karusia brzmi okropnie. To zdrobnienie tylko podkreśla, że w oczach mojej rodziny wciąż jestem niedojrzałą dziewczynką.
– Bo nasza Karusia przebiera w chłopakach jak w ulęgałkach, cha, cha! – roześmiał się wujek Janusz. – Oj, uważaj, panna, żebyś nie przebrała! Żebyś za kanarka wróbla nie dostała! – dorzucił rubasznie, szturchając mnie w ramię.

Poczułam, że się czerwienię i specjalnie zagryzłam język aż do bólu, co podobno pomaga nieco zblednąć.
– To ty jesteś singielką? – zainteresowała się kuzynka, której nie widziałam, odkąd zsikała się w majtki na placu zabaw, a ja pożyczyłam jej spódniczkę, żeby mogła bez wstydu dojść do domu. – Myślałam, że już kogoś znalazłaś…
– Nie znalazłam, bo nie zadowalam się byle czym i potrafię poradzić sobie bez mężczyzny u boku – warknęłam do niej, bo ciotce raczej nie wypadało odpyskować. – A teraz wybaczcie, idę dopilnować, żeby tort wjechał na czas.

I oddaliłam się z godnością, na jaką w tej sytuacji było mnie stać. Za wszelką cenę chciałam pokazać, że w nosie mam te ich docinki, i chyba mi się udało. Dopiero w kuchni, korzystając z samotności, pozwoliłam sobie na łzy.

Fakt, nie miałam męża, narzeczonego ani nawet przyjaciela do łóżka. Dużo pracowałam, bo oszczędzałam na własne mieszkanie, praktycznie nie chodziłam na imprezy ani do miejsc, gdzie spotykają się ludzie, i miałam niewielu znajomych. I skąd tu wziąć chłopaka? Już po weselu z pomocą przyszła mi najmłodsza siostra.

Bo biorąc ślub ze swoim ukochanym Igorem, w pewnym sensie wzięła go też z jego rodziną. A że Igor miał siódemkę rodzeństwa, a przy okazji kuzynów tylu, że nie potrafił ich wymienić – Agata wkrótce znalazła mi idealnego, jej zdaniem, kandydata.

Siostra znalazła mi faceta

– Ma na imię Mariusz i jest synem z pierwszego małżeństwa siostry ciotecznej mamy Igora. Moim zdaniem jest superfacetem dla ciebie! Przystojny, wysportowany, ma dobrą pracę i podobno nieźle gotuje – zachwalała go.

– Aha… – spojrzałam na nią uważnie, szukając podstępu. – To powiedz mi, co w takim razie jest z nim nie tak? Skoro jest taki super, to chyba powinien już kogoś znaleźć, co nie? Wolni faceci przed czterdziestką są zawsze podejrzani.

– A co jest z tobą nie tak? – odparowała. – No dobra, powiem ci. Więc Igor mówi, że Mariusz jest… hm… chorobliwie nieśmiały. Ale skoro już o tym wiesz, to po prostu przejmiesz inicjatywę i na pewno wszystko pójdzie dobrze.

Zrobiłam minę, jakbym godziła się na wielkie poświęcenie, choć tak naprawdę cieszyłam się, że siostra mnie z kimś umówiła.

[CMS)PAGE_BREAK]

Mariusz rzeczywiście okazał się fajny i faktycznie był nieśmiały. Gdybym nie wiedziała o tej jego „dolegliwości”, pewnie uznałabym, że kompletnie się mną nie zainteresował, lecz na szczęście na koniec tej randki w ciemno zapytałam:
– Masz ochotę jeszcze kiedyś się spotkać? Bo ja świetnie się bawiłam.
– Tttak – wyjąkał spłoszony. – Ja też, bardzo. Może byśmy poszli nad… rzekę? Nie, nie… to głupi pomysł. Pewnie nie lubisz chodzić po błocie… W końcu pogoda taka… przepraszam…
– Bardzo lubię spacerować nad rzeką – zapewniłam go. – Czyli co? W sobotę? – trochę głupio się czułam, przejmując inicjatywę, jednak miałam wrażenie, że inaczej nigdy więcej się nie spotkamy.
– Super! – spojrzał na mnie z prawdziwą wdzięcznością. – To do soboty.
I tak to się zaczęło.

Jego nieśmiałość była chorobliwa

Przez pierwszy miesiąc musiałam dosłownie dopraszać się u niego o randki i wszystko organizować sama, ale było warto. Mariusz był niesamowicie inteligentnym mężczyzną. Kiedy już zapomniał o swojej nieśmiałości, potrafił z wielką pasją opowiadać o podróżach do Afryki (był weterynarzem i kiedyś pracował w ośrodku dla osieroconych słoniątek), miał rozległą wiedzę z dziedziny muzyki i filmu, a jego ironiczne komentarze na temat polityki czy celebrytów bawiły mnie do łez.

Mieliśmy już za sobą pierwsze pocałunki i nieśmiałe pieszczoty, kiedy odważył się przede mną otworzyć. Była wiosna, siedzieliśmy na ławce w parku. Trzymał głowę na moich kolanach i mówił do mnie z zamkniętymi oczami:
– Kiedy Agata umówiła mnie z tobą, pomyślałem… Wiem, że to idiotyczne… ale miałem nadzieję, że będziesz brzydka i zakompleksiona… No wiesz, żebym się nie bał zaproponować ci kolejnej randki. A potem cię zobaczyłem i z miejsca byłem pewien, że taka kobieta jak ty w życiu nie zainteresuje się takim kretynem jak ja…
– Fakt, byłeś kretynem – pogłaskałam go z czułością po głowie – że tak pomyślałeś! Przez całe spotkanie dawałam ci sygnały, że bardzo mi się podobasz. Ale gdybym nie zaproponowała spotkania, więcej byśmy się nie zobaczyli, co?
– Nawet nie wiesz, jak strasznie chciałem ci powiedzieć, że dobrze się bawię i chcę to powtórzyć! – otworzył oczy i złapał moją rękę. – Ale nie mogłem… To jest jak choroba… ta nieśmiałość…

Przycisnął moją dłoń do ust, a ja poczułam wdzięczność wobec siostry, że mnie uprzedziła o tej „chorobie”. Dzięki temu miałam cudownego faceta i, choć często musiałam pierwsza zaczynać różne sprawy, było mi z nim dobrze.

Mówiąc „różne sprawy”, mam też na myśli łóżkowe igraszki. No cóż, nigdy nie uważałam się za boginię seksu, jednak przyznam, że przy Mariuszu moja inwencja rozkwitła. Na szczęście podchodził entuzjastycznie do każdej mojej propozycji, więc i tu po pewnym czasie zaczęło nam się układać coraz lepiej.

– No pięknie – powiedziała raz mama, kiedy Mariusz już oficjalnie występował na rodzinnych przyjęciach jako mój chłopak. – Ale skoro on jest taki nieśmiały, to jak zamierza się oświadczyć?
– No cóż, pewnie to Karina oświadczy się jemu i tyle! – zaśmiała się Agata, bujając w ramionach swojego niedawno narodzonego synka.
Ani trochę nie spodobał mi się ten żart. Zamierzałam poczekać.

Chciałam już ślubu

Okazało się jednak, że z tym czasem nie jest do końca tak różowo. W wieku 37 lat kobiecie zaczyna się naprawdę spieszyć do małżeństwa, dzieci i stabilizacji. Nie pomagały mi też obrazki z życia moich sióstr – Ula miała już drugie dziecko, Agata też planowała kolejne. Ale postanowiłam być twarda. To Mariusz miał mnie poprosić o rękę. Ja tylko rzucałam luźne sugestie na temat welonów, obrączek i ślubnego fotografa.

Zrobiłam naprawdę wszystko, żeby mój chłopak w końcu kupił ten cholerny pierścionek, ukląkł przede mną i wypowiedział magiczne słowa: „Zostań moją żoną.” W końcu sypiałam z tym człowiekiem, więc mógłby już skończyć z tą durną nieśmiałością!

Pewnego dnia Ula i jej mąż Przemek zaprosili nas do siebie na grilla za miasto. Ucieszyłam się, bo bardzo lubiłam rodzinę Uli, a szczególnie jej córki. Młodsza, Zuzia, miała już pół roku. Za każdym razem, kiedy u nich byliśmy, paradowałam z nią na rękach tuż przed nosem Mariusza, żeby zobaczył, jak bardzo do twarzy mi z dzieckiem.
– Zuzia śpi – gdy przyjechaliśmy, Ula wzięła ode mnie zgrzewkę piwa i wskazała wzrokiem okno na piętrze.
– Nie musisz z nią siedzieć? A co, jak się obudzi? – zdziwiłam się.
– Noszę ze sobą wszędzie elektroniczną nianię – pokazała mi coś, co wyglądało jak słuchawka od telefonu bezprzewodowego. – Jak tylko odbiornik wyłapie jakiś dźwięk w pokoju na górze, niania się włączy się i będę wszystko słyszeć.

„Nie musiałaby mi tego tłumaczyć, gdybym miała już własne dziecko, jak Pan Bóg przykazał” – pomyślałam gorzko i powlokłam się w stronę pasiastego parasola ogrodowego. Mariusz wysiadł z samochodu, uściskał Ulę i pomknął witać się z przyszłymi szwagrami i innymi gośćmi. Zauważyłam, że od rana był jakiś dziwny, jakby coś przede mną ukrywał. „Pewnie chcą się wyrwać na jakiś mecz” – pomyślałam, obserwując jak Przemek, Igor i Mariusz szepczą o czymś konspiracyjnie, pochyleni ku sobie.

Tego dnia bawiłam się całkiem dobrze. Mięso było kruche, kiełbaski chrupiące, a rozmowy przy stole ożywione. W pewnym momencie tuż obok mojego ucha rozległ się płacz dziecka. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Wszędzie sami dorośli, a przecież gdzieś wyraźnie płakało dziecko!
– O, Zuzia się obudziła – Ula, siedząca obok, wyciągnęła z kieszeni elektroniczną nianię i postawiła ją obok mojego talerza, po czym wbiegła do domu. Chwyciłam urządzenie i po chwili usłyszałam, jak siostra przemawia do córeczki, kiedy już weszła do sypialni.
– Mój skarbeczek już się zbudził! Chodź do mamusi, słoneczko!

Przejęłam inicjatywę

Wyraźnie słyszałam każde słowo. Potem krótkofalówka umilkła, a w drzwiach pojawiła się Ula z rozespaną Zuzią. Nie przeoczyłam okazji, żeby pobawić się z malutką i pozostałymi dziećmi. Starałam się nawet wciągnąć do zabawy Mariusza, ale był dziwnie spięty. Właściwie to prawie się do mnie nie odzywał, przez cały czas intensywnie nad czymś rozmyślając. Trochę mnie to rozzłościło, bo nie dość, że nie spieszyło mu się do ślubu, to jeszcze całkiem mnie ignorował na rodzinnym grillu!

Syknęłam coś do niego i postanowiłam, że jeśli nie poprosi mnie o rękę do naszej rocznicy poznania się, to z nim zerwę. W końcu przecież ja nie młodnieję, a on najwyraźniej nie ma, jak to subtelnie ujął mój tato, „jaj do oświadczyn”! Byłam tak zajęta rozmyślaniem nad tym, jak bardzo jestem sfrustrowana, że nawet nie zauważyłam, kiedy Mariusz zniknął mi z pola widzenia. Powoli robiło się ciemno i chciałam go szybko znaleźć, żeby już wracać do domu.
– Nie wiesz, gdzie są chłopcy? – złapałam Ulę za rękaw.
– Widziałam, jak we trzech naradzali się w rogu ogrodu, ale to było z godzinę temu – odparła, wycierając umorusaną buzię swojej starszej córce. – Potem gdzieś zniknęli. Może są w domu…
– No jasne – mruknęłam naburmuszona. – Typowa męska sztuczka: zniknąć, kiedy trzeba posprzątać po imprezie.

Ciągle rozdrażniona składałam właśnie leżaki, kiedy usłyszałam głos Igora. Zatrzymałam się zdumiona na środku ogrodu, bo byłam tam zupełnie sama. dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że głos dobywa się z elektronicznej niani, którą wcześniej odruchowo schowałam do kieszeni bluzy.
– Dobra, stary, dajesz! – rozkazał komuś Igor. – Zaczynamy zabawę.
– To ja będę nią – włączył się Przemek. – No, nie rób takiej przerażonej miny, chłopie. Każdy z nas przez to przechodził i jakoś żyje!

Zastanowiłam się, kogo oni tak strofują. Po chwili zagadka się wyjaśniła.
– No więc… ekhem… Taaak… No więc ja… yyy… – z trudem rozpoznałam drżący głos Mariusza.
– Nie, stary! Nie, nie i jeszcze raz nie! – zawibrował karcący głos Przemka.
– Zbierz się do kupy i przestań jąkać!
– No! – ponaglił Igor. – Dajesz!
– Dobra – Mariusz wyraźnie nabrał powietrza, a ja wpatrzyłam się w słuchawkę niani z pożądliwą ciekawością.

Co tam się dzieje? Co oni, u diabła, wyprawiają? Do czego namawiają mojego biednego, przestraszonego chłopaka?!
– Czy ty… Karino… zgodzisz się… Nie, nie mogę! Nie dam rady!
– Ogarnij się! Od tego się nie umiera! – Igor był wyraźnie zniecierpliwiony.
– Nie przeskoczę tego – głos Mariusza się załamał, a ja poczułam, że kraje mi się serce. – Nie rozumiecie, jak to jest. Świadomość, że ona może odmówić, mnie kompletnie paraliżuje. Czuję tak potworny strach, jakby ktoś mierzył mi w głowę z pistoletu. Nie, po prostu nie dam dzisiaj rady oświadczyć się Karince…

I wtedy zrozumiałam. Nie, nie to, że Mariusz trenuje w sypialni Zuzki oświadczyny, a moi szwagrowie usiłują mu pomóc – to dotarło do mnie w dwie sekundy. Teraz pojęłam, że oczekiwanie od niego, żeby przełamał nieśmiałość, która pewnie była związana z jakąś bardzo poważną nerwicą, to z mojej strony próżność i egoizm…

Bo przecież cóż to za różnica, czy wypowie te słowa, czy nie? Najważniejsze jest to, że mnie kocha i chce ze mną być już do końca życia. Że czuje to samo co ja. Wreszcie to zrozumiałam i w jednej chwili podjęłam decyzję. Ruszyłam się z miejsca, szybko wbiegłam do domu i pomknęłam po schodach na górę.
– Mariusz! – krzyknęłam, wpadając zdyszana do pokoju. – Mariusz!

Wszyscy trzej panowie spojrzeli na mnie jak uczniowie przyłapani na paleniu papierosów za szkołą. Mój chłopak klęczał na środku pokoiku z malutkim aksamitnym pudełeczkiem w wyciągniętej ręce, a Przemek stał przed nim, rzeczywiście odgrywając mnie.
– Karinko… Co ty tu…
– Cicho! – mało delikatnie odepchnęłam Przemka i poderwałam Mariusza z kolan.
– Posłuchaj mnie – wzięłam go za obie ręce i na oczach zszokowanych szwagrów jednym tchem wypowiedziałam następujące słowa: – Chcę być twoją żoną. Bardzo! Weźmy ślub i miejmy gromadkę dzieci! Kocham cię i mam głęboko gdzieś, że to mężczyzna powinien się oświadczyć. A więc, Mariusz, czy ożenisz się ze mną? Zapewne gdyby Igor nie kopnął go dyskretnie w łydkę, mój zbaraniały chłopak do dzisiaj nie wydusiłby z siebie słowa „Tak”. Na szczęście to zrobił…

Chwilę później miałam już na palcu pierścionek, a w oczach łzy. Mariusz zresztą też był bardzo wzruszony! Chłopcy ulotnili się dyskretnie, a my przytuliliśmy się do siebie z całej siły. Dzisiaj jestem już szczęśliwą żoną i mamą.

Zaakceptowałam fakt, że mój mąż jąka się i niemal dusi, kiedy ma się odezwać do kogoś obcego, a o wiele rzeczy nie umie poprosić nawet mnie, bo paraliżuje go strach przed odmową. Zrozumiałam także, że kiedy się kogoś kocha, to nie oczekuje się od niego tego, co jest ponad jego siły. Zwłaszcza w imię jakichś durnych konwenansów. A nieśmiałość to naprawdę nie jest najgorsza z możliwych wad, prawda?

Zobacz więcej prawdziwych historii:
Myślałam, że widzi we mnie kogoś więcej, niż tylko grubaskę...
Ukrywam przed narzeczoną, że rozbieram się za pieniądze
Była dziewczyna mojego faceta mieszka z nami, bo musimy się nią opiekować
Miałam 32 lata, a matka decydowała w co mam się ubrać i kiedy iść spać
Nie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Od tego tylko krok do niewoli

Redakcja poleca

REKLAMA