jak wygląda wasz "ATAK nerwicy"?

napisał/a: violka3 2010-10-24 00:08
Ja miewam dwa rodzaje ataków-jeden nazwijmy to sercowy a drugi szyjny.
Przy sercowym często dzieje się to w nocy,budzi mnie kołatanie,pojawiają się duszności,problemy z oddychaniem ,suchość w ustach ,oczywiście przeświadczenie,że umieram,że to zawał. Czasem w dzień nagle dostaję silnego skurczu serca, rozpiera mnie w klatce, czasem drętwieje ręka. Ostatnio zwykły Validol mi b.pomaga.
Częściej ostatnio miewam szyjne objawy-totalne zdrętwienie, zesztywnienie na kamień,zatkanie uszu (tak jak np przy jeździe w górach samochodem) ale trwa to czasem kilka godzin a nieraz i cały dzień-nie do wytrzymania, bóle głowy . Najczęściej miewam to po kilku godzinach siedzenia w pracy,gdzie następuje po pierwsze zmęczenie materiału a po drugie stres z pracy się odbija.
Gorzej tak jak dziś -obudził mnie ból rano, nie mogłam wstać z łóżka,od razu zawroty , ból głowy a po pewnym czasie wrażenie,że tracę świadomość, drażniły mnie wszystkie głośne dźwięki,ostre światło- po prostu koszmar.
Wyszłam na dwór ale czułam się jak w jakimś Matrixie. Po południu zwątpiłam i wzięłam Afobam-jak ręką odjął.
Nienawidzę nerwicy.
Też mam 30-parę lat, dobrego męża ,pracę i wspaniałe dziecko.
napisał/a: konachan 2010-10-24 01:07
Od mojego ostatniego ataku minął ponad tydzień i mogę powiedzieć ze minione dni mam wyłączone z życiorysu.
Zaczyna się zwykle parę h po przebudzeniu, drętwieje mi górna szczęka. Potem łapię się na tym, że nie mogę usiedzieć w miejscu, skoncentrować się na niczym. Do tego kłucie w sercu, czasem po prawej stronie klatki piersiowej ból przedramienia i najbardziej uciążliwe - ból uszu (jak przy zmianie ciśnienia). To wszystko nie jest jakieś 'nie do zniesienia' - po prostu strasznie męczące, nie ustępuje dopóki nie zasnę i nie pozwala mi na jakiekolwiek działanie. Czasami tylko miewam to uczucie 'zaraz zemdleję', ale potrafię to opanować.
Lekarz przepisał 'Estazolam' w przypadku problemów z zasypianiem i to by było na tyle. Na własną rękę zaopatrzyłam się w Persen i Validol, ale to działa bardziej jak placebo - żeby się nie nakręcać i uspokoić. Absolutnie żaden z tych leków nie pomaga w usunięciu objawów, po Estazolamie wcale nie śpię, wręcz przeciwnie - potrafię przeleżeć do 5 rano. Ciśnienie sprawdzam kilka razy na dzień, jest w normie. Puls zwykle jest w granicach 60-65, czasem skacze do 100 (rzadko). Nie mam ostatnio żadnych stresujących sytuacji...
Wg lekarza jestem zdrowa jak ryba, mam się nie stresować i będzie ok. Ale jeszcze jeden taki dzień i chyba zwariuję....
napisał/a: P_A_T_R_Y_C_J_A 2010-10-25 06:54
No właśnie... Niby jesteśmy zdrowe jak ryby... Ale jak żyć z tą nerwicą? :( i czy kiedyś to się skończy??
napisał/a: Cykoria 2010-10-27 19:09
nanette napisal(a):Od mojego ostatniego ataku minął ponad tydzień i mogę powiedzieć ze minione dni mam wyłączone z życiorysu.
Zaczyna się zwykle parę h po przebudzeniu, drętwieje mi górna szczęka. Potem łapię się na tym, że nie mogę usiedzieć w miejscu, skoncentrować się na niczym. Do tego kłucie w sercu, czasem po prawej stronie klatki piersiowej ból przedramienia i najbardziej uciążliwe - ból uszu (jak przy zmianie ciśnienia). To wszystko nie jest jakieś 'nie do zniesienia' - po prostu strasznie męczące, nie ustępuje dopóki nie zasnę i nie pozwala mi na jakiekolwiek działanie. Czasami tylko miewam to uczucie 'zaraz zemdleję', ale potrafię to opanować.
Lekarz przepisał 'Estazolam' w przypadku problemów z zasypianiem i to by było na tyle. Na własną rękę zaopatrzyłam się w Persen i Validol, ale to działa bardziej jak placebo - żeby się nie nakręcać i uspokoić. Absolutnie żaden z tych leków nie pomaga w usunięciu objawów, po Estazolamie wcale nie śpię, wręcz przeciwnie - potrafię przeleżeć do 5 rano. Ciśnienie sprawdzam kilka razy na dzień, jest w normie. Puls zwykle jest w granicach 60-65, czasem skacze do 100 (rzadko). Nie mam ostatnio żadnych stresujących sytuacji...
Wg lekarza jestem zdrowa jak ryba, mam się nie stresować i będzie ok. Ale jeszcze jeden taki dzień i chyba zwariuję....


Skoro masz takie objawy to chyba jednak nie wszystko jest dobrze, nie jesteś do końca zdrowa, czasem niestresowanie się chyba nie wystarcza, możesz udać się do lekarza który jakoś będzie w stanie Tobie pomóc opanować te objawy, chodzić na terapię, ja miałam taki moment że nie mogłam wytrzymać z tym wszystkim i poleciałam zapłakana na oddział ratunkowy, naprawdę myślałam że nie wytrzymam ani minuty dłużej, to było apogeum, nie do zniesienia, ale odesłali mnie do domu mówiąc że mam iść do rodzinnego a ten skieruje mnie do neurologa albo psychiatry, ponieważ już wcześniej na pogotowiu skierowali mnie do PZP bo stwierdzili że mi nie pomogą, że to nerwica, zapisałam się do psychiatry, dostałam leki, lekarz skierował mnie do psychologa i jest lepiej, nie fantastycznie ale już nie budzę się w nocy z czuciem że umieram, że zaraz serce mi eksploduje, że nie złapię powietrza, i inne objawy też słabną, jeszcze są ale już nie ciągle, nie takie nieznośne.
napisał/a: kiki51 2010-10-28 11:35
nanette napisal(a):Moim problemem jest długotrwałe i nieustępujące przemęczenie/zniechęcenie, tak naprawdę bez przyczyny (typu ciężka stresująca praca itp), od tego się zaczęło. W sumie przesypiam każdą wolną chwilę. Nikt jeszcze nie zdiagnozował przyczyny tej ciągłej ospałości, podejrzewam że może być to jeden z objawów niedoczynności tarczycy, ale już 1.5 roku minęło i jakoś wyleczyć/zaleczyć tego nie mogą...przez to rozwalam resztę swojego życia bo nie jestem w stanie normalnie funkcjonować :) i chyba stąd ten stres. Nie wiem...ostatnie kilkanaście miesięcy mam wyłączone z życia, nie wiem ile to jeszcze potrwa...


Pisze tu 1 raz. u mnie sama nie wiem co było 1-sze: tarczyca jeszcze raz taka duża czy 1-szy atak lęku. Nie myśle tu nawet o strachu przed czymś wielkim: np. wymioty przed połowinkami, egzaminem itp. To była błahostka. 1-szy atak lęku był w 2kl. liceum, w domu jak co niedziela niosłam kawę cioci i zaczęły mi się trząść ręce. Potem znów za tydzień, więc zaczęłam unikać tej sytuacji, no wiecie wychodzenie z domu, a najczęściej siedziałam akurat w toalecie i mama nosiła kawę. Potem były objawy w szkole przy tablicy u wychowawcy, który nas nie lubił. To nie były odp. na ocenę, tylko tak w trakcie zadań na lekcji. Potem trzęsły mi się ręce w domu przy imieninach, świętach przy gościach z rodziny.
Na licencjacie bylo ok, nawet na matmie przy tablicy. Potem pracowałam w sklepie i było ok, ale gdy zaczęłam częściej stawać przy kasie znów to samo. Nie mogłam nigdy przy kliencie zmienić rolki a nieraz nawet obsługiwać.
Potem inna praca w urzędzie. Wtedy rozpoczęłąm też leczenie tarczycy. Brałam jod i euthyrox, który zmniejszył tarczycę, ale wywołał nadczynność ze wszystkimi jej objawami. Najgorsze były ranki, bo już notorycznie drżały mi ręce. Także byly codzienne uniki przed robieniem kawy, a wiecie jak współpracownicy na to reagują. Aby się przełamać robiłam ją sobie później po pół kubka i jakoś donosiłam do biurka ale tylko sobie.
A propos leczenia tarczycy, u mnie eutyrox wywoływał dodatkowe poranne drżenia rąk. I tu życie uratował mi endokr. dał mi propranolol. Brałam go co dzień małą dawkę. Nadal go biorą gdy mam coś do podpisania na mieście lub obiady rodzinne. Potem skończyła mi się umowa pracy, nie mogę nic znaleźć, chodziłam do prac fiizycznych z koleżanką, choć mam mgr. W małym miasteczku nie ma pracy. Jeszcze prawko, ze strachu-leku nie poszlam na jazdę ani razu, teorie zaliczyłam super u instrukt, a na jazdę nie poszłam bo już sam telefon na mnie podziałał: zaczęłąm się trząść, serducho waliła, zawroty glowy, giętkie nogi, szumy w uszach..... Zaczęłam się leczyć u psychiatry, ale już prawie rok i nie mogę natrafić na leki, dodatkowo mama twierdzi że lepiej bym znalazła pracę, a nie wymyślała choroby. Ona mnie tak stresuje, że niedawno propranolol znów zaczęłam brać rano aby nie trzęsły mi się ręce przy obiedzie z rodzicami. Niedługo, jak wyszykują mi górę mam iść na własną kuchnię, i nie wiem za co mam żyć, bo nie pracuję. Wtedy to chyba całkiem się załamię, bo już chyba lepiej teraz gdy mama się do mnie nie odzywa ale mam chociaż co jeść. Nawet przeszkadzało jej że jakiś czas pisałam teksty i zarabiałam przez net.
Także u mnie tarczyca jest już ok, a nerwica zostala z coraz liczniejszymi objawami, jak depresja, ataki serca (1 był na pogotowiu, potem gdy zakuło starałam się o tym nie myśleć, brałam książkę, włączałam kompa lub tv), które już opanowałam czasem zakuje.
Ale się rozpisałam, a chodziło mi o tarczyce, jeśli Tobie nie pomagają leki może zmień endo, ja tak robiłam i udało mi się zaleczyć tarczycę. Pozdrawiam wszystkich
napisał/a: konachan 2010-11-05 14:43
Witam ponownie i dziękuję za odpowiedzi.

Od mojego pierwszego postu tutaj minął zdaje się równy miesiąc, dzień w dzień mam atak (słabszy lub mocniejszy ale zawsze jest). Zaczyna się parę h po przebudzeniu (jeżeli uda mi się zasnąć), bo ostatni tydzień prawie nie sypiam. I teraz po kolei objawy: ;P Jak powiedział mój lekarz - organizm pozbywa się nadmiaru stresu.

- kłucie w sercu, klatce piersiowej, ból serca - na to już nie reaguję nawet, przyzwyczaiłam się, wiem że to jest objaw nerwicowy a nie fizyczny atak np. wiec jest ok. Po prostu nie przejmować się tym, a przejdzie :) (wiem, łatwo powiedzieć)
- duszenie w klatce piersiowej, problemy z oddychaniem - to też norma, i na to pomaga mi Validol. Po jednej tabletce jest ok, czasem dwie. Lub Persen. Validol działa tak bardziej od razu w moim przypadku, Persen po parunastu minutach.
- drętwienie górnej szczęki (wrażenie 'rozsadzania' zębów) i drętwienie palców dłoni - no z tym mam problem, nie mogę się pozbyć.
- szybkie zmiany jakby 'ciśnienia' w uszach 'migotanie' - strasznie wredne, niepokojące. Trwa kilkanaście min dziennie i też już się przyzwyczaiłam -.- Nie ma to bynajmniej związku z ciśnieniem - które cały miesiąc mam idealne.
- drętwienie twarzy, szyi - j.w.
- od tygodnia mam gorączkę, 37.5 - 38 C. Nie wiem od czego, nie mam absolutnie żadnej innej choroby.
- brak apetytu, a wręcz przeciwnie - mam mdłości na samą myśl o jedzeniu lub piciu. Mija nad ranem, więc jem wtedy ile wlezie by starczyło na cały dzień ;P

Byłam wcześniej u lekarza, zalecił neurologa i psychologa. Byłam już u obu, i pozwolę sobie zacytować googla:

"Neurolog kieruje pacjenta do psychologa bądź psychiatry, jeżeli nie znajduje przyczyny dla objawów typowo neurologicznych (np. zawroty głowy, uporczywe bóle głowy), a istnieje podejrzenie, że mają podłoże nerwicowe."

Więc zostaje psychiatra (psycholog to rozmowa i próba pozbycia się źródeł stresu, psychiatra pomaga w skutkach - tak mi się wydaje...). Dostałam dzisiaj tabletki od internisty o nazwie Tranxene 5mg, 2 x 1, mam nadzieję, że chociaż do czasu wizyty mi pomogą, bo każdy wieczór to dylemat: dzwonić już na pogotowie czy przetrzymać.

Pozwolę sobie również udzielić małej rady, mianowicie w przypadku szukania lekarza kierowałam się stroną z rankingiem lekarzy. Jedynie co mogę dodać to że opinie o lekarzach z jakimi miałam przyjemność i nieprzyjemność się widywać, pokrywają się z moimi i moich znajomych. (Wiem, że nie jest to żadną regułą, jednak w moim przypadku omijam i odradzam dwóch lekarzy endokrynologów którzy zapisują dawki na ślepo, praktycznie nie patrząc na wyniki, w związku z czym znajomi teraz mają problemy)

Ciekawostka nie związana z tematem - w marcu miałam wyniki badań z niedoczynnością tarczycy, od tego czasu nie przyjmowałam żadnych leków, dzisiejsze badania pokazują TSH w normie. Także...samo się wyleczyło. (sic)

Pozdrawiam :)
napisał/a: obsesja1 2010-11-12 16:57
Witam wszystkich!
Chciałabym nawiązać kontakt e-mailowy z kimś kto walczy z nerwicą tak jak ja!
Podaję mój adres: obsesja99@poczta.fm.
Razem będzie raźniej:)
napisał/a: Myszaki 2010-11-18 01:29
Przyłączę się i ja :)
Bardzo jej nie lubię, gra ze mną, próbuje zmusić mnie, żebym zaczęła się stresować, że coś mi jest ... że serce chore, że wylew krwi do mózgu - bo przecież drętwieje gdzieś tam nad uszami:), że zaraz się uduszę bo jakieś olbrzymie niewidzialne cielsko siedzi mi na piersiach, że lada sekunda stracę przytomność a co gorsza życie, bo przecież tak słabo się czuję i ten oddech taki niepewny .... siedzi małpa przy mnie i mi tak dokucza, a tu uszczypnie - żeby zapiekło, a tam uściśnie - żeby zabolało, tam gdzieś posmyra - żeby były ciarki , tam znowu uciśnie - żeby zdrętwiało ... ubaw ma z tego po pachy i cieszy się jak jej się uda ... znowu zrobić mnie w chu...a :) Taka jest wredota z niej potworna. Zanim ją koło siebie zobaczę to już ją wyczuję .... śmierdzi to dziadostwo na odległość kilometra, cuchnie przebiegłością, ciągnie się za nią odór oszustwa!!!
Okropne, przylepiła się do mnie i mi szepce do ucha, że nikt jak ona nie pokocha nikt tak wierny jak ona nie będzie, że ona w każdej złej chwili ze mną będzie... a potem nawet tę złą chwilę ze mną przeanalizuje. Pięknie brzmi, a jak pięknie wygląda .... ciekawe tylko dlaczego jest szczerbata i jakaś taka ... jakaś taka niesymetryczna! Musiała wiele razy dostać po gębie za takie dotrzymywanie towarzystwa ... phii sama ją teraz kilka razy zdzieliłam, bo mi szarańcza znowu przylazła, wypełzła nawet nie wiem skąd, rozłożyła się w fotelu, mrugnęła mi okiem i zaczęła pieszczoty. To ja jej okiem odmrugnęłam i robię swoje, totalna akcja ignorancja. Haa to nie taki prosty przeciwnik, przysunęła bliżej krzesełko i zaczęła bardziej dręczyć - jak mogę ją ignorować?? przecież tyle jej już u mnie nie było! jak mogę nie tęsknić?? nawet rzuca hasła o zdradzie, że niby ja ją!!! kiedy i to mojej uwagi nie przyciąga to wredota wyciąga najcięższy kaliber i zaczyna mnie potrząsać, jakieś takie dziwne szamaństwa odczynia - w głowie mi się już kręcić zaczyna, coś żołądek nie taki jak trzeba ....a ona daje wybór .."albo sraczka albo żyganko - wybieraj!!"
Dalszy ciąg ignorowania tej wstrętnej istoty zazwyczaj przynosi pozytywne skutki, strasznie nie lubi jak się człowiek zajmie czymś innym nie ją, i w końcu bierze dupsko w troki!!!!
Właśnie sobie ode mnie poszła, obrażona - bo niepochlebnie się o niej wyraziłam. I dobrze, niech się gniewa,a niech się obraża i boczy ... będę miała święty spokój!!!!
No i o to właśnie chodziło :) mogę spokojnie spać :)
Pozdrawiam dziewczyny
napisał/a: obsesja1 2010-12-10 08:28
Witam wszystkich!
Chciałabym nawiązać kontakt z użytkownikiem Violka.
Pisze tak jakby pisała o mnie.
Mój adres obsesja99@poczta.fm
Pozdrawiam wszystkich!
napisał/a: tofi2 2011-04-23 22:06
witam.
Znalazłam ten temat, bo walczę z czymś co walczy ze mną....

Od pól roku "na poważnie" źle się czuję i zmagam się z "czymś" co utrudnia mi normalne funkcjonowanie.. :( oczywiście- wszystkie badania ok, sercowe i inne, neurolog, endokrynolog + wszystkie boreliozy itp. Wizyta na pogotowiu- a jakże! badania w szpitalu- ok. kroplówka z potasu i magnezu, oraz coś uspokajającego (hydroksisinium?) Zaczęlo się właściwie nagle i trzyma.
Objawy- takie jak opisujecie, nic oryginalnego :( Kołatanie, drętwienie, mrowienie, osłabienie, lęk, niepokój, ucisk, uczucie "odrealnienia" itp
Ale mam pytanie- wątpliwość: czy ataki nerwicy (bo to sugerują lekarze, choć nie chciałam im wierzyć i dalej szukałam...)mogą pojawić się nagle? bez zdenerwowania? bez sytuacji stresowej???

bardzo będę wdzięczna za informcje, bo już nie wiem czego szukać i do jakiego lekarza iść (laryngolog, okulista- byłam...)
pozdrawiam serdecznie i Wesolych Świąt!! :D
napisał/a: konachan 2011-04-23 23:57
Witaj, Tofi

w moim przypadku są to problemy z tarczycą + długotrwały wieloletni stres + (o raczej niskim natężeniu ale jednak). Trzymało 4 miesiące bez przerwy, teraz jest już lepiej. Jak to powiedział lekarz 'organizm musi się tego pozbyć'. Zaczęło się nagle, parę tygodni po stresującym okresie, bez bezpośredniej przyczyny.

Raczej, tak myślę (powtarzam co udało mi się w necie wyszperać;P), atak nie pojawi się po nagłej, pojedynczej sytuacji stresowej typu rozwód, śmierć bliskiej osoby itp. (chyba że osoba jest bardzo podatna). Zwykle jest to ciąg problemów, nawet jeżeli na co dzień są one 'dławione', pomijane bądź nawet nieuświadamiane. (często są to problemy z przeszłości, które 'wychodzą') To może być także jakaś pierdoła, np. konfliktowi sąsiedzi w bloku itp. przez parę tygodni, stres narasta powoli i bah;P

Z lekarzami... Jeżeli endo + neurolog jest w porządku... może psycholog? Nie skorzystałam osobiście (kiepsko z psychologiem w mojej okolicy). Jeżeli masz jakieś problemy rodzinne, w pracy/szkole, finansowe itp itd - było by dobrze nauczyć się z nimi radzić (bo pozbyć często się nie da...). Jak nie rozmową, to tabletką (od tego już chyba jest psychiatra - raczej mój lekarz twierdzi ze to ostateczność - przyzwyczajanie organizmu do coraz silniejszych dawek itp itd.+ nauczenie organizmu 'pójścia na łatwiznę'). Dopóki da się z tym żyć i łagodzić, zero tabletek..). Jeżeli uważasz, że nie posiadasz większych problemów i wszystko gra - może jakieś badania...może brak jakiegoś pierwiastka wywołuje te objawy? Przede wszystkim znaleźć przyczynę.

Wesołych i beznerwicowych Świąt ;P
napisał/a: tofi2 2011-04-26 17:23
...i po Świętach
Dziękuję, Nanette, za odpowiedź! medycznie jestem "obadana", jeszcze teraz dostałam skierowanie na jeden komplet badań, ale tak jakoś bez przekonania mi lekarz wypisał...
U mnie to właśnie tak wyglądało- dlugi stres, w miarę stały, nic nagłego i nagle się posypało.
Sama pracuję w branży pokrewnej psychologii i pewnie dlatego też mi trudno uporać się ze świadomością, że to psychiczne a nie "somatyczne" dolegliwości. Strasznie mi to utrudnia życie
pozdrawiam i życzę udanego Długiego Weekendu!!