„Ukochany zostawił mnie, bo byłam zbyt bogata. Nie mógł znieść myśli, że zmarnuje sobie przy mnie życie”

zostawił mnie dla mojego dobra fot. Adobe Stock
„- To nie ma sensu, Lenko… – pisał Krzysztof. – Z nas nic nie będzie. Poznałem kogoś, nie chcę gonić za mrzonkami. Wybacz, jeśli to cię zabolało, ale nie mogłem postąpić inaczej. Co miałam zrobić? Żyłam własnym życiem, ale nigdy o nim nie zapomniałam”.
/ 03.12.2021 17:00
zostawił mnie dla mojego dobra fot. Adobe Stock

Znudzona gapiłam się przez okno. Znów zatęskniłam za swoim małym, może trochę nudnym, ale za to spokojnym miasteczkiem. W tym dużym znalazłam się przez przypadek. Kiedy byłam w klasie maturalnej naszego liceum, rodzice oświadczyli mi, że powinnam studiować na dobrej uczelni. Siostra mamy mieszkała właśnie w Gdańsku i zgodziła się przyjąć mnie pod swój dach. Nigdy nie miałam kłopotów z nauką, więc bez problemu dostałam się na studia, ale żal mi było opuszczać rodzinne strony.

– Jeszcze kiedyś nam za to podziękujesz, Lenko – stwierdzili rodzice. – Nie możemy pozwolić, żebyś zmarnowała sobie życie w tej dziurze.

Kochałam go, ale musiałam posłuchać rodziców

Najgorzej zniosłam rozstanie z Krzysztofem. Był ważniejszy niż moja przyszłość czy jakaś tam kariera. Jednak moi rodzice bali się, że zbyt szybko wyjdę za mąż i nawet nie skończę studiów, a w związku z tym moja świetlana przyszłość stanie pod znakiem zapytania.

Bo Krzyś w dodatku pochodził z biednej rodziny. Stracił ojca, gdy miał 14 lat, więc musiał pomagać matce przy młodszym rodzeństwie. O studiach mógł tylko pomarzyć, choć był zdolniejszy ode mnie. Po maturze zaczął pracę w jedynej dużej firmie w naszym miasteczku.

Kochałam go do szaleństwa, ale musiałam posłuchać rodziców. Nigdy by mi nie wybaczyli, że ich zawiodłam.

– Nie jestem dla ciebie odpowiedni – kiedyś stwierdził z goryczą Krzyś.
– Nie mów takich bzdur! Jesteś wspaniały, kochany, rozumiesz? – przerwałam mu. – Zobaczysz, przetrwamy tę rozłąkę.
– To całe pięć lat… A potem co będziesz tutaj robiła? Lepiej, żeby każde z nas żyło po swojemu.
– Przestań! Chcesz tak po prostu odpuścić i zrezygnować ze mnie? – zirytowałam się, ale łzy cisnęły mi się do oczu. – Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci to!

Byłam o tym absolutnie przekonana. Dokładnie tydzień później pojechałam do Gdańska, zamieszkałam u ciotki i zaczęłam nowe życie. Ciocia była osobą samotną, we dwie zajmowałyśmy trzypokojowe mieszkanie w starej dzielnicy Gdańska. Nie mogłam narzekać, chciała mi nieba przychylić. Ale ja wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do zgiełku miasta.

Przez pierwsze miesiące pisaliśmy do siebie z Krzysiem niemal codziennie i równie często rozmawialiśmy przez telefon. Później trochę rzadziej, aż któregoś wieczoru odebrałam od niego lakoniczną wiadomość, że między nami wszystko skończone. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, ledwie mogłam odczytać maila do końca.

„To nie ma sensu, Lenko… – pisał Krzysztof. – Z nas nic nie będzie. Poznałem kogoś, nie chcę gonić za mrzonkami. Wybacz, jeśli to cię zabolało, ale nie mogłem postąpić inaczej”.

Wpatrywałam się tępo w ekran laptopa i nie mogłam uwierzyć, że mój ukochany zerwał ze mną w tak brutalny sposób. „Minęło pół roku, a on już ma inną? Jak mógł o mnie tak szybko zapomnieć? A może nigdy mnie nie kochał? Okazał się niedojrzałym szczeniakiem!” – z trzaskiem zamknęłam klapę komputera.

Tylko co oni powiedzą na moją decyzję?

Długo walczyłam ze swoimi uczuciami, ale pomimo bólu i rozczarowania, jakie sprawił mi Krzysztof, wciąż go kochałam. Koledzy z roku wydawali mi się niedojrzali, nadęci i pyszałkowaci. Wprawdzie parę razy umówiłam się na randki, ale nic z tego nie wyszło. Ja ich nie rozumiałam ani oni mnie. Dałam więc sobie z nimi spokój, zajęłam się nauką.

Po studiach znalazłam pracę. Chciałam zostać w Gdańsku jeszcze rok, dwa. Tak się złożyło, że w tym samym czasie ciocia Alina poważnie zachorowała, musiałam więc jej doglądać. Ale gdy po półrocznej chorobie poczuła się lepiej, zwolniłam się z pracy i wróciłam do domu. Nic mnie już w Gdańsku nie trzymało.

– Nic nie mówiłaś, Lenko, że przyjeżdżasz w odwiedziny – uściskała mnie mama. – Przygotowałabym jakiś uroczysty obiad, upiekłabym ciasto…
– Nie trzeba, mamo – przytuliłam ją do siebie. – Ja już tu zostanę.
– Naprawdę? – zdziwiła się. – Myślałam, że wielkie miasto cię zmieni, że nie będziesz chciała do nas wrócić. Bo tam są ciekawi ludzie, ciekawe życie…
– Ale ja nigdy nie  chciałam wyjeżdżać – wykrzyknęłam. – To wyście ułożyli sobie w głowach plan na moje życie! Teraz jednak będę żyć po swojemu.
– Ale co z twoją pracą?

– Mam zamiar rozkręcić własną działalność – tłumaczyłam jej. – Będę prowadziła rozliczenia finansowe różnych firm. Podatki, księgowość i takie tam. Mogę to robić w domu. Najważniejsze, żeby znaleźć dobre zlecenia, a potem pójdzie jak po maśle. Na pewno mi się uda.

– Skoro tak mówisz, to bardzo się cieszę – odparła mama.

Ojciec, ku mojemu zaskoczeniu, także wydawał się zadowolony z mojej decyzji. W końcu byłam ich jedynym dzieckiem.

– Jesteś już dorosła – rzucił. – Rób tak, jak uważasz za stosowne…

Pomyślałam, że wreszcie poszli po rozum do głowy… O dziwo, z pozyskaniem zleceń faktycznie nie miałam większych problemów. W dobie Internetu wszystko jest możliwe. Wystarczyło tylko wyznaczyć sobie nową drogę i jej się trzymać!

Pomyślałam, że jeżeli Krzyś i ja jesteśmy sobie pisani…

Wkrótce na dobre zadomowiłam się w naszym miasteczku. Kiedy zmęczona ślęczeniem przy komputerze szłam z psem do lasu lub nad rzekę, czułam, jak rozpiera mnie radość. Nie potrzebowałam nowego auta, przestrzennego mieszkania czy świateł wielkiego miasta. Wystarczyły mi piękne widoki i uśmiechnięte twarze rodziców.

Do pełni szczęścia brakowało mi tylko Krzysia. Od znajomych wiedziałam, że wciąż jest samotny, ale nie chciałam się narzucać. Pomyślałam, że jeżeli jesteśmy sobie pisani, spotkamy się pewnego dnia.
I tak się stało. Któregoś popołudnia, kiedy zmierzałam w kierunku rzeki, zobaczyłam Krzyśka. Prawie zapomniałam, jaki z niego przystojniak. Nie widzieliśmy się przecież siedem lat. Od tamtego czasu zmężniał, wyostrzyły mu się rysy twarzy. Jednak uśmiech wciąż miał ten sam.

– Lenka… – powiedział na powitanie.
– Słyszałem, że wróciłaś i że często przychodzisz nad rzekę, na nasze miejsce.
– Wróciłam do domu. Nie pamiętasz? Zawsze powtarzałam, że tak będzie.

Znowu zaczęliśmy się spotykać. Okazało się, że Krzysztof nie był z nikim związany. Miewał przedtem jakieś dziewczyny, lecz z żadną nie pozostał na dłużej.

– Nigdy o tobie nie zapomniałem, Lenko – wyznał mi niedawno. – Napisałem wtedy tego maila, bo nie wierzyłem, że nasza miłość przetrwa…

Wymyślił głupią historię o jakiejś dziewczynie, bo nie chciał mi zawadzać!
– Wątpiłem w to, że wrócisz – ciągnął, patrząc na mnie przepraszająco. – Wybacz, że tak cię skrzywdziłem. Głupio zrobiłem! Nie myślałem, co ty będziesz przeżywać.
– Masz rację, byłeś głupi jak but – zaśmiałam się. – Inaczej nigdy byś we mnie nie zwątpił. Strasznie mnie zraniłeś. Przez lata próbowałam o tobie zapomnieć…
– I udało ci się? – zapytał.
– Dobrze wiesz, że nie. Nikt nie mógł się z tobą równać – stwierdziłam.

Wziął mnie w ramiona. Moim ciałem wstrząsnęły rozkoszne dreszcze. Obudziła się uśpiona namiętność! Poczułam, jak ogrania mnie radość i spokój. Nareszcie miałam wszystko, czego pragnęłam. Wiedziałam, że nikt i nic nam nie przeszkodzi, żebyśmy znowu byli razem.

– Już nigdy cię nie zawiodę – wyszeptał Krzyś, gdy na chwilę przestaliśmy się całować. – Jak dobrze, że wróciłaś. To była długa droga do domu, kochanie.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Przyłapałam teściową na myszkowaniu w moim domu
Uciekłam sprzed ołtarza, bo zakochałam się w świadku
Po 7 latach uznałam, że duszę się w luksusie
Pojechałam z koleżankami do Hiszpanii, zarobić na wesele
Kilka lat temu usłyszałam wyrok. Mam HIV

Redakcja poleca

REKLAMA